Rozdziały w każdą niedzielę.

niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 7

Do zobaczenia

  Pogoda była wspaniała, świeciło słońce, bezchmurne niebo, a ja siedzę w swoim pokoju i próbuje się nauczyć grać na gitarze jedną z piosenek The Wanted- „Good day for love to die”. Mam sentyment do tego utworu, zwłaszcza po kilku niemiłych doświadczeniach. Jedyne, co dzisiaj zrobiłam, to się jako tako ogarnęłam i zjadłam śniadanie. A z muzyką samo wyszło. Dawno nie grałam i kiedy robiłam w szafie porządek z butami, zobaczyłam na samym dnie czarny futerał. Nie mogłam się powstrzymać. Już prawie bezbłędnie potrafiłam zagrać i zaśpiewać, ale nie dane mi było dłużej ćwiczyć, bo mama zawołała na obiad. Trochę niechętnie odłożyła gitarę i Zeszłam na dół. Jak się okazało byłam ostatnia. Zajęłam swoje miejsce przy stole i po krótkim "Smacznego" zaczęliśmy jeść. Akurat dzisiaj mama zrobiła rosół. W jej wykonaniu jest najlepszy na świecie i nigdy nie spotkałam kogoś, kto lepiej by przyrządził moją ulubioną zupę. Po posiłku chciałam wrócić do swojego pokoju, ale tata mnie zatrzymał.
-Sun, pogoda jest ładna, wyszłybyście z Luzią na dwór.- Popatrzyłam na niego miną typu "Dlaczego ja'', jednak się nie spierałam i udałam się w stronę sypialni Lou. Zapukałam, żeby nie było i nie czekając na odpowiedź, weszłam. Zobaczyłam jak siostra przymierza swoje rolki.
- Zbieraj się, idziemy na spacer.
- A możemy na rolki? Dawno nie jeździłyśmy.- Nie byłam do tego zbyt przekonana. Radziłam sobie nie najgorzej, ale fakt faktem ostatni raz miałam je na nogach ponad miesiąc temu. Luizka widząc moje niezdecydowanie zrobiła oczy kota ze Shreka i teraz nie potrafiłam odmówić.
- No dobra, możemy iść na rolki, ale nie śmiej się jak się wywrócę.
- No nie wiem, mogę spróbować.-przybrała minę aniołka- To za dziesięć minut na dole. Papa.
Wróciłam do siebie i zaczęłam szukać w szafie rolek. Nie dawno je widziałam i przecież wcale nie są takie małe., żeby ich nie zauważyć. Moment! Przecież chowałam je pod łóżko. Problemy z pamięcią w tak młodym wieku nie wróżą nic dobrego. Zmieniałam jeszcze strój, czyli założyłam bluzkę z dużym napisem z tyłu " I love The Wanted"- prezent od Viki i do tego jeansowe shorty. Tak ubrana zeszłam do salonu. Założyłam rolki i razem z Lou wyszłyśmy z domu. Na początku szło mi nie najlepiej, bo tuż przed furtką prawie upadłam. Prawie, bo w ostatniej chwili złapałam się Luizki. Dopiero teraz zauważyłam, że ma na sobie bluzkę taką jak moja tylko z napisem "I love 1D". Też dostała ją od Viki. Postanowiłam jeszcze przez kilka minut poćwiczyć moją koordynację ruchową na rolkach przed domem i kiedy siostra stwierdziła, że jest dobrze, skierowałyśmy się w stronę parku. Najpierw jeździłyśmy wzdłuż alejek, zapoznając się z otoczeniem. O tej porze było w nim bardzo wiele ludzi i to nie tylko mieszkańców Londynu,  ponieważ zauważyłam też kilka grup turystów, którzy robili sobie zdjęcia. Tak się na nich zapatrzyłam, że przez przypadek wjechałam w jakiegoś staruszka. Na szczęście go nie przewróciłam. Chciał mnie zasztyletować wzrokiem. Zaczął się denerwować i wymachiwać laską krzycząc, że jak nie potrafię jeździć to w ogóle nie powinnam zakładać rolek, ale po długich przeprosinach dał mi spokój. Lou w tym czasie kilka metrów dalej leżała na trawie umierając ze śmiechu.
-Ha ha ha. Bardzo śmieszne.- powiedziałam siadając obok niej.
-Ale to naprawdę było przekomiczne- odpowiedziała, ocierając łzy. W sumie to chyba pół parku słyszało jego wrzaski. Postanowiłam się z tym nie przejmować.
- Dobra mniejsza o to. Jak się dogadujesz z dziewczynami z klubu?
- Świetnie. Wiesz, że Camila i Jenna też są directionerkami jak ja?-  powiedziała entuzjastycznie.- A wiesz, co to znaczy?
- Że nie wiedzą co dobre i zbłądziły na swojej drodze życia?
- Właśnie, że wiedzą, co jest najlepsze, bo wolą 1D niż TW.
- The Wanted jest lepsze.
- Nie Prawda!
- Zakład? Robimy wyścig. Kto wygra, ma rację- zaproponowałam z uśmiechem. Byłam pewna swojego zwycięstwa, bo przecież pierwsze miejsce w międzyszkolnych zawodach o czymś świadczy (chociaż to było rok temu).  Lou się zgodziła. Ustawiłyśmy się obok siebie. Wygrywał ten, kto pierwszy okrąży dwa razy  park. Bez oszukiwania.
-3...2...1...START!!!- krzyknęłyśmy równocześnie.
Nie sądziłam, że ten wyścig może być tak zabawny. Lou radziła bardzo dobrze, co mnie mile zaskoczyło. Jednak po pierwszym okrążeniu i tak miałam nad nią przewagę.  Żeby nie było jej smutno, postanowiłam odrobinę zwolnić i dać jej małe fory, bo tuż przed metą spokojnie mogłam nadrobić stracony czas. Poczekałam aż Luizka mnie dogoni. Gdy byłyśmy obok siebie, młoda zaczęła mnie wyprzedzać. Nie ma tak dobrze! Chociaż... Zbliżał dość trudny zakręt, więc teraz muszę jechać tuż za nią. Lou się rozpędziła, a ja nie zamierzałam zostawać w tyle. Chwilunia. Czemu ona zaczyna hamować i skręcać? W momencie gdy gwałtownie skręciła w lewo, zauważyłam stojącego do mnie tyłem staruszka, który kilkanaście minut temu wrzeszczał, że nie potrafię jeździć. Już nie mam szans żeby go ominąć. Po lewej stronie jest ławka i grupka ludzi, więc nie mam wyboru. W ostatniej chwili uniknęłam zderzenia ze staruszkiem szybko skracając w prawo. Kątem oka zauważyłam jak Lou z daleka na mnie czeka. Nagle poczułam, że na coś, a raczej na kogoś wpadam i ląduję na trawie. Ałłał. Próbowałam usiąść, ale ten ktoś na mnie leżał. Po chwili "moja ofiara" wyciągnęła do mnie rękę, żeby pomóc mi wstać.  - Sun? Nic ci nie jest?
- Nie... - odpowiedziałam nie patrząc na rozmówcę.  Przecież skądś ja znam ten głos.- Derek?! Co ty tu robisz?
- Wybrałem się na mały spacer i było całkiem przyjemnie póki nie wylądowałem na ziemi.
- Przepraszam, nie chciałam żeby tak wyszło, ale to było naprawdę konieczne.
-Ok, nie gniewam się, ale za, że na mnie wpadasz i chcesz podać konkretnego powodu,  to jutro cię gdzieś zabieram i nie przyjmuje sprzeciwu.- posłał mi uśmiech nr pięć. Jak ładnie się uśmiecha ...
 - No dobrze- powiedziałam lekko zaskoczona własną uległością. Pożegnaliśmy się i wróciłam do Luizki, która już się nudziła.
- Kto to był?- zaczęła od razu swoje przesłuchanie.
- Derek, znajomy z klubu.
- Umówiliście się? Zaprosił cię na randkę?
- Spotkamy się jutro, ale to nie jest ranka. Idziemy na lody?- zaproponowałam chcąc zmienić temat. Lou się zgodziła. Po kilku minutach rozkoszowałam się chłodnym deserem o pysznym czekoladowym smaku. Młoda natomiast wybrała dla siebie dwie gałki śmietankowo-truskawkowych. Zrobiłyśmy sobie jeszcze małą sesje fotograficzną i postanowiłyśmy wrócić do domu, bo w końcu ponad dwie godziny w parku to trochę dużo.

Kiedy zdjęłam rolki,  z ulgą poszłam do swojego pokoju i pierwsze co zrobiłam, to wzięłam prysznic. O tak, tego mi było trzeba. Z mokrym włosami zeszłam do kuchni. Nalałam do kubka mleka, nałożyła na teatrzyk kilka muffinek, które wczoraj upiekłam i z takim ekwipunkiem wybrałam się do biblioteczki. Wybrałam książkę ciekawie się zapowiadającą i wygodnie leżąc z jedzeniem w zasięgu ręki zaczęłam czytać. Historia tak mnie wyciągnęła, że nawet się nie zorientowałam, kiedy była 21.00. Odniosła puste naczynia i nie ukrywam- byłam zmęczona. Dlatego z wielką radością położyłam się w łóżku i od razu zasnęłam.

*Rano*
- Sun, wstawaj! Musisz coś zobaczyć!
- Louis złaź że mnie natychmiast i wyjdź z mojego pokoju- Powiedziałam że złością, bo nie lubię być budzona przez krzyki tuż nad uchem. Lou jednak nadal stała obok mojego łóżka.
- Nie słyszałaś?
- Ale to ważne!!!
- Daj mi dziesięć minut na ogarnianie się...- rzuciłam krótko i zabierając ubrania na dziś, poszłam do łazienki. Szybko się umyłam i doprowadziłam do stanu normalności. Swoją drogą, ciekawe co Młoda chciała mi pokazać. W pokoju już nie było Lou, ale za to na łóżku leżał jej laptop z otwartą jakąś stroną internetową i artykułem.. Zaczęłam czytać. Coś o trasach koncertowych, że się gdzieś tam pokrywają, coś o wojnie między fandomami i jakieś zdjęcia. Z brak laku postanowiłam przejrzeć też galerię. Jakieś fotki z koncertów, nawet z pojawiły się zdjęcia z wczorajszego koncertu The Wanted w Berlinie. Całkiem fajnie się bawili. I jeszcze jedno zdjęcie, które nie chciało mi się załadować. Poczekam i przeczytam w tym czasie opis. Zjechałam w dół strony. "Czy fanki 1D i TW nigdy nie dojdą do porozumienia? Oto dowód, że jednak wszystko jest możliwe." Ciekawe. Ponownie przesunęłam stronę górę i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Na zdjęciu byłam ja i Lou podczas wczorajszego wypadku do parku. Byłyśmy tyłem, tak że widać było napisy na naszych koszulach. Gdybym wiedziała, że będę zdjęciu, założyłabym inne shorty. chociaż te wcale nie wyszły tak źle.  Skopiowałam szybko link i wysłałam go Viki z dopiskiem : "twoje koszulki stają się sławne ;-)".
Zeszłam do kuchni na śniadanie. jak się spodziewałam, musiałam je sama sobie zrobić,  więc wybrałam coś łatwego (czyt. Płatki z mlekiem). Usiadłam z miską przed telewizorem i skakałam po wszystkich kanałach. Nagle zauważyłam Spongebob'a. Co z tego, że mam osiemnaście lat? Z bajek nigdy się nie wyrasta. Mogłabym tak siedzieć godzinami, ale brutalna rzeczywistość miała wobec mnie inne plany. Zaczął dzwonić telefon. Niechętne zeszłam z kanapy i po krótkiej próbie zlokalizowania źródła dźwięku, poszłam do swojej sypialni.
- Słucham!- odpowiedziałam akceptując połączenie- Cześć Sun, mówi Joan, instruktorka zumby.
- O, cześć. Coś się stało, że dzwonisz?- co jak co, ale takie telefony są zawsze spowodowane czymś ważniejszym.
- W sumie to tak. Pewne sprawy rodzinne wymagają mojej obecności i z tego powodu dzisiaj nie będzie zajęć. Przepraszam, że tak późno o tym mówię, ale sama się dopiero dowiedziałam- w jej głosie słychać było nutkę smutku.
-No dobrze. Cieszę się że mi o tym mówisz i nie martw się każdemu może czasem coś wypaść.
- Dzięki że rozumiesz. Miłego popołudnia, cześć.
- Nawzajem, pa- Niestety Joan tego już tego nie usłyszała, bo się  rozłączyła. Trochę zawiedziona wróciłam na kanapę.  Ledwie usiadłam, mój telefon zaczął znów dzwonić.
- Słucham?-  jakiś numer, którego nie znam.
-Cześć Sun, Jakie plany na popołudnie?- chyba znam skądś ten głos…
-Zależy kto pyta- odpowiedziałam nadal usilnie myśląc z kim rozmawiam.
- O przepraszam, z tej strony Derek- słychać było jak się zaśmiał.- Dzwoniła już do ciebie Joan?
-Tak, przed chwilą.
-To świetnie. Skoro nie ma dzisiaj zajęć to może spotkamy się dzisiaj w parku o 16.00,  w tym samym miejscu, gdzie wczoraj?
- Jasne, chętnie. A tak na  marginesie, skąd masz mój numer?
-A to… Będzie moją małą tajemnicą. W każdym razie załóż coś wygodnego i … chyba tyle. Do zobaczenia za  siedem godzin Sun.
-Do zobaczenia Derek.- Rozłączyłam się. Coś wygodnego? Rety, co on planuje? I w dodatku skąd on ma mój numer. Może od dziewczyn. Zapytam je przy najbliższej okazji.
Do salonu wpadła Lou.
- Sun, widziałaś?!
- Jasne, koszulki Viki są sławne.
- I my też!!!!! Dziewczyny mi nie uwierzą!!!
- Lou…- powiedziałam pomału- myślę, że to nie najlepszy pomysł, żeby się ujawniać.
-Czemu?
- Po prostu nie chcę tego, jeśli rzeczywiście masz kiedyś być sławna, to uwierz mi, przyjdzie na to pora.
- No okej… Ale Viki o tym będzie wiedzieć?
-Jasne!
- To super!!! Idę do pni Smith, ona ma takiego fajnego pieska. Pa!- I już jej nie było. A ja zostałam sama w domu. Postanowiłam wziąć długą kąpiel i zastanowić się, w co się ubiorę.


1 komentarz: