Rozdziały w każdą niedzielę.

niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 13

LUIZA!?

Spałam sobie w najlepsze, gdy nagle poczułam jak coś lub ktoś mizia mnie po ręce. Luiza? Niemożliwe. Przecież śpię u chłopaków. Próbowałam zignorować owe stworzenie i ponownie odpłynąć do krainy snu, ale kiedy poczułam oddech tego czegoś na twarzy, nie wytrzymałam. Otworzyłam oczy i w tym samym momencie zerwałam się do pozycji siedzącej. Zobaczyłam przed sobą gigantycznego gada. To nie jest normalne. I skąd on się tu wziął? Chwila... Jay ma Neytiri, jednak trzyma ją w swoim pokoju, więc czemu jaszczurka (a raczej przeogromna jaszczura) leży na moim łóżku? Zdecydowałam, że później to wyjaśnię.
- No i co się tak na mnie gapisz?- zwróciłam się do Neytiri- Nie musiałaś mnie budzić o... 7.20!
Zrobiłam obrażoną minę i wiedząc, że już nie zasnę, zabrałam rzeczy i skierowałam się do łazienki. Koszulki, które wczoraj lekko przeprałam, nadawały się do włożenia. No prawie, ponieważ na bluzce z jajecznicą widniała dość duża tłusta plama. Szkoda, bo lubiłam ją. Po 30 minutach wróciłam do sypialni, a gad nadal leżał na łóżku, w tym samym miejscu co wcześniej.
- Musisz moja droga ruszyć swoje cztery litery, bo chcę pościelić- powiedziałam, a Neytiri, jakby mnie rozumiała, wystawiła w odpowiedzi język. Nie będziemy się tak bawić. Delikatnie wzięłam ją na ręce. Jej skóra okazała się całkiem miła w dotyku. Jaszczur ważył znacznie więcej niż przypuszczałam. Powoli odstawiłam ją na podłogę i ogarnęłam łóżko, a później resztę pokoju. Podejrzewałam, że chłopaki jeszcze śpią, więc ostrożnie zabrałam Neytiri i zeszłyśmy na dół. Uśmiechnęłam się widząc w kuchni Nathana, który parzył sobie herbatę. Kiedy mnie dostrzegł, zapytał czy też chcę się napić i zaczął przygotowywać drugi kubek. Po chwili siedzieliśmy razem w salonie, z gorącymi napojami na stoliku, a ja dodatkowo trzymałam jaszczurkę na kolanach. Polubiłam ją.
- Skąd wytrzasnęłaś Neytiri?- zapytał ze śmiechem Nathan.
- Obudziła mnie. Wiesz, smacznie śpię, a tu coś łazi mi po ręce i nie daje spokoju. A później tak jakoś została.
- Nie wystraszyłaś?
-A słyszałeś jakieś krzyki? Byłam tak zaspana, że ledwo kontaktowałam, co się dzieje.- Mówiłam, a w tym momencie zeszli Tom i Max, zawzięcie o czymś dyskutując. Chyba mnie nie zauważyli, bo wybrali się do kuchni.  Umilkliśmy z Nathanem, żeby posłuchać.

-Wisisz mi stówę Parker.
-Że  niby ja? Miało być do dziewiątej. Jeszcze pół godziny. Ona na pewno śpi- bronił się Tom.
- Jasne, a ja to Królewna Śnieżka. Sprawdzałem, nie ma jej w pokoju.
- O , jasne… Może Neytiri się gdzieś schowała i się minęły?
- Nie wymyślaj- Max chyba tracił cierpliwość. Cichutko wstałam z kanapy i skierowałam się do nich, wciąż trzymając jaszczura.
- Hej chłopaki! O co się tak kłócicie?- zaczęłam na dzień dobry, ale niestety ich wystraszyłam.
- Dziewczyno nie strasz n… Neytiri?! Ty trzymasz jaszczurkę?- Max był w szoku.
- Z tego co wiem, to tak.
- Uwielbiam Cię dziewczyno- przytulił mnie, a raczej zamknął w żelaznym uścisku. – Parker, stówa moja!
Próbowałam dać znać, że się duszę, ale George nie zwracał na to uwagi. Dopiero Nath pomógł mi się wyswobodzić. W tym czasie Tom żegnał się z banknotem dla Maxa. Nie wiedziałam, o co im chodzi.
-Max- zrobiłam słodką minkę- czemu Tom daje ci stówę?- zapytałam, a chłopak najpierw udawał, że nie wie, o czym mówię, a potem próbował zwiać. Nie ze mną te numery. Skoro nie chcesz mi powiedzieć po dobroci, to zrobimy inaczej.
- Tom….?- chłopak robił kanapki
-Słucham Sun?
-Może Ci pomogę?- nie czekając na odpowiedź zabrałam się za krojenie ogórków i rzodkiewki.- Mógłbyś mi coś wytłumaczyć?
- Mhm…- Była tak pochłonięty rozsmarowywaniem masła, że już nic się dla niego nie liczyło.
- O co się założyłeś z Maxem- powiedziałam jakby od niechcenia.
-No założyliśmy się o …. Chwila! Nie mogę Ci powiedzieć.- przerwał zajęcie i spojrzał na mnie.
- No ale dlaczego? Obiecuję, że nie powiem nikomu. Słowo harcerki!
- … Nie byłaś nigdy harcerką?- skąd wie? Kurczę, moja reakcja mnie zdradziła.- Założyliśmy się o stówę, że zaczniesz piszczeć jak zobaczyć Neytiri.
- Serio? Nic kreatywniejszego nie było? – zapytałam kończąc swoją część przygotowywania kanapek.
- Może i było, ale to jest świetny sposób, żeby zarobić. Znaczy się był, bo jesteś pierwszą dziewczyną, która nie krzyczała.- Zrobiłam facepalma i się roześmiałam. Takie zakłady? I to aż o stówę? Nie wierzę… Kiedy skończyłam z Tomem robić śniadanie, reszta towarzystwa się obudziła i czekali w jadalni na jedzenie. Rozłożyłam dla wszystkich talerzyki i przyniosłam kanapki, a Parker zajął się herbatą. Gdy wszyscy usiedliśmy do stołu, po wesołym "smacznego", Loczek zapytał:
- Nie widzieliście gdzieś Neytiri? Byłem pewny, że chowałem ją wieczorem do terrarium. - Spojrzeliśmy na siebie z Tomem, a Max załapał o co chodzi i zrobił urażoną minę. Nath widząc nas i zdezorientowanego Jay'a uśmiechnął się, a ja podążyłam jego śladem.
- Powiecie, co się stało? Bo trochę dziwnie się zachowujecie- zaczął, a my zaczęliśmy się głośno śmiać. W końcu Nath zlitował się nad biednym kolegą i opowiedział mu wszystko. Sądziłam, że Jay będzie niezadowolony, albo zły za to, że ktoś ruszał jego zwierzątko. Zaskoczył mnie jego wesoły wyraz twarzy.
- W takim razie Sun, musisz częściej  do nas wpadać.
Chłopaki go poparli, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Reszta posiłku minęła przy luźnych rozmowach. Kiedy zjedliśmy, Jay i Siva zaoferowali się, że posprzątają. Świetnie.  Dochodziła jedenasta, czyli najwyższa pora się zbierać. Zresztą chłopcy za dwie godziny mają jakiś wywiad. Szłam do swojej tymczasowej sypialni, gdy nagle poczułam jak ktoś obejmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie. I jeszcze te boskie perfumy.
- Gdzie tak uciekasz, Sun? - wyszeptał tuż przy moim uchu Nath.
- Powinnam wracać już do domu.
- Ale jeszcze chwilę zostaniesz- powiedział z uśmiechem i zaprowadził mnie za rękę do swojej sypialni. Pokój był bardzo gustownie urządzony i panował w nim porządek. Jasne ściany, duże łóżko, ogromna szafa z lustrem. Ślicznie. Chyba za bardzo wciągnęłam się w podziwianie wystroju, bo dopiero delikatne chrząknięcie chłopaka sprowadziło mnie na ziemię.
- Widzę, że ci się podoba, ale nie po to cię tu przyprowadziłem. Pamiętasz jak na bankiecie wspominałem, że mam też coś dla ciebie z Niemiec?- skinęłam lekko głową siadając na bardzo wygodnym łóżku. Nath kontynuował- otóż chciałem ci to dać wcześniej, tylko że jakoś okazji nie było.
-Przecież wiesz, że nic nie musiałeś mi przywozić...- nie skończyłam, ponieważ Sykes mi przerwał.
- Tak wiem, ale  już o tym rozmawialiśmy, a myślę, że to powinno ci się spodobać- powiedział i wręczył mi małe pudełeczko. Niepewnie je otwarłam, a moim oczom ukazała się delikatna bransoletka z zawieszką w kształcie klucza wiolinowego. Bardzo mi się spodobała, jednak... On sobie żarty robi? Przesadził z tym prezentem. Skoro tak mu zależało na przywiezieniu mi czegoś, zwykły breloczek byłby idealny.
- Sun, nie podoba ci się?- zapytał zaniepokojony Nath, gdy przez kilka minut wpatrywałam się w pudełeczko i nic nie mówiłam.
- Jest piękna, ale  chodzi o to, że…
- Cieszę się, że ci się podoba. Pomóc ci zapiąć? - No kurczę, czy ja nigdy nie mogę powiedzieć tego,  co myślę? Znowu nie dane mi było dokończyć, Nathan wziął bransoletkę i zapiął mi ją na lewym nadgarstku. Ładnie się prezentowała. Przez chwilę chłopak patrzył mi w oczy i miałam wrażenie, że chciał o coś zapytać, ale zrezygnował. Nie naciskałam.
***
Po przekroczeniu progu, od razu poszłam do siebie. Prysznic był tym, czego najbardziej potrzebowałam. Później pomalowałam sobie paznokcie na niebiesko, a kiedy wyschły, zeszłam do kuchni. Siedziała tam Młoda i z kimś zawzięcie gadała przez telefon. Nie przeszkadzałam jej, tylko nalałam sobie soku. Jak się okazało, dzwoniła mama i kazała mi odebrać Lou z zajęć. Na szczęście w poniedziałki mam tak ułożony grafik, że bez pośpiechu zdążę przyjechać po siostrę.  Poszłam się spakować, a przed wyjściem zrobiłam dla nas prowizoryczny obiad tzn. śmieciowe żarcie typu pizza mrożonka. Smakowało nie najgorzej.
***
- Jeju, to były najbardziej męczące zajęcia w moim życiu- zaczęła narzekać Cleo po treningu. Dzisiaj zajmowaliśmy się układem tanecznym na konkurs. Każda para występuje indywidualnie, dlatego jednocześnie mamy cztery różne układy. Po dwa do jednej piosenki. Co prawda Derek, od momentu jak odmówiłam mu chodzenia, zachowuje nieco dystansu w stosunku do mnie, ale nadal świetnie sobie radzi na parkiecie. Mamy chyba najtrudniejsze kroki, jednak idzie nam nieźle. Chciałabym przejść dalej w eliminacjach, chociaż nie będzie to łatwe.
- SUN!- wrzasnęła mi tuż przy uchu Emma, a ja aż podskoczyłam wystraszona.
- Przepraszam, zamyśliłam się.
- Żeby mi to było pierwszy i ostatni raz- powiedziała niby surowym głosem Cleo.- Pytamy się czy idziesz teraz zaraz z nami na pizzę.
- Niestety odmówię, muszę jeszcze odebrać Luizę z zajęć.
Skończyłyśmy się doprowadzać do porządku i razem wyszłyśmy przed budynek. Pożegnałyśmy i każdy poszedł w swoją stronę. Klub Lou jest niemal w samym centrum, więc na autobus długo nie musiałam czekać. 
Kiedy weszłam do budynku, minęłam się z dość sporą grupą dziewczynek. Przecież trening kończy się za piętnaście minut. Dlaczego wychodzą wcześniej? Nie miałam pojęcia, co się stało. Przeglądnęłam się jeszcze dokładnie grafikowi na ścianie, żeby się upewnić, czy rzeczywiście się nie spóźniłam. Wszystko wskazywało na to, że jednak mam rację. Chciałam przejść na drugą stronę korytarza, w kierunku krzesełek, ale ktoś mnie potrącił i o mało nie upadłam. Straciłam tylko na chwilę równowagę. Po chwili, z sali treningowej wyszedł Tom, który podtrzymywał kuśtykającą Luzikę. Widać było, że siostra płakała.
-LUZIA!?- krzyknęłam przerażona i podbiegłam do Młodej.
- Sun!?- Powiedzieli równocześnie Parker  i Lou, a dziewczyna objęła mnie za szyję i się przytuliła. Spojrzałam na chłopaka.
- Jesteś jej siostrą?- odezwała  instruktorka, a skinęłam głową- Kels- przedstawiła się.
-Sun.- odpowiedziałam.- Co się stało?
- Luiza skręciła kostkę. Chciałam zadzwonić po pogotowie, ale Tom akurat przyjechała i stwierdził, że szybciej ją zawiezie-
Odparła, a ja spojrzałam na Toma i spróbowałam się uśmiechnąć. Zabraliśmy Lou do szpitala, a tam szybko się nią zajęli. Najgorzej było jak lekarz nastawiał kostkę. I kto znosił jej cierpienia? Oczywiście Sun.  Przez kilka dni nie powinna w ogóle chodzić, a później próbować poruszać się o kulach. Mogło być gorzej. Tom zaoferował się odwieźć nas do domu.
- Szkoda, że poznajemy się w takich okolicznościach- zaczęła Kels- Tom sporo o Tobie mówił.
- Tom?-spytałam, patrząc podejrzliwie na chłopaka.
- Oj no, trochę mi się wymsknęło rano?- próbował się usprawiedliwić.
-  Nie martw się, mówił o tobie same pozytywne rzeczy- uśmiechnęła się blondynka. Mam wrażenie, że się polubimy. Ustaliłyśmy też, że  skoro Lou nie będzie chodzić na najbliższe zajęcia, wpłata zostanie anulowana, tak że nic nie przepadnie. Kidy dojechaliśmy, Parker stwierdził, że chora nie może się przemęczać i zaniósł Luizę na kanapę do salonu.

Razem z Kels zapowiedzieli też, że wpadną niedługo i odjechali. Ciekawe co rodzice powiedzą, jak zobaczą Młodą. Ktoś będzie musiał jej pilnować. O kurwa! Przecież to jasne, że padnie na mnie. Ostatnie dwa tygodnie wakacji spędzone przy niańczeniu siostry. Po prostu marzenie. 

2 komentarze: