Rozdziały w każdą niedzielę.

niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 7

Do zobaczenia

  Pogoda była wspaniała, świeciło słońce, bezchmurne niebo, a ja siedzę w swoim pokoju i próbuje się nauczyć grać na gitarze jedną z piosenek The Wanted- „Good day for love to die”. Mam sentyment do tego utworu, zwłaszcza po kilku niemiłych doświadczeniach. Jedyne, co dzisiaj zrobiłam, to się jako tako ogarnęłam i zjadłam śniadanie. A z muzyką samo wyszło. Dawno nie grałam i kiedy robiłam w szafie porządek z butami, zobaczyłam na samym dnie czarny futerał. Nie mogłam się powstrzymać. Już prawie bezbłędnie potrafiłam zagrać i zaśpiewać, ale nie dane mi było dłużej ćwiczyć, bo mama zawołała na obiad. Trochę niechętnie odłożyła gitarę i Zeszłam na dół. Jak się okazało byłam ostatnia. Zajęłam swoje miejsce przy stole i po krótkim "Smacznego" zaczęliśmy jeść. Akurat dzisiaj mama zrobiła rosół. W jej wykonaniu jest najlepszy na świecie i nigdy nie spotkałam kogoś, kto lepiej by przyrządził moją ulubioną zupę. Po posiłku chciałam wrócić do swojego pokoju, ale tata mnie zatrzymał.
-Sun, pogoda jest ładna, wyszłybyście z Luzią na dwór.- Popatrzyłam na niego miną typu "Dlaczego ja'', jednak się nie spierałam i udałam się w stronę sypialni Lou. Zapukałam, żeby nie było i nie czekając na odpowiedź, weszłam. Zobaczyłam jak siostra przymierza swoje rolki.
- Zbieraj się, idziemy na spacer.
- A możemy na rolki? Dawno nie jeździłyśmy.- Nie byłam do tego zbyt przekonana. Radziłam sobie nie najgorzej, ale fakt faktem ostatni raz miałam je na nogach ponad miesiąc temu. Luizka widząc moje niezdecydowanie zrobiła oczy kota ze Shreka i teraz nie potrafiłam odmówić.
- No dobra, możemy iść na rolki, ale nie śmiej się jak się wywrócę.
- No nie wiem, mogę spróbować.-przybrała minę aniołka- To za dziesięć minut na dole. Papa.
Wróciłam do siebie i zaczęłam szukać w szafie rolek. Nie dawno je widziałam i przecież wcale nie są takie małe., żeby ich nie zauważyć. Moment! Przecież chowałam je pod łóżko. Problemy z pamięcią w tak młodym wieku nie wróżą nic dobrego. Zmieniałam jeszcze strój, czyli założyłam bluzkę z dużym napisem z tyłu " I love The Wanted"- prezent od Viki i do tego jeansowe shorty. Tak ubrana zeszłam do salonu. Założyłam rolki i razem z Lou wyszłyśmy z domu. Na początku szło mi nie najlepiej, bo tuż przed furtką prawie upadłam. Prawie, bo w ostatniej chwili złapałam się Luizki. Dopiero teraz zauważyłam, że ma na sobie bluzkę taką jak moja tylko z napisem "I love 1D". Też dostała ją od Viki. Postanowiłam jeszcze przez kilka minut poćwiczyć moją koordynację ruchową na rolkach przed domem i kiedy siostra stwierdziła, że jest dobrze, skierowałyśmy się w stronę parku. Najpierw jeździłyśmy wzdłuż alejek, zapoznając się z otoczeniem. O tej porze było w nim bardzo wiele ludzi i to nie tylko mieszkańców Londynu,  ponieważ zauważyłam też kilka grup turystów, którzy robili sobie zdjęcia. Tak się na nich zapatrzyłam, że przez przypadek wjechałam w jakiegoś staruszka. Na szczęście go nie przewróciłam. Chciał mnie zasztyletować wzrokiem. Zaczął się denerwować i wymachiwać laską krzycząc, że jak nie potrafię jeździć to w ogóle nie powinnam zakładać rolek, ale po długich przeprosinach dał mi spokój. Lou w tym czasie kilka metrów dalej leżała na trawie umierając ze śmiechu.
-Ha ha ha. Bardzo śmieszne.- powiedziałam siadając obok niej.
-Ale to naprawdę było przekomiczne- odpowiedziała, ocierając łzy. W sumie to chyba pół parku słyszało jego wrzaski. Postanowiłam się z tym nie przejmować.
- Dobra mniejsza o to. Jak się dogadujesz z dziewczynami z klubu?
- Świetnie. Wiesz, że Camila i Jenna też są directionerkami jak ja?-  powiedziała entuzjastycznie.- A wiesz, co to znaczy?
- Że nie wiedzą co dobre i zbłądziły na swojej drodze życia?
- Właśnie, że wiedzą, co jest najlepsze, bo wolą 1D niż TW.
- The Wanted jest lepsze.
- Nie Prawda!
- Zakład? Robimy wyścig. Kto wygra, ma rację- zaproponowałam z uśmiechem. Byłam pewna swojego zwycięstwa, bo przecież pierwsze miejsce w międzyszkolnych zawodach o czymś świadczy (chociaż to było rok temu).  Lou się zgodziła. Ustawiłyśmy się obok siebie. Wygrywał ten, kto pierwszy okrąży dwa razy  park. Bez oszukiwania.
-3...2...1...START!!!- krzyknęłyśmy równocześnie.
Nie sądziłam, że ten wyścig może być tak zabawny. Lou radziła bardzo dobrze, co mnie mile zaskoczyło. Jednak po pierwszym okrążeniu i tak miałam nad nią przewagę.  Żeby nie było jej smutno, postanowiłam odrobinę zwolnić i dać jej małe fory, bo tuż przed metą spokojnie mogłam nadrobić stracony czas. Poczekałam aż Luizka mnie dogoni. Gdy byłyśmy obok siebie, młoda zaczęła mnie wyprzedzać. Nie ma tak dobrze! Chociaż... Zbliżał dość trudny zakręt, więc teraz muszę jechać tuż za nią. Lou się rozpędziła, a ja nie zamierzałam zostawać w tyle. Chwilunia. Czemu ona zaczyna hamować i skręcać? W momencie gdy gwałtownie skręciła w lewo, zauważyłam stojącego do mnie tyłem staruszka, który kilkanaście minut temu wrzeszczał, że nie potrafię jeździć. Już nie mam szans żeby go ominąć. Po lewej stronie jest ławka i grupka ludzi, więc nie mam wyboru. W ostatniej chwili uniknęłam zderzenia ze staruszkiem szybko skracając w prawo. Kątem oka zauważyłam jak Lou z daleka na mnie czeka. Nagle poczułam, że na coś, a raczej na kogoś wpadam i ląduję na trawie. Ałłał. Próbowałam usiąść, ale ten ktoś na mnie leżał. Po chwili "moja ofiara" wyciągnęła do mnie rękę, żeby pomóc mi wstać.  - Sun? Nic ci nie jest?
- Nie... - odpowiedziałam nie patrząc na rozmówcę.  Przecież skądś ja znam ten głos.- Derek?! Co ty tu robisz?
- Wybrałem się na mały spacer i było całkiem przyjemnie póki nie wylądowałem na ziemi.
- Przepraszam, nie chciałam żeby tak wyszło, ale to było naprawdę konieczne.
-Ok, nie gniewam się, ale za, że na mnie wpadasz i chcesz podać konkretnego powodu,  to jutro cię gdzieś zabieram i nie przyjmuje sprzeciwu.- posłał mi uśmiech nr pięć. Jak ładnie się uśmiecha ...
 - No dobrze- powiedziałam lekko zaskoczona własną uległością. Pożegnaliśmy się i wróciłam do Luizki, która już się nudziła.
- Kto to był?- zaczęła od razu swoje przesłuchanie.
- Derek, znajomy z klubu.
- Umówiliście się? Zaprosił cię na randkę?
- Spotkamy się jutro, ale to nie jest ranka. Idziemy na lody?- zaproponowałam chcąc zmienić temat. Lou się zgodziła. Po kilku minutach rozkoszowałam się chłodnym deserem o pysznym czekoladowym smaku. Młoda natomiast wybrała dla siebie dwie gałki śmietankowo-truskawkowych. Zrobiłyśmy sobie jeszcze małą sesje fotograficzną i postanowiłyśmy wrócić do domu, bo w końcu ponad dwie godziny w parku to trochę dużo.

Kiedy zdjęłam rolki,  z ulgą poszłam do swojego pokoju i pierwsze co zrobiłam, to wzięłam prysznic. O tak, tego mi było trzeba. Z mokrym włosami zeszłam do kuchni. Nalałam do kubka mleka, nałożyła na teatrzyk kilka muffinek, które wczoraj upiekłam i z takim ekwipunkiem wybrałam się do biblioteczki. Wybrałam książkę ciekawie się zapowiadającą i wygodnie leżąc z jedzeniem w zasięgu ręki zaczęłam czytać. Historia tak mnie wyciągnęła, że nawet się nie zorientowałam, kiedy była 21.00. Odniosła puste naczynia i nie ukrywam- byłam zmęczona. Dlatego z wielką radością położyłam się w łóżku i od razu zasnęłam.

*Rano*
- Sun, wstawaj! Musisz coś zobaczyć!
- Louis złaź że mnie natychmiast i wyjdź z mojego pokoju- Powiedziałam że złością, bo nie lubię być budzona przez krzyki tuż nad uchem. Lou jednak nadal stała obok mojego łóżka.
- Nie słyszałaś?
- Ale to ważne!!!
- Daj mi dziesięć minut na ogarnianie się...- rzuciłam krótko i zabierając ubrania na dziś, poszłam do łazienki. Szybko się umyłam i doprowadziłam do stanu normalności. Swoją drogą, ciekawe co Młoda chciała mi pokazać. W pokoju już nie było Lou, ale za to na łóżku leżał jej laptop z otwartą jakąś stroną internetową i artykułem.. Zaczęłam czytać. Coś o trasach koncertowych, że się gdzieś tam pokrywają, coś o wojnie między fandomami i jakieś zdjęcia. Z brak laku postanowiłam przejrzeć też galerię. Jakieś fotki z koncertów, nawet z pojawiły się zdjęcia z wczorajszego koncertu The Wanted w Berlinie. Całkiem fajnie się bawili. I jeszcze jedno zdjęcie, które nie chciało mi się załadować. Poczekam i przeczytam w tym czasie opis. Zjechałam w dół strony. "Czy fanki 1D i TW nigdy nie dojdą do porozumienia? Oto dowód, że jednak wszystko jest możliwe." Ciekawe. Ponownie przesunęłam stronę górę i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Na zdjęciu byłam ja i Lou podczas wczorajszego wypadku do parku. Byłyśmy tyłem, tak że widać było napisy na naszych koszulach. Gdybym wiedziała, że będę zdjęciu, założyłabym inne shorty. chociaż te wcale nie wyszły tak źle.  Skopiowałam szybko link i wysłałam go Viki z dopiskiem : "twoje koszulki stają się sławne ;-)".
Zeszłam do kuchni na śniadanie. jak się spodziewałam, musiałam je sama sobie zrobić,  więc wybrałam coś łatwego (czyt. Płatki z mlekiem). Usiadłam z miską przed telewizorem i skakałam po wszystkich kanałach. Nagle zauważyłam Spongebob'a. Co z tego, że mam osiemnaście lat? Z bajek nigdy się nie wyrasta. Mogłabym tak siedzieć godzinami, ale brutalna rzeczywistość miała wobec mnie inne plany. Zaczął dzwonić telefon. Niechętne zeszłam z kanapy i po krótkiej próbie zlokalizowania źródła dźwięku, poszłam do swojej sypialni.
- Słucham!- odpowiedziałam akceptując połączenie- Cześć Sun, mówi Joan, instruktorka zumby.
- O, cześć. Coś się stało, że dzwonisz?- co jak co, ale takie telefony są zawsze spowodowane czymś ważniejszym.
- W sumie to tak. Pewne sprawy rodzinne wymagają mojej obecności i z tego powodu dzisiaj nie będzie zajęć. Przepraszam, że tak późno o tym mówię, ale sama się dopiero dowiedziałam- w jej głosie słychać było nutkę smutku.
-No dobrze. Cieszę się że mi o tym mówisz i nie martw się każdemu może czasem coś wypaść.
- Dzięki że rozumiesz. Miłego popołudnia, cześć.
- Nawzajem, pa- Niestety Joan tego już tego nie usłyszała, bo się  rozłączyła. Trochę zawiedziona wróciłam na kanapę.  Ledwie usiadłam, mój telefon zaczął znów dzwonić.
- Słucham?-  jakiś numer, którego nie znam.
-Cześć Sun, Jakie plany na popołudnie?- chyba znam skądś ten głos…
-Zależy kto pyta- odpowiedziałam nadal usilnie myśląc z kim rozmawiam.
- O przepraszam, z tej strony Derek- słychać było jak się zaśmiał.- Dzwoniła już do ciebie Joan?
-Tak, przed chwilą.
-To świetnie. Skoro nie ma dzisiaj zajęć to może spotkamy się dzisiaj w parku o 16.00,  w tym samym miejscu, gdzie wczoraj?
- Jasne, chętnie. A tak na  marginesie, skąd masz mój numer?
-A to… Będzie moją małą tajemnicą. W każdym razie załóż coś wygodnego i … chyba tyle. Do zobaczenia za  siedem godzin Sun.
-Do zobaczenia Derek.- Rozłączyłam się. Coś wygodnego? Rety, co on planuje? I w dodatku skąd on ma mój numer. Może od dziewczyn. Zapytam je przy najbliższej okazji.
Do salonu wpadła Lou.
- Sun, widziałaś?!
- Jasne, koszulki Viki są sławne.
- I my też!!!!! Dziewczyny mi nie uwierzą!!!
- Lou…- powiedziałam pomału- myślę, że to nie najlepszy pomysł, żeby się ujawniać.
-Czemu?
- Po prostu nie chcę tego, jeśli rzeczywiście masz kiedyś być sławna, to uwierz mi, przyjdzie na to pora.
- No okej… Ale Viki o tym będzie wiedzieć?
-Jasne!
- To super!!! Idę do pni Smith, ona ma takiego fajnego pieska. Pa!- I już jej nie było. A ja zostałam sama w domu. Postanowiłam wziąć długą kąpiel i zastanowić się, w co się ubiorę.


niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 6

Nic przede mną nie ukryjesz


 Obudziłam się w bardzo dobrym humorze, bo idę dzisiaj z dziewczynami trochę pozwiedzać. Jednak kiedy spojrzałam w stronę okna, moja mina zrzedła. Pogoda była okropna- cały czas padało i nie zapowiadało się na poprawę. Nie powinnam być tym zaskoczona, bo w końcu to Londyn. No ale akurat dzisiaj musi być deszcz? Trochę zawiedziona zwlekałam się z łóżka i poszła do łazienki. Później ubrałam się dżinsy, bluzkę z łóżka rękawem 3/4, włosy zostawiłam rozpuszczone. Pewnie za pół godziny pożałuję tej decyzji kiedy zaczną się skręcać od wilgoci, al nie ma tu Viki, która byłaby w stanie wybić mi ten pomysł głowy. Na śniadanie zjadłam zrobione na szybko kanapki. Muszę jeszcze znaleźć jakiś parasol i mogę wyjść. Jednak w tym momencie mój telefon zaczął dzwonić.
- Hej Emma, właśnie się zbieram do wyjścia.
- I pewnie szukasz parasola.- zaśmiała się.- Powiedzieć gdzie mieszkasz i przyjadę po ciebie z bratem, a Susan przyjedzie z Cleo.
- Ok. - dałam dziewczynie swój adres i po ciebie minucie usłyszałam klakson. Przed domem stał czerwony samochód i wyszła z niego uśmiechnięta Emma.
- Chodź Sun, jak się uda to James poczeka aż skończymy zakupy.
-  No to miły ten twój brat. -odpowiedziałam i wsiadłam do auta, a obok mnie usadowiła się Emm.
- Cześć, jestem James.
-Sun.- Przedstawiłam się. Chłopak miał ciemne krótkie włosy i czarne oczy identyczne jak u siostry. Prawie całą drogę rozmawialiśmy i dowiedziałam się, że James jest trenerem na siłowni tuż obok naszego klubu. 
***
- Dlaczego nie powiedziałyście, że ta galeria jest taka duża. Założyłabym wygodniejsze buty.- Narzekałam, Cleo dusiła się ze śmiechu. Susan zaproponowałam, że pokażą mi kilka super sklepów, a później coś zjemy. Pomysł mi się spodobał. Chodziliśmy ponad cztery godziny, a ja kupiłam sobie tylko jedną sukienkę. Jednak byłam z niej bardzo zadowolona.
- Sun, a masz buty do sukienki?
- Myślę Emm, że coś powinna mieć, ale nie jestem pewna.
- W takim razie idziemy po buty.- Oświadczyła Cleo i zaprowadziła nas do największego sklepu z butami. Robił wrażenie. Dziewczyny kazały mi poczekać, a same poszły szukać dla mnie szpilek. Czułam się trochę niezręcznie, więc postanowiłam pooglądać buty z najbliższej półki. I co było? Trampki. Czerwone, czarne z złotymi wzorkami  i ...o! Muszę je mieć. Ładne szare niskie trampki z czerwonymi napisami. Od razu je przymierzałam. Leżały idealnie.
- Co tak podziwiasz- aż podskoczyłam na dźwięk głosu Susan.
- Biorę te buty- wskazałam na moją nową zdobycz.
- To przymierzem jeszcze to.
- I te dwie pary też- odrzuciły Emm i Cleo, które właśnie przyszły i wręczył kolejne buty. Wszystkie były jasno-kremowe jednak miały zupełnie inny wygląd. Podobały mi się, ale do sukienki najlepiej pasowały szpilki od Susan. Zabrałam moje nowe „łupy”, zapłaciłam i wychodząc ze sklepu dostałam olśnienia. Zaprowadziłam dziewczyny do sklepu spożywczego i każdej kazałam poszukać czegoś słodkiego do dekoracji ciastek a ja wybrałam najładniejsze foremki do muffinek jakie znalazłam. Kiedy wrócę do domu zrobię czekoladowe babeczki. Później poszłyśmy na pizzę.  Wybrałyśmy dwie z pieczarkami.
- Naprawdę cieszę się, że poszłam z wami na te zakupy.- powiedziałam zadowolona.
-Oj, żaden problem. Skoro teraz  będziesz z nami i w szkole, i na zumbie, to się przyzwyczajają.
-A skąd ta pewność, że szkoła mi się spodoba?
- Jak ją zobaczysz, to się przekonasz- odpowiedziała tajemniczo Cleo i się uśmiechnęła.

Lubię niespodzianki, ale mimo to czułam się bardzo dziwnie,  kiedy dziewczyny kazały zamknąć mi oczy, gdy byłyśmy jeszcze dwie ulice dalej. Jednak posłusznie wykonała ich polecenie. A może planują porwanie? Ale wtedy by to inaczej wyglądało...
- Nie chcemy cię porwać Sun. - powiedziała wesoło Cleo.
- Ja to na serio powiedziałam?- zapytałam z niedowierzaniem, a w odpowiedzi wszyscy porwali głowami, łącznie z Jamesem. Chyba muszę bardziej uważać na to co mówię. Poczułam jak samochód się zatrzymuje i wszyscy wysiadają. Wciąż miałam zamknięte oczy. Ktoś otworzył mi drzwi i mógł wyjść. Najprawdopodobniej to była Emm.
- teraz uważaj, bo jest sześć schodów.- z pewnością Emma. Pomału pokonałam wszystkie stopnie, chociaż musiało być  dość śmieszne.
-Sun, otwórz oczy.
Nie miałam pojęcia, co Zobaczę, jednak w życiu nie przypuszczałam, że szkoła może być taka ładna. Wszystko wyglądało na nowe i ogólnie budynek był bardzo zadbany.
- To na pewno jest szkoła?
- Tak i Zgadnij ile ma lat.
- Dwadzieścia - Wypaliła Susan. Cleo spiorunowała ją za to wzrokiem, na co ja się uśmiechnęłam. Weszliśmy do środka. Porównując to z przeciętnym polskim liceum, to tutaj wnętrze można nazwać luksusowym. Podoba mi się ta szkoła, ale dlaczego przywiązują tu tak dużą uwagę do wyglądu? Odpowiedź pojawiła się za rogiem. Dosłownie! Skręciliśmy w jakiś korytarz, a na ścianie kilka tabliczek z informacjami o projekcie remontu szkoły i akcją  dotycząca utrzymania czystości miejscu nauki. Całkiem fajny pomysł. Nie czytałam reszty tabliczek, bo doszłyśmy już do sekretariatu. Zaczęłam się denerwować.
- Nie panikuj, przyjmą cię- pocieszał mnie Emm. Zapukałam i po cichym "proszę", razem z dziewczynami weszłam do środka.
-Dzień dobry- powiedziałam nie pewnie i spróbowałam się uśmiechnąć.
-Dzień dobry. W jakiej sprawie pani przychodzi?
- Chciałabym się zapisać do szkoły.
- Ma pani przy sobie dokumenty?
- Nie...
- To nic. Proszę je dostarczyć, najlepiej w poniedziałek jakby było to możliwe.- mówiąc to zaczęła coś przeglądać na komputerze i po chwili dodała- Nie wiem, czy wiesz, ale w naszej szkole każda klasa może liczyć maksymalnie trzydzieści osób i na chwilę obecną jest tylko jedna klasa niekompletna.
- Dobrze. Dziękuje, dowiedzenia- Pożegnałam się i kiedy sekretarka mi opowiedziała, wyszłyśmy z pomieszczenia.  Dziewczyny zaczęły piszczeć i mnie przytulać, a ja  nie wiedziałam, o co im chodzi. Sue widząc moją minę, wytłumaczyła:
- To nasza klasa nie ma kompletu, więc będziesz chodzić razem z nami.
-Tylko przynieś te dokumenty w poniedziałek, bo jak ktoś się przepisze i będzie szybszy….
-Ok, ok. Przyniosę je z samego rana. Wracamy już?

Pogoda się poprawiła- nie padało już, a zza chmur przebijało się słońce. To sprawiło, że mój humor był jeszcze lepszy.
Susan i Cleo pojechały razem, a mnie odwieźli Emm z Jamesem.  Pożegnałam się z nimi i weszłam do domu. Oznajmiłam mamie, że wróciłam i poszłam do swojego pokoju.  Pierwsze, co zrobiłam to włączyłam komputer i zalogowałam się na skype’a. Miałam wielką ochotę pogadać z Viki. Niestety nie było jej. Szkoda. Przymierzyłam jeszcze raz sukienkę i buty. Wyglądały bardzo ładnie, ale nie wiem gdzie się w tym pokażę. Moje rozmyślania przerwał dźwięk oczekującego połączenia. Od razu odebrałam.
-Hej Sun!!! Myślałam, że Cię kosmici porwali.
-No wiesz co? Przecież sama kazałaś traktować tern wyjazd jak wielką przygodę- udawałam obrażoną.
-Oj, masz rację. A teraz opowiadaj o zakupach i zumbie!
-Skąd wiesz  zakupach?
-  Widzę sukienkę, a poza tym i tak nic przede mną nie ukryjesz.
No i zaczęłam opowiadać. Najpierw dzisiejszych zakupach i zapasach do szkoły. W międzyczasie zdjęłam sukienkę i schowałam ją do szafy. Następnie mówiłam o wczorajszej zumbie i pożegnaniu z Nathanem. O pocztówce  nie wspominałam, bo  chciałam, żeby to była niespodzianka. Viki była zdziwiona tak jak ja na początku, gdy się dowiedziała, że w grupie jest trzech chłopaków
- W sumie to dobrze, bo są pary do konkursu.
- No niby tak, ale wiesz co jest najlepsze? Zwycięzcy tańczą na koncercie TW!!!!!!- Powiedziałam z wielkim uśmiechem. Mając taką motywację, na pewno wygram.
- A z kim jesteś  w parze?
-Z Derekim. Jest wysoki i zabójczo przystojny.- rozmarzyłam się.
-  I na co ty czekasz? Od rozstania z minęło pół roku, Sun bierz się do działania. Pytał cię o numer?
- Tak, ale nie mu nie dałam.- Widząc pytające spojrzenie Viki, dodałam- wsiadałam do autobusu.
- A tak serio to podoba ci się Derek?
- … Tak.- powiedziałam uśmiechając się.
- To w poniedziałek wieczorem obowiązkowo masz być na skype’ie!
- No nie inaczej. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że zadzwoniłaś. I  w ogóle dziękuję ci za to, że mnie wspierałaś po tym wyjeździe.-  powiedziałam szczerze.
- Oj, Sun, przecież zawsze będę z tobą, a skoro już jesteśmy przy zwierzeniach, to muszę ci cos powiedzieć… Chodzi moją mamę. Ostatnio źle się czuje i boję się, to może być coś poważnego.  Tylko, że ona nie chce iść do lekarza, bo mówi, że to samo przejdzie…
- Nie martw się Viki, skoro mówi, że przejdzie to na pewno tak będzie. Przecież na chorobach to ona zna się jak nikt inny-  próbowałam pocieszyć przyjaciółkę.
- W sumie masz rację, jest lekarzem- na jej twarzy pojawił się słaby uśmiech. Nagle się odwróciła, a po chwili po chwili przesunęła laptopa tak, że ja też widziałam co się dzieje. Przyszedł do niej tata. Kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się szeroko:
- O cześć Sun! Jak tam w Londynie?- W Polsce wszyscy mówili do mnie Sun, nawet nauczyciele.
- Dzień dobry! Powiem szczerze, że ciekawie. Zapisałam się na zumbę i powoli zaczynam zwiedzać miasto. Ogólnie bardzo mi się podoba.
- Widać po tobie. Przykro mi, ale muszę ci porwać Viki, bo jedziemy na ognisko do znajomych.
- W takim razie życzę udanego wieczoru.
- Dzięki Sun i do poniedziałku- odparła Viki i się rozłączyła. Jak zwykle krótko i konkretnie. Chociaż czasem jak się na coś nakręci to może gadać godzinami i zatraca się we własnym świecie. Wtedy na nic nie zwraca uwagi. Trochę to zabawne, ale właśnie za to ją lubię i cieszę się, że mi ufa i mówi o wszystkim, bo mimo tego, że Viki ma cudowną osobowość, to jest bardzo nieśmiała w stosunku do nieznajomych. Szkoda, bo z tego powodu ma nieliczne grono przyjaciół, ale za to wiem, że to prawdziwi przyjaciele, na których może zawsze liczyć. I w sumie ja też, bo to nasi wspólni znajomi. Odłożyłam laptop na biurko i zeszłam do kuchni. Zgodnie z moim wcześniejszym postanowieniem, zaczęłam robić babeczki śpiewając przy tym różne piosenki The Wanted. Nie moja wina, że nie potrafię gotować bez muzyki. Jutro jest niedziela, czyli minie drugi tydzień odkąd jestem w Londynie. Szybko zleciało.




niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 5

Dasz mi swój numer?

  Gdy się obudziłam Jess jeszcze spała.  Zeszłam delikatnie z łóżka i poszłam do łazienki.  Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i uczesałam. Kiedy wyglądałam już jak człowiek, wróciłam do pokoju. Dziewczyna  była już ubrana.
-Obudziłam Cię?- Spytałam
-Nie, wstałam jakieś 5 minut temu, jak brałaś prysznic. – Odpowiedziała wesoło blondynka. Po chwili dorzuciła-A  tak w ogóle, to która jest godzina?
Wzięłam telefon i zerknęłam na ekran.  Łał, trochę pospałyśmy.  
-09:30-  odpowiedziałam zgodnie z prawdą.- Chodźmy może na śniadanie, bo umieram z głodu i ty pewnie też.
-Nie, nie jestem głodna- zaprzeczyła , ale w tym momencie rozległo się głośne burczenie w brzuchu. Zaczęłyśmy się śmiać i zeszłyśmy do kuchni.  Bez dłuższego zastanawiania się, postanowiłam zrobić kanapki z nutellą i kakao.  Niestety nawet nie zaczęłyśmy jeść, bo tuż po tym, jak usiadłyśmy do stołu, rozległ się dzwonek do drzwi.  Chcąc nie chcąc poszłam otworzyć.  Mogłam się spodziewać, że to będzie Nathan. Zaprosiłam go do środka i szybko nakryłam dla niego przy stole.
-A co ty tu robisz  tak wcześnie?- zapytała Jess.
- A może tak najpierw "hej", a nie jakeś wyrzuty od razu?
- Hej, co ty tu robisz tak wcześnie- odpowiedziała blondynka ignorując poprzednią wypowiedź brata.
- Tak lepiej. Porywam cię za pół godziny, bo jedziemy na zakupy.
- Na zakupy? Chętnie, muszę sobie coś kupić zanim wrócę do domu. Może jakąś sukienkę – rozmarzyła się dziewczyna.
 -Młoda, nie zapędzaj się tak. Jedziemy na zakupy dla MNIE, a ty mi TOWARZYSZ. Zrozumiano?
- Nie. Przecież możesz jechać z chłopakami.
-Nie bardzo, bo przecież Siva w Dublinie, Max w Manchesterze, Tom u Kels, a Jay jest zbyt leniwy. I przed wyjazdem raczej nie wyjdzie z domu.
-Jakim wyjazdem?- zapytałam z ciekawością.
-Za dwa dni jedziemy z chłopakami w trasę koncertowa na dwa tygodnie do Niemiec- odpowiedział najzwyczajniej w świecie chłopak. Te kilkanaście lat spędzonych z Viką nauczyło mnie jednego:
-Przywieź mi pocztówkę, albo dwie.- powiedziałam szybko.
-Zbierasz?
-Nie, ale Viki zbiera więc się ucieszy jak przyjedzie na święta.- wytłumaczyłam Nathanowi.  Przecież widział, że nie mam żadnych pocztówek, kiedy rozpakowywaliśmy moje rzeczy.
-A może jej wyślę kartkę jak już będziemy w Niemczech?- zapytał po chwili namysłu. On jest genialny! Mówiłam już to? Nie? To mówię teraz. Czemu ja  na to sama nie wpadłam. Podałam chłopakowi od razu adres i  spokojnie dokończyliśmy śniadanie.   Jess poszła na górę zabrać swoje rzeczy, a ja zostałam z Nathanem w kuchni i zmywałam talerze. Dokładniej mówiąc włożyłam je do zmywarki,  ale mniejsza o to.
-Może poszłabyś z nami na zakupy?- Zapytał chłopak wesoło. W sumie to nie taki głupi pomysł. I wreszcie poznam trochę miasto, chociaż z drugie strony…
-Dziękuję, ale nie skorzystam.
 - Ale dlaczego nie? -Spytała zawiedziona Jess, która właśnie weszła do kuchni.
- Po  pierwsze: obiecałam mamie, że posprzątam w domu i  coś ugotuję, po drugie umówiłam się z Viką na skypie, po trzecie po wczorajszym horrorze wolę zostać w domu, po czwarte musi ktoś zostać z Lou, po piąte...- próbowałam coś jeszcze wymyślić, naśladując jednocześnie głos Nathana podczas wczorajszej pobudki. Chłopak przerwał, mówiąc: - Dobrze, starczy, ale szkoda nie chcesz iść.- Chyba był lekko zawiedziony. Zrobiło mi się go trochę żal, więc dorzuciłam
 -Następnym razem z wami pójdę.
- To trzymamy Cię za słowo. Do zobaczenia Sun – powiedzieli na pożegnanie. Odprowadziłam ich drzwi. Resztę dnia spędziłam na sprzątaniu, gotowaniu i gadaniu z Viką.  Nie mówiłam jej o pomyśle z pocztówką, ponieważ chciałam zrobić jej niespodziankę i jednocześnie bałam się trochę, że chłopak może zapomni wysłać lub nie będzie miał w ogóle czasu, żeby je kupić. Miałam cichą nadzieję, że jednak tak się nie stanie.

Następnego dnia  obudziłam się dość wcześnie, co było trochę nienaturalne, bo zazwyczaj śpię do dziesiątej (nie licząc poranków z Sykesami). Uśmiechnęłam się na tę myśl i zabierając potrzebne rzeczy, pomaszerowałam do łazienki. Nie miałam na dzisiaj żadnych planów, więc zdecydowałam się na długi prysznic. Pobawiłam się też trochę z fryzurą, jednak ostatecznie zrobiłam sobie zwykłego kłosa. Ubrałam się w moje ulubione szorty i założyłam  do nich bokserkę. Kiedy ogarnęłam siebie i pokój (czytaj. Pościeliłam łóżko i uchylałam okno), zeszłam do kuchni. Zastałam mamę, która właśnie wychodziła do pracy i Lou jedzącą śniadanie .
-Cześć Sun- powiedziała Luizka. Byłam tym bardzo zdziwiona, bo co jak co, ale Lu mówiąca mi „cześć” rano to niecodzienny widok.
- Hej, co ty robisz tak wcześnie na nogach? –Spytałam nie kryjąc ciekawości.
- Idę pozwiedzać trochę Londyn, z nowymi koleżankami, które poznałam wczoraj w klubie.- Odpowiedziała szczęśliwie Lu.
- Właśnie, jak było na zajęciach i gdzie dokładniej idziecie? Spytałam z  uśmiechem na twarzy. Nie sądziłam, że młoda tak bardzo się ucieszy z k2k. Opowiadała mi dosłownie o wszystkim. Zaczynając od wystroju salki i wyglądu wszystkich członków w grupie, kończąc na planach zwiedzania muzeum figur woskowych i wesołego miasteczka.   
-Nie myśl, że się  wprosisz. – dorzuciła na koniec. No tak, nie byłaby sobą, gdyby tego nie powiedziała i zapytała jeszcze:
-Kiedy masz swoje zajęcia?
Kurka wodna! Przecież dzisiaj piątek i mam pierwsze spotkanie na zumbie. Szybkie spojrzenie na zegarek. Nie jest dobrze, zaczynam za godzinę. Pobiegłam szybko do swojego pokoju spakować torbę i sprawdzić rozkład autobusów, a przy okazji lokalizację najbliższego przystanku. Jeśli się pospieszę, to powinnam zdążyć. Wychodząc z domu lekko się denerwowałam. Jeśli mnie polubią, albo grupa będzie na zdecydowanie wyższym poziomie?  Zamyślona wpadłam na kogoś na przystanku.
- O, hej Sun, nic ci nie jest?- zapytał Sykes.
-Nie, dzięki- odpowiedziałam kiedy chłopak pomógł mi wstać.
- Gdzie się wybierasz z tymi torbami?
-Aaa… Bo ty jeszcze nie wiesz. Zapisałam się na zumbę, ale klub jest na drugim końcu miasta i… Ooo mój autobus.
- W takim razie jadę z tobą. Chciałem się pożegnać, bo wieczorem wyjeżdżamy- dodał, widząc moje zdziwienie. Usiedliśmy na końcu pojazdu i zaczęliśmy rozmawiać. Trochę o wczorajszych zakupach Nathana, trochę o mojej pasji tańcem i aerobikiem. Tak upłynęło nam prawie pól godziny.  Jeszcze jeden przystanek i wysiadam.
- To skoro nie będziemy się wiedzieć dwa tygodnie, obiecaj, że zamkniesz się z powrotem w swoim pokoju, Sun.
- Zobaczymy jak będzie. Ty lepiej uważaj, żeby cię fanki nie uprowadziły.
Przytuliliśmy się na koniec i wysiadłam. Do klubu miałam niedaleko.  Około pięciu minut drogi spacerkiem. Nie spieszyłam się. Myślałam nad spotkaniem z Nathanem. Miło z jego strony, że przyszedł się pożegnać.
W klubie skierowałam się od razu do szatni. Szybko przebrałam się w swój strój i wyszłam na salę. Jeszcze minuta i bym się spóźniła.  Zobaczyłam tam trzy dziewczyny i czterech chłopaków. Trochę się zdziwiłam, bo w Polsce chłopcy nie byli pasjonatami zumby. Starałam się jednak tego nie okazywać. Grupa natychmiast do mnie podeszła i wszyscy zaczęli się przedstawiać. Pierwsza była dziewczyna z krótkimi brązowymi włosami.
-Hej, jestem Emma.
- Cześć, jestem Sun.
-A ja Susan, a to Cleo.
- Sun- podałam dziewczynom rękę.  Następnie podeszli chłopcy. John i Carl byli brunetami. Mark miał blond włosy, a Derek był szatynem. Chwilkę później przyszła pani instruktor, chociaż nie wiem, czy określenie „pani” jest odpowiednie, ponieważ Joan miała tylko pięć lat więcej niż ja.
- Witam wszystkich, szczególnie Sun- uśmiechnęła się do mnie.-Mam dla was propozycję i skoro teraz każdy z was ma parę, to myślę, że pomysł się wam spodoba. Co prawda zajmujemy się zumbą, ale moja kuzynka prowadzi zajęcia taneczne i jest konkurs taneczny, a zwycięska para dołączy do grupy tancerzy podczas tygodniowej trasy koncertowej zespołu The Wanted. – powiedziała wesoło. On serio mówi o TW, czy to jakiś żart? Przecież każda fanka marzyłaby o wygraniu tego konkursu. Spojrzałam na twarze pozostałych i wszyscy byli zadowoleni z pomysłu.  Zgodnie stwierdziliśmy, że chętnie weźmiemy udział. Joan zaproponowała spotkania z jej kuzynką w piątki, a zumba będzie tylko w poniedziałki. Nie przeszkadzało mi to. Od razu wypełniliśmy zgłoszenia dzieląc się przy tym na pary.  Emm jest z Carlem, Susan z Markiem, Cleo z Johnem, a ja z Derekiem.  Później były normalne zajęcia. Radziłam sobie całkiem nieźle, mimo że spodziewałam się słabszej kondycji po dwutygodniowej przerwie.  Nawet nie zauważyłam kiedy zleciała ta godzina i poszłam z dziewczynami do szatni.
-Sun, powiedz nam coś o sobie- poprosiła Emma,  a Susan i Cleo szybko przyłączyły się do jej prośby.
 - Przeprowadzałam się do Londynu dwa tygodnie temu, mieszkając w Polsce uwielbiam zumbę i po przyjeździe nie chciałam z tego rezygnować. Co jeszcze… Lubię muzykę, mam młodszą siostrę…
- A gdzie idziesz do szkoły?
- Kurczę, Susan, jeszcze o tym o nie myślałam…- przyznałam szczerze.
- A znasz już miasto?- Ludzie, ja tu jestem dopiero dwa tygodnie, kiedy miałam zwiedzać?
- To może zrobimy tak: jutro pokażemy Ci Londyn i naszą szkołę, a jak ci się spodoba, to w poniedziałek składasz papiery. Co ty na to?- Zaskoczyły mnie tą propozycją, ale chętnie się zgodziłam. Umówiłyśmy się na 9.00 w parku (dobrze, że jest tylko ulicę od mojego domu), wymieniłyśmy się numerami i wyszłam. Na przystanku spotkałam Dereka.  
- I jak wrażenia po pierwszych zajęciach?- zapytał, uśmiechając się. 
- Całkiem przyjemnie. Poziom wysoki, ale to mi akurat odpowiada. – powiedziałam. Właśnie nadjechał autobus, więc wsiadłam i Derek również. Ciekawe jak daleko mieszka ode mnie? Swoją drogą ma  bardzo ładny uśmiech i chyba zauważył, że mu się przyglądam. Oj, źle.
-Jestem brudny czy coś?
- Nie skądże- szybko Sun, wymyśl coś. – Kiedy wyjechałeś z Polski?
-Że co?!- spojrzał na mnie jak na kosmitkę.
- No pytam się od jak dawna mieszkasz w Anglii.
- Od pięciu  lat. Skąd wiesz, że jestem z Polski?- zapytał mocno zaskoczony.
-Akcent.- odpowiedziałam krótko i się roześmialiśmy. Przez całą drogę rozmawialiśmy na różne tematy.  W końcu zapytał:
-Dasz mi swój numer?
-Może innym razem- powiedziałam, bo w tym momencie dojechaliśmy do mojego przystanku i wysiadłam. Na pewno wymienimy się telefonami w poniedziałek na zumbie. Polubiłam Dereka i cieszę się, że jesteśmy razem w parze.


niedziela, 9 marca 2014

Rozdział 4

Zostaję u ciebie na noc

- Nathan! Ile razy mam ci mówić, że musisz to odwrócić?-  Od pięciu minut próbuję mu wytłumaczyć, że źle składa to łóżko, ale on nadal usiłuje przykręcić jedną z części w odwrotną stronę i mu się nie udaje.
-To musi tu pasować- upierał się przy swoim.
-W instrukcji jest wyraźnie zaznaczone, że to ma być odwrócone!
-Do tego jest instrukcja?!- zapytał zaskoczony. Ręce mi opadły- Nie,  przez pół godziny podawałam ci części zupełnie przez przypadek w kolejności w jakiej trzeba je połączyć.
Chłopak chciał coś odpowiedzieć, ale wcisnęłam mu kartkę z instrukcją i oznajmiałam, że idę po coś do picia. W kuchni znalazłam tylko sok pomarańczowy, ale naszła mnie też ochota na coś słodkiego, więc zabrałam dodatkowo dwie paczki żelek. Nie było mnie w pokoju może trzy minuty. Kiedy weszłam zobaczyłam gotowy stelaż łóżka. Uśmiechnęłam się szeroko.
-Jak chcesz, to potrafisz- powiedziałam wesoło wręczając mu sok i jedną paczkę słodyczy. 
- Ty po prostu nie znasz moich możliwości. Nie wierzyłaś we mnie. Foch.-  Teraz Nathan naśladował ton obrażonego dziecka i odwrócił się ode mnie. A myślałam, że tylko  ja mam takie humorki.
-Oj, Nath, nie fochaj się. Tak na serio to uważam, że składasz łóżka najlepiej na świecie- odrzekłam słodkim głosikiem i się uśmiechnęłam na zgodę. Podziałało. Położyliśmy materac na stelażu i moje łóżko było gotowe. A jak wygodnie się na nim siedziało. Bajka po prostu. Kończąc żelki wybieraliśmy filmy na wieczór. Oczywiście ja chciałam komedię romantyczną, a chłopak horror. Sprzeczając się tak, usłyszałam znienawidzone dźwięki z pokoju Luizki. Dokładniej mówiąc puściła 1D najgłośniej, jak to tylko możliwe. Już chciałam iść i przemówić jej do rozumu, ale przypomniałam sobie wczorajszą radę. Ignorować ją.  Z powrotem usiadłam na łóżku i zastawiłam uszy rękami. Do tego zamknęłam oczy i zaczęłam nucić sobie swoje piosenki. Nathan był całkowicie zdezorientowany.
-No co? Próbuję ignorować Lou i jej, więc mi nie przeszkadzaj.
-Nie żeby coś, ale jedyne co słyszałem przez ostatnie pół minuty, to ciebie.- Racja. Luizka ściszyła muzykę. To działała. Ostatnio jak się na nią wydarłam, to pogłośniła, a teraz… Dzięki ci Boże za wspaniałe rady! Wróciliśmy do filmów i po długiej dyskusji postanowiliśmy, że najpierw obejrzymy mało straszny horror, jak to określił Nathan (chociaż dla mnie każdy horror jest przerażający).
Przed obiadem chłopak pojechał do domu i umówiliśmy się na "seans" na 18.00. Przygotowałam już wszystko na wieczór tzn. napoje, ciastka, żelki i poduszki. Sprawdziłam jeszcze pocztę i poszłam do Lou.
- Młoda, szykuj się, wychodzimy.
- Niby gdzie?- zapytała zaskoczona. No tak, ostatnio rzadko do niej przychodzę z pokojowymi intencjami i chyba zapomniałam jej powiedzieć o klubie.
- Zapisałam nas do klubów. Ja na zumbę, ty na taniec i chyba coś jeszcze..
- Za ile wychodzimy?!- krzyknęła wesoło.
- Za 10 minut.
Wiedziałam, że się ucieszy. Jeszcze w Polsce chciała chodzić ze mną na zajęcia ale była za mała, a dokładniej w klubie najmłodsza grupa składała się z piętnastolatek. Poza tym nie było w pobliżu żadnego innego klubu dla młodszych. Teraz będzie miała zajęcia blisko szkoły i w grupie może znajdzie jakiś nowych znajomych.
Na Luzikę nie musiałam długo czekać. Równo po 10 minutach stała przy drzwiach. Powiedziałam jeszcze mamie, gdzie idziemy, zamówiłam taksówkę i najpierw pojechaliśmy do mojego klubu. Muszę przyznać, że to było dość daleko od domu, ale za to okolica wyglądała bardzo fajnie, a budynek klubu prezentowała się nie gorzej. Chyba niedawno go remontowano, bo wszędzie pachniało nowością. W recepcji nie miałam większych problemów, z tym wyjątkiem, że miła pani po czterdziestce nie mogła znaleźć na poczcie mojego zgłoszenia. Lou się trochę denerwowała i mnie też udzielił się jej nastrój, jednak starałam się tego nie okazywać. Kiedy dostałam wreszcie karnet i zapłaciłam za dwa najbliższe miesiące, chciałam jeszcze trochę pozwiedzać. Niestety Luizka ciągle o sobie przypomniała, więc pojechaliśmy załatwiać jej sprawy. Wybrałam dla niej klub k2k. Cieszył się dobrą opinia, jednak Lou prawdopodobnie musiała wiedzieć o nim coś więcej, bo bardzo szeroko się uśmiechała, kiedy go zobaczyła.
-Wiesz coś o tym klubie?- Zapytałam, chcąc zaspokoić moją ciekawość.
- Ty się jeszcze pytasz?! To jeden z najlepszych w Londynie. Jesteś najwspanialszą siostrą na świecie.- przytuliła mnie. Byłam tym lekko zaskoczona, ale cieszyłam się.  Może  ten sposób wynagrodzę jej moje ostatnie zachowanie?
W k2k poszło znacznie szybciej. Oczywiście jeśli chodzi o kwestie zapisania do klubu. Obsłużyła nas młoda kobieta około dwudziestu kilku lat, dała Lou kartę i zaproponowała skompletowanie stroju. No tak, tutaj mają własne koszulki i inne elementy garderoby. Siedziałam pół godziny czekając, aż moja siostra wybierze sobie dwa T-shirty i czapkę. Zapłaciłam za nią i zaczęłyśmy wracać do domu. Tym razem pieszo. Sprawdzałam na mapie i dowiedziałam się, że nasz dom jest tylko cztery ulice dalej. Dla Luizy to nawet wygodniej, ponieważ będzie miała niedaleko do szkoły. Zajęcia mamy dwa razy w tygodniu. Ja w poniedziałki i piątki, a młoda w poniedziałki i środy. 
Jak wróciliśmy, mama przygotowała dla nas kanapki. Opowiedziałam jej wszystko co i jak, i wyszło na to, że w poniedziałki będę obierać Lou, bo kończy dość późno (o 19.00), czyli po mojej zumbę muszę po nią iść, a w środy wraca sama- do klubu idzie od razu po lekcjach.
Najedzona zerknęłam na zegarek. Że Co?! Już po siedemnastej? Pobiegła do pokój się ogarnąć (czytaj: wziąć prysznic w ekspresowym tempie -tylko kwadrans). Włosy wysuszyłam i zebrałam w kucyka. Przebrałam się też w wygodniejsze spodnie i gotowe. Idealnie się wyrobiłam w czasie. Kiedy włączałam laptop, usłyszałam dzwonek do drzwi. Zbiegłam otworzyć.
-Hej Sykesowie- przywitałam się  z gośćmi i zaprowadziłam ich do swojego pokoju. Wygodnie ułożyliśmy się na łóżku, Nath był w środku, ja z jego lewej strony, a Jess z prawej.  Zasunęłam jeszcze rolety, żeby było bardziej klimatycznie i zgodnie z umową włączyliśmy horror. Już po dziesięciu minutach stwierdzałam, ze nigdy więcej nie pozwolę Nathanowi wybierać filmu. Cały czas przytulałam poduszkę. Zerknęłam na Jessicę. Ona też postanowiła zaprzyjaźnić się bliżej z moją podusią. Za to chłopak z szerokim uśmiechem śledził akcję. Ten to dopiero ma nerwy.  W pewnym momencie rozległ się dźwięk telefonu, a ja prawie spadłam z łóżka.  To wcale nie było śmieszne.
- Dziewczyny, muszę was zostawić, bo mamy właśnie jakieś ważne spotkanie z managerem. Przyjadę po ciebie po Jess o dziesiątej- powiedział i wyszedł. Nawet nie zwróciłam na to większej uwagi. Jedynie odprowadziłam go wzrokiem do drzwi. Przysunęłyśmy się do siebie z Jess i po chwili zaczęłyśmy krzyczeć. To był właśnie jeden z tych najstraszniejszych momentów,  kiedy „coś” wyskakuje i atakuje głównego bohatera. Super. Reszta filmu zapowiada się nie mniej strasznie. Jeśli to przeżyję to będzie cud. Nagle zauważyłam coś na komodzie.
-Jess, jak często Nath zapomina o swoich fullcapach?- wyszeptałam.
-On nigdy o nich nie zapomina, nawet jak wychodzi gdzieś na pięć minut- odpowiedziała blondynka, a ja kazałam jej zerknąć na komodę. Chyba właśnie mnie olśniło.
- On chyba nie ma żadnego spotkania- powiedziałam powoli, analizując całą sytuację. Jess nie bardzo wiedziała, co mam na myśli, więc jej wytłumaczyłam:
-Telefon był fałszywy, a Nath jest na dole i chce nas wystraszyć. Zaraz do niego zadzwonię i sprawdzimy.- Jakieś dwa lata temu, kiedy oglądałam z Viki horror, nasz kolego zrobił coś takiego. Później byłam na niego obrażona przez tydzień. Teraz to jest śmieszne, ale wtedy naprawdę się przestraszyłam. Wybrałam numer Natha. Chłopak jednak nie odbierał, natomiast z korytarza zaczęły dobiegać dziwne szmery. To na pewno jest Nathan. On zaraz tu wejdzie. Powtarzałam sobie. Jednak nic takiego się nie stało. Obejrzałyśmy film do końca. Szmery nie ucichły, a ja byłam mocno przerażona. W nocy z pewnością nie zasnę.  Postanowiłyśmy zrobić sobie małą przerwę. Ja poszłam do łazienki, a Jess wybrała do się do kuchni po sok pomarańczowy.  Gdy wróciłam do pokoju, dziewczyny jeszcze nie było. Poczekałam na nią pięć i minut, ale nadal nie przychodziła. Chciałam sama po nią pójść i niestety przypomniały mi się szmery na korytarzu. Nie mogę się bać! Wyszłam z pokoju. Wszędzie panował półmrok i było dziwnie cicho. Poszłam do Lou, ale jej nie było. Dziwne, bo nic nie mówiła, że się gdzieś wybiera. Schodząc na dół, przypomniała mi się scena z filmu, kiedy jeden z bohaterów zostaje zrzucony ze schodów i łamie sobie sobie kark. To wcale mi nie pomogło. Miałam gęsią skórkę, chociaż na zewnątrz było ponad dwadzieścia stopni.  Trzymając się barierki, powoli zeszłam do salonu. Rozejrzałam się dookoła i uświadomiłam sobie, że przemarzłam. Przez okno widziałam, jak ludzie na ulicy wesoło rozmawiają spacerują. Dlaczego więc w tym domu nikogo nie ma? W kuchni panował półmrok. Jedynym źródłem światła były promienie zachodzącego słońca wpadające przez okno. Gdzie jest Jess? Przeszukałam cały parter, zwracając uwagę na każdy, nawet najcichszy dźwięk.  W pewnym momencie zauważyłam na podłodze jakiś cień (nie mój). Spojrzałam za okno, ale nikogo nie zobaczyłam. Wystraszyłam się i w dodatku teraz miałam wżenienie, że ktoś mnie obserwuje.  Wzięłam telefon i zadzwoniłam do mamy.
-Mamo, gdzie jesteście?- próbowałam mówić swobodnie.
-U pani Smith, naszej sąsiadki. Jak chcesz to przyjdź Słońce.
-Dobra, może wpadnę. Pa- rozłączyłam się i usłyszałam za plecami jakieś skrzypnie. Bałam się odwrócić. Nie moja wina, że tak działają na mnie horrory. Coś się zbliżało. Zamknęłam oczy (głupie przyzwyczajanie z dzieciństwa- kiedy to robię, mam wrażenie, że uciekam od problemu). W pewnym momencie to „coś” złapało mnie za rękę. Zaczęłam piszczeć. W filmie była identyczna sytuacja. Wtedy ofierze ktoś podciął gardło, żeby się uciszyła. Tylko nie to! Momentalnie zamilkłam.
-Sun, otwórz oczy- usłyszałam znajomy głos. Powoli zrobiłam to, co  kazał i zobaczyłam przed sobą Nathana. – Wystraszyłem cię?- zapytał lekko się uśmiechając. Pokiwałam głową i zaszkliły mi się oczy. Ja nie mogę płakać, nie teraz…Sun ograni się! Chłopak mnie przytulił.
-Już dobrze, przepraszam. Nie wiedziałem, że tak zareagujesz na ten horror.- powiedział po cichu. Kiedy się uspokoiłam, poszliśmy do kuchni. Chwila, gdzie Jess? Rozejrzałam się nerwowo, ale w tym momencie blondynka przyszła do nas.
- Sun, przepraszam, że tyle mnie nie było, ale poszłam jeszcze do łazienki, a później zadzwoniła mama i wyszłam na zewnątrz, bo tu coś przerywało… Sun, co się stało?- zapytała spoglądając na mnie i po chwili dostrzegła też Nathana.
- Długa historia, ale w każdym razie Sun nie powinna oglądać horrorów. A ja przyjechałem od razu po spotkaniu, bo zapomniałem czapki. I niechcący przestraszyłem Sun.

Kiedy wszystko sobie wyjaśniliśmy, obejrzeliśmy jeszcze komedię romantyczną, przy której razem z Jess płakałyśmy. Nathan za to przeżywał wtedy katusze. Wiedział na co się pisze, mimo że proponowałam zmienić film. Po dziesiątej posprzątaliśmy po naszym seansie. Przypomniał mi się horror i momentalnie zbadałam.
-Sun, w porządku?
-Tak, tylko pomyślałam o tym filmie i chyba nie usnę…- powiedziałam spuszczając głowę.
- W takim razie zostaję u ciebie na noc, a Nathan rano po mnie przyjedzie- zaproponowała Jess- Co ty na to?
-Serio mogłabyś?- ucieszyłam się.
-No jasne. A teraz żegnaj braciszku i nie waż się przyjeżdżać przed dziesiątą, bo chcemy się wyspać- zwróciła się do Nathana. Pożegnaliśmy się, a ja z Jess poszłyśmy spać. Oczywiście trochę pogadałyśmy przed snem, dzięki czemu poczułam się zdecydowanie lepiej.  Jeszcze ten wygodny materac… Och, jak ja kocham moje łóżko.

________
Rozdział dedykowany Pa-u-li =) 




niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 3

Truskawki czy czekolada?

   Następnego dnia miałam bardzo dobry humor. Muszę przyznać, że mój pokój, bez tych wszystkich kartonów i z małymi akcentami w postaci zdjęć, kilku pluszaków i książek, wygląda bardzo przytulnie. Nie chcąc marnować dnia zabrałam (już z szafy, nie z walizki) ubrania i poszłam do łazienki. Wybrałam jasną sukienkę przed kolano. Włosy zaplotłam w kłosa. Dziś jest pierwsza niedziela w Londynie, a rodzice nie idą do pracy. Wypadałoby spędzić z nimi trochę czasu. Co jak co, ale ja mam osiemnaście lat, nie osiem więc nie będę wiecznie obrażona. Może posłucham Viki i potraktuję ten wyjazd jak przygodę? Czemu nie. Zeszłam do kuchni i zastałam tam mamę robiącą śniadanie.
- O Słońce, już wstałaś.  Siadaj, zrobię ci coś do jedzenia.- powiedziała wesoło. Pierwszy raz od przyjazdu "wyszłam do ludzi", a mama nie robi z tego wielkiego halo. Za to ją uwielbiam. Nie wtrącała się w moje życie i nigdy poruszała tematów, o które były dla mnie trudne. Zawsze czekała kiedy sama zacznę taką rozmowę. Dlatego nie bałam się, że będzie komentować moje ostatnie zachowanie.
Dostałam do zjedzenia kanapki z sałatką, szynka i serem (takie lubię najbardziej) i herbatę.
-Dzięki mam.- Powiedziałam i zaczęłam jeść. Po chwili moja rodzicielka dosiadła się do mnie z identyczną porcją kanapek.
- To jakie masz plany na dziś?
-Nie wiem mamo. Chciałbym zrobić coś, co sprawi że chociaż przez chwilę poczuje się jak w domu.
-Hmmm... A może zapisałabyś się do jakiegoś klubu tanecznego albo coś w tym stylu. Przecież chodziłaś na zumbę.- Czemu ja wcześniej na to nie wpadam? Przecież to doskonały pomysł, pomyślałam i powiedziałam:
- Mam, jesteś genialna!
Dokończyłam szybko swoją porcję i poszłam do biblioteki, bo wczoraj zostawiłam tam laptop. W sumie to w pokoju tylko na jednej ściance były regały z książkami, a resztę wyposażenia stanowiła mała sofa, stolik, dwa fotele i kominek elektryczny. Ale najlepszy w tym wszystkim był duży puszysty dywan. Od razy się na nim położyłam i zaczęłam poszukiwania jakiegoś dobrego klubu nie tylko dla mnie, ale i dla Lou, bo ona też jest zafascynowana tańcem. Po godzinie miałam już kilka niezłych ofert. Kolejną godzinę spędziłam na czytaniu opinii i w ten sposób wybrałam k2k dla siostry, a dla siebie klub, którego nazwy nie mogłam zapamiętać. Dodałam  strony do zakładek i weszłam na skype'a. Niestety nie było Viki. Szkoda. Zaczęłam przeglądać nasz domowy księgozbiór, ale nie dla tego, że chciałam poczytać. Po prostu byłam ciekawa jakie pozycje się w nim znajdują.

W salonie tata oglądał jakiś film przygodowy. Osobiście wolę komedie romantyczne, ale z braku lepszego zajęcia dołączyłam  się do niego. Trochę rozmawialiśmy, trochę komentowaliśmy akcję i tak zleciał nam czas do obiadu. Pomogłam mamie nakrywać do stołu. Rodziny obiad to coś, czego zdecydowanie mi brakowało. W Polsce zawsze w niedziele jedliśmy razem. To już jest nasza mała tradycja. Zjadłam pół porcji, ale czułam się najedzona. Próbowałam dokończyć resztę, jednak nie potrafiłam się do tego zmusić. Poczekałam jak wszyscy skończą i udałam się na taras.  Pogoda jest wspaniała, po prostu wymarzone lato, więc trzeba to wykorzystać. Położyłam się wygodnie na leżaku i zamknęłam oczy. Promienie słońca przyjemnie łaskotały moją twarz. Żyć nie umierać. Rozkoszowałam się tym do chwili, kiedy nie usłyszałam mojej okropnej siostry  wyjącej do piosenek 1D. Ja rozumiem, że jest fanką (chociaż gorzej wybrać nie mogła) i czasem chce pośpiewać, ale nie każdy musi tego słuchać i może nie każdy to lubi. Zdenerwowana wróciłam do domu i skierowałam się w stronę pokoju Lou. Zapukałam, żeby nie było, ale zostałam zignorowana. Nie ma tak dobrze. Wchodzę.
- Lou, przestań się wydzierać!
- Ja śpiewam i masz mi nie przeszkadzać!
-Nie będę słuchać tych... tych... GŁUPOT!!!
-One Direction to nie głupoty. Oni są najlepsi i masz mi nie przeszkadzać!!!
- Najlepsi to mogą być, ale w denerwowaniu mnie!!! Weź to ścisz!
- Oczywiście siostrzyczko- specjalnie mnie tak nazwała, bo wie, że tego nie cierpię. Już chciałam wychodzić, gdy usłyszałam jeszcze głośniejsze wycie. Odwróciłam się wściekła.
- Miałaś ściszyć.
-Miałaś wyjść. Jak ci nie pasuje to nie słuchaj.
- To nie puszczają tego głupiego 1D!
-  Głupie to jest, ale to twoje TW!
-Spadówka od mojej muzyki!
- To wypad z mojego pokoju!
Nie mam już cierpliwości do tej małolaty. Nie dość, że słucha 1D non stop, to jeszcze śmie obrażać The Wanted. Tego było za wiele. Mogłabym się z nią długo kłócić, ale to nie ma żadnego sensu. Jedynie pogorszy sprawę. Zła jak osa wyszłam z pokoju "delikatnie" trzaskając drzwiami. Nagle z czymś, a raczej z kimś się zderzyłam i upadłam. Mnie już nic nie zaskoczy, więc kiedy zobaczyłam Nathana, pierwsze co mi przeszło do głowy, to ile słyszał z naszej kłótni. Chłopak pomógł mi wstać i zapytał jak często odbywam takie pogawędki z Luizką, czyli pewnie stoi tu już kilka minut.  Zgodnie z prawda odpowiedziałam, że codziennie.
- To nie zazdroszczę. Może pójdziemy na spacer, skoro tak cię denerwuje Lou.
- Chętnie.- odparłam po czym dorzuciłam-  No ale nie przeszkadzałoby ci słuchanie codziennie 1D? Bo jakoś w to nie wierzę.
- No dobra. Jednego dnia bym z nimi nie wytrzymał- przyznał po krótkim namyśle. Najpierw poszliśmy do parku. Dokładniej mówiąc Nath mnie tam zaprowadził, ponieważ nie znałam Londynu. Chodziliśmy wśród alejek rozmawiając o wszystkim tak, jakbyśmy się znali od dawna. Chociaż Nathan więcej pytał o mnie niż mówił o sobie, to nie byłam z tego powodu niezadowolona. Czułam się przy nim tak swobodnie jak przy Viki, więc w pewnym momencie wymsknęło mi się:
- Dzięki, że dzisiaj przyszedłeś i zabrałeś mnie na ten spacer. Pewnie minąłby jeszcze tydzień, zanim wyszłabym z domu.
- Serio z domu nie wychodziłaś?- zapytał zaskoczony.
- No nie, a nawet gdybym wyszła, to bym się zgubiła po dwóch minutach. Co jak co, ale mam beznadziejną orientacją w terenie.- Przyznałam śmiejąc się. Niespodziewane Nath się zatrzymał. Zrobiłam to samo i spojrzałam na niego z miną typu "o co chodzi?".
- Skoro dzisiaj pierwszy raz jesteś na mieście to trzeba to uczcić.
- Żarty sobie robisz?
- Mówię poważnie. Chodź, znam bardzo fajne miejsce. - Nie bardzo mnie przekonał. Widząc moje niezdecydowanie złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić w nieznaną mi stronę. Nie protestowałam. Po pięciu minutach doszliśmy do jakiejś kawiarni. Całkiem fajne miejsce, bardzo gustownie urządzone. Nathan zaprowadził mnie do małego ogródka na tyłach kawiarni, wybrał stolik i zapytał:
- Truskawki czy czekolada?
- Ale po co pytasz?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. Truskawki czy czekolada?- powtórzył. Trudna decyzja. Zdecydowałam się na truskawki. Chłopak zniknął w środku, a ja dyskretnie przyglądałam  się ludziom przy innych stolikach.  Po chwili Nathan wrócił i postawił i przede mną ogromny pucharem z  deserem składającym się ze świeżych truskawek polanych czekoladą i bita śmietana, do tego gałka lodów waniliowych i kolorowa posypka. Wyglądało przepysznie i nie gorzej smakowało. Nath zamówił sobie to samo. 
- Jeśli chodzi o Lou, to dam ci pewną radę.
- Słucham Panie Wszechwiedzący.- próbowałam zrobić do tego w miarę poważną minę, jednak kiedy spojrzałam na Nathana, nie wytrzymałam się roześmiałam.
- Ignoruj ją.- Czekałam aż powie coś jeszcze, ale nie odzywał się pochłonięty swoim deserem.
- Tylko tyle? Spodziewałam się jakiejś bardziej moralizującej gadki. - oparłam. Chłopak jedynie się uśmiechnął i dalej pałaszował swoją porcję. Poszłam w tego ślady. Między nami panowała cisza, ale to nawet lepiej. Myślałam nad tym, co powiedział. Kiedyś identyczne słowa usłyszałam od Viki. Oni się zmówili czy może oboje mają rację? Jedyny sposób, żeby się przekonać, to zastosowanie rady w praktyce.
-Smakowało?- zapytał kiedy zjadłam.
- Było przepyszne.
- To wracamy?
- Chyba najwyższa pora.
Idąc do domu wpadliśmy na genialny pomysł.  Wybraliśmy sobie jakąś postać z bajki, a druga osoba musiała zgadnąć kto to jest. Najlepsze było jak pomyliłam avatara ze smerfem. Nathan natomiast nie odróżniało Kopciuszka od Śnieżki. Jeszcze nigdy się tak nie śmiałam z kimś innym niż z Viką.
- Dasz mi swój numer- zapytał nagle Nath.
- Jasne, daj telefon i wpisz mi przy okazji swój- odparłam wręczając mu swój telefon.
- Gotowe. Co robisz jutro?
- Nic szczególnego. Może łóżko skręcę.- zastanawiałam się.
- Sama? - zapytał z niedowierzaniem.
-Czemu nie? Kiedyś musi być ten pierwszy raz.
- Może ci pomogę?
- W skręcaniu czy sprawdzaniu poziomu wygodności?.
- We wszystkim! Znaczy eee… najpierw skręcimy, a potem coś się wymyśli - zakłopotał się lekko, a ja zaczęłam się śmiać jak opętana. Lepiej jak skończymy te łóżkowe tematy.
- Zrobię wieczór filmowy, co ty na to? Może Jess by przyszła?
-Fajny pomysł. Zbudujemy łóżko a potem obejrzymy na nim filmy.


Pożegnaliśmy się.  Z szerokim uśmiechem na twarzy poszłam do swojego pokoju zabierając wcześniej laptopa. Złapałam Vikę na skypie'e i opowiedziałam jej cały dzisiejszy dzień. Jej komentarz? "A nie mówiłam, że będzie fajnie? Wiedziałam to od początku". Skromna jak zawsze. Ona też jadła dziś truskawki po południu. Telepatia jakaś normalnie. Dowiedziałam się też, że jutro ma pierwsza próbna jazdę. Strasznie się stresowała. Mnie też to czeka jeśli chcę mieć prawko, ale na razie mi się nie spieszy.

______________________________________________________
Z godnie z umową jest kolejny rozdział, ale mam wrażenie, że nikt tego bloga nie czyta. Dlatego proszę Was o komentarze, bo one bardzo dużo dla mnie znaczą i z każdego małego śladu waszej obecności tutaj, bardzo się cieszę, bo dzięki temu mam ochotę pisać dalej =) 

Najbliższy tydzień będzie dość ciężki, ze względu na szkołę, ale myślę, że jakoś przez to przebrnę. Po tłustym czwartku śmiało mogę powiedzieć, że przez kilka tygodni będę unikać pączków. A jak u Was było?