Rozdziały w każdą niedzielę.

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 11

Ja chcę bajkę na dobranoc! 

2 dni później 
Jestem ledwo żywa. Wczoraj miałam zumbę i nie wiem jakim cudem, ale prawie na na nią zaspałam.  Kiedy wróciłam, akurat Viki była na skypie i tak jakoś wyszło, że wzięłam prysznic, przyniosłam sobie coś do jedzenia i siedziałyśmy  do północy.
Obudziłam się, zażywszy na dzień poprzedni, o dość wczesnej porze. Gdy wzięłam telefon, na wyświetlaczu pojawiło się dziewiąta piętnaście i cyferki nie zamierzały się  zmienić. Chociaż do mojego pokoju docierał zapach naleśników- czyli mama jeszcze siedziała w domu, to ja niestety byłam tak leniwa, że nawet ten boski aromat nie był w stanie wyciągnąć mnie łóżka. Cudowna cisza została nagle przerwana przez dźwięk dzwonka do drzwi.  Sądziłam, że ktoś od razu otworzy, ale natarczywy gość cały czas o sobie przypominał. To już się robiło denerwujące. Będąc całkowicie rozbudzona, zabrałam ubrania i poszłam do łazienki. Szybki prysznic, układanie włosów, delikatny makijaż i mogę wyjść do ludzi. A co ciekawsze, wyrobiłam się w pół godziny. Chociaż mama pewnie będzie jak zwykle niezadowolona, że nie dosuszyłam włosów. Trudno. Są wakacje, jest ciepło i do południa nigdzie się nie  wybieram.

Schodząc do kuchni, usłyszałam jak moja rodzicielka z kimś rodzicielka z kimś rozmawia. I byłam pewna, że skądś znam drugi głos.
- Cześć wszystkim!- powiedziałam wchodząc do kuchni. Widok Sykesa o tej porze w moim domu trochę mnie zaskoczył, ale ostatnio dziwne rzeczy się dzieją, więc jak gdyby nigdy nic nałożyłam sobie porcję naleśników i zabrałam się za jedzenie. Nathan natomiast od razu się ulotnił, a moja mama zaczęła mi się dziwnie. Zignorowałam ją i skończyłam jeść śniadanie. Luizki jak zwykle nie było, małolata doskonale sobie organizuje czas i wczoraj wybyła do jakiejś koleżanki na noc.
Dzisiejsza pogoda aż krzyczała do mnie: chodź się poopalać.  Nie potrafiłam oprzeć się pokusie poleżenia na słońcu, więc zabrałam telefon, słuchawki i położyłam się na kocu w ogrodzie. Nie mam pojęcia ile tam byłam, ale wspomnienie mnie ze złamaną nogą na scenie  podczas koncertu 1D, nie należało do najprzyjemniejszych. Na szczęście dźwięk telefonu sprowadził mnie z powrotem na ziemię.
-Halo? - zapytałam, bo nie chciało mi się patrzeć na wyświetlacz.
-Hej Sun!
-Hej Nath!- odpowiedziałam z uśmiechem chociaż wiedziałam,  że on  i tak tego nie widzi. 
- Mam do Ciebie pytanie....- zaczął wesoło. Nie przerywałam, więc chłopak kontynuował- Pojechałabyś z nami na mecz do Manchesteru?
- Z nami... czyli?
- Czyli ze mną, Tomem, Max'em, Sivą, Jay'em. Niestety Nare i Kels stwierdziły, że nie są zainteresowane.
- No nie wiem. Chciałabym, ale...
- Nie ma żadnego "ale", a Twoja mama i tak się zgodziła.
-To po to byłeś rano?
- Dokładnie. To skoro się zgadzasz, to się szykuj, bo jedziemy Manchesteru  i wracamy najwcześniej jutro wieczorem. Będziemy za 20 minut.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo chłopak najzwyczajniej w świecie się rozłączył. Mimo wszystko z uśmiechem na twarzy poszłam się spakować.

*Perspektywa Nathana*
-I co zgodziła się?- spytał się Loczek.
-Tak! Chociaż w sumie to nic nie powiedziała, ale jedzie- odparłem z bananem na twarzy.
- Eee...Młody ona Cię lubi-powiedział z tym swoim głupiutkim uśmiechem Max.
- Dobra mówcie sobie, co chcecie, ale za dwadzieścia minut mamy po nią podjechać, a wy co?- spytałem władając buty.
- Kevin już czeka - rzucił Tom i wyszedł.

*Perspektywa Sun*
Super, miałam jeszcze pięć minut. Zeszłam na dół zastanawiając się czy dobrze robię. Może będę im tylko przeszkadzać? Albo mnie nie polubią? Z takimi czarnymi myślami niemal wpadłam na mamę wychodzącą z gabinetu.
- Jednak jedziesz- zaczęła.
- Na to wygląda. Co ty tu robisz ? -spytałam zakładają trampki. - Nie powinnaś być w pracy?
- Zaraz wychodzę. A poza tym to uważaj na siebie. Ja wiem, że jesteś już pełnoletnia, ale jako  mama i tak się martwię.
- Dobrze. Będę ostrożna- zapewniłam ją i wyszłam przed dom, bo już podjechali chłopcy, a Nath po mnie wyszedł.
-Hej, gotowa poznać resztę chłopaków?
- ...Chyba tak. -Powiedziałam z nieudawanym strachem. Jeszcze nigdy nie denerwowałam się przed żadnym spotkaniem. Głęboki wdech i Nath otwarł drzwi, a reszta zespołu wypadła z auta.
- Cześć Sun!
- Cześć!- odpowiedziałam z wielkim uśmiechem.
- Pewnie nas znasz, ale gdybyś przypadkiem zapomniała to ja jestem Tom, a ci tam to  Siva, Jay, Max.
- Sklerozy jeszcze nie mam- mruknęłam cicho, a reszta zaczęła się śmiać.
Podczas drogi prawie cały czas rozmawialiśmy. Z chłopakami świetnie się dogadywałam, więc wszystkie moje obawy odeszły w niepamięć. Na miejsce dotarliśmy dość szybko. Sądziłam, że pójdziemy coś zjeść czy coś takiego, natomiast auto zatrzymało się przed jakimś hotelem. Oni sobie żarty robią?
-Sun, jak Ci się nie podoba hotel, możemy jechać do innego- zaczął  Siva, a w jego głosie słyszałam lekkie przerażenie. On sobie żarty robi?
- Nie, wszystko jest dobrze, tylko...
- No to świetnie. - Nie dał mi dokończyć. Oni zawsze tak przerywają, jak ktoś chce coś powiedzieć?-Będziemy tu jakieś dwie godziny, coś przekąsimy i idziemy na mecz. - Poinformował wszystkich i weszliśmy do środka. Jay i Nath poszli odebrać klucze do pokoi. Jak się okazało każdy ma swój. Pomijając fakt, że według mnie to przesadzili z tym hotelem, to po dokładnym zwiedzeniu swoich chwilowych czterech kątów,  nie mając nic lepszego do roboty, przebrałam się w coś wygodniejszego, w czym pójdę już na mecz.
Ktoś zapukał.
- Proszę!
- Widzę, że jesteś już gotowa- wparował do pokoju Jay- Jakbyś nie miała żadnych planów na teraz, to spotykamy się u mnie  w pokoju. Wpadniesz?
- Jasne, że tak.- Przynajmniej  nie będę się nudzić samotnie. 
McGuiness miał lokum naprzeciwko mnie. Gdy weszliśmy, brakowało jedynie Nathana.
-Pewnie młody jak zwykle układa grzyweczkę- zażartował Max. Nagle rozległ się dziwny dźwięk. Cisza. Dźwięk się powtórzył, a nasze spojrzenia powędrowały na brzuch Jay’a.
- Oj no. Głodny już jestem.-Powiedział speszony Loczek, a na potwierdzenie jego słów, ponownie zaburczało mu w brzuchu. Stwierdziliśmy, że nie ma sensu czekać ponad godzinę na wyjście, a żeby czasem jakieś fanki się nie rzuciły na chłopców, Tom złożył dość duże zamówienie w bufecie hotelowym. Oczywiście zadbał, by nikt nie był później głodny i jak to sam stwierdził „lepiej nie zjeść niż znowu zamawiać”; i wszytko mieli przynieść do pokoju Jay’a.  Kiedy po dziesięciu minutach dostarczono nasze zamówienie, mina kelnera- bezcenna. Schowaliśmy się, żeby tylko jedna osoba była widoczna. Jeszcze jak Loczek rzucił, że lubi czasem coś przekąsić, bo na obiad to jest zdecydowanie za małe zamówienie, chłopakowi z obsługi zrobiło się słabo i ledwo wyszedł z pokoju. Wtedy wybuchliśmy śmiechem.  Trwało to dobre pięć minut.
- Co tu się dzieje- zapytał Nath, który właśnie przyszedł. Próbowałam mu wytłumaczyć, ale non stop się śmiałam. Po kilku próbach zrezygnowałam i zastąpił mnie Tom. Jemu szło lepiej, jednak po pierwszym  zdaniu nie wytrzymał. Kiedy się jako tako uspokoiliśmy, Siva zaczął mówić:
- Bo zamówiliśmy coś do jedzenia, ale kelner myślał, że to wszystko jest Jay’a- wskazał na wózek. Chłopak chyba nie wiele zrozumiał, ale o nic nie pytał i zaczęliśmy jeść. Jak się okazało, połowa dań, które zamówił Tom, była bez mięsa, więc razem z Loczkiem, mieliśmy w czym wybierać.
- Jesteś wegetarianką? – zapytał zdziwiony Nath.
- Nie, ale Viki tak, więc jakoś się przyzwyczaiłam, żeby nie jeść mięsa, chociaż jeśli muszę, to zjem.
- Ekstra, nie jestem sam- ucieszył się Loczek.
Chłopcy, co było do przewidzenia, pochłonęli wszystko w rekordowym tempie. Nie mam pojęcia gdzie to mieszczą.
Tak jak mówił wcześniej Max, wyszliśmy z hotelu chwilę po szesnastej i spacerem udaliśmy się w stronę stadionu.  Kolejki do wejścia były straszne. Z zrezygnowaną miną zaczęłam iść na koniec wężyka, ale Sykes mnie pociągnął do tyłu, tak że prawie upadałam. Prawie, bo mnie złapał, w ostatniej chwili.
- Przepraszam- powiedział ze smutną minką.- Nie będziemy czekać w kolejce, chodź.
Czułam się nieco dziwnie wchodząc na stadion bez kolejki  w towarzystwie The Wanted, ale starałam się to  ignorować. Gdy zajęliśmy nasze miejsca (Rety! Pierwszy raz mam taką fajną miejscówkę), zauważyłam pewną dziewczynę idącą na trybuny. Max podążył za mną wzrokiem i szybko powiedział:
-To się zobaczymy później – i uciekł w kierunku brunetki.
- Tylko wróć rano- krzyknął za nim Tom, ale chłopak chyba nie usłyszał.
W czasie pierwszej połowy  meczu przegrywaliśmy 1:0. Natomiast w drugiej połowie zremisowaliśmy dzięki strzałowi Runeja w 58 minucie. Ostatecznie Manchester wygrał, a ja cieszyłam się z tego jak wariatka.

*Perspektywa Nathana*
Kiedy Sun mówiła, że lubi piłkę nożną, nie sądziłem, że jest aż taką fanką. Po prostu dziewczyna idealna. Po meczu całą piątką (Max najprawdopodobniej dołączy do nas jutro), wróciliśmy do hotelu. Humory mieliśmy wyśmienite i co ciekawsze, nie byliśmy zmęczeni.
- Słuchajcie, musimy to uczcić- zdecydował Tom, a reszta go poparła.- Skoro nie widzę sprzeciwu, widzimy się za pół godziny w holu.
Rozeszliśmy się do swoich pokoi, żeby się trochę odświeżyć i przebrać. Szczerze mówiąc, to spodziewałem się takiej sytuacji- niezależnie od wyniku meczu, Parker i tak znajdzie powód do picia.  Zdecydowałem się na szybki prysznic, założyłem coś wygodniejszego i po ułożeniu fryzury, wyszedłem z pokoju.
- Cholera!- usłyszałem otwierając drzwi.- Chcesz mnie zabić Sykes?
Zobaczyłem nico wkurzoną Sun ubraną w czarną sukienkę. Wyglądała nieziemsko i … trzymała się za czoło. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że przez przypadek dostała ode mnie drzwiami. Świetnie… A miało być tak fajnie.
-Sun, przepraszam. Znowu. Ja naprawdę nie chciałem.  Przysięgam!
- Powiedzmy, że Ci wierzę. Idziemy do reszty?- odparła już łagodniejszym tonem. Mam nadzieję, że nie będzie mieć żadnego śladu po tym „wypadku”. W holu byliśmy jako ostatni. Parker zamówił taksówkę, a raczej dwie i po dwudziestu minutach wchodziliśmy już do klubu.

Tom jak zwykle wybrał jeden z najlepszych klubów. Oby tylko Sun się o tym nie dowiedziała, bo mnie zabije. Widziałem już jak zareagowała na hotel, a przecież zależy mi, żeby zrobić na niej jak najlepsze wrażenie.  Podążając za Sivą, który torował nam drogę wśród tańczących, doszliśmy do podestu, na którym znajdowała się strefa VIP. Od razu odnaleźliśmy nasz stolik, a Jay już składał zamówienie.  Szybko. Nie musieliśmy długo czekać, żeby kelnerka przyniosła drinki. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, a później porwałem Sun na parkiet.  Dziewczyna okazała się świetną tancerką.
- Odbijany- nie wiadomo skąd pojawił się obok nas Parker.  Wróciłem do stolika, a kiedy piosenka się skończyła Sun i Tom, również dołączyli.
- Napiłabym się czegoś.- zaczęła dziewczyna.
- Nie dziwię się, po tylu przetańczonych piosenkach. Coś konkretnego?
- Cokolwiek.- powiedziała i oparła się o kanapę. Na horyzoncie zobaczyłem kelnerkę i szybko ją zawołałem. Natomiast nie dane mi było nic powiedzieć, bo Tom zaczął składać zamówienie.
- Jak się bawicie- przyszli Siva z Jay’em.
- Oj, dobrze, że jesteście. Zaraz wzniesiemy toast za wygraną i…
- Sprawdzimy jak mocną główkę ma nasza mała wegetrianinka- Loczek był już mocno pijany, ale nikt tego nie skomentował. Gdy dostaliśmy zamówienie Tom wzniósł toast. Nie mam pojęcia, co zamówił, ale było niezłe.
- Sun, nie pijesz- zdziwił się Siva.
- Nie no, oczywiście, że piję-wypiła całą zawartość kieliszka i lekko się skrzywiła. Ponownie zabrałem ją na parkiet.  Przetańczyliśmy razem chyba osiem piosenek, z małymi przerwami, gdy porywali ją chłopaki.
- Odbijany- zabrałem Sun Loczkowi, który w mgnieniu oka znalazł sobie kolejną partnerkę. Właśnie puścili wolniejszą piosenkę i większość par zeszła z parkietu.
- Podoba się wyjazd?
- Mhm- odparła opierając o mnie głowę.- Dziękuję, że mnie zabrałeś.
- Czyli się już nie gniewasz za drzwi?
- Na ciebie? Nie, dawno mi przeszło.
Piosenka się skończyła i odprowadziłem dziewczynę do stolika, a sam poszedłem do łazienki. Gdy wróciłem, miałem wrażenie, że nie było mnie przynajmniej godzinę. Loczek znalazł sobie towarzyszkę do picia- Sun. Zamówili chyba wszystkie możliwe drinki,  z czego jedną trzecią już wypili. I bawili się w ocenianie smaku. Do tego Siva udawał dyrygenta i razem z Tomem, który tańczył według jego wskazówek,  wydarli się na mnie, że przeszkadzam im w koncercie. Chyba za długa mnie nie było.
- Moon, wybieraj, co teraz.- zdecydował Loczek.
- Oj, John, jestem Sun. Co powiesz na te zielone- wskazała na szklanki, gdzie były  czerwone drinki.
- To na trzy. Dwa, raz, trzy- odliczył McGuiness i wypili.
- Siedem!- Krzyknęła dziewczyna.
- Osiem- wycenił Jay. Dopiero teraz mnie zauważył.- Nath, jak oceniasz?
Z jednej strony to było śmieszne, ale jak pomyślałem, w jakim stanie będą rano… Oj, niedobrze. Przecież, Sun myliła już imiona i kolory. Nawet równowagi nie mogła utrzymać.  Nie możemy odwieźć jej ledwo żywej do domu. Jak zwykle to ja musiałem ogarnąć całą sytuację.
- Dobra, wracamy już do hotelu!
- Jeszcze chwilka…
- NIE... W TEJ CHWILI WRACAMY.- Nikt jednak nie słuchał. Loczek, który kilka minut wcześniej pytał mnie o ocenę, teraz zaczął ignorować moją osobę. Tak samo jak Siva i Tom. Napisałem do Kevina, żeby po nas podjechał. Chociaż będzie z tego faktu bardzo niezadowolony, bo obiecaliśmy go nie budzić i kulturalnie się zachowywać, to niestety nie miał wyboru. Podstępem zwabiłem towarzystwo w stronę wyjścia- chłopaki uwierzyli, że na zewnątrz czeka na nich publiczność, a naszym pijaczkom obiecałem więcej kolorowych drinków. O ile Parker i Kaneswaran szli o własnych siłach, tak Jay ledwo stał podparty o ścianę. Biedaczysko. Tom pomógł go transportować, a Sun nawet nie była w stanie wstać. Wziąłem ją na ręce. Była lekko jak piórko. Kiedy ją podniosłem, od razu się we mnie wtuliła i zasnęła. Słodko wyglądała.
Przy wyjściu już na nas czekał Kevin. Trochę na nam zeszło, zanim się zapakowaliśmy do auta, ale się udało.

W hotelu chłopaki byli już na tyle zmęczeni, że po cichu Kevin przetransportował ich do pokoi, a ja zająłem się dziewczyną.  Gdy położyłem ją na łóżku, postanowiłem zdjąć jej buty i wyjść, ale wtedy się przebudziła.
- Nath… Która godzina?
- Jest już późno. Powinnaś spać Sun.- Myślałem, że mnie posłuchała, bo długo milczała, ale kiedy zgasiłem światło, powiedziała: A opowiesz mi bajkę na dobranoc? Bo nie usnę… Ja chcę bajkę na dobranoc!
No to się na dobre rozbudziła. Ale może by tak wykorzystać okazję? Czemu nie…
- Dobrze, ale pójdziesz  się najpierw przebrać w piżamkę.- Dziewczyna spojrzała na mnie jak na szaleńca, ale bardzo powoli poszła do łazienki zabierając rzeczy. Chyba jednak źle zrobiłem. Co, jeśli się wywróci? Czekałem na jakiś huk, ale nic nie usłyszałem. Po dziesięciu minutach śpiąca dziewczyna wróciła na łóżko, ale o bajce niestety nie zapomniała. Muszę, przyznać, że chociaż szybko traci koordynację, to jak na taką ilość alkoholu, którą wypiła, długo zachowuje świadomość.
- To o czym mi opowiesz?- usiadła na łóżku- Albo wiem. Ja ci opowiem bajkę.
- Ale to nie ja idę spać. Może się połóż?- pokręciła głową. Poczekała aż przysunę sobie krzesło i zaczęła opowiadać.
- Gotowy? Bo to będzie smutna bajka…  Dawno dawno temu żyła sobie dziewczynka, która miała jedną najlepszą przyjaciółkę i codziennie spędzały ze sobą duuużo czasu. Były dla siebie jak siostrzyczki. Kiedy były starsze, razem chodziły do szkoły, ale trafiły do różnych klas. Mimo to nie przestały się widywać. Pewnego dnia jedna z dziewczynek poznała pewnego chłopaka, który dla niej bardzo miły.- Zrobiła krótką pauzę. Chociaż trochę przekręcała niektóre wyrazy ze względu na ilość procentów we krwi, mówiła nadzwyczaj składnie. Spojrzała na mnie, a później odwróciła wzrok w stronę okna i kontynuowała.- Zakochała się. Po kilku tygodniach zostali parą. Jednak było kilka rzeczy, które ich różniło. On uwielbiał spędzać wieczory w klubie, a ona e tym czasie  była z przyjaciółką. Jej zależało na dobrych ocenach, a on olewał szkołę. Byli swoim przeciwieństwem, a jednak wydawało się, że tworzą doskonałą parę. W końcu dziewczyna mu uległa i poszła z nim do klubu. Zabawa była świetna, dopóki on nie przesadził z alkoholem. Namawiał ją, żeby też spróbowała. Posłuchała... Obudziła się u siebie w domu. Była sama, rodzina wyjechała na kilka dni  w odwiedziny do ciotki. Czuła dziwna pustkę… Znalazł liścik. Od chłopaka… Pisał, że dzięki temu, że ona tak długo nie chciała chodzić z nim do klubu, teraz ma większą satysfakcję… W szkole już z nią nie rozmawiał. Była dla niego nikim… Chciała to wytłumaczyć, ale gdy podeszła do niego na przerwie, rozmawiał z kolegą. Usłyszała: Nie wierzyłem, że ci się uda i stawiałem coraz więcej, zresztą jak wszyscy. A potem ten kolega dał mu kilka banknotów… Chłopak ją zauważył. Powiedział, że to dzięki niej i jej słabej głowie... Następnego dnia dowiedziała się, że to był zakład… Czy się z nią prześpi… Upił ją i wykorzystał. Tylko przyjaciółka poznała tę prawdę. Dla innych byli parą, która się pokłóciła i rozstała.

Czekałem na ciąg dalszy historii. Pojęcia nie miałem kiedy to wymyśliła, w dodatku będąc tak pijana. Myśląc, że to koniec, chciałem już wstać, ale zobaczyłem, że dziewczyna drży. Płakała. Od razu ją przytuliłem, mając nadzieję, że to pomoże.
- Ciii… To tylko bajka- próbowałem ją uspokoić, ale to nic nie pomagało.
- Nie… To nie jest zwykła bajka Nath.- Nic nie mówiłem.- Bo widzisz… Ta dziewczyna… nazywała się Tessa.
Oby nie mówiła tego, o czym myślę. Proszę! W napięciu czekałem na resztę wypowiedzi.
-A ta przyjaciółka… to Wiktoria… - powiedziała przez łzy. Czyli jednak. Sun ma na imię Tessa. Skąd wiem? Urządzając z nią pokój widziałem na kilku dyplomach ze szkoły. A w takim razie Wiktoria to Viki. I Pewnie dzisiejsza zabawa z Jay’em przypomniała jej tamto. Ciekawe ile będzie rano pamiętać z tej opowieści.  Siedziałem z nią dopóki zmęczona płaczem nie zasnęła. Wtedy położyłem ją na łóżku i poszedłem do siebie. Niestety, przez to, co powiedziała, długo nie mogłem zasnąć.


____________________________________
Już po egzaminach, majówka dobiega końca i do szkoły. Chociaż licealiści mają tydzień wolnego. Zazdroszczę im. Jednak trzeba być optymistą- wykorzystałam ten wolny czas i pomimo mnóstwa pracy domowej (nauczyciele w mojej szkole serca nie mają), zabrałam się za pisanie rozdziału. W pierwotnej wersji miał być o połowę krótszy i mniej szczegółowy, ale naszła mnie ochota na pisanie i wyszło coś takiego. Mam nadzieję, że się podoba. Następny rozdział już normalnie za tydzień. Jeszcze ta dzisiejsza pogoda, epoka lodowcowa normalnie, sprawia, że mam ochotę siedzieć w domu i nic nie robić. Najchętniej to zaszyłabym się u siebie w pokoju z dobrą książką, kakao i pysznymi ciastkami.  

1 komentarz: