LUIZA!?
Spałam
sobie w najlepsze, gdy nagle poczułam jak coś lub ktoś mizia mnie po ręce.
Luiza? Niemożliwe. Przecież śpię u chłopaków. Próbowałam zignorować owe
stworzenie i ponownie odpłynąć do krainy snu, ale kiedy poczułam oddech tego
czegoś na twarzy, nie wytrzymałam. Otworzyłam oczy i w tym samym momencie
zerwałam się do pozycji siedzącej. Zobaczyłam przed sobą gigantycznego gada. To
nie jest normalne. I skąd on się tu wziął? Chwila... Jay ma Neytiri, jednak
trzyma ją w swoim pokoju, więc czemu jaszczurka (a raczej przeogromna
jaszczura) leży na moim łóżku? Zdecydowałam, że później to wyjaśnię.
- No i co
się tak na mnie gapisz?- zwróciłam się do Neytiri- Nie musiałaś mnie budzić
o... 7.20!
Zrobiłam
obrażoną minę i wiedząc, że już nie zasnę, zabrałam rzeczy i skierowałam się do
łazienki. Koszulki, które wczoraj lekko przeprałam, nadawały się do włożenia.
No prawie, ponieważ na bluzce z jajecznicą widniała dość duża tłusta plama.
Szkoda, bo lubiłam ją. Po 30 minutach wróciłam do sypialni, a gad nadal leżał
na łóżku, w tym samym miejscu co wcześniej.
- Musisz
moja droga ruszyć swoje cztery litery, bo chcę pościelić- powiedziałam, a Neytiri,
jakby mnie rozumiała, wystawiła w odpowiedzi język. Nie będziemy się tak bawić.
Delikatnie wzięłam ją na ręce. Jej skóra okazała się całkiem miła w dotyku.
Jaszczur ważył znacznie więcej niż przypuszczałam. Powoli odstawiłam ją na
podłogę i ogarnęłam łóżko, a później resztę pokoju. Podejrzewałam, że chłopaki
jeszcze śpią, więc ostrożnie zabrałam Neytiri i zeszłyśmy na dół. Uśmiechnęłam
się widząc w kuchni Nathana, który parzył sobie herbatę. Kiedy mnie dostrzegł,
zapytał czy też chcę się napić i zaczął przygotowywać drugi kubek. Po chwili
siedzieliśmy razem w salonie, z gorącymi napojami na stoliku, a ja dodatkowo
trzymałam jaszczurkę na kolanach. Polubiłam ją.
- Skąd
wytrzasnęłaś Neytiri?- zapytał ze śmiechem Nathan.
- Obudziła
mnie. Wiesz, smacznie śpię, a tu coś łazi mi po ręce i nie daje spokoju. A
później tak jakoś została.
- Nie
wystraszyłaś?
-A
słyszałeś jakieś krzyki? Byłam tak zaspana, że ledwo kontaktowałam, co się
dzieje.- Mówiłam, a w tym momencie zeszli Tom i Max, zawzięcie o czymś
dyskutując. Chyba mnie nie zauważyli, bo wybrali się do kuchni. Umilkliśmy z Nathanem, żeby posłuchać.
-Wisisz mi
stówę Parker.
-Że niby ja? Miało być do dziewiątej. Jeszcze pół
godziny. Ona na pewno śpi- bronił się Tom.
- Jasne, a
ja to Królewna Śnieżka. Sprawdzałem, nie ma jej w pokoju.
- O ,
jasne… Może Neytiri się gdzieś schowała i się minęły?
- Nie
wymyślaj- Max chyba tracił cierpliwość. Cichutko wstałam z kanapy i skierowałam
się do nich, wciąż trzymając jaszczura.
- Hej
chłopaki! O co się tak kłócicie?- zaczęłam na dzień dobry, ale niestety ich
wystraszyłam.
-
Dziewczyno nie strasz n… Neytiri?! Ty trzymasz jaszczurkę?- Max był w szoku.
- Z tego co
wiem, to tak.
- Uwielbiam
Cię dziewczyno- przytulił mnie, a raczej zamknął w żelaznym uścisku. – Parker,
stówa moja!
Próbowałam dać
znać, że się duszę, ale George nie zwracał na to uwagi. Dopiero Nath pomógł mi
się wyswobodzić. W tym czasie Tom żegnał się z banknotem dla Maxa. Nie
wiedziałam, o co im chodzi.
-Max-
zrobiłam słodką minkę- czemu Tom daje ci stówę?- zapytałam, a chłopak najpierw
udawał, że nie wie, o czym mówię, a potem próbował zwiać. Nie ze mną te numery.
Skoro nie chcesz mi powiedzieć po dobroci, to zrobimy inaczej.
- Tom….?-
chłopak robił kanapki
-Słucham
Sun?
-Może Ci
pomogę?- nie czekając na odpowiedź zabrałam się za krojenie ogórków i
rzodkiewki.- Mógłbyś mi coś wytłumaczyć?
- Mhm…-
Była tak pochłonięty rozsmarowywaniem masła, że już nic się dla niego nie
liczyło.
- O co się
założyłeś z Maxem- powiedziałam jakby od niechcenia.
-No
założyliśmy się o …. Chwila! Nie mogę Ci powiedzieć.- przerwał zajęcie i
spojrzał na mnie.
- No ale
dlaczego? Obiecuję, że nie powiem nikomu. Słowo harcerki!
- … Nie
byłaś nigdy harcerką?- skąd wie? Kurczę, moja reakcja mnie zdradziła.-
Założyliśmy się o stówę, że zaczniesz piszczeć jak zobaczyć Neytiri.
- Serio?
Nic kreatywniejszego nie było? – zapytałam kończąc swoją część przygotowywania
kanapek.
- Może i było,
ale to jest świetny sposób, żeby zarobić. Znaczy się był, bo jesteś pierwszą
dziewczyną, która nie krzyczała.- Zrobiłam facepalma i się roześmiałam. Takie
zakłady? I to aż o stówę? Nie wierzę… Kiedy skończyłam z Tomem robić śniadanie,
reszta towarzystwa się obudziła i czekali w jadalni na jedzenie. Rozłożyłam dla
wszystkich talerzyki i przyniosłam kanapki, a Parker zajął się herbatą. Gdy
wszyscy usiedliśmy do stołu, po wesołym "smacznego", Loczek zapytał:
- Nie
widzieliście gdzieś Neytiri? Byłem pewny, że chowałem ją wieczorem do
terrarium. - Spojrzeliśmy na siebie z Tomem, a Max załapał o co chodzi i zrobił
urażoną minę. Nath widząc nas i zdezorientowanego Jay'a uśmiechnął się, a ja
podążyłam jego śladem.
- Powiecie,
co się stało? Bo trochę dziwnie się zachowujecie- zaczął, a my zaczęliśmy się
głośno śmiać. W końcu Nath zlitował się nad biednym kolegą i opowiedział mu
wszystko. Sądziłam, że Jay będzie niezadowolony, albo zły za to, że ktoś ruszał
jego zwierzątko. Zaskoczył mnie jego wesoły wyraz twarzy.
- W takim
razie Sun, musisz częściej do nas
wpadać.
Chłopaki go
poparli, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Reszta posiłku minęła przy
luźnych rozmowach. Kiedy zjedliśmy, Jay i Siva zaoferowali się, że posprzątają.
Świetnie. Dochodziła jedenasta, czyli
najwyższa pora się zbierać. Zresztą chłopcy za dwie godziny mają jakiś wywiad.
Szłam do swojej tymczasowej sypialni, gdy nagle poczułam jak ktoś obejmuje mnie
w pasie i przyciąga do siebie. I jeszcze te boskie perfumy.
- Gdzie tak
uciekasz, Sun? - wyszeptał tuż przy moim uchu Nath.
- Powinnam
wracać już do domu.
- Ale
jeszcze chwilę zostaniesz- powiedział z uśmiechem i zaprowadził mnie za rękę do
swojej sypialni. Pokój był bardzo gustownie urządzony i panował w nim porządek.
Jasne ściany, duże łóżko, ogromna szafa z lustrem. Ślicznie. Chyba za bardzo
wciągnęłam się w podziwianie wystroju, bo dopiero delikatne chrząknięcie
chłopaka sprowadziło mnie na ziemię.
- Widzę, że
ci się podoba, ale nie po to cię tu przyprowadziłem. Pamiętasz jak na bankiecie
wspominałem, że mam też coś dla ciebie z Niemiec?- skinęłam lekko głową
siadając na bardzo wygodnym łóżku. Nath kontynuował- otóż chciałem ci to dać
wcześniej, tylko że jakoś okazji nie było.
-Przecież
wiesz, że nic nie musiałeś mi przywozić...- nie skończyłam, ponieważ Sykes mi
przerwał.
- Tak wiem,
ale już o tym rozmawialiśmy, a myślę, że
to powinno ci się spodobać- powiedział i wręczył mi małe pudełeczko. Niepewnie
je otwarłam, a moim oczom ukazała się delikatna bransoletka z zawieszką w
kształcie klucza wiolinowego. Bardzo mi się spodobała, jednak... On sobie żarty
robi? Przesadził z tym prezentem. Skoro tak mu zależało na przywiezieniu mi
czegoś, zwykły breloczek byłby idealny.
- Sun, nie
podoba ci się?- zapytał zaniepokojony Nath, gdy przez kilka minut wpatrywałam
się w pudełeczko i nic nie mówiłam.
- Jest
piękna, ale chodzi o to, że…
- Cieszę
się, że ci się podoba. Pomóc ci zapiąć? - No kurczę, czy ja nigdy nie mogę
powiedzieć tego, co myślę? Znowu nie
dane mi było dokończyć, Nathan wziął bransoletkę i zapiął mi ją na lewym
nadgarstku. Ładnie się prezentowała. Przez chwilę chłopak patrzył mi w oczy i
miałam wrażenie, że chciał o coś zapytać, ale zrezygnował. Nie naciskałam.
***
Po
przekroczeniu progu, od razu poszłam do siebie. Prysznic był tym, czego
najbardziej potrzebowałam. Później pomalowałam sobie paznokcie na niebiesko, a
kiedy wyschły, zeszłam do kuchni. Siedziała tam Młoda i z kimś zawzięcie gadała
przez telefon. Nie przeszkadzałam jej, tylko nalałam sobie soku. Jak się
okazało, dzwoniła mama i kazała mi odebrać Lou z zajęć. Na szczęście w
poniedziałki mam tak ułożony grafik, że bez pośpiechu zdążę przyjechać po
siostrę. Poszłam się spakować, a przed
wyjściem zrobiłam dla nas prowizoryczny obiad tzn. śmieciowe żarcie typu pizza
mrożonka. Smakowało nie najgorzej.
***
- Jeju, to
były najbardziej męczące zajęcia w moim życiu- zaczęła narzekać Cleo po
treningu. Dzisiaj zajmowaliśmy się układem tanecznym na konkurs. Każda para
występuje indywidualnie, dlatego jednocześnie mamy cztery różne układy. Po dwa
do jednej piosenki. Co prawda Derek, od momentu jak odmówiłam mu chodzenia,
zachowuje nieco dystansu w stosunku do mnie, ale nadal świetnie sobie radzi na
parkiecie. Mamy chyba najtrudniejsze kroki, jednak idzie nam nieźle. Chciałabym
przejść dalej w eliminacjach, chociaż nie będzie to łatwe.
- SUN!-
wrzasnęła mi tuż przy uchu Emma, a ja aż podskoczyłam wystraszona.
-
Przepraszam, zamyśliłam się.
- Żeby mi
to było pierwszy i ostatni raz- powiedziała niby surowym głosem Cleo.- Pytamy
się czy idziesz teraz zaraz z nami na pizzę.
- Niestety
odmówię, muszę jeszcze odebrać Luizę z zajęć.
Skończyłyśmy
się doprowadzać do porządku i razem wyszłyśmy przed budynek. Pożegnałyśmy i
każdy poszedł w swoją stronę. Klub Lou jest niemal w samym centrum, więc na
autobus długo nie musiałam czekać.
Kiedy
weszłam do budynku, minęłam się z dość sporą grupą dziewczynek. Przecież
trening kończy się za piętnaście minut. Dlaczego wychodzą wcześniej? Nie miałam
pojęcia, co się stało. Przeglądnęłam się jeszcze dokładnie grafikowi na
ścianie, żeby się upewnić, czy rzeczywiście się nie spóźniłam. Wszystko
wskazywało na to, że jednak mam rację. Chciałam przejść na drugą stronę
korytarza, w kierunku krzesełek, ale ktoś mnie potrącił i o mało nie upadłam.
Straciłam tylko na chwilę równowagę. Po chwili, z sali treningowej wyszedł Tom,
który podtrzymywał kuśtykającą Luzikę. Widać było, że siostra płakała.
-LUZIA!?-
krzyknęłam przerażona i podbiegłam do Młodej.
- Sun!?-
Powiedzieli równocześnie Parker i Lou, a
dziewczyna objęła mnie za szyję i się przytuliła. Spojrzałam na chłopaka.
- Jesteś
jej siostrą?- odezwała instruktorka, a
skinęłam głową- Kels- przedstawiła się.
-Sun.- odpowiedziałam.-
Co się stało?
- Luiza
skręciła kostkę. Chciałam zadzwonić po pogotowie, ale Tom akurat przyjechała i
stwierdził, że szybciej ją zawiezie-
Odparła, a
ja spojrzałam na Toma i spróbowałam się uśmiechnąć. Zabraliśmy Lou do szpitala,
a tam szybko się nią zajęli. Najgorzej było jak lekarz nastawiał kostkę. I kto
znosił jej cierpienia? Oczywiście Sun.
Przez kilka dni nie powinna w ogóle chodzić, a później próbować poruszać
się o kulach. Mogło być gorzej. Tom zaoferował się odwieźć nas do domu.
- Szkoda,
że poznajemy się w takich okolicznościach- zaczęła Kels- Tom sporo o Tobie
mówił.
-
Tom?-spytałam, patrząc podejrzliwie na chłopaka.
- Oj no,
trochę mi się wymsknęło rano?- próbował się usprawiedliwić.
- Nie martw się, mówił o tobie same pozytywne
rzeczy- uśmiechnęła się blondynka. Mam wrażenie, że się polubimy. Ustaliłyśmy
też, że skoro Lou nie będzie chodzić na
najbliższe zajęcia, wpłata zostanie anulowana, tak że nic nie przepadnie. Kidy
dojechaliśmy, Parker stwierdził, że chora nie może się przemęczać i zaniósł
Luizę na kanapę do salonu.
Razem z
Kels zapowiedzieli też, że wpadną niedługo i odjechali. Ciekawe co rodzice
powiedzą, jak zobaczą Młodą. Ktoś będzie musiał jej pilnować. O kurwa! Przecież
to jasne, że padnie na mnie. Ostatnie dwa tygodnie wakacji spędzone przy
niańczeniu siostry. Po prostu marzenie.
Świetny jak zwyklee*.*
OdpowiedzUsuńPrzepiekny :) Czekam na nexta ;-)
OdpowiedzUsuń