Truskawki czy
czekolada?
Następnego dnia miałam bardzo dobry humor.
Muszę przyznać, że mój pokój, bez tych wszystkich kartonów i z małymi akcentami
w postaci zdjęć, kilku pluszaków i książek, wygląda bardzo przytulnie. Nie
chcąc marnować dnia zabrałam (już z szafy, nie z walizki) ubrania i poszłam do
łazienki. Wybrałam jasną sukienkę przed kolano. Włosy zaplotłam w kłosa. Dziś
jest pierwsza niedziela w Londynie, a rodzice nie idą do pracy. Wypadałoby
spędzić z nimi trochę czasu. Co jak co, ale ja mam osiemnaście lat, nie osiem
więc nie będę wiecznie obrażona. Może posłucham Viki i potraktuję ten wyjazd
jak przygodę? Czemu nie. Zeszłam do kuchni i zastałam tam mamę robiącą
śniadanie.
- O Słońce,
już wstałaś. Siadaj, zrobię ci coś do
jedzenia.- powiedziała wesoło. Pierwszy raz od przyjazdu "wyszłam do
ludzi", a mama nie robi z tego wielkiego halo. Za to ją uwielbiam. Nie
wtrącała się w moje życie i nigdy poruszała tematów, o które były dla mnie
trudne. Zawsze czekała kiedy sama zacznę taką rozmowę. Dlatego nie bałam się,
że będzie komentować moje ostatnie zachowanie.
Dostałam do
zjedzenia kanapki z sałatką, szynka i serem (takie lubię najbardziej) i
herbatę.
-Dzięki
mam.- Powiedziałam i zaczęłam jeść. Po chwili moja rodzicielka dosiadła się do
mnie z identyczną porcją kanapek.
- To jakie
masz plany na dziś?
-Nie wiem
mamo. Chciałbym zrobić coś, co sprawi że chociaż przez chwilę poczuje się jak w
domu.
-Hmmm... A
może zapisałabyś się do jakiegoś klubu tanecznego albo coś w tym stylu.
Przecież chodziłaś na zumbę.- Czemu ja wcześniej na to nie wpadam? Przecież to
doskonały pomysł, pomyślałam i powiedziałam:
- Mam,
jesteś genialna!
Dokończyłam
szybko swoją porcję i poszłam do biblioteki, bo wczoraj zostawiłam tam laptop.
W sumie to w pokoju tylko na jednej ściance były regały z książkami, a resztę
wyposażenia stanowiła mała sofa, stolik, dwa fotele i kominek elektryczny. Ale
najlepszy w tym wszystkim był duży puszysty dywan. Od razy się na nim położyłam
i zaczęłam poszukiwania jakiegoś dobrego klubu nie tylko dla mnie, ale i dla
Lou, bo ona też jest zafascynowana tańcem. Po godzinie miałam już kilka
niezłych ofert. Kolejną godzinę spędziłam na czytaniu opinii i w ten sposób
wybrałam k2k dla siostry, a dla siebie klub, którego nazwy nie mogłam
zapamiętać. Dodałam strony do zakładek i
weszłam na skype'a. Niestety nie było Viki. Szkoda. Zaczęłam przeglądać nasz
domowy księgozbiór, ale nie dla tego, że chciałam poczytać. Po prostu byłam
ciekawa jakie pozycje się w nim znajdują.
W salonie
tata oglądał jakiś film przygodowy. Osobiście wolę komedie romantyczne, ale z
braku lepszego zajęcia dołączyłam się do
niego. Trochę rozmawialiśmy, trochę komentowaliśmy akcję i tak zleciał nam czas
do obiadu. Pomogłam mamie nakrywać do stołu. Rodziny obiad to coś, czego
zdecydowanie mi brakowało. W Polsce zawsze w niedziele jedliśmy razem. To już
jest nasza mała tradycja. Zjadłam pół porcji, ale czułam się najedzona.
Próbowałam dokończyć resztę, jednak nie potrafiłam się do tego zmusić.
Poczekałam jak wszyscy skończą i udałam się na taras. Pogoda jest wspaniała, po prostu wymarzone
lato, więc trzeba to wykorzystać. Położyłam się wygodnie na leżaku i zamknęłam
oczy. Promienie słońca przyjemnie łaskotały moją twarz. Żyć nie umierać.
Rozkoszowałam się tym do chwili, kiedy nie usłyszałam mojej okropnej
siostry wyjącej do piosenek 1D. Ja
rozumiem, że jest fanką (chociaż gorzej wybrać nie mogła) i czasem chce
pośpiewać, ale nie każdy musi tego słuchać i może nie każdy to lubi.
Zdenerwowana wróciłam do domu i skierowałam się w stronę pokoju Lou. Zapukałam,
żeby nie było, ale zostałam zignorowana. Nie ma tak dobrze. Wchodzę.
- Lou,
przestań się wydzierać!
- Ja śpiewam
i masz mi nie przeszkadzać!
-Nie będę
słuchać tych... tych... GŁUPOT!!!
-One Direction to nie głupoty. Oni
są najlepsi i masz mi nie przeszkadzać!!!
- Najlepsi
to mogą być, ale w denerwowaniu mnie!!! Weź to ścisz!
- Oczywiście
siostrzyczko- specjalnie mnie tak nazwała, bo wie, że tego nie cierpię. Już
chciałam wychodzić, gdy usłyszałam jeszcze głośniejsze wycie. Odwróciłam się
wściekła.
- Miałaś
ściszyć.
-Miałaś
wyjść. Jak ci nie pasuje to nie słuchaj.
- To nie
puszczają tego głupiego 1D!
- Głupie to jest, ale to twoje TW!
-Spadówka od
mojej muzyki!
- To wypad z
mojego pokoju!
Nie mam już
cierpliwości do tej małolaty. Nie dość, że słucha 1D non stop, to jeszcze śmie
obrażać The Wanted. Tego było za wiele. Mogłabym się z nią długo kłócić, ale to
nie ma żadnego sensu. Jedynie pogorszy sprawę. Zła jak osa wyszłam z pokoju
"delikatnie" trzaskając drzwiami. Nagle z czymś, a raczej z kimś się
zderzyłam i upadłam. Mnie już nic nie zaskoczy, więc kiedy zobaczyłam Nathana,
pierwsze co mi przeszło do głowy, to ile słyszał z naszej kłótni. Chłopak
pomógł mi wstać i zapytał jak często odbywam takie pogawędki z Luizką, czyli
pewnie stoi tu już kilka minut. Zgodnie
z prawda odpowiedziałam, że codziennie.
- To nie
zazdroszczę. Może pójdziemy na spacer, skoro tak cię denerwuje Lou.
- Chętnie.-
odparłam po czym dorzuciłam- No ale nie
przeszkadzałoby ci słuchanie codziennie 1D? Bo jakoś w to nie wierzę.
- No dobra.
Jednego dnia bym z nimi nie wytrzymał- przyznał po krótkim namyśle. Najpierw
poszliśmy do parku. Dokładniej mówiąc Nath mnie tam zaprowadził, ponieważ nie
znałam Londynu. Chodziliśmy wśród alejek rozmawiając o wszystkim tak, jakbyśmy
się znali od dawna. Chociaż Nathan więcej pytał o mnie niż mówił o sobie, to
nie byłam z tego powodu niezadowolona. Czułam się przy nim tak swobodnie jak
przy Viki, więc w pewnym momencie wymsknęło mi się:
- Dzięki, że
dzisiaj przyszedłeś i zabrałeś mnie na ten spacer. Pewnie minąłby jeszcze
tydzień, zanim wyszłabym z domu.
- Serio z
domu nie wychodziłaś?- zapytał zaskoczony.
- No nie, a nawet
gdybym wyszła, to bym się zgubiła po dwóch minutach. Co jak co, ale mam
beznadziejną orientacją w terenie.- Przyznałam śmiejąc się. Niespodziewane Nath
się zatrzymał. Zrobiłam to samo i spojrzałam na niego z miną typu "o co
chodzi?".
- Skoro dzisiaj
pierwszy raz jesteś na mieście to trzeba to uczcić.
- Żarty
sobie robisz?
- Mówię
poważnie. Chodź, znam bardzo fajne miejsce. - Nie bardzo mnie przekonał. Widząc
moje niezdecydowanie złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić w nieznaną mi
stronę. Nie protestowałam. Po pięciu minutach doszliśmy do jakiejś kawiarni.
Całkiem fajne miejsce, bardzo gustownie urządzone. Nathan zaprowadził mnie do
małego ogródka na tyłach kawiarni, wybrał stolik i zapytał:
- Truskawki
czy czekolada?
- Ale po co
pytasz?
- Nie
odpowiada się pytaniem na pytanie. Truskawki czy czekolada?- powtórzył. Trudna
decyzja. Zdecydowałam się na truskawki. Chłopak zniknął w środku, a ja
dyskretnie przyglądałam się ludziom przy
innych stolikach. Po chwili Nathan
wrócił i postawił i przede mną ogromny pucharem z deserem składającym się ze świeżych truskawek
polanych czekoladą i bita śmietana, do tego gałka lodów waniliowych i kolorowa
posypka. Wyglądało przepysznie i nie gorzej smakowało. Nath zamówił sobie to
samo.
- Jeśli
chodzi o Lou, to dam ci pewną radę.
- Słucham
Panie Wszechwiedzący.- próbowałam zrobić do tego w miarę poważną minę, jednak
kiedy spojrzałam na Nathana, nie wytrzymałam się roześmiałam.
- Ignoruj
ją.- Czekałam aż powie coś jeszcze, ale nie odzywał się pochłonięty swoim
deserem.
- Tylko
tyle? Spodziewałam się jakiejś bardziej moralizującej gadki. - oparłam. Chłopak
jedynie się uśmiechnął i dalej pałaszował swoją porcję. Poszłam w tego ślady.
Między nami panowała cisza, ale to nawet lepiej. Myślałam nad tym, co
powiedział. Kiedyś identyczne słowa usłyszałam od Viki. Oni się zmówili czy
może oboje mają rację? Jedyny sposób, żeby się przekonać, to zastosowanie rady
w praktyce.
-Smakowało?-
zapytał kiedy zjadłam.
- Było przepyszne.
- To
wracamy?
- Chyba
najwyższa pora.
Idąc do domu
wpadliśmy na genialny pomysł. Wybraliśmy
sobie jakąś postać z bajki, a druga osoba musiała zgadnąć kto to jest.
Najlepsze było jak pomyliłam avatara ze smerfem. Nathan natomiast nie odróżniało
Kopciuszka od Śnieżki. Jeszcze nigdy się tak nie śmiałam z kimś innym niż z
Viką.
- Dasz mi
swój numer- zapytał nagle Nath.
- Jasne, daj
telefon i wpisz mi przy okazji swój- odparłam wręczając mu swój telefon.
- Gotowe. Co
robisz jutro?
- Nic
szczególnego. Może łóżko skręcę.- zastanawiałam się.
- Sama? -
zapytał z niedowierzaniem.
-Czemu nie?
Kiedyś musi być ten pierwszy raz.
- Może ci
pomogę?
- W
skręcaniu czy sprawdzaniu poziomu wygodności?.
- We
wszystkim! Znaczy eee… najpierw skręcimy, a potem coś się wymyśli - zakłopotał
się lekko, a ja zaczęłam się śmiać jak opętana. Lepiej jak skończymy te łóżkowe
tematy.
- Zrobię
wieczór filmowy, co ty na to? Może Jess by przyszła?
-Fajny
pomysł. Zbudujemy łóżko a potem obejrzymy na nim filmy.
Pożegnaliśmy
się. Z szerokim uśmiechem na twarzy
poszłam do swojego pokoju zabierając wcześniej laptopa. Złapałam Vikę na
skypie'e i opowiedziałam jej cały dzisiejszy dzień. Jej komentarz? "A nie
mówiłam, że będzie fajnie? Wiedziałam to od początku". Skromna jak zawsze.
Ona też jadła dziś truskawki po południu. Telepatia jakaś normalnie. Dowiedziałam
się też, że jutro ma pierwsza próbna jazdę. Strasznie się stresowała. Mnie też
to czeka jeśli chcę mieć prawko, ale na razie mi się nie spieszy.
______________________________________________________
Z godnie z umową jest kolejny rozdział, ale mam wrażenie, że nikt tego bloga nie czyta. Dlatego proszę Was o komentarze, bo one bardzo dużo dla mnie znaczą i z każdego małego śladu waszej obecności tutaj, bardzo się cieszę, bo dzięki temu mam ochotę pisać dalej =)
Najbliższy tydzień będzie dość ciężki, ze względu na szkołę, ale myślę, że jakoś przez to przebrnę. Po tłustym czwartku śmiało mogę powiedzieć, że przez kilka tygodni będę unikać pączków. A jak u Was było?
Kocham to opowiadanieee*.*
OdpowiedzUsuńhahaha Nathan seksoholik! hahah :D Loool XD
OdpowiedzUsuńMMM! Bomba ten rozdział i opowiadanie! :D Czekam nn! ♥♥
P.S. Zapraszam do sb..: http://heartbreak-storry.blogspot.com/
Kocham kocham kocham
OdpowiedzUsuń