Rozdziały w każdą niedzielę.

niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 18

Co się dzieje?

-Viky, ja już mam dość tej szkoły- poskarżyłam się przyjaciółce.
Chociaż rok szkolny trwa dopiero trzy tygodnie, z całego serca wolałabym uczyć się gdzieś indziej. Na początku sądziłam, że dam sobie ze wszystkim radę i nie będę musiała zamęczać innych moimi problemami. Niestety się przeliczyłam. Głupie docinki blondi i jej psiapsiółki naprawdę działały mi na nerwy. Nie było tajemnicą, że się nie lubimy, ale nikt nie znał prawdziwej przyczyny naszych sporów. Emma i reszta dziewczyn twierdziły, że mam te wszystkie nieprzyjemności tylko dlatego, że jestem "nowa". Nie wyjawiłam im prawdziwego powodu, bo i po co? Obecnie przyjęta wersja mi odpowiada. Jednak Isabela i Arabela codziennie zaśmiecały moją torbę mnóstwem małych karteczek, zawsze z tą samą treścią. Najgorzej było, kiedy się spieszyłam wyjmując rzeczy do szafki. Kilka razy te liściki mi wypadły. Na szczęście udało mi się wymyślić wymówkę przed TJem, który obserwował całe zdarzenie. Nie wspomniałam jeszcze, że  codziennie rano znajdowałam w szafce swoje zdjęcie przekreślone dużym czerwonym krzyżykiem. Dla niektórych może się wydawać, że to nic wielkiego te całe pogróżki, ale ja nie mogłam już tego znieść.  A Viky? Wygadałam się przez przypadek. Kilka dni temu gadałyśmy na skypie, a kiedy rozmowa zeszła na temat szkoły i tego jak się czuję, nie wytrzymałam i się rozkleiłam. Opowiedziałam jej o wszystkim. Nie przerywała, słuchała. Z jednej strony poczułam się lepiej, że się przed nią otworzyłam, a z drugiej trochę mnie to smuciło. Viky jest dość empatyczną osobą i z pewnością tak tego nie zostawi. Martwiłam się, że teraz jeszcze ją zadręczam swoimi problemami.

- Sun, zrobimy tak: skoro dzisiaj jest środa, do piątku musisz wytrzymać, a w niedzielę zrobimy sobie babski wieczór i odpoczniesz od tego- oznajmiła z wielkim uśmiechem.

- Jasne, przecież i tak codziennie gadamy przez skype'a.

- Spójrz w kalendarz: za cztery dni zaczyna się konkurs taneczny i wszyscy przylatują dzień wcześniej, nie pamiętasz?- spytała zdziwiona. Konkurs? kompletnie o nim zapomniałam. Niby wiedziałam, że wkrótce się zacznie, ale nie przywiązywałam do tego większej uwagi.

- A później przez cały tydzień będziemy się świetnie bawić- coraz bardziej się cieszyła Viky. Westchnęłam.

- Ale w Londynie dopiero będą eliminacje. Jakie są szanse, że przejdę dalej? Praktycznie żadne.

- Sun, nie zaczynaj. Uda cię się. Ja to wiem- pokręciłam z uśmiechem głową- Czy kiedykolwiek się myliłam.

- No wiesz... Jak w podstawówce same obcinałyśmy sobie włosy, malowałyśmy budę dla Tofika i rozstawiłyśmy namiot na środku drogi, to rzeczywiście bardzo trafne  pomysły- wyliczałam z poważną miną. Viky słysząc to, wybuchła niepohamowanym śmiechem, a ja szybko do niej dołączyłam.

- Ale i tak się świetnie bawiłyśmy. A poza tym to taniec, a ty jesteś w tym najlepsza.

- Bo się zrobi za słodko.

- Słodyczy nigdy za wiele. Ostatnio nawet zrobiłam pyszne ciasto czekoladowe i ...- dziewczyna rozgadała się na temat swoich wyczynów kulinarnych. Będę szczera, jeśli o nią chodzi, to cud, że jeszcze nie spaliła kuchni. Rozmowa z Viky od razu poprawił mi humor- I obowiązkowo pozdrów Luzię, mamę i tatę- dodała na koniec.

- Masz to jak w banku. Do jutra!- pożegnałam się  z nią i zakończyłam połączenie.

Zanim zasnęłam, długo zastanawiałam się nad nieobecnością taty. W ciągu całego miesiąca w domu był łącznie może przez cztery dni. Wydawałoby się, że jego obecność poprawi wszystkim nastrój i będzie miła, rodzinna atmosfera. Rzeczywistość jednak okazała się zupełnie inna. Tata nie miał dla nas czasu, ciągle zapracowany, siedział w swoim gabinecie. Podczas wspólnych posiłków odnosiłam wrażanie, że męczy go nasze towarzystwo. Z mamą praktycznie nie rozmawiał, wyraźnie się unikali. Chociaż starali się to przed nami ukryć, słabo im wychodziło. Co było tego przyczyną? Jakieś problemy w pracy? To mogłoby tłumaczyć częste wyjazdy, ale nie zachowanie w domu. Kiedyś rodzice cieszyli się każdą chwilą z nami, a teraz ja i Lou zostałyśmy zepchnięte na drugi plan, jakby było coś ważniejszego od nas. Nie podobało mi się to, ale jedyny, plusem tej sytuacji był fakt, że mama nie zwracała zbytnio uwagi na mój nastrój i stosunek do szkoły. Sama mogłam walczyć ze swoimi problemami.

***

- Ostatnio jesteś jak chmura gradowa- spróbował zażartować TJ, gdy od początku lekcji siedziałam niemal nieruchomo, podpierając głowę rękami i z posępną miną wpatrywałam się w nauczyciela. Chłopak cały czas próbował nawiązać ze mną jakikolwiek kontakt, chociaż go ignorowałam.
W dodatki co chwila czułam na sobie świdrujące spojrzenie blondi.
- Sun, czy ty mnie słuchasz?- TJ pomachał mi ręką przed oczami. Chcąc nie chcą leniwie przekręciłam głowę w jego stronę.
-Sorry, zamyśliłam-przyznałam zgodnie z prawdą. W sumie nie powinnam być dla niego niemiła. To nie jego wina, że KTOŚ się w nim zabujał i widzi we mnie konkurencję, chociaż TJ jest dla mnie dobrym znajomym i nie ma szans, żebyśmy przekroczyli tę  granicę.
-To co ciekawego mi mówiłeś?
- Czy ciekawe to nie wiem, ale co Isabela ma do ciebie?- gdy to usłyszałam, kompletnie mnie zatkało. Czy tak bardzo widać naszą nienawiść. Nie mam pojęcia, jednak nie mogę powiedzieć mu prawdy.
- Nic do mnie ma- odparłam  chyba w miarę naturalnym głosem.
-Oh, Sun nie udawaj. Ludzie nie są ślepi i widzą , co się dzieje-  spojrzał mi w oczy, jakby chciał wkraść się do mojego umysłu i samodzielnie odnaleźć odpowiedź na nurtujące go pytanie. Na moje szczęście zadzwonił dzwonek. Uśmiechnęłam się przepraszająco i poszłam odnieść książki. Co znalazłam w szafce? Oczywiście moją podobiznę przekreśloną dużym (dzisiaj czarnym) krzyżem z dopiskiem "odpierdol się od TJa suko". Zamrugałam szybko, żeby powstrzymać łzy, ale to niestety nie pomogło. Ze złością zgniotłam kartkę i  z trzaskiem zamknęłam drzwiczki. Obok zobaczyłam TJ. Dlaczego go wcześniej nie zauważyłam? Spuściłam głowę, żeby nie zobaczył moich zapłakanych oczu i chciałam go wyminąć, ale chłopak złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę. Milczałam wbijając wzrok w ziemię.
- Nie mów, że nic się nie dzieje, bo widzę, że masz problem. Chodź na obiad.- Zaprowadził mnie na stołówkę i przyniósł od razu dla mnie i dla siebie posiłek. Nie odzywaliśmy się ani słowem.
-  Oh, Sun, powiedz coś- TJ przerwał panującą ciszę. Chociaż nie wiem jak ładnie prosiłby, nie wciągnę go w moje problemy. Właśnie, przecież jeśli dzielę się z kimś własnym zmartwieniem, sprawiam, że ta osoba też zaczyna się tym przejmować. W mniejszym lub większym stopniu odczuwa potrzebę udzielenia pomocy, a to oznacza, że problem dotyczy również tego kogoś, ponieważ sama zaznajomiłam go ze sprawą, czyli wciągnęłam w prywatne kłopoty. Pokręciłam przecząco głową.
- Dziewczyno, chcę ci pomóc- westchnął.- Cokolwiek się dzieje, pomogę ci z tym. Chodzi o blondni? O szkołę?
- TJ, naprawdę jestem ci wdzięczna, że chcesz pomóc, ale nie widzę sensu w zadręczaniu cię moimi zmartwieniami.
- Nawet ich nie znam. Obiecuję, że nie będę się mieszał, tylko pomogę ci się z tym uporać.... To jak, powiesz co ci leży na sercu?- zapytał już swoim wesołym głosem. Jego przyjazne spojrzenie sprawiało, że miałam ochotę mu zaufać, ale jeśli to nie jest dobry pomysł? Kurde, Sun, weź się w garść.
- Chyba najpierw muszę sama to przemyśleć-powiedziałam niepewnie,  czekając na jego reakcję. Zaskoczył mnie. Nie był zdenerwowany moim zachowaniem. Wręcz przeciwnie. Cieszył się, że nie olałam jego pomocy.
- Dobrze, do  niczego nie zmuszam- Już w lepszych humorach dokończyliśmy posiłek.

***

Nic co dobre nie trwa wiecznie. Tuż przed wyjściem ze szkoły w szafce znalazłam nowe zdjęcie i dołączony do tego list. Nie wiem co nakłoniło mnie do jego przeczytania, ale  z pewnością nie była to dobra decyzja. Naszpikowana najgorszymi obelgami pod moim adresem korespondencja jasno dawała do zrozumienia, że nie jestem mile widziana w tej szkole, zwłaszcza w towarzystwie TJa i jeśli szybko nie skończę tej znajomości, to moje życie zmieni się w piekło. W sumie to już jestem na przedsionku. Tsaaa... Cudowne poczucie humoru. Szybko opuściłam budynek. Jak na końcówkę września było dość chłodno. W dodatku od rana wiał nieprzyjemny wiatr. Do tego zachmurzone niebo. Pogoda  nie zachęcała do wychodzenia z domu, ale idealnie pasowała do mojego nastroju. Miałam ochotę pobyć sama. Tak, żeby nikt mi nie przeszkadzał, nie zadawał głupich pytań lub udawał, że nie widzi smutnej dziewczyny. Jeśli poszłabym na przystanek, w domu znalazłabym się za pół godziny. Mogę jeszcze iść pieszo. Prawie godzinny spacer jest tym, czego potrzebuję. Założyłam słuchawki i włączyłam muzykę. To pomogło mi się wyciszyć i w pewien sposób odciąć od świata. Taka własna izolacja od denerwujących dźwięków.  Musiałam w spokoju się nad wszystkim zastanowić, jeszcze raz przemyśleć pewne sprawy. Jeśli powiem TJowi jak wygląda sytuacja, skąd mam mieć pewność, że mnie nie wyśmieje? Boję się mu zaufać, ponieważ  nie wiem czy nie wykorzysta tego przeciwko mnie. Z drugiej strony jaki jest sens mieszania go w moje problemy? Jeszcze pozostawała sprawa Isabeli. Tak szczerze to od niej się to zaczęło. Wszystkie wyzwiska...   A jeśli ona rzeczywiście ma rację i powinnam ustąpić, zaakceptować jej warunki...
Nawet nie zauważyłam kiedy zaszkliły mi się oczy i po policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy. Nie ocierałam ich. Pozwoliłam im zmieszać się z kroplami deszczu. Miałam nadzieję, że ta lekka mżawka szybko ustanie. I się przeliczyłam. Z drobnego deszczyku błyskawicznie zrobiła się wielka ulewa.  Dookoła nie było wielu ludzi, a ci, których zaskoczyła zmiana pogody, szybko uciekali do domów, samochodów czy pobliskich sklepów starając się schronić przed deszczem. W końcu dotarło do mnie, że i ja powinnam się gdzieś schować. Nie zdążyłam nawet wykonać jednego kroku, gdy ktoś na mnie wpadł i przewróciliśmy się, o zgrozo, wprost do gigantycznej kałuży. Ja niestety byłam a gorszej sytuacji, ponieważ napastnik leżał na mnie, więc to ja wchłonęłam niemal całą wodę z głupiego zagłębienia.
- Cholera!- wymsknęło mi się, gdy podniosłam się do pozycji stojącej. Spojrzałam na osobę, która mnie poturbowała. Spodziewałabym się wszystkiego, ale nie jego.
- Jay?!
- Sun, przepraszam. Cała jesteś?
- Tak, cała jestem mokra!- zdenerwowałam się. Chłopak szybko złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą, rzucając krótkie "chodź". Ledwo za nim nadążałam. Gdyby mnie puścił, nigdy nie dotrzymałbym mu kroku. Biegliśmy. Do samochodu. Jay szybko pomógł mi wsiąść i sam zajął miejsce obok mnie.
-Sun, wyglądasz jak...- zaczął Max, który kierował pojazdem.
- Nic nie mów- przerwałam.
- Ojojoj, ktoś ma kiepski humorek- zażartował, a ja spiorunowałam go wzrokiem. Prawdopodobnie jechaliśmy do domu chłopków. Przez całą  drogę nikt z naszej trójki nie wyrzekł ani słowa. Najwidoczniej byli na zakupach, ponieważ z przodu leżała duża torba z różnymi artykułami spożywczymi, a Jay trzymał w ręce jakąś paczkę z... witaminami dla jaszczurek- udało mi się rozszyfrować napis.

- No ile można na wasz czekać- zdenerwował się Sykes, gdy tylko usłyszał jak weszliśmy do domu. Kiedy jednak mnie zobaczył, jego ton głosu momentalnie się zmienił.- Sun, co ci się stało?- zapytał zaskoczony. Nie powiedziałam nic tylko wymownie spojrzałam na Loczka.
- Oj… Wracałem z zoologicznego i zaczęło padać. Pobiegłem i niechcący wpadłem na Sun- wytłumaczył bardzo ogólnie Jay.
- To raczej wygląda jakbyś wrzucił ją do ogromnej kałuży- podsumował Nathan z lekkim uśmiechem.
- W sumie to tak właśnie było…- przyznał ze skruchą McGuiness.
- Chodź, trochę się wysuszysz- przyjaznym tonem zwrócił się do Sykes. Bez sprzeciwu poszłam za nim do łazienki na parterze. Tam dostałam ręczniki. Nathan na chwilę znikną, ale szybko wrócił i wręczył mi ubrania na zmianę.
-Jak coś, to suszarka jest w tej szafce- wskazał na regał w rogu pomieszczenia- przyjdź potem do salonu- zakomunikował i się ulotnił. Przyjrzałam się sobie w lustrze. Wyglądałam okropnie. Potargane przez wiatr włosy, zniszczony makijaż i oczywiście całe ubranie w błocie. Ze zrezygnowaną miną zabrałam się za doprowadzanie się do w miarę normalnego stanu. Dresowe spodnie o dziwo nie spadały, a ciemnoszara bluzka z nadrukowaną smutną emotikoną idealnie do mnie pasowała. Mokre ubrania rozwiesiłam na suszarce i zgodnie z życzeniem chłopaka poszłam do salonu. Co ciekawe, nikogo tam nie było. Max próbował gotować, Jay właśnie szedł do swojej jaszczurki, a Siva i Tom? Pojechali do dziewczyn. Nie chcąc przeszkadzać „kucharzowi” poszłam na górę z nadzieją, że znajdę Nathana w jego pokoju. Zapukałam, a po cichym „proszę” weszłam do środka.
- O, myślałem, że ci trochę dłużej zejdzie- przyznał zaskoczony moim widokiem. Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam do okna. Deszcz nadal padał i nic nie wskazywało na to, że miałby wkrótce przestać. Chłopak stanął obok mnie. Czułam jak mi się przygląda, ale nie reagowałam.
- Co się dzieje?- spytał nagle. Spojrzałam na niego zszokowana.
-Jak to co? Wszystko jest w porządku- wysilałam się na uśmiech, ale to bardziej przypominało grymas.  Nathan mi nie uwierzył.
- W takim razie powiedz to jeszcze raz patrząc mi w oczy- delikatnie obrócił moją twarz, sposób, że nasze spojrzenia się spotkały. Pod wpływem jego przenikliwego wzroku nie mogłam kłamać. Nie potrafiłam. Siadłam na skraju łóżka i podciągnęłam nogi pod brodę.
- Jestem beznadziejna- stwierdziłam, niewiele zastanawiając się nad tym, co mówię, chociaż wcale się nie pomyliłam.
- Nawet tak myśl- sprzeciwił się chłopak i siadł obok mnie.
- Ale taka jest prawda. Nawet z jednym głupim problemem nie potrafię sobie sama poradzić, ponieważ wszyscy natychmiast  zauważają, że coś nie tak. Chciałam sama się tym zająć, ale nawet takiej prostej rzeczy nie umiem zrobić- wyrzuciłam z siebie. Nathan objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Jego obecność działała na mnie uspakajająco.
- Po prostu wszyscy się o ciebie martwimy, bo zależy nam na twoim szczęściu. Jeśli ktoś oferuje ci pomoc, to nie znaczy, że w ciebie nie wierzy, tylko po prostu chce ci ułatwić zadanie- powiedział to w taki sposób, jakby tłumaczył coś małemu dziecku. Przytaknęłam po przeanalizowaniu jego słów.-Dlatego proszę  powiedz, co cię tak męczy. Tylko szczerze i wszytko.

Popatrzyłam na niego z lekką obawą. Czy Nathan naprawdę chce znać każdy szczegół tej historii? Nie bałam się mu o tym opowiedzieć, ponieważ ufam chłopakowi. Po krótkiej chwili, gdy nieco uporządkowałam myśli, zaczęłam mówić o wszystkim, bez owijania w bawełnę. Począwszy od pierwszego dnia  w szkole,  a skończywszy na dzisiejszym. Mimo, że najpierw nie do końca wiedziałam, czy dobrze robię, z każdym kolejnym zdaniem czułam coraz większą ulgę. I po raz kolejny się rozpłakałam. Byłam zła na siebie, że tak łatwo ulegałam emocjom. Chłopak mnie przytulił i gładził ręką moje włosy. W jego uścisku czułam się bezpieczna,  jakby wszystko miało się dobrze ułożyć. Wsłuchiwałam się w spokojne bicie jego serca. Powoli się uspokoiłam i spojrzałam na niego pytająco. Chłopak chwilę milczał.
- Po pierwsze  to powinienem na ciebie nakrzyczeć, że nie przyszłaś z tym od razu. A tak na serio to cieszę się, że mi o tym powiedziałaś. Sprawa jest poważna, ale myślę, że jeśli całkowicie zignorujesz blondi, to ona sama z czasem przestanie. Przede wszystkim nie możesz jej pokazywać, że w jakikolwiek sposób obchodzą cię jej zaczepki. Nie zwracaj na to uwagi, bo na przykład w show-biznesie byś nie przetrwała- mówiąc to, wywołał uśmiech na mojej twarz.- Co do tego chłopaka, to powiedz mu jak wygląda sytuacja.
- Dziękuję- powiedziałam patrząc na Nathana.- Dziękuję, że mi pomagasz.
- Sun, to nic wielkiego… Może poszłabyś z nami na imprezę w sobotę?
- Czemu nie, trochę odpoczynku dobrze mi zrobi.
- I to mi się podoba.


1 komentarz:

  1. Awwwwh Nathan jest taki słodki *.*
    biedna Sun:/
    Rozdział świetny taki... prawdziwy<333

    OdpowiedzUsuń