Co
się dzieje?
-Viky, ja
już mam dość tej szkoły- poskarżyłam się przyjaciółce.
Chociaż rok
szkolny trwa dopiero trzy tygodnie, z całego serca wolałabym uczyć się gdzieś
indziej. Na początku sądziłam, że dam sobie ze wszystkim radę i nie będę
musiała zamęczać innych moimi problemami. Niestety się przeliczyłam. Głupie
docinki blondi i jej psiapsiółki naprawdę działały mi na nerwy. Nie było
tajemnicą, że się nie lubimy, ale nikt nie znał prawdziwej przyczyny naszych
sporów. Emma i reszta dziewczyn twierdziły, że mam te wszystkie nieprzyjemności
tylko dlatego, że jestem "nowa". Nie wyjawiłam im prawdziwego powodu,
bo i po co? Obecnie przyjęta wersja mi odpowiada. Jednak Isabela i Arabela
codziennie zaśmiecały moją torbę mnóstwem małych karteczek, zawsze z tą samą
treścią. Najgorzej było, kiedy się spieszyłam wyjmując rzeczy do szafki. Kilka
razy te liściki mi wypadły. Na szczęście udało mi się wymyślić wymówkę przed
TJem, który obserwował całe zdarzenie. Nie wspomniałam jeszcze, że codziennie rano znajdowałam w szafce swoje
zdjęcie przekreślone dużym czerwonym krzyżykiem. Dla niektórych może się
wydawać, że to nic wielkiego te całe pogróżki, ale ja nie mogłam już tego
znieść. A Viky? Wygadałam się przez
przypadek. Kilka dni temu gadałyśmy na skypie, a kiedy rozmowa zeszła na temat
szkoły i tego jak się czuję, nie wytrzymałam i się rozkleiłam. Opowiedziałam
jej o wszystkim. Nie przerywała, słuchała. Z jednej strony poczułam się lepiej,
że się przed nią otworzyłam, a z drugiej trochę mnie to smuciło. Viky jest dość
empatyczną osobą i z pewnością tak tego nie zostawi. Martwiłam się, że teraz
jeszcze ją zadręczam swoimi problemami.
- Sun,
zrobimy tak: skoro dzisiaj jest środa, do piątku musisz wytrzymać, a w niedzielę
zrobimy sobie babski wieczór i odpoczniesz od tego- oznajmiła z wielkim
uśmiechem.
- Jasne,
przecież i tak codziennie gadamy przez skype'a.
- Spójrz w
kalendarz: za cztery dni zaczyna się konkurs taneczny i wszyscy przylatują
dzień wcześniej, nie pamiętasz?- spytała zdziwiona. Konkurs? kompletnie o nim
zapomniałam. Niby wiedziałam, że wkrótce się zacznie, ale nie przywiązywałam do
tego większej uwagi.
- A później
przez cały tydzień będziemy się świetnie bawić- coraz bardziej się cieszyła
Viky. Westchnęłam.
- Ale w
Londynie dopiero będą eliminacje. Jakie są szanse, że przejdę dalej?
Praktycznie żadne.
- Sun, nie
zaczynaj. Uda cię się. Ja to wiem- pokręciłam z uśmiechem głową- Czy
kiedykolwiek się myliłam.
- No
wiesz... Jak w podstawówce same obcinałyśmy sobie włosy, malowałyśmy budę dla
Tofika i rozstawiłyśmy namiot na środku drogi, to rzeczywiście bardzo trafne pomysły- wyliczałam z poważną miną. Viky
słysząc to, wybuchła niepohamowanym śmiechem, a ja szybko do niej dołączyłam.
- Ale i tak
się świetnie bawiłyśmy. A poza tym to taniec, a ty jesteś w tym najlepsza.
- Bo się
zrobi za słodko.
- Słodyczy
nigdy za wiele. Ostatnio nawet zrobiłam pyszne ciasto czekoladowe i ...-
dziewczyna rozgadała się na temat swoich wyczynów kulinarnych. Będę szczera,
jeśli o nią chodzi, to cud, że jeszcze nie spaliła kuchni. Rozmowa z Viky od
razu poprawił mi humor- I obowiązkowo pozdrów Luzię, mamę i tatę- dodała na
koniec.
- Masz to
jak w banku. Do jutra!- pożegnałam się z
nią i zakończyłam połączenie.
Zanim
zasnęłam, długo zastanawiałam się nad nieobecnością taty. W ciągu całego
miesiąca w domu był łącznie może przez cztery dni. Wydawałoby się, że jego
obecność poprawi wszystkim nastrój i będzie miła, rodzinna atmosfera.
Rzeczywistość jednak okazała się zupełnie inna. Tata nie miał dla nas czasu,
ciągle zapracowany, siedział w swoim gabinecie. Podczas wspólnych posiłków
odnosiłam wrażanie, że męczy go nasze towarzystwo. Z mamą praktycznie nie
rozmawiał, wyraźnie się unikali. Chociaż starali się to przed nami ukryć, słabo
im wychodziło. Co było tego przyczyną? Jakieś problemy w pracy? To mogłoby
tłumaczyć częste wyjazdy, ale nie zachowanie w domu. Kiedyś rodzice cieszyli
się każdą chwilą z nami, a teraz ja i Lou zostałyśmy zepchnięte na drugi plan,
jakby było coś ważniejszego od nas. Nie podobało mi się to, ale jedyny, plusem
tej sytuacji był fakt, że mama nie zwracała zbytnio uwagi na mój nastrój i
stosunek do szkoły. Sama mogłam walczyć ze swoimi problemami.
***
- Ostatnio
jesteś jak chmura gradowa- spróbował zażartować TJ, gdy od początku lekcji
siedziałam niemal nieruchomo, podpierając głowę rękami i z posępną miną
wpatrywałam się w nauczyciela. Chłopak cały czas próbował nawiązać ze mną
jakikolwiek kontakt, chociaż go ignorowałam.
W dodatki co
chwila czułam na sobie świdrujące spojrzenie blondi.
- Sun, czy
ty mnie słuchasz?- TJ pomachał mi ręką przed oczami. Chcąc nie chcą leniwie
przekręciłam głowę w jego stronę.
-Sorry,
zamyśliłam-przyznałam zgodnie z prawdą. W sumie nie powinnam być dla niego
niemiła. To nie jego wina, że KTOŚ się w nim zabujał i widzi we mnie
konkurencję, chociaż TJ jest dla mnie dobrym znajomym i nie ma szans, żebyśmy
przekroczyli tę granicę.
-To co
ciekawego mi mówiłeś?
- Czy
ciekawe to nie wiem, ale co Isabela ma do ciebie?- gdy to usłyszałam,
kompletnie mnie zatkało. Czy tak bardzo widać naszą nienawiść. Nie mam pojęcia,
jednak nie mogę powiedzieć mu prawdy.
- Nic do
mnie ma- odparłam chyba w miarę
naturalnym głosem.
-Oh, Sun nie
udawaj. Ludzie nie są ślepi i widzą , co się dzieje- spojrzał mi w oczy, jakby chciał wkraść się
do mojego umysłu i samodzielnie odnaleźć odpowiedź na nurtujące go pytanie. Na
moje szczęście zadzwonił dzwonek. Uśmiechnęłam się przepraszająco i poszłam
odnieść książki. Co znalazłam w szafce? Oczywiście moją podobiznę przekreśloną
dużym (dzisiaj czarnym) krzyżem z dopiskiem "odpierdol się od TJa suko".
Zamrugałam szybko, żeby powstrzymać łzy, ale to niestety nie pomogło. Ze
złością zgniotłam kartkę i z trzaskiem
zamknęłam drzwiczki. Obok zobaczyłam TJ. Dlaczego go wcześniej nie zauważyłam?
Spuściłam głowę, żeby nie zobaczył moich zapłakanych oczu i chciałam go
wyminąć, ale chłopak złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę. Milczałam
wbijając wzrok w ziemię.
- Nie mów,
że nic się nie dzieje, bo widzę, że masz problem. Chodź na obiad.- Zaprowadził
mnie na stołówkę i przyniósł od razu dla mnie i dla siebie posiłek. Nie
odzywaliśmy się ani słowem.
- Oh, Sun, powiedz coś- TJ przerwał panującą
ciszę. Chociaż nie wiem jak ładnie prosiłby, nie wciągnę go w moje problemy.
Właśnie, przecież jeśli dzielę się z kimś własnym zmartwieniem, sprawiam, że ta
osoba też zaczyna się tym przejmować. W mniejszym lub większym stopniu odczuwa
potrzebę udzielenia pomocy, a to oznacza, że problem dotyczy również tego
kogoś, ponieważ sama zaznajomiłam go ze sprawą, czyli wciągnęłam w prywatne
kłopoty. Pokręciłam przecząco głową.
- Dziewczyno,
chcę ci pomóc- westchnął.- Cokolwiek się dzieje, pomogę ci z tym. Chodzi o
blondni? O szkołę?
- TJ,
naprawdę jestem ci wdzięczna, że chcesz pomóc, ale nie widzę sensu w
zadręczaniu cię moimi zmartwieniami.
- Nawet ich
nie znam. Obiecuję, że nie będę się mieszał, tylko pomogę ci się z tym
uporać.... To jak, powiesz co ci leży na sercu?- zapytał już swoim wesołym głosem.
Jego przyjazne spojrzenie sprawiało, że miałam ochotę mu zaufać, ale jeśli to
nie jest dobry pomysł? Kurde, Sun, weź się w garść.
- Chyba
najpierw muszę sama to przemyśleć-powiedziałam niepewnie, czekając na jego reakcję. Zaskoczył mnie. Nie
był zdenerwowany moim zachowaniem. Wręcz przeciwnie. Cieszył się, że nie olałam
jego pomocy.
- Dobrze,
do niczego nie zmuszam- Już w lepszych humorach
dokończyliśmy posiłek.
***
Nic co dobre
nie trwa wiecznie. Tuż przed wyjściem ze szkoły w szafce znalazłam nowe zdjęcie
i dołączony do tego list. Nie wiem co nakłoniło mnie do jego przeczytania,
ale z pewnością nie była to dobra
decyzja. Naszpikowana najgorszymi obelgami pod moim adresem korespondencja
jasno dawała do zrozumienia, że nie jestem mile widziana w tej szkole,
zwłaszcza w towarzystwie TJa i jeśli szybko nie skończę tej znajomości, to moje
życie zmieni się w piekło. W sumie to już jestem na przedsionku. Tsaaa... Cudowne
poczucie humoru. Szybko opuściłam budynek. Jak na końcówkę września było dość
chłodno. W dodatku od rana wiał nieprzyjemny wiatr. Do tego zachmurzone niebo.
Pogoda nie zachęcała do wychodzenia z
domu, ale idealnie pasowała do mojego nastroju. Miałam ochotę pobyć sama. Tak,
żeby nikt mi nie przeszkadzał, nie zadawał głupich pytań lub udawał, że nie
widzi smutnej dziewczyny. Jeśli poszłabym na przystanek, w domu znalazłabym się
za pół godziny. Mogę jeszcze iść pieszo. Prawie godzinny spacer jest tym, czego
potrzebuję. Założyłam słuchawki i włączyłam muzykę. To pomogło mi się wyciszyć
i w pewien sposób odciąć od świata. Taka własna izolacja od denerwujących
dźwięków. Musiałam w spokoju się nad
wszystkim zastanowić, jeszcze raz przemyśleć pewne sprawy. Jeśli powiem TJowi
jak wygląda sytuacja, skąd mam mieć pewność, że mnie nie wyśmieje? Boję się mu
zaufać, ponieważ nie wiem czy nie
wykorzysta tego przeciwko mnie. Z drugiej strony jaki jest sens mieszania go w
moje problemy? Jeszcze pozostawała sprawa Isabeli. Tak szczerze to od niej się
to zaczęło. Wszystkie wyzwiska... A
jeśli ona rzeczywiście ma rację i powinnam ustąpić, zaakceptować jej warunki...
Nawet nie
zauważyłam kiedy zaszkliły mi się oczy i po policzkach zaczęły spływać
pojedyncze łzy. Nie ocierałam ich. Pozwoliłam im zmieszać się z kroplami
deszczu. Miałam nadzieję, że ta lekka mżawka szybko ustanie. I się
przeliczyłam. Z drobnego deszczyku błyskawicznie zrobiła się wielka ulewa. Dookoła nie było wielu ludzi, a ci, których
zaskoczyła zmiana pogody, szybko uciekali do domów, samochodów czy pobliskich
sklepów starając się schronić przed deszczem. W końcu dotarło do mnie, że i ja
powinnam się gdzieś schować. Nie zdążyłam nawet wykonać jednego kroku, gdy ktoś
na mnie wpadł i przewróciliśmy się, o zgrozo, wprost do gigantycznej kałuży. Ja
niestety byłam a gorszej sytuacji, ponieważ napastnik leżał na mnie, więc to ja
wchłonęłam niemal całą wodę z głupiego zagłębienia.
- Cholera!- wymsknęło
mi się, gdy podniosłam się do pozycji stojącej. Spojrzałam na osobę, która mnie
poturbowała. Spodziewałabym się wszystkiego, ale nie jego.
- Jay?!
- Sun,
przepraszam. Cała jesteś?
- Tak, cała
jestem mokra!- zdenerwowałam się. Chłopak szybko złapał mnie za rękę i
pociągnął za sobą, rzucając krótkie "chodź". Ledwo za nim nadążałam.
Gdyby mnie puścił, nigdy nie dotrzymałbym mu kroku. Biegliśmy. Do samochodu.
Jay szybko pomógł mi wsiąść i sam zajął miejsce obok mnie.
-Sun,
wyglądasz jak...- zaczął Max, który kierował pojazdem.
- Nic nie
mów- przerwałam.
- Ojojoj,
ktoś ma kiepski humorek- zażartował, a ja spiorunowałam go wzrokiem.
Prawdopodobnie jechaliśmy do domu chłopków. Przez całą drogę nikt z naszej trójki nie wyrzekł ani
słowa. Najwidoczniej byli na zakupach, ponieważ z przodu leżała duża torba z różnymi
artykułami spożywczymi, a Jay trzymał w ręce jakąś paczkę z... witaminami dla jaszczurek-
udało mi się rozszyfrować napis.
- No ile
można na wasz czekać- zdenerwował się Sykes, gdy tylko usłyszał jak weszliśmy
do domu. Kiedy jednak mnie zobaczył, jego ton głosu momentalnie się zmienił.-
Sun, co ci się stało?- zapytał zaskoczony. Nie powiedziałam nic tylko wymownie
spojrzałam na Loczka.
- Oj…
Wracałem z zoologicznego i zaczęło padać. Pobiegłem i niechcący wpadłem na Sun-
wytłumaczył bardzo ogólnie Jay.
- To raczej
wygląda jakbyś wrzucił ją do ogromnej kałuży- podsumował Nathan z lekkim
uśmiechem.
- W sumie to
tak właśnie było…- przyznał ze skruchą McGuiness.
- Chodź,
trochę się wysuszysz- przyjaznym tonem zwrócił się do Sykes. Bez sprzeciwu poszłam
za nim do łazienki na parterze. Tam dostałam ręczniki. Nathan na chwilę znikną,
ale szybko wrócił i wręczył mi ubrania na zmianę.
-Jak coś, to
suszarka jest w tej szafce- wskazał na regał w rogu pomieszczenia- przyjdź
potem do salonu- zakomunikował i się ulotnił. Przyjrzałam się sobie w lustrze.
Wyglądałam okropnie. Potargane przez wiatr włosy, zniszczony makijaż i
oczywiście całe ubranie w błocie. Ze zrezygnowaną miną zabrałam się za
doprowadzanie się do w miarę normalnego stanu. Dresowe spodnie o dziwo nie
spadały, a ciemnoszara bluzka z nadrukowaną smutną emotikoną idealnie do mnie
pasowała. Mokre ubrania rozwiesiłam na suszarce i zgodnie z życzeniem chłopaka
poszłam do salonu. Co ciekawe, nikogo tam nie było. Max próbował gotować, Jay
właśnie szedł do swojej jaszczurki, a Siva i Tom? Pojechali do dziewczyn. Nie
chcąc przeszkadzać „kucharzowi” poszłam na górę z nadzieją, że znajdę Nathana w
jego pokoju. Zapukałam, a po cichym „proszę” weszłam do środka.
- O,
myślałem, że ci trochę dłużej zejdzie- przyznał zaskoczony moim widokiem.
Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam do okna. Deszcz nadal padał i nic nie
wskazywało na to, że miałby wkrótce przestać. Chłopak stanął obok mnie. Czułam
jak mi się przygląda, ale nie reagowałam.
- Co się
dzieje?- spytał nagle. Spojrzałam na niego zszokowana.
-Jak to co?
Wszystko jest w porządku- wysilałam się na uśmiech, ale to bardziej
przypominało grymas. Nathan mi nie
uwierzył.
- W takim
razie powiedz to jeszcze raz patrząc mi w oczy- delikatnie obrócił moją twarz,
sposób, że nasze spojrzenia się spotkały. Pod wpływem jego przenikliwego wzroku
nie mogłam kłamać. Nie potrafiłam. Siadłam na skraju łóżka i podciągnęłam nogi
pod brodę.
- Jestem
beznadziejna- stwierdziłam, niewiele zastanawiając się nad tym, co mówię, chociaż
wcale się nie pomyliłam.
- Nawet tak
myśl- sprzeciwił się chłopak i siadł obok mnie.
- Ale taka
jest prawda. Nawet z jednym głupim problemem nie potrafię sobie sama poradzić,
ponieważ wszyscy natychmiast zauważają, że
coś nie tak. Chciałam sama się tym zająć, ale nawet takiej prostej rzeczy nie
umiem zrobić- wyrzuciłam z siebie. Nathan objął mnie ramieniem i przyciągnął do
siebie. Jego obecność działała na mnie uspakajająco.
- Po prostu
wszyscy się o ciebie martwimy, bo zależy nam na twoim szczęściu. Jeśli ktoś
oferuje ci pomoc, to nie znaczy, że w ciebie nie wierzy, tylko po prostu chce
ci ułatwić zadanie- powiedział to w taki sposób, jakby tłumaczył coś małemu
dziecku. Przytaknęłam po przeanalizowaniu jego słów.-Dlatego proszę powiedz, co cię tak męczy. Tylko szczerze i wszytko.
Popatrzyłam
na niego z lekką obawą. Czy Nathan naprawdę chce znać każdy szczegół tej
historii? Nie bałam się mu o tym opowiedzieć, ponieważ ufam chłopakowi. Po krótkiej
chwili, gdy nieco uporządkowałam myśli, zaczęłam mówić o wszystkim, bez
owijania w bawełnę. Począwszy od pierwszego dnia w szkole,
a skończywszy na dzisiejszym. Mimo, że najpierw nie do końca wiedziałam,
czy dobrze robię, z każdym kolejnym zdaniem czułam coraz większą ulgę. I po raz
kolejny się rozpłakałam. Byłam zła na siebie, że tak łatwo ulegałam emocjom.
Chłopak mnie przytulił i gładził ręką moje włosy. W jego uścisku czułam się
bezpieczna, jakby wszystko miało się dobrze
ułożyć. Wsłuchiwałam się w spokojne bicie jego serca. Powoli się uspokoiłam i
spojrzałam na niego pytająco. Chłopak chwilę milczał.
- Po
pierwsze to powinienem na ciebie
nakrzyczeć, że nie przyszłaś z tym od razu. A tak na serio to cieszę się, że mi
o tym powiedziałaś. Sprawa jest poważna, ale myślę, że jeśli całkowicie
zignorujesz blondi, to ona sama z czasem przestanie. Przede wszystkim nie możesz
jej pokazywać, że w jakikolwiek sposób obchodzą cię jej zaczepki. Nie zwracaj
na to uwagi, bo na przykład w show-biznesie byś nie przetrwała- mówiąc to, wywołał
uśmiech na mojej twarz.- Co do tego chłopaka, to powiedz mu jak wygląda
sytuacja.
- Dziękuję-
powiedziałam patrząc na Nathana.- Dziękuję, że mi pomagasz.
- Sun, to
nic wielkiego… Może poszłabyś z nami na imprezę w sobotę?
- Czemu nie,
trochę odpoczynku dobrze mi zrobi.
- I to mi
się podoba.
Awwwwh Nathan jest taki słodki *.*
OdpowiedzUsuńbiedna Sun:/
Rozdział świetny taki... prawdziwy<333