NATHAN!!!!!
ŻYJESZ?!
Nie, nie,
nie! Nie wytrzymam już z nią. Od rana tłumaczę
jej, że jeszcze nie może chodzić, ale ona jest uparta i próbuje
samodzielnie się poruszać. Dlaczego się
zgodziłam zostać z Luizą, skoro rodzice proponowali załatwić jej inną opiekę? A
ona znowu…
- Lou, masz
leżeć? Nie słyszałaś, co ci mówił doktor?- zaczynałam już tracić cierpliwość.
- Ale ja
chcę tylko pilot ze stolika, a poza tym już mnie nie boli.
- To nie
zmienia faktu, że masz leżeć- powiedziałam podając jej pilot i od razu
skierowałam się do kuchni zabierając puste szklanki i talerze. Nalałam soku,
zabrałam dwie paczki skittlesów i z takim ekwipunkiem wróciłam do salonu.
Odłożyłam wszystko na stół i usiadłam na fotelu obok Lou.
- Wiesz, że
możesz iść dzisiaj na swoją zumbę? Nie musisz mnie ciągle pilnować.
- Spuszczę
cię choć na chwilę z oczu, a ty zaczynasz chodzić. O nie, nie zostawię cię bez
opieki.
- No ale
przeze mnie opuścisz trening. A ja umiem o siebie zadbać- dalej namawiała mnie Młoda, próbując się
podnieść, żeby wziąć cukierki. Byłam szybsza od niej. Błyskawicznie podałam jej
paczkę skittlesów i powiedziałam:
- Widzisz?
Właśnie dlatego muszę zostać, ponieważ...- nie dokończyłam, bo rozległ się
dźwięk dzwonka do drzwi. Poszłam otworzyć,
a Luzia się szeroko uśmiechnęła z powodu uniknięci nudnego wykładu z
mojej strony.
Gościem
okazał się być nie kto inny jak pan Nathan Sykes. To ci dopiero niespodzianka.
Pewnie kilkanaście tygodni temu, znalazłszy się w takiej sytuacji, piszczałabym
z radości, a dzisiaj?
- Cześ Sun!
-Cześć,
wchodź- zaprosiłam chłopaka do środka i zamknęłam drzwi. Na widok bransoletki
na moim nadgarstku, Nath się delikatnie uśmiechnął. Lou już sobie znalazła
zajęcie i zaczęła oglądać jakąś program muzyczny.
- Co słychać
u kontuzjowanej?
- Po
staremu, z małą różnicą, że Sun nie chce mnie odstąpić na krok- poskarżyła się
Luiza.
- Na prawdę?
Nie wierzę.
- Lou chce
się mnie pozbyć z domu, ale nie mogę jej zostawić samej, bo próbuje chodzić, a
ma jeszcze leżeć- wytłumaczyłam szybko chłopakowi, stawiając przed nim sok.
- No to Sun, w czym problem? Poradzimy sobie z
Luizą, mam rację Młoda?
- Że niby TY
chcesz JĄ pilnować ?- zdziwiłam się.
- A czemu
nie? Powinnaś trochę odpocząć. Jak nie wierzysz w moje zdolności, to sprowadzę
chłopaków i może...
-Nie!-
krzyknęłyśmy z Lou równocześnie, a ja dodałam- skoro tak bardzo chcecie mnie
wygonić z domu, to dobrze, pójdę już- zaczęłam wycofywać się w stronę
schodów, a ta dwójka spiskowców przybiła
sobie piątki. Nie wierzę. Szybko spakowałam potrzebne rzeczy, przepakowałam
jeszcze do torby portfel, karnet i byłam gotowa.
- Tylko
uważajcie i nie zdemolujcie domu. Przekąski są w kuchni na blacie, telefony do
wszystkich na lodówce, sąsiadka z naprzeciwka chętnie pomoże, a…
-Sun! Bez
nerwów. To tylko trzy godziny. Nic się nie stanie.- próbował uspokoić mnie
Nath. Głęboki wdech i byłam gotowa. Pożegnałam się z towarzystwem i poszłam na przystanek.
*Perspektywa Nathana*
- No to
możesz już iść- zaczęła Luiza tuż po tym, jak
za Sun zamknęły się drzwi.
-Słucham?
Chcesz się mnie pozbyć?
- No tak.
Mogę się założyć, że masz dużo lepszych zajęć niż siedzenie ze mną, a Sun i tak
nie ma, więc jaki problem?
-Stop, stop,
stop. Skoro obiecałem Sun, że z tobą
posiedzę i cię popilnuję, to zamierzam wywiązać się z umowy.- Lou coś
powiedziała, ale tak cicho, że nie słyszałem.
- Mówiłaś
coś?
- Tak.
Jesteście we wszystkim tacy sami! Zawsze musicie się wywiązywać z obowiązków no
i w ogóle- rozmowa z Młodą robiła się co raz ciekawsza.
- We
wszystkim?- zapytałem zdziwiony.- Wymieniłaś tylko jeden przykład.
-Masz rację.
Przynieś picie- wręczyła mi do ręki pustą szklankę. Nie zamierzałem na razie
się z nią sprzeczać, więc poszedłem do kuchni. Jak mówiła Sun, wszystko czego
potrzebowałem, stało na blacie: pięć kartonów soków o różnych smakach i kilka
paczek ciastek. Celowo mnie w to wrobiła. Miałem nadzieję, że może kilka kropli
zostało i mógłbym wybrać odpowiedni napój, ale spryciara nic nie zostawiła. Po
chwili namysłu, zdecydowałem się na truskawkowy.
- To teraz
we dwóch rzeczach jesteście podobni. Sun też zawsze przynosi ten sok, jeśli nie powiem jaki chcę smak- dodała,
widząc moją dezorientację.
- Za to ty
jesteś tak samo upierdliwa jak Louis z 1D- powiedziałem z uśmiechem.
- I jako ich
wierna fanka, potraktuję to jako komplement- wyszczerzyła się. No to nieźle.- A
znasz osobiście chłopaków z 1D?
- To miało
być pytanie retoryczne?- zero reakcji, czyli chyba oczekuje jakieś innej
odpowiedzi- Kilka, może kilkanaście razy
spotkaliśmy na jakiś koncertach, bankietach czy w wytwórniach. Co prawda nie
przepadamy za sobą, ale ich charakter to nieco znam. I mogę ci powiedzieć, że
masz w sobie trochę każdego z nich.
- Serio?
Ekstra!!! Z Sun było nawet podobnie- na
twarzy Luizy gościł teraz szeroki uśmiech i już nie leżała na kanapie, a podniosła
się do pozycji siedzącej.
- Też
słuchała 1D?!- Ona sobie ze mnie żarty robi?
- Nigdy w
życiu!- głośno wypuściłem powietrze, co rozbawiło Lou- Chodzi mi o to, że
wcześniej była identyczna jak wy, ale bardzo się zmieniła jak zerwała z Filipem...
Znaczy się, ja nie powinnam tego mówić- dziewczyna trochę się zmieszała.
- Jak to się
zmieniła?- próbowałem się dopytać. Luzia popatrzyła na mnie uważnie jakby nad
czymś głęboko rozmyślając, a po chwili stwierdziła:
- W sumie
to...miłość w końcu was dopadnie.
- Co
proszę?- Kompletnie nie miałem pojęcia, o co jej chodzi, a ona kontynuowała.
-Uwierz mi,
przed nią nie ma ucieczki. I tak się w niej zakochałeś. Mam rację? Nie
odpowiadaj. Powiem ci coś, ale nikt się nie może o tym dowiedzieć. JASNE?!- pokiwałem
głową- Bo kiedyś Sun była zdecydowanie weselsza i bardziej ufała ludziom. I w
dodatku była niemal prymuską.- Nie mogłem sobie tego wyobrazić. Przecież teraz
tryska energią, to jaka była przed przyjazdem?- Taaa... Dla mnie też to się
wydaje nierealne. No i kiedyś poznała Filipa. Fajna z nich była para. Niby zakochani, a zachowywali się czasem jak
starzy znajomi. Ten Filip zabrał kiedyś Sun na imprezę. No niby nic wielkiego,
ale chyba coś się wtedy stało, bo ze sobą zerwali. Znaczy Viki tak mi powiedziała,
bo Sun o Filipie już nic nie wspominała. Nawet słowem. Widać było, że to ją
bolało i od tego momentu zamknęła się w sobie, urwała połowę kontaktów i nie
ufa już żadnym chłopakom.
- Jak to
żadnym? A ten.. no jak mu tam... ten z klubu?
- Derek?
Jemu też nie ufa. Może go trochę lubi, ale nie ufa mu. Najlepsze jak dała mu
kosza po tygodniu znajomości. On co chwila jakieś spacery itp a on nic- Lou się
roześmiała. - Tak więc wracając do tematu, jesteś teraz chyba jedynym
chłopakiem, którego rzeczywiście lubi. Więc tego nie schrzań- wystawiła mi
język.
- Ty masz
dopiero dwanaście lat.
- No to co?
Jak długo Sun się nie dowie o tej rozmowie, będzie dobrze. A teraz jestem
baaardzo głodna…
- Chcesz tosty?
Czy jakąś kanapkę?- zaproponowałem. Ciągle siedziały mi w głowie słowa Luizy.
Przypomniała mi się też „bajka” Sun. Obie wersje się pokrywają. Znajomość z tym
całym Filipem bardzo źle się na niej odbiła. Skoro rzeczywiście mi ufa, to
powinienem to jakoś wykorzystać. Byleby tego nie zepsuć. Lou miała rację,
mówiąc, że się zakochałem. Myślałem jednak, że nikt tego nie widzi, a tu nawet
Młoda się dopatrzyła. Smucił mnie jedynie fakt, że Sun być może nigdy
nie odwzajemni tego uczucia. Jednak, nie pozwolę na to. Muszę zrobić wszytko,
by do tego nie dopuścić. Owszem, zdaję sobie sprawę, że przede mną długa i
trudna droga, ale myślę, że jestem wstanie walczyć dla tej miłości.
-NATHAN!!!!!
ŻYJESZ?!- wykrzyczała mi do ucha Lou, a ja o mało nie spadłem z fotela.
- Żyję, a
co...Ej! Masz leżeć!- dziewczyna przesunęła się na drugi koniec kanapy i
próbowała wstać.
- Okej, już
się kładę. Wołam do ciebie od pięciu minut, a ty nie reagujesz.
- A co
mówiłaś?
- Że jeden
tost to może jest dobry dla Sun, a ja chcę naleśniki albo gofry, albo pizzę. Co
wybierasz?
- Hmmm...
Zamówimy pizzę, a zanim ją dostarczą, zjemy po jabłku. Pasuje?- Lou pokiwała
głową, a ja złożyłem zamówienie, przyniosłem jabłka, ogarnąłem trochę stolik i
zaczęliśmy oglądać jakiś film. Nawet nie
minęło pół godziny, jak ktoś zadzwonił do drzwi. Czyżby pizza tak szybko?
Poszedłem otworzyć.
- Sun, mamy
pizzę!- wydarł się Parker na powitanie, a po chwili dotarło do niego, że jednak
to nie Sun stoi w drzwiach.
- Nath? Co
tu robisz?- zapytał zdziwiony. Zaprosiłem jego i Kels do środka. Nawet nie
zacząłem nic tłumaczyć, ponieważ znowu rozległ się dzwonek. Tym razem
pizza. W efekcie mieliśmy dwie duże
hawajskie (przypadek?). Lou kończyła właśnie swoją opowieść.
- To
słuchajcie, może zagramy w pokera czy coś?- rzucił Tom, a Kels zgromiła go spojrzeniem.
- A może
jakiś film?
- Nic nie
ma- przerwała jej Luiza.- Mnie pasuje poker.
Parker się
zwycięsko uśmiechnął. Ustaliliśmy, że na nic nie gramy. Poinstruowany przez
Młodą, przyniosłem karty. Po kilku partyjkach poker nam się znudził i zdecydowaliśmy
się na wszystkie gry karciane, jakie znamy. Nie spodziewałem się, że tak dobrze
będę się dogadywał z Luzią. Zabawa była świetna i nawet nie zauważyliśmy, kiedy
wróciła Sun.
*Perspektywa Sun*
Kolejny trening,
kolejne ćwiczenia i znowu wracam padnięta do domu. To nic, że nie mam
już na nic siły. Robię to co lubię i czerpię z tego radość. To jest
najważniejsze. Jeszcze z Lou posiedzę trochę, może do Viki zadzwonimy, a później
mama się nią zajmie. Tata ostatnio bardzo często jeździ w różne delegacje. W
efekcie częściej go nie ma niż jest. Wtedy mam wrażenie, że nie potrzebny nam
taki duży dom, a mieszkanie byłoby idealne. Ciekawe jak Nath sobie radzi z
Młodą. Może nie skaczą sobie do gardeł.
Od przystanku
powoli spacerowałam w do siebie, a kiedy weszłam do środka, usłyszałam wesołe śmiechy
i rozmowy. Ostrożnie weszłam do salonu, a widok, który zastałam był przekomiczny.
Luzia z koroną na głowie wymyślała kary dla Toma i Nathana. Natomiast Kels robiła
im potajemnie zdjęcia.
- Cześć
wszystkim! -przywitałam się.
- Słońce
moje kochane! Twoja siostra się nad nami znęca. Ratuj!- Tom leżał na podłodze i
udawał konającego.
- Wcale nie!
Przegrali ze mną w karty i teraz mają zadanie!- zaprotestowała Lou.
- To ja
proponuję zmienić to zadanie, bo chłopaki będą mieć zaraz na koszulkach cały
kurz z podłogi. Mmmm... Pizza.- ucieszyłam się na widok trzech kawałków.
- Widzisz, specjalnie dla ciebie. Nawet sos jeszcze
został- zaczęła Lou, ale już nie bardzo jej słuchałam, ponieważ zajęłam się
pałaszowaniem resztek ich obiadu.
- A tak w
ogóle, co u was?- zwróciłam się do Kels i chłopaków.
- Po
staremu. Niedługo chcą nas wkręcić na
jakiś koncert. Max cię zaprasza na
oglądanie meczu w sobotę.
-
Protestuję. W sobotę z Naree chcemy zabrać Sun na zakupy! Przecież za tydzień
koniec wakacji więc to idealna okazja. Pójdziesz z nami Sun?
- W sobotę jadę do weekend do domu i Jess
chciała żebyś też przyjechała-wtrącił Nath- Co ty na to Sun?
- Spokojnie.
Przecież się nie rozerwę- odparłam ze śmiechem kończąc trzeci kawałek pizzy.-
Rety, skończyło się- popatrzyłam z udawanym smutkiem na pudełko.
Nath i Luiza
byli zadowoleni, że tyle zjadłam,
natomiast Tom chciał zamówić kolejną.
- Tom,
nie przesadzaj. I tak nie wcisnęłabym w siebie ani okruszka.
Kels
zadzwonił telefon, więc umilkliśmy. Jak się okazało, organizator jakiegoś
konkursu pilnie potrzebuje się z nią spotkać. Tom stwierdził, że od razu ją
zawiezie, a Sykes korzystając z okazji postanowił zabrać się z nimi.
- Do zobaczenia
Sun w sobotę- pożegnał się ze mną Tom.
-Papa Tom.
- Do soboty
Sun- Pożegnalny uścisk z Kels.
- Wyślesz mi
te zdjęcia, co robiłaś dzisiaj?- poprosiłam cicho.
- Już ci
wysłałam Słońce! Trzymaj się!- i już jej
nie było.
- Może
rozważysz moją propozycję- powiedział Nath.
- No nie
wiem...- zaczęłam. Chłopak zrobił smutną minkę. Jeszcze przytulas na dowiedzenia.
- Proszę
Sun- wyszeptał mi do ucha, po czym mnie wypuścił z uścisku i wyszedł uśmiechnięty.
__________________________________________
Dzisiaj trochę krócej, ale obiecuję, że od następnego rozdziału akcja już trochę przyspieszy =)