Rozdziały w każdą niedzielę.

niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 14

NATHAN!!!!! ŻYJESZ?!

Nie, nie, nie! Nie wytrzymam już z nią. Od rana tłumaczę  jej, że jeszcze nie może chodzić, ale ona jest uparta i próbuje samodzielnie się poruszać.  Dlaczego się zgodziłam zostać z Luizą, skoro rodzice proponowali załatwić jej inną opiekę? A ona znowu…
- Lou, masz leżeć? Nie słyszałaś, co ci mówił doktor?- zaczynałam już tracić cierpliwość.
- Ale ja chcę tylko pilot ze stolika, a poza tym już mnie nie boli.
- To nie zmienia faktu, że masz leżeć- powiedziałam podając jej pilot i od razu skierowałam się do kuchni zabierając puste szklanki i talerze. Nalałam soku, zabrałam dwie paczki skittlesów i z takim ekwipunkiem wróciłam do salonu. Odłożyłam wszystko na stół i usiadłam na fotelu obok Lou.
- Wiesz, że możesz iść dzisiaj na swoją zumbę? Nie musisz mnie ciągle pilnować.
- Spuszczę cię choć na chwilę z oczu, a ty zaczynasz chodzić. O nie, nie zostawię cię bez opieki.
- No ale przeze mnie opuścisz trening. A ja umiem o siebie zadbać-  dalej namawiała mnie Młoda, próbując się podnieść, żeby wziąć cukierki. Byłam szybsza od niej. Błyskawicznie podałam jej paczkę skittlesów i powiedziałam:
- Widzisz? Właśnie dlatego muszę zostać, ponieważ...- nie dokończyłam, bo rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Poszłam otworzyć,  a Luzia się szeroko uśmiechnęła z powodu uniknięci nudnego wykładu z mojej strony.
Gościem okazał się być nie kto inny jak pan Nathan Sykes. To ci dopiero niespodzianka. Pewnie kilkanaście tygodni temu, znalazłszy się w takiej sytuacji, piszczałabym z radości, a dzisiaj?
- Cześ Sun!
-Cześć, wchodź- zaprosiłam chłopaka do środka i zamknęłam drzwi. Na widok bransoletki na moim nadgarstku, Nath się delikatnie uśmiechnął. Lou już sobie znalazła zajęcie i zaczęła oglądać jakąś program muzyczny.
- Co słychać u kontuzjowanej?
- Po staremu, z małą różnicą, że Sun nie chce mnie odstąpić na krok- poskarżyła się Luiza.
- Na prawdę? Nie wierzę.
- Lou chce się mnie pozbyć z domu, ale nie mogę jej zostawić samej, bo próbuje chodzić, a ma jeszcze leżeć- wytłumaczyłam szybko chłopakowi, stawiając przed nim sok.
-  No to Sun, w czym problem? Poradzimy sobie z Luizą, mam rację Młoda?
- Że niby TY chcesz JĄ pilnować ?- zdziwiłam się.
- A czemu nie? Powinnaś trochę odpocząć. Jak nie wierzysz w moje zdolności, to sprowadzę chłopaków i może...
-Nie!- krzyknęłyśmy z Lou równocześnie, a ja dodałam- skoro tak bardzo chcecie mnie wygonić z domu, to dobrze, pójdę już- zaczęłam wycofywać się w stronę schodów,  a ta dwójka spiskowców przybiła sobie piątki. Nie wierzę. Szybko spakowałam potrzebne rzeczy, przepakowałam jeszcze do torby portfel, karnet i byłam gotowa.
- Tylko uważajcie i nie zdemolujcie domu. Przekąski są w kuchni na blacie, telefony do wszystkich na lodówce, sąsiadka z naprzeciwka chętnie pomoże, a…
-Sun! Bez nerwów. To tylko trzy godziny. Nic się nie stanie.- próbował uspokoić mnie Nath. Głęboki wdech i byłam gotowa. Pożegnałam się z towarzystwem i poszłam na przystanek.

*Perspektywa Nathana*
- No to możesz już iść- zaczęła Luiza tuż po tym, jak  za Sun zamknęły się drzwi.
-Słucham? Chcesz się mnie pozbyć?
- No tak. Mogę się założyć, że masz dużo lepszych zajęć niż siedzenie ze mną, a Sun i tak nie ma, więc jaki problem?
-Stop, stop, stop. Skoro obiecałem Sun,  że z tobą posiedzę i cię popilnuję, to zamierzam wywiązać się z umowy.- Lou coś powiedziała, ale tak cicho, że nie słyszałem.
- Mówiłaś coś?
- Tak. Jesteście we wszystkim tacy sami! Zawsze musicie się wywiązywać z obowiązków no i w ogóle- rozmowa z Młodą robiła się co raz ciekawsza.
- We wszystkim?- zapytałem zdziwiony.- Wymieniłaś tylko jeden przykład.
-Masz rację. Przynieś picie- wręczyła mi do ręki pustą szklankę. Nie zamierzałem na razie się z nią sprzeczać, więc poszedłem do kuchni. Jak mówiła Sun, wszystko czego potrzebowałem, stało na blacie: pięć kartonów soków o różnych smakach i kilka paczek ciastek. Celowo mnie w to wrobiła. Miałem nadzieję, że może kilka kropli zostało i mógłbym wybrać odpowiedni napój, ale spryciara nic nie zostawiła. Po chwili namysłu, zdecydowałem się na truskawkowy.
- To teraz we dwóch rzeczach jesteście podobni. Sun też zawsze przynosi ten sok,  jeśli nie powiem jaki chcę smak- dodała, widząc moją dezorientację.
- Za to ty jesteś tak samo upierdliwa jak Louis z 1D- powiedziałem z uśmiechem.
- I jako ich wierna fanka, potraktuję to jako komplement- wyszczerzyła się. No to nieźle.- A znasz osobiście chłopaków z 1D?
- To miało być pytanie retoryczne?- zero reakcji, czyli chyba oczekuje jakieś innej odpowiedzi-  Kilka, może kilkanaście razy spotkaliśmy na jakiś koncertach, bankietach czy w wytwórniach. Co prawda nie przepadamy za sobą, ale ich charakter to nieco znam. I mogę ci powiedzieć, że masz w sobie trochę każdego z nich.
- Serio? Ekstra!!! Z Sun było  nawet podobnie- na twarzy Luizy gościł teraz szeroki uśmiech i już nie leżała na kanapie, a podniosła się do pozycji siedzącej.
- Też słuchała 1D?!- Ona sobie ze mnie żarty robi?
- Nigdy w życiu!- głośno wypuściłem powietrze, co rozbawiło Lou- Chodzi mi o to, że wcześniej była identyczna jak wy, ale bardzo się zmieniła jak zerwała z Filipem... Znaczy się, ja nie powinnam tego mówić- dziewczyna trochę się zmieszała.
- Jak to się zmieniła?- próbowałem się dopytać. Luzia popatrzyła na mnie uważnie jakby nad czymś głęboko rozmyślając, a po chwili stwierdziła:
- W sumie to...miłość w końcu was dopadnie.
- Co proszę?- Kompletnie nie miałem pojęcia, o co jej chodzi, a ona kontynuowała.
-Uwierz mi, przed nią nie ma ucieczki. I tak się w niej zakochałeś. Mam rację? Nie odpowiadaj. Powiem ci coś, ale nikt się nie może o tym dowiedzieć. JASNE?!- pokiwałem głową- Bo kiedyś Sun była zdecydowanie weselsza i bardziej ufała ludziom. I w dodatku była niemal prymuską.- Nie mogłem sobie tego wyobrazić. Przecież teraz tryska energią, to jaka była przed przyjazdem?- Taaa... Dla mnie też to się wydaje nierealne. No i kiedyś poznała Filipa. Fajna z nich była para.  Niby zakochani, a zachowywali się czasem jak starzy znajomi. Ten Filip zabrał kiedyś Sun na imprezę. No niby nic wielkiego, ale chyba coś się wtedy stało, bo ze sobą zerwali. Znaczy Viki tak mi powiedziała, bo Sun o Filipie już nic nie wspominała. Nawet słowem. Widać było, że to ją bolało i od tego momentu zamknęła się w sobie, urwała połowę kontaktów i nie ufa już żadnym chłopakom.
- Jak to żadnym? A ten.. no jak mu tam... ten z klubu?
- Derek? Jemu też nie ufa. Może go trochę lubi, ale nie ufa mu. Najlepsze jak dała mu kosza po tygodniu znajomości. On co chwila jakieś spacery itp a on nic- Lou się roześmiała. - Tak więc wracając do tematu, jesteś teraz chyba jedynym chłopakiem, którego rzeczywiście lubi. Więc tego nie schrzań- wystawiła mi język.
- Ty masz dopiero dwanaście lat.
- No to co? Jak długo Sun się nie dowie o tej rozmowie, będzie dobrze. A teraz jestem baaardzo głodna…
- Chcesz tosty? Czy jakąś kanapkę?- zaproponowałem. Ciągle siedziały mi w głowie słowa Luizy. Przypomniała mi się też „bajka” Sun. Obie wersje się pokrywają. Znajomość z tym całym Filipem bardzo źle się na niej odbiła. Skoro rzeczywiście mi ufa, to powinienem to jakoś wykorzystać. Byleby tego nie zepsuć. Lou miała rację, mówiąc, że się zakochałem. Myślałem jednak, że nikt tego nie widzi, a tu nawet Młoda  się dopatrzyła.  Smucił mnie jedynie fakt, że Sun być może nigdy nie odwzajemni tego uczucia. Jednak, nie pozwolę na to. Muszę zrobić wszytko, by do tego nie dopuścić. Owszem, zdaję sobie sprawę, że przede mną długa i trudna droga, ale myślę, że jestem wstanie walczyć dla tej miłości.
-NATHAN!!!!! ŻYJESZ?!- wykrzyczała mi do ucha Lou, a ja o mało nie spadłem z fotela.
- Żyję, a co...Ej! Masz leżeć!- dziewczyna przesunęła się na drugi koniec kanapy i próbowała wstać.
- Okej, już się kładę. Wołam do ciebie od pięciu minut, a ty nie reagujesz.
- A co mówiłaś?
- Że jeden tost to może jest dobry dla Sun, a ja chcę naleśniki albo gofry, albo pizzę. Co wybierasz?
- Hmmm... Zamówimy pizzę, a zanim ją dostarczą, zjemy po jabłku. Pasuje?- Lou pokiwała głową, a ja złożyłem zamówienie, przyniosłem jabłka, ogarnąłem trochę stolik i zaczęliśmy oglądać  jakiś film. Nawet nie minęło pół godziny, jak ktoś zadzwonił do drzwi. Czyżby pizza tak szybko? Poszedłem otworzyć.
- Sun, mamy pizzę!- wydarł się Parker na powitanie, a po chwili dotarło do niego, że jednak to nie Sun stoi w drzwiach.
- Nath? Co tu robisz?- zapytał zdziwiony. Zaprosiłem jego i Kels do środka. Nawet nie zacząłem nic tłumaczyć, ponieważ znowu rozległ się dzwonek. Tym razem pizza.  W efekcie mieliśmy dwie duże hawajskie (przypadek?). Lou kończyła właśnie swoją opowieść.
- To słuchajcie, może zagramy w pokera czy coś?- rzucił  Tom, a Kels zgromiła go spojrzeniem.
- A może jakiś film?
- Nic nie ma- przerwała jej Luiza.- Mnie pasuje poker.
Parker się zwycięsko uśmiechnął. Ustaliliśmy, że na nic nie gramy. Poinstruowany przez Młodą, przyniosłem karty. Po kilku partyjkach poker nam się znudził i zdecydowaliśmy się na wszystkie gry karciane, jakie znamy. Nie spodziewałem się, że tak dobrze będę się dogadywał z Luzią. Zabawa była świetna i nawet nie zauważyliśmy, kiedy wróciła Sun.

*Perspektywa Sun*
Kolejny  trening,  kolejne ćwiczenia i znowu wracam padnięta do domu. To nic, że nie mam już na nic siły. Robię to co lubię i czerpię z tego radość. To jest najważniejsze. Jeszcze z Lou posiedzę trochę, może do Viki zadzwonimy, a później mama się nią zajmie. Tata ostatnio bardzo często jeździ w różne delegacje. W efekcie częściej go nie ma niż jest. Wtedy mam wrażenie, że nie potrzebny nam taki duży dom, a mieszkanie byłoby idealne. Ciekawe jak Nath sobie radzi z Młodą. Może nie skaczą sobie do gardeł.
Od przystanku powoli spacerowałam w do siebie, a kiedy weszłam do środka, usłyszałam wesołe śmiechy i rozmowy. Ostrożnie weszłam do salonu, a widok, który zastałam był przekomiczny. Luzia z koroną na głowie wymyślała kary dla Toma i Nathana. Natomiast Kels robiła im potajemnie zdjęcia.
- Cześć wszystkim! -przywitałam się.
- Słońce moje kochane! Twoja siostra się nad nami znęca. Ratuj!- Tom leżał na podłodze i udawał konającego.
- Wcale nie! Przegrali ze mną w karty i teraz mają zadanie!- zaprotestowała Lou.
- To ja proponuję zmienić to zadanie, bo chłopaki będą mieć zaraz na koszulkach cały kurz z podłogi. Mmmm... Pizza.- ucieszyłam się na widok trzech kawałków.
- Widzisz,  specjalnie dla ciebie. Nawet sos jeszcze został- zaczęła Lou, ale już nie bardzo jej słuchałam, ponieważ zajęłam się pałaszowaniem resztek ich obiadu.
- A tak w ogóle, co u was?- zwróciłam się do Kels i chłopaków.
- Po staremu. Niedługo chcą  nas wkręcić na jakiś koncert.  Max cię zaprasza na oglądanie meczu w sobotę.
- Protestuję. W sobotę z Naree chcemy zabrać Sun na zakupy! Przecież za tydzień koniec wakacji więc to idealna okazja. Pójdziesz z nami Sun?
-  W sobotę jadę do weekend do domu i Jess chciała żebyś też przyjechała-wtrącił Nath- Co ty na to Sun?
- Spokojnie. Przecież się nie rozerwę- odparłam ze śmiechem kończąc trzeci kawałek pizzy.- Rety, skończyło się- popatrzyłam z udawanym smutkiem na pudełko.
Nath i Luiza byli zadowoleni,  że tyle zjadłam, natomiast Tom chciał zamówić kolejną.
-  Tom,  nie przesadzaj. I tak nie wcisnęłabym w siebie ani okruszka.
Kels zadzwonił telefon, więc umilkliśmy. Jak się okazało, organizator jakiegoś konkursu pilnie potrzebuje się z nią spotkać. Tom stwierdził, że od razu ją zawiezie, a Sykes korzystając z okazji postanowił zabrać się z nimi.
- Do zobaczenia Sun w sobotę- pożegnał się ze mną Tom.
-Papa Tom.
- Do soboty Sun- Pożegnalny uścisk z Kels.
- Wyślesz mi te zdjęcia, co robiłaś dzisiaj?- poprosiłam cicho.
- Już ci wysłałam Słońce! Trzymaj się!-  i już jej nie było.
- Może rozważysz moją propozycję- powiedział Nath.
- No nie wiem...- zaczęłam. Chłopak zrobił smutną minkę. Jeszcze przytulas na dowiedzenia.
- Proszę Sun- wyszeptał mi do ucha, po czym mnie wypuścił z uścisku i wyszedł uśmiechnięty.

__________________________________________
Dzisiaj trochę krócej, ale obiecuję, że od następnego rozdziału akcja już trochę przyspieszy =)


niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 13

LUIZA!?

Spałam sobie w najlepsze, gdy nagle poczułam jak coś lub ktoś mizia mnie po ręce. Luiza? Niemożliwe. Przecież śpię u chłopaków. Próbowałam zignorować owe stworzenie i ponownie odpłynąć do krainy snu, ale kiedy poczułam oddech tego czegoś na twarzy, nie wytrzymałam. Otworzyłam oczy i w tym samym momencie zerwałam się do pozycji siedzącej. Zobaczyłam przed sobą gigantycznego gada. To nie jest normalne. I skąd on się tu wziął? Chwila... Jay ma Neytiri, jednak trzyma ją w swoim pokoju, więc czemu jaszczurka (a raczej przeogromna jaszczura) leży na moim łóżku? Zdecydowałam, że później to wyjaśnię.
- No i co się tak na mnie gapisz?- zwróciłam się do Neytiri- Nie musiałaś mnie budzić o... 7.20!
Zrobiłam obrażoną minę i wiedząc, że już nie zasnę, zabrałam rzeczy i skierowałam się do łazienki. Koszulki, które wczoraj lekko przeprałam, nadawały się do włożenia. No prawie, ponieważ na bluzce z jajecznicą widniała dość duża tłusta plama. Szkoda, bo lubiłam ją. Po 30 minutach wróciłam do sypialni, a gad nadal leżał na łóżku, w tym samym miejscu co wcześniej.
- Musisz moja droga ruszyć swoje cztery litery, bo chcę pościelić- powiedziałam, a Neytiri, jakby mnie rozumiała, wystawiła w odpowiedzi język. Nie będziemy się tak bawić. Delikatnie wzięłam ją na ręce. Jej skóra okazała się całkiem miła w dotyku. Jaszczur ważył znacznie więcej niż przypuszczałam. Powoli odstawiłam ją na podłogę i ogarnęłam łóżko, a później resztę pokoju. Podejrzewałam, że chłopaki jeszcze śpią, więc ostrożnie zabrałam Neytiri i zeszłyśmy na dół. Uśmiechnęłam się widząc w kuchni Nathana, który parzył sobie herbatę. Kiedy mnie dostrzegł, zapytał czy też chcę się napić i zaczął przygotowywać drugi kubek. Po chwili siedzieliśmy razem w salonie, z gorącymi napojami na stoliku, a ja dodatkowo trzymałam jaszczurkę na kolanach. Polubiłam ją.
- Skąd wytrzasnęłaś Neytiri?- zapytał ze śmiechem Nathan.
- Obudziła mnie. Wiesz, smacznie śpię, a tu coś łazi mi po ręce i nie daje spokoju. A później tak jakoś została.
- Nie wystraszyłaś?
-A słyszałeś jakieś krzyki? Byłam tak zaspana, że ledwo kontaktowałam, co się dzieje.- Mówiłam, a w tym momencie zeszli Tom i Max, zawzięcie o czymś dyskutując. Chyba mnie nie zauważyli, bo wybrali się do kuchni.  Umilkliśmy z Nathanem, żeby posłuchać.

-Wisisz mi stówę Parker.
-Że  niby ja? Miało być do dziewiątej. Jeszcze pół godziny. Ona na pewno śpi- bronił się Tom.
- Jasne, a ja to Królewna Śnieżka. Sprawdzałem, nie ma jej w pokoju.
- O , jasne… Może Neytiri się gdzieś schowała i się minęły?
- Nie wymyślaj- Max chyba tracił cierpliwość. Cichutko wstałam z kanapy i skierowałam się do nich, wciąż trzymając jaszczura.
- Hej chłopaki! O co się tak kłócicie?- zaczęłam na dzień dobry, ale niestety ich wystraszyłam.
- Dziewczyno nie strasz n… Neytiri?! Ty trzymasz jaszczurkę?- Max był w szoku.
- Z tego co wiem, to tak.
- Uwielbiam Cię dziewczyno- przytulił mnie, a raczej zamknął w żelaznym uścisku. – Parker, stówa moja!
Próbowałam dać znać, że się duszę, ale George nie zwracał na to uwagi. Dopiero Nath pomógł mi się wyswobodzić. W tym czasie Tom żegnał się z banknotem dla Maxa. Nie wiedziałam, o co im chodzi.
-Max- zrobiłam słodką minkę- czemu Tom daje ci stówę?- zapytałam, a chłopak najpierw udawał, że nie wie, o czym mówię, a potem próbował zwiać. Nie ze mną te numery. Skoro nie chcesz mi powiedzieć po dobroci, to zrobimy inaczej.
- Tom….?- chłopak robił kanapki
-Słucham Sun?
-Może Ci pomogę?- nie czekając na odpowiedź zabrałam się za krojenie ogórków i rzodkiewki.- Mógłbyś mi coś wytłumaczyć?
- Mhm…- Była tak pochłonięty rozsmarowywaniem masła, że już nic się dla niego nie liczyło.
- O co się założyłeś z Maxem- powiedziałam jakby od niechcenia.
-No założyliśmy się o …. Chwila! Nie mogę Ci powiedzieć.- przerwał zajęcie i spojrzał na mnie.
- No ale dlaczego? Obiecuję, że nie powiem nikomu. Słowo harcerki!
- … Nie byłaś nigdy harcerką?- skąd wie? Kurczę, moja reakcja mnie zdradziła.- Założyliśmy się o stówę, że zaczniesz piszczeć jak zobaczyć Neytiri.
- Serio? Nic kreatywniejszego nie było? – zapytałam kończąc swoją część przygotowywania kanapek.
- Może i było, ale to jest świetny sposób, żeby zarobić. Znaczy się był, bo jesteś pierwszą dziewczyną, która nie krzyczała.- Zrobiłam facepalma i się roześmiałam. Takie zakłady? I to aż o stówę? Nie wierzę… Kiedy skończyłam z Tomem robić śniadanie, reszta towarzystwa się obudziła i czekali w jadalni na jedzenie. Rozłożyłam dla wszystkich talerzyki i przyniosłam kanapki, a Parker zajął się herbatą. Gdy wszyscy usiedliśmy do stołu, po wesołym "smacznego", Loczek zapytał:
- Nie widzieliście gdzieś Neytiri? Byłem pewny, że chowałem ją wieczorem do terrarium. - Spojrzeliśmy na siebie z Tomem, a Max załapał o co chodzi i zrobił urażoną minę. Nath widząc nas i zdezorientowanego Jay'a uśmiechnął się, a ja podążyłam jego śladem.
- Powiecie, co się stało? Bo trochę dziwnie się zachowujecie- zaczął, a my zaczęliśmy się głośno śmiać. W końcu Nath zlitował się nad biednym kolegą i opowiedział mu wszystko. Sądziłam, że Jay będzie niezadowolony, albo zły za to, że ktoś ruszał jego zwierzątko. Zaskoczył mnie jego wesoły wyraz twarzy.
- W takim razie Sun, musisz częściej  do nas wpadać.
Chłopaki go poparli, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Reszta posiłku minęła przy luźnych rozmowach. Kiedy zjedliśmy, Jay i Siva zaoferowali się, że posprzątają. Świetnie.  Dochodziła jedenasta, czyli najwyższa pora się zbierać. Zresztą chłopcy za dwie godziny mają jakiś wywiad. Szłam do swojej tymczasowej sypialni, gdy nagle poczułam jak ktoś obejmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie. I jeszcze te boskie perfumy.
- Gdzie tak uciekasz, Sun? - wyszeptał tuż przy moim uchu Nath.
- Powinnam wracać już do domu.
- Ale jeszcze chwilę zostaniesz- powiedział z uśmiechem i zaprowadził mnie za rękę do swojej sypialni. Pokój był bardzo gustownie urządzony i panował w nim porządek. Jasne ściany, duże łóżko, ogromna szafa z lustrem. Ślicznie. Chyba za bardzo wciągnęłam się w podziwianie wystroju, bo dopiero delikatne chrząknięcie chłopaka sprowadziło mnie na ziemię.
- Widzę, że ci się podoba, ale nie po to cię tu przyprowadziłem. Pamiętasz jak na bankiecie wspominałem, że mam też coś dla ciebie z Niemiec?- skinęłam lekko głową siadając na bardzo wygodnym łóżku. Nath kontynuował- otóż chciałem ci to dać wcześniej, tylko że jakoś okazji nie było.
-Przecież wiesz, że nic nie musiałeś mi przywozić...- nie skończyłam, ponieważ Sykes mi przerwał.
- Tak wiem, ale  już o tym rozmawialiśmy, a myślę, że to powinno ci się spodobać- powiedział i wręczył mi małe pudełeczko. Niepewnie je otwarłam, a moim oczom ukazała się delikatna bransoletka z zawieszką w kształcie klucza wiolinowego. Bardzo mi się spodobała, jednak... On sobie żarty robi? Przesadził z tym prezentem. Skoro tak mu zależało na przywiezieniu mi czegoś, zwykły breloczek byłby idealny.
- Sun, nie podoba ci się?- zapytał zaniepokojony Nath, gdy przez kilka minut wpatrywałam się w pudełeczko i nic nie mówiłam.
- Jest piękna, ale  chodzi o to, że…
- Cieszę się, że ci się podoba. Pomóc ci zapiąć? - No kurczę, czy ja nigdy nie mogę powiedzieć tego,  co myślę? Znowu nie dane mi było dokończyć, Nathan wziął bransoletkę i zapiął mi ją na lewym nadgarstku. Ładnie się prezentowała. Przez chwilę chłopak patrzył mi w oczy i miałam wrażenie, że chciał o coś zapytać, ale zrezygnował. Nie naciskałam.
***
Po przekroczeniu progu, od razu poszłam do siebie. Prysznic był tym, czego najbardziej potrzebowałam. Później pomalowałam sobie paznokcie na niebiesko, a kiedy wyschły, zeszłam do kuchni. Siedziała tam Młoda i z kimś zawzięcie gadała przez telefon. Nie przeszkadzałam jej, tylko nalałam sobie soku. Jak się okazało, dzwoniła mama i kazała mi odebrać Lou z zajęć. Na szczęście w poniedziałki mam tak ułożony grafik, że bez pośpiechu zdążę przyjechać po siostrę.  Poszłam się spakować, a przed wyjściem zrobiłam dla nas prowizoryczny obiad tzn. śmieciowe żarcie typu pizza mrożonka. Smakowało nie najgorzej.
***
- Jeju, to były najbardziej męczące zajęcia w moim życiu- zaczęła narzekać Cleo po treningu. Dzisiaj zajmowaliśmy się układem tanecznym na konkurs. Każda para występuje indywidualnie, dlatego jednocześnie mamy cztery różne układy. Po dwa do jednej piosenki. Co prawda Derek, od momentu jak odmówiłam mu chodzenia, zachowuje nieco dystansu w stosunku do mnie, ale nadal świetnie sobie radzi na parkiecie. Mamy chyba najtrudniejsze kroki, jednak idzie nam nieźle. Chciałabym przejść dalej w eliminacjach, chociaż nie będzie to łatwe.
- SUN!- wrzasnęła mi tuż przy uchu Emma, a ja aż podskoczyłam wystraszona.
- Przepraszam, zamyśliłam się.
- Żeby mi to było pierwszy i ostatni raz- powiedziała niby surowym głosem Cleo.- Pytamy się czy idziesz teraz zaraz z nami na pizzę.
- Niestety odmówię, muszę jeszcze odebrać Luizę z zajęć.
Skończyłyśmy się doprowadzać do porządku i razem wyszłyśmy przed budynek. Pożegnałyśmy i każdy poszedł w swoją stronę. Klub Lou jest niemal w samym centrum, więc na autobus długo nie musiałam czekać. 
Kiedy weszłam do budynku, minęłam się z dość sporą grupą dziewczynek. Przecież trening kończy się za piętnaście minut. Dlaczego wychodzą wcześniej? Nie miałam pojęcia, co się stało. Przeglądnęłam się jeszcze dokładnie grafikowi na ścianie, żeby się upewnić, czy rzeczywiście się nie spóźniłam. Wszystko wskazywało na to, że jednak mam rację. Chciałam przejść na drugą stronę korytarza, w kierunku krzesełek, ale ktoś mnie potrącił i o mało nie upadłam. Straciłam tylko na chwilę równowagę. Po chwili, z sali treningowej wyszedł Tom, który podtrzymywał kuśtykającą Luzikę. Widać było, że siostra płakała.
-LUZIA!?- krzyknęłam przerażona i podbiegłam do Młodej.
- Sun!?- Powiedzieli równocześnie Parker  i Lou, a dziewczyna objęła mnie za szyję i się przytuliła. Spojrzałam na chłopaka.
- Jesteś jej siostrą?- odezwała  instruktorka, a skinęłam głową- Kels- przedstawiła się.
-Sun.- odpowiedziałam.- Co się stało?
- Luiza skręciła kostkę. Chciałam zadzwonić po pogotowie, ale Tom akurat przyjechała i stwierdził, że szybciej ją zawiezie-
Odparła, a ja spojrzałam na Toma i spróbowałam się uśmiechnąć. Zabraliśmy Lou do szpitala, a tam szybko się nią zajęli. Najgorzej było jak lekarz nastawiał kostkę. I kto znosił jej cierpienia? Oczywiście Sun.  Przez kilka dni nie powinna w ogóle chodzić, a później próbować poruszać się o kulach. Mogło być gorzej. Tom zaoferował się odwieźć nas do domu.
- Szkoda, że poznajemy się w takich okolicznościach- zaczęła Kels- Tom sporo o Tobie mówił.
- Tom?-spytałam, patrząc podejrzliwie na chłopaka.
- Oj no, trochę mi się wymsknęło rano?- próbował się usprawiedliwić.
-  Nie martw się, mówił o tobie same pozytywne rzeczy- uśmiechnęła się blondynka. Mam wrażenie, że się polubimy. Ustaliłyśmy też, że  skoro Lou nie będzie chodzić na najbliższe zajęcia, wpłata zostanie anulowana, tak że nic nie przepadnie. Kidy dojechaliśmy, Parker stwierdził, że chora nie może się przemęczać i zaniósł Luizę na kanapę do salonu.

Razem z Kels zapowiedzieli też, że wpadną niedługo i odjechali. Ciekawe co rodzice powiedzą, jak zobaczą Młodą. Ktoś będzie musiał jej pilnować. O kurwa! Przecież to jasne, że padnie na mnie. Ostatnie dwa tygodnie wakacji spędzone przy niańczeniu siostry. Po prostu marzenie. 

niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 12

Jay, zabiję cię!

*Perspektywa Sun*
Obudziłam się z wielkim bólem głowy. W pierwszej chwili nie miałam pojęcia gdzie jestem. Dopiero po kilku minutach wpatrywania się w sufit i intensywnego myślenia byłam w stanie przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia. Nath zabiera mnie na mecz, poznaję chłopaków, duże zamówienie do pokoju Jay'a, wygrana, klub, tańczenie prawie do każdej piosenki. W pewnym momencie Loczek zamówił wszystkie drinki razy dwa i urządziliśmy konkurs smaku. Po piątym teście urwał mi się film. Nie wiem jak się tu znalazłam. I czemu jestem w piżamie. Boję się pomyśleć co robiłam w nocy.
Mój brzuch dał o sobie znać i chcąc nie chcąc zwlekłam się z łóżka. Zabierając ubrania, poszłam do łazienki. Wyglądałam gorzej niż zombie. Włosy we wszystkie strony, podkrążone oczy, jakbym płakała... Nie, niby czemu miałabym płakać? Wzięłam szybki prysznic i założyłam przygotowany wcześniej strój. Wysuszyłam włosy, a na koniec lekki makijaż. Po tym wszystkim przypominałam wyglądem człowieka.  Ktoś zaczął dobijać się do drzwi.  "Otwarte"- krzyknęłam szukając w torbie tabletek przeciwbólowych.
- Fajnie, że już wstałaś- zaczął na powitanie Nath.
-Już? A reszta?- zapytałam popijając pigułki.
- Jay od ponad godziny siedzi w łazience i zwraca zawartość żołądka, Tom nadal śpi, a Siva męczy się z bólem głowy. No i jeszcze wrócił Max, ale widząc sytuację poszedł coś zjeść- opowiadał chłopak,  a ja w tym czasie usiadłam na łóżku opierając się o zagłówek. Sykes po chwili ulokował się obok mnie.
- A ty?
- A ja zostawiłem was na niecałe pięć minut i kiedy wróciłem, urządzałaś sobie z Loczkiem konkurs, a chłopaki balet wystawiali czy coś takiego- uśmiechnął się na wspomnienie wieczoru. Jeszcze jedna rzecz nie dawała mi spokoju.
- To skoro jedyny nie piłeś, to jak wróciliśmy? Bo od momentu jak Jay zamówił drinki, nic kompletnie nie pamiętam...
-Serio nic  a nic? - pokręciłam głową.- Kevin pomógł mi was przetransportować do hotelu. On zajął się  chłopakami, a ja tobą. Usnęłaś w klubie jak mieliśmy wychodzić. Dopiero jak cię położyłem do łóżka, całkowicie się rozbudziłaś, więc wysłałem cię do łazienki, żebyś się przebrała, a jak wróciłaś, od razu usnęłaś.- odetchnęłam z ulgą.
- Dzięki, że się mną zająłeś. Mam nadzieję, że nie zaczęłam gadać żadnych głupot.
- Nie, byłaś ledwo żywa. I tak się świetnie trzymasz, zważywszy na to, ile wypiłaś.
- No wiesz... to zasługa polskich korzeni- chłopak jednak nie za bardzo wiedział o co mi chodzi.- Kiedyś ci wytłumaczę.
Zerknęłam na telefon. Świetnie. Myślałam, że jest przed południem, a tymczasem dochodzi piętnasta.  Nie wierzyłam własnym oczom i dla upewnienia spojrzałam na zegar na ścianie. Godzina nadal ta sama.
Mój brzuszek znowu postanowił o sobie przypomnieć wydając dziwne dźwięki. Sykes zaczął się śmiać, ale gdy po chwili jemu zaburczało, oboje się już śmialiśmy jak dwoje wariatów.
-Dosyć. Idziemy na dół na obiad. - Zarządził Nath, a ja mruknęłam do siebie, że dla niektórych to będzie "obiado-śniadanie". Na szczęście chłopak mnie nie usłyszał. W hotelowej restauracji wiało pustkami. Większość gości wolała zjeść coś na mieście. Zamówiłam dla siebie naleśniki, a Nath postawił na porządny obiad. Posiłek podano nam po kilku minutach z czego mój brzuszek był bardzo zadowolony.  W między czasie wyciągnęłam też trochę więcej informacji na temat moich i Jay'a wyczynów w klubie. Nie wierzę, że zgodziłam się na coś tak głupiego. Kiedy delektowałam się swoją porcją naleśników, Nath oczywiście przerwał tę cudowną chwilę.
- Ja rozumiem, że jesteś dziewczyną i jesz mniej ode mnie, ale taka porcja to zdecydowanie za mało nawet jak na twoje obiado-śniadanie.- Czyli jednak słyszał. Po jego wypowiedzi kompletnie mnie zatkało. Odetchnęłam głęboko kończąc posiłek powiedziałam:
- Zdaje ci się. Najadłam się tym i więcej już w sobie nie zmieszczę.- I dodałam chcąc zmienić temat- Idziemy obudzić resztę?
Nathan już nie nic powiedział, a ja widząc jego minę,  byłam pewna, że mi uwierzył. W wesołych humorach skierowaliśmy się do wyjścia, by potem wsiąść do windy. Zdążyliśmy w ostatniej chwili, bo drzwi się zamykały. Nie uwierzycie, kogo spotkaliśmy. Maxa! Chłopak wrócił ze spaceru w szampańskim nastroju. Mogłam przypuszczać, że spędził ten czas w całkiem miłym towarzystwie. Na potwierdzenie moich domyśleń nie musiałam długo czekać, ponieważ po wciśnięciu guzika z numerem piętra, George sam zaczął opowiadać o obiedzie i dziewczynie poznanej na stadionie.  Na koniec swojego monologu nieco posmutniał, gdyż blondynka pojutrze wylatuje do Stanów, jednak świadomość o utrzymywaniu kontaktu ponownie przywróciła uśmiech na jego twarz. Jeśli chodzi o mnie, to nie wierzę, że będą jeszcze rozmawiać po jej wylocie. W najlepszym wypadku potrwa to tydzień. Jednak to postanowiłam zachować dla siebie.

*Perspektywa Nathana*
Jeszcze w windzie ułożyłem sobie taki plan obudzenia chłopaków, że długo będą to pamiętać. Tuż przed wejściem do pokoju Toma, wtajemniczyłem Maxa. Jak się spodziewałem, stwierdził, że chętnie mi pomoże. Jednak gdy weszliśmy do sypialni Parkera, rozczarowałem się. Chociaż może to i lepiej? Otóż Tom kończył pakować swoje rzeczy. Z Sivą było podobnie, a Jay… wreszcie opuścił łazienkę i doprowadził się do ładu. Po jakiś piętnastu minutach zebraliśmy się u mnie.
- No to jak? Doszliście już do siebie?- zapytał Max.
- Wiesz Maxiu, chociaż wczoraj nie dotrzymałeś mi towarzystwa, to znalazłem świetne zastępstwo- wyszczerzył się Jay i znacząco spojrzał na Sun.  Zaczęliśmy się śmiać, a ja opowiedziałem już po raz kolejny tego dnia o klubowych wyczynach 3/5 The Wanted i Sun. Pominąłem jedynie fragment o rozmowie z dziewczyną.
- Chłopaki słuchajcie!- zaczął Parker.
- Mhmh!
- Ups, przepraszam Sun, ale na tym fotelu, przysłonięta jeszcze przez głowę Nathana, jesteś ledwo widoczna… W każdym razie chciałem się zapytać czy nie sądzicie, że powinniśmy wracać. Jest…- rozejrzał się w poszukiwaniu telefonu, ale wzrok zatrzymał na zegarze ściennym-… Jest prawie szesnasta. Zanim dojedziemy, a trzeba wziąć pod uwagę korki i … 
- Tom, wystarczy!- przerwałem jego wykład- Zrozumieliśmy już po pierwszym zdaniu.
- Okej, to jak?
- Co wy na to, żebyśmy za kwadrans spotkali się w holu?- zwróciłem się do reszty. Nikt nie protestował, więc każdy poszedł do siebie. Prawie każdy.
- Już się spakowałaś?
- Tak, rano.- powiedziała z uśmiechem Sun. Niestety słaba z niej aktorka.
- Ale nie dlatego zostałaś. O co chodzi?- spytałem siadając na przeciwko niej w drugim fotelu. Dziewczyna na chwilę się zamyśliła. Spojrzałem jej w oczy, jednak spuściła wzrok.
- Myślałam nad tym, co powiedziałeś przy obiedzie.  Naprawdę widać, że tak mało jem?
-Może nie widać tego od razu, ale ja trochę czasu już z tobą spędziłem i wiem, że nawet Lou je więcej od ciebie. Dlaczego?- chciałem poznać prawdę, bo czułem, że ten temat ją martwił. Chciałbym jej pomóc, ale najpierw muszę poznać przyczynę tego problemu.  Sun jednak zwlekała z odpowiedzią. Nie pospieszałem jej.
- Jakiś czas temu, a raczej kilka miesięcy temu stało się coś, co sprawiło, że miałam wielkiego doła i mało co mnie interesowało. Nawet zaczęłam mniej jeść, bo mi się nie chciało, a potem doszłam do wniosku, że tak jest lepiej. Nieświadomie zaczęłam się pchać w kierunku anoreksji. Jednak Viki w porę się zorientowała i mnie z tego wyciągnęła.
-Czyli jesteś pół-anorektyczką?- spytałem nie do końca wiedząc, co miała na myśli. 
-Nie, nie -odparła ze śmiechem- niewiele brakowało, ale jest już dobrze. Chciałam tylko powiedzieć,  że od tamtego momentu tak mi zostało,  że jem małe porcje. Dlatego często podjadam sobie jakieś przekąski.
- Cieszę, że mi to powiedziałaś.- Naprawdę jestem z tego zadowolony, chociaż to chyba niewłaściwe słowo.  Poczułem wtedy pewną odpowiedzialność za Sun. Niby nie zna mnie wybitnie długo i wie o mnie niewiele,  a mimo to obdarzyła mnie zaufaniem.  Nie mogłem dopuścić do sytuacji,  w której bym ją zawiódł. Nie po tym, co...
- Gołąbeczki, co wy robicie? Wszyscy czekamy jedynie na was.- Do pokoju wpadł Tom. Jak zwykle miał świetne wyczucie czasu.  Moje gratulacje Parker. Posłałem Sun przepraszające spojrzenie, a ona się tylko lekko uśmiechnęła.
-Już się zbieramy- odpowiedziała mu i wyszła po swoje rzeczy. Kilkanaście minut później udało nam się zapakować do auta.

*Perspektywa Sun*
Gdybyśmy wyjechali z Manchesteru przynajmniej pół godziny wcześniej, już dawno byłabym w domu. Nie chodzi o to,  że przeszkadza mi towarzystwo chłopaków. Wręcz przeciwnie. Natomiast siedzenie w samochodzie mnie denerwuje. Ponad godzinę stoimy i w korku i nic nie zapowiada szybkiego powrotu do domu.
Gdy  opuściliśmy miasto, po kilku minutach Kev zatrzymał auto. Przed nami tworzył się sznureczek pojazdów czekających na odblokowanie drogi, bo przed chwilą zderzył się trzy samochody. Służby porządkowe przybyły nadzwyczaj szybko, ale sytuacja wymagała czasu. Sprytni kierowcy spróbowali wykręcić, wrócić do miasta albo pojechać inną drogą. Niestety tak się spieszyli, że spowodowali kolejny wypadek. W ten sposób  utknęliśmy w  środku drogi do domu otoczeni przez zniszczone auta . Więc jak tu się nie nudzić i nie denerwować?

-Ludzie, zabierzcie mnie stąd, bo coś sobie zrobięęę....
-Przymknij się Tom, bo od dwudziestu minut powtórzyłeś już to trzydzieści razy-powiedział  Max, który wyglądał jakby zaraz miał usnąć.
- No nie mów, że to liczysz- wtrącił jak zwykle uśmiechnięty Jay.
-A niby co mam robić? Tu jest zbyt nudno. Jak się to zaraz nie rozkorkuje, to wrócimy do domu najwcześniej na dwudziestą pierwszą - Max zaczął się bronić, a ja popatrzyłam na niego z rozbawieniem i rozejrzałam się, żeby sprawdzić, co robią pozostali. Siva cały czas smsował z Nare, Jay włączył sobie muzykę i po założeniu ogromnych słuchawek całkowicie się od nas odizolował. Tom poszedł w ślady Kaneswarana i zaczął pisać z Kels, a Max wdał się w jakąś dyskusję z Nathanem. Niestety nie miałam pojęcia o czy gadają,  ponieważ szeptali.
 - O czym rozmawiacie? -Zapytałam Sykesa, a towarzystwo momentalnie ucichło.
 - Tak tylko o trasie...- zaczął Max i zajął się swoim telefonem. Super. Nath się na mnie popatrzył i stwierdził:
- Możesz teraz ponarzekać na nudną drogę albo pomożesz mi odpisać na kilka tweetów fanek.
Zrobiłam minę, jakbym bardzo mocno nad czymś myślała,  aż w końcu odparłam
- Trudny wybór, ale skuszę się chyba na drugą opcję.
Przyznam, że na  początku  było całkiem ciekawie. Niektóre fanki mają naprawdę totalnego świra na punkcie chłopaków. Przy nich wychodzę na baaardzo spokojną osóbkę. Po pół godzinie ogarnęło mnie tak duże zmęczenie, że nie miałam siły przeciwstawić się opadającym powiekom. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

...
 Po moim ciele przeszła fala zimna, która przerwała słodki sen i skutecznie mnie orzeźwiła. Na zewnątrz się ściemniało, a ja nie kojarzyłam miejsca,  w którym się znajdowałam.
- Oj, obudziłem  cię- zaczął Nath, szerzej otwierając drzwi samochodu.
- Nie, sama się obudziłam. Gdzie tak w ogóle jesteśmy?- zapytałam zdezorientowana, w chłopak się uśmiechnął. No jeju... Śliczny ma ten uśmiech. Pomagając mi wyjść z auta,  poinformował, że stoimy przed rezydencją The WANTED. On sobie żarty robi?
- Nath, a nie prościej byłoby odwieźć mnie do domu?
- Masz rację, ale spałaś tak słodko, że nie mieliśmy serca cię budzić. A poza tym, twoja mama wie, że przenocujesz u nas.
-... Co proszę?
- Dzwoniła jakieś dwadzieścia minut temu, więc Tom odebrał, bo myślał, że to jego telefon. À propos macie identyczne dzwonki. I jak zaczął rozmawiać z twoją mamą to zajęło mu to prawie kwadrans, a skończyło się na tym, że zostaniesz na noc u nas.

Sykes stwierdziwszy, że już wiem tyle,  ile potrzebuję, zaprosił mnie do środka. Chłopaki byli u siebie,  więc spokojnie oprowadził mnie po parterze. Mają taką super kanapę, co wygląda na mega wygodną. Później zaprowadził mnie do  pokoju gościnnego na piętrze.  Moja (tymczasowa) sypialnia znajdowała się na przeciwko pokoju Nathana i obok Jay'a. Dalej był Siva, a równolegle do nich Tom i Max. Najlepsze jest to, że każdy ma własną łazienkę. Rozdzieliliśmy się i weszliśmy do pokoi. Teraz całkowicie się rozbudziłam i  nie chciałam spać. Obok łóżka leżała już moja torba. Zabrałam kosmetyczkę i poszłam do łazienki się nieco odświeżyć. Gdy wróciłam, słyszałam dobiegające z salonu rozmowy. Postanowiłam dołączyć do chłopaków. Schodząc na dół, wywnioskowałam, że chcą zrobić seans filmowy.

-Jay, przynieś mi colę. Albo piwo i popcorn- wykrzykiwał z salonu Max.
- Sam sobie weź! Jajecznicę robię.
- Tak jak ostatnio? Wtedy wygrałem.- Nie miałam pojęcia, o co mu chodzi.
- A chcesz powtórki?- zaśmiał się Loczek. Chciało mi się pić, więc skierowałam się w stronę kuchni, ale w momencie kiedy przekroczyłam próg,  coś mokrego  i twardego zaatakowało mój brzuch. Zerknęłam w dół.
- Cholera, Jay! Co co to ma być?- zapytałam, widząc na koszulce rozbite jajko.
- Sun?! Myślałem, że to Max. Żyjesz? Wszystko w porządku? Wezwać lekarza? -Jay popadł w słowotok. Trochę to zabawnie wyglądało. Niech się już biedak nie męczy.
- Jay, spokojnie. Zmienię bluzkę i po sprawie.
-Ale ja naprawdę nie chciałem. Przepraszam. Może jajecznicę na przeprosiny?
-Czemu nie, zgłodniałam trochę.
Wróciłam do z powrotem do pokoju i zmieniłam bluzkę. Dobrze, że zabrałam dodatkowy T-shirt, chociaż nie podejrzewałam, że się przyda. Brudną koszulkę zaniosłam do łazienki i szybko przeprałam. Odkąd Lou skończyła dwa lata, zawsze jestem przygotowana na takie sytuacje.
To było kilka dni po jej urodzinach. Pojechaliśmy na  weekend majowy do cioci. Wyjazd bardzo mi się podobał, dopóki godzinę przed powrotem mała nie zwróciła na mnie zawartości swojego żołądka. Tak to już jest, jak dwulatek po zabawie na placu zabaw naje się tortu i zacznie skakać. Nie miałam przy sobie nic na zmianę, ale na szczęście kuzynka mnie uratowała pożyczyła mi bluzkę.
Ale dość wspomnień. W kuchni czeka na mnie jajecznica i jak się nie pospieszę,  to ostygnie. Tym razem uważnie się rozejrzałam, kto jest w salonie. Max, Siva, Nath... Jay pewnie na mnie czeka, a przed kanapą najprawdopodobniej siedzi Tom i wybiera film. Czyli teren czysty. Z uśmiechem na twarzy weszłam do kuchni, ale po kilku sekundach wyraz mojej twarzy gwałtownie się zmienił.
-Jay, zabiję cię! - byłam  zła, bo na mojej koszulce znowu coś wylądowało. I tym razem była to porcja jajecznicy. Do kuchni wbiegł Loczek.
- Jajecznica jest niesmaczna?- zapytał z obawą. Moment! Skoro Jay jest obok, to zaatakował mnie... Parker, który niepostrzeżenie próbował wymknąć się drugim wyjściem.
-Tom, wracaj- rozkazałam, chłopak posłusznie zawrócił.
-Sun przepraszam. To było niechcący. Ja nie wiedziałem, że to twoja porcja- zrobił minę zbitego psa, ale nie tym razem kolego. Wywalił na mnie talerz jedzenia i gada o zmarnowanej jajecznicy, a ja to co?
- Tom,  mam teraz brudną koszulkę i nadal jestem głodna.
- To się przebierz, a ja posprzątam i zrobię ci kolację.
- Jest problem: nie mam już koszulki- powiedziałam lekko zirytowana. Tom się zamyślił, a po chwili  zawołał Nathana.  Loczkiem szybko mu opowiedział o moich dwóch wypadkach i z Parkerem stwierdzili, że Sykes pożyczy mi T-shirt, bo ma najmniejszy rozmiar. Poszliśmy na górę.
- Sun, przepraszam cię za nich. Oni nie zawsze są tacy nieogarnięci.
- Powiedzmy, że ci wierzę. 
- Którą chcesz- zapytał trzymając dwie koszulki: czarną i białą. Szybko zdecydowałam się na tą po prawej, czyli czarną.
- Dzięki- uśmiechnęłam się i poszłam do siebie się przebrać. Dopiero gdy założyłam T-shirt,  mogłam się przyjrzeć nadrukowi.  Duży napis: 'chcę jeść' a pod spodem hamburger. Nieźle. Zajęłam się jeszcze brudnym ciuszkiem i po dziesięciu minutach wróciłam do reszty. Akurat Jay kończył opowiadać wszystkim o mojej przygodzie z jajecznicą. Szukając wolnego miejsca,  wcisnęłam się między Nathana i Sivę, jak najdalej od Loczka i Toma.
- Sun, przepraszamy. To był wypadek.
- W kuchni już ci nic nie grozi.
- I zrobiłem dla ciebie tosty- pochwalił się Parker, podając mi talerzyk z jeszcze ciepłymi chrupiącymi tostami. Wyglądało apetycznie.
- Dziękuję, ale pięć to chyba trochę za dużo- przerażała mnie perspektywa zjedzenia takiej porcji.
- Nie marudź. Gdyby nie Max, miałabyś sześć- powiedział oskarżycielskim tonem bardziej do Georga niż do mnie, na co ten podniósł ręce w obronnym geście z pełną buzią kręcąc głową,  że jest niewinny. Roześmialiśmy jednocześnie z Nathanem. Jay włączył film- Incepcję. Chociaż kiedyś już to oglądałam, nie miałam nic przeciwko. Powoli jadłam swoją kolację, ale zaczynając trzeciego tosta, czułam, że więcej nie dam rady i szturchnęłam lekko Nathana w ramię. Na szczęście chłopak od razu zrozumiał o co mi chodzi i kiedy ja nadal "delektowałam" się trzecim tostem, Nath zjadł dwa pozstałe. Zadowolona odniosłam talerz do kuchni.

Film się skończył i wszyscy rozeszliśmy się do pokoi. Dzięki mojej świetnej koordynacji ruchów i podskokom Maxa, prawie  spadłam ze schodów. Kto mnie złapał? Niespodzianka- Nath. Nie mam pojęcia, co bym bez niego zrobiła. Bardzo go lubię i co ciekawsze ufam mu. Nie wiem dlaczego, ale nie boję się mówić mu o swoich zmartwieniach i problemach, chociaż znam go niecałe dwa miesiące. Cieszę się też, że Nath zachowuje się normalnie tzn. nie zgrywa nadętego i rozpieszczonego gwiazdora, który myśli, że wszystko mu wolno. Można z nim zwyczajnie pogadać i fajnie spędzić czas. Jest świetnym przyjacielem.
_____________________
I jak wrażenia? Ja uważam, że schrzaniłam końcówkę, ale chyba nie jest najgorzej. Rozdział dodaję dzisiaj dość wcześnie,  ponieważ
- właśnie skończyła się Eurowizja. Według mnie najlepsze oceny dała Ukraina :D
- cały dzień będę miała zajęty, więc rozdział ukazałby się dopiero późnym wieczorem

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 11

Ja chcę bajkę na dobranoc! 

2 dni później 
Jestem ledwo żywa. Wczoraj miałam zumbę i nie wiem jakim cudem, ale prawie na na nią zaspałam.  Kiedy wróciłam, akurat Viki była na skypie i tak jakoś wyszło, że wzięłam prysznic, przyniosłam sobie coś do jedzenia i siedziałyśmy  do północy.
Obudziłam się, zażywszy na dzień poprzedni, o dość wczesnej porze. Gdy wzięłam telefon, na wyświetlaczu pojawiło się dziewiąta piętnaście i cyferki nie zamierzały się  zmienić. Chociaż do mojego pokoju docierał zapach naleśników- czyli mama jeszcze siedziała w domu, to ja niestety byłam tak leniwa, że nawet ten boski aromat nie był w stanie wyciągnąć mnie łóżka. Cudowna cisza została nagle przerwana przez dźwięk dzwonka do drzwi.  Sądziłam, że ktoś od razu otworzy, ale natarczywy gość cały czas o sobie przypominał. To już się robiło denerwujące. Będąc całkowicie rozbudzona, zabrałam ubrania i poszłam do łazienki. Szybki prysznic, układanie włosów, delikatny makijaż i mogę wyjść do ludzi. A co ciekawsze, wyrobiłam się w pół godziny. Chociaż mama pewnie będzie jak zwykle niezadowolona, że nie dosuszyłam włosów. Trudno. Są wakacje, jest ciepło i do południa nigdzie się nie  wybieram.

Schodząc do kuchni, usłyszałam jak moja rodzicielka z kimś rodzicielka z kimś rozmawia. I byłam pewna, że skądś znam drugi głos.
- Cześć wszystkim!- powiedziałam wchodząc do kuchni. Widok Sykesa o tej porze w moim domu trochę mnie zaskoczył, ale ostatnio dziwne rzeczy się dzieją, więc jak gdyby nigdy nic nałożyłam sobie porcję naleśników i zabrałam się za jedzenie. Nathan natomiast od razu się ulotnił, a moja mama zaczęła mi się dziwnie. Zignorowałam ją i skończyłam jeść śniadanie. Luizki jak zwykle nie było, małolata doskonale sobie organizuje czas i wczoraj wybyła do jakiejś koleżanki na noc.
Dzisiejsza pogoda aż krzyczała do mnie: chodź się poopalać.  Nie potrafiłam oprzeć się pokusie poleżenia na słońcu, więc zabrałam telefon, słuchawki i położyłam się na kocu w ogrodzie. Nie mam pojęcia ile tam byłam, ale wspomnienie mnie ze złamaną nogą na scenie  podczas koncertu 1D, nie należało do najprzyjemniejszych. Na szczęście dźwięk telefonu sprowadził mnie z powrotem na ziemię.
-Halo? - zapytałam, bo nie chciało mi się patrzeć na wyświetlacz.
-Hej Sun!
-Hej Nath!- odpowiedziałam z uśmiechem chociaż wiedziałam,  że on  i tak tego nie widzi. 
- Mam do Ciebie pytanie....- zaczął wesoło. Nie przerywałam, więc chłopak kontynuował- Pojechałabyś z nami na mecz do Manchesteru?
- Z nami... czyli?
- Czyli ze mną, Tomem, Max'em, Sivą, Jay'em. Niestety Nare i Kels stwierdziły, że nie są zainteresowane.
- No nie wiem. Chciałabym, ale...
- Nie ma żadnego "ale", a Twoja mama i tak się zgodziła.
-To po to byłeś rano?
- Dokładnie. To skoro się zgadzasz, to się szykuj, bo jedziemy Manchesteru  i wracamy najwcześniej jutro wieczorem. Będziemy za 20 minut.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo chłopak najzwyczajniej w świecie się rozłączył. Mimo wszystko z uśmiechem na twarzy poszłam się spakować.

*Perspektywa Nathana*
-I co zgodziła się?- spytał się Loczek.
-Tak! Chociaż w sumie to nic nie powiedziała, ale jedzie- odparłem z bananem na twarzy.
- Eee...Młody ona Cię lubi-powiedział z tym swoim głupiutkim uśmiechem Max.
- Dobra mówcie sobie, co chcecie, ale za dwadzieścia minut mamy po nią podjechać, a wy co?- spytałem władając buty.
- Kevin już czeka - rzucił Tom i wyszedł.

*Perspektywa Sun*
Super, miałam jeszcze pięć minut. Zeszłam na dół zastanawiając się czy dobrze robię. Może będę im tylko przeszkadzać? Albo mnie nie polubią? Z takimi czarnymi myślami niemal wpadłam na mamę wychodzącą z gabinetu.
- Jednak jedziesz- zaczęła.
- Na to wygląda. Co ty tu robisz ? -spytałam zakładają trampki. - Nie powinnaś być w pracy?
- Zaraz wychodzę. A poza tym to uważaj na siebie. Ja wiem, że jesteś już pełnoletnia, ale jako  mama i tak się martwię.
- Dobrze. Będę ostrożna- zapewniłam ją i wyszłam przed dom, bo już podjechali chłopcy, a Nath po mnie wyszedł.
-Hej, gotowa poznać resztę chłopaków?
- ...Chyba tak. -Powiedziałam z nieudawanym strachem. Jeszcze nigdy nie denerwowałam się przed żadnym spotkaniem. Głęboki wdech i Nath otwarł drzwi, a reszta zespołu wypadła z auta.
- Cześć Sun!
- Cześć!- odpowiedziałam z wielkim uśmiechem.
- Pewnie nas znasz, ale gdybyś przypadkiem zapomniała to ja jestem Tom, a ci tam to  Siva, Jay, Max.
- Sklerozy jeszcze nie mam- mruknęłam cicho, a reszta zaczęła się śmiać.
Podczas drogi prawie cały czas rozmawialiśmy. Z chłopakami świetnie się dogadywałam, więc wszystkie moje obawy odeszły w niepamięć. Na miejsce dotarliśmy dość szybko. Sądziłam, że pójdziemy coś zjeść czy coś takiego, natomiast auto zatrzymało się przed jakimś hotelem. Oni sobie żarty robią?
-Sun, jak Ci się nie podoba hotel, możemy jechać do innego- zaczął  Siva, a w jego głosie słyszałam lekkie przerażenie. On sobie żarty robi?
- Nie, wszystko jest dobrze, tylko...
- No to świetnie. - Nie dał mi dokończyć. Oni zawsze tak przerywają, jak ktoś chce coś powiedzieć?-Będziemy tu jakieś dwie godziny, coś przekąsimy i idziemy na mecz. - Poinformował wszystkich i weszliśmy do środka. Jay i Nath poszli odebrać klucze do pokoi. Jak się okazało każdy ma swój. Pomijając fakt, że według mnie to przesadzili z tym hotelem, to po dokładnym zwiedzeniu swoich chwilowych czterech kątów,  nie mając nic lepszego do roboty, przebrałam się w coś wygodniejszego, w czym pójdę już na mecz.
Ktoś zapukał.
- Proszę!
- Widzę, że jesteś już gotowa- wparował do pokoju Jay- Jakbyś nie miała żadnych planów na teraz, to spotykamy się u mnie  w pokoju. Wpadniesz?
- Jasne, że tak.- Przynajmniej  nie będę się nudzić samotnie. 
McGuiness miał lokum naprzeciwko mnie. Gdy weszliśmy, brakowało jedynie Nathana.
-Pewnie młody jak zwykle układa grzyweczkę- zażartował Max. Nagle rozległ się dziwny dźwięk. Cisza. Dźwięk się powtórzył, a nasze spojrzenia powędrowały na brzuch Jay’a.
- Oj no. Głodny już jestem.-Powiedział speszony Loczek, a na potwierdzenie jego słów, ponownie zaburczało mu w brzuchu. Stwierdziliśmy, że nie ma sensu czekać ponad godzinę na wyjście, a żeby czasem jakieś fanki się nie rzuciły na chłopców, Tom złożył dość duże zamówienie w bufecie hotelowym. Oczywiście zadbał, by nikt nie był później głodny i jak to sam stwierdził „lepiej nie zjeść niż znowu zamawiać”; i wszytko mieli przynieść do pokoju Jay’a.  Kiedy po dziesięciu minutach dostarczono nasze zamówienie, mina kelnera- bezcenna. Schowaliśmy się, żeby tylko jedna osoba była widoczna. Jeszcze jak Loczek rzucił, że lubi czasem coś przekąsić, bo na obiad to jest zdecydowanie za małe zamówienie, chłopakowi z obsługi zrobiło się słabo i ledwo wyszedł z pokoju. Wtedy wybuchliśmy śmiechem.  Trwało to dobre pięć minut.
- Co tu się dzieje- zapytał Nath, który właśnie przyszedł. Próbowałam mu wytłumaczyć, ale non stop się śmiałam. Po kilku próbach zrezygnowałam i zastąpił mnie Tom. Jemu szło lepiej, jednak po pierwszym  zdaniu nie wytrzymał. Kiedy się jako tako uspokoiliśmy, Siva zaczął mówić:
- Bo zamówiliśmy coś do jedzenia, ale kelner myślał, że to wszystko jest Jay’a- wskazał na wózek. Chłopak chyba nie wiele zrozumiał, ale o nic nie pytał i zaczęliśmy jeść. Jak się okazało, połowa dań, które zamówił Tom, była bez mięsa, więc razem z Loczkiem, mieliśmy w czym wybierać.
- Jesteś wegetarianką? – zapytał zdziwiony Nath.
- Nie, ale Viki tak, więc jakoś się przyzwyczaiłam, żeby nie jeść mięsa, chociaż jeśli muszę, to zjem.
- Ekstra, nie jestem sam- ucieszył się Loczek.
Chłopcy, co było do przewidzenia, pochłonęli wszystko w rekordowym tempie. Nie mam pojęcia gdzie to mieszczą.
Tak jak mówił wcześniej Max, wyszliśmy z hotelu chwilę po szesnastej i spacerem udaliśmy się w stronę stadionu.  Kolejki do wejścia były straszne. Z zrezygnowaną miną zaczęłam iść na koniec wężyka, ale Sykes mnie pociągnął do tyłu, tak że prawie upadałam. Prawie, bo mnie złapał, w ostatniej chwili.
- Przepraszam- powiedział ze smutną minką.- Nie będziemy czekać w kolejce, chodź.
Czułam się nieco dziwnie wchodząc na stadion bez kolejki  w towarzystwie The Wanted, ale starałam się to  ignorować. Gdy zajęliśmy nasze miejsca (Rety! Pierwszy raz mam taką fajną miejscówkę), zauważyłam pewną dziewczynę idącą na trybuny. Max podążył za mną wzrokiem i szybko powiedział:
-To się zobaczymy później – i uciekł w kierunku brunetki.
- Tylko wróć rano- krzyknął za nim Tom, ale chłopak chyba nie usłyszał.
W czasie pierwszej połowy  meczu przegrywaliśmy 1:0. Natomiast w drugiej połowie zremisowaliśmy dzięki strzałowi Runeja w 58 minucie. Ostatecznie Manchester wygrał, a ja cieszyłam się z tego jak wariatka.

*Perspektywa Nathana*
Kiedy Sun mówiła, że lubi piłkę nożną, nie sądziłem, że jest aż taką fanką. Po prostu dziewczyna idealna. Po meczu całą piątką (Max najprawdopodobniej dołączy do nas jutro), wróciliśmy do hotelu. Humory mieliśmy wyśmienite i co ciekawsze, nie byliśmy zmęczeni.
- Słuchajcie, musimy to uczcić- zdecydował Tom, a reszta go poparła.- Skoro nie widzę sprzeciwu, widzimy się za pół godziny w holu.
Rozeszliśmy się do swoich pokoi, żeby się trochę odświeżyć i przebrać. Szczerze mówiąc, to spodziewałem się takiej sytuacji- niezależnie od wyniku meczu, Parker i tak znajdzie powód do picia.  Zdecydowałem się na szybki prysznic, założyłem coś wygodniejszego i po ułożeniu fryzury, wyszedłem z pokoju.
- Cholera!- usłyszałem otwierając drzwi.- Chcesz mnie zabić Sykes?
Zobaczyłem nico wkurzoną Sun ubraną w czarną sukienkę. Wyglądała nieziemsko i … trzymała się za czoło. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że przez przypadek dostała ode mnie drzwiami. Świetnie… A miało być tak fajnie.
-Sun, przepraszam. Znowu. Ja naprawdę nie chciałem.  Przysięgam!
- Powiedzmy, że Ci wierzę. Idziemy do reszty?- odparła już łagodniejszym tonem. Mam nadzieję, że nie będzie mieć żadnego śladu po tym „wypadku”. W holu byliśmy jako ostatni. Parker zamówił taksówkę, a raczej dwie i po dwudziestu minutach wchodziliśmy już do klubu.

Tom jak zwykle wybrał jeden z najlepszych klubów. Oby tylko Sun się o tym nie dowiedziała, bo mnie zabije. Widziałem już jak zareagowała na hotel, a przecież zależy mi, żeby zrobić na niej jak najlepsze wrażenie.  Podążając za Sivą, który torował nam drogę wśród tańczących, doszliśmy do podestu, na którym znajdowała się strefa VIP. Od razu odnaleźliśmy nasz stolik, a Jay już składał zamówienie.  Szybko. Nie musieliśmy długo czekać, żeby kelnerka przyniosła drinki. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, a później porwałem Sun na parkiet.  Dziewczyna okazała się świetną tancerką.
- Odbijany- nie wiadomo skąd pojawił się obok nas Parker.  Wróciłem do stolika, a kiedy piosenka się skończyła Sun i Tom, również dołączyli.
- Napiłabym się czegoś.- zaczęła dziewczyna.
- Nie dziwię się, po tylu przetańczonych piosenkach. Coś konkretnego?
- Cokolwiek.- powiedziała i oparła się o kanapę. Na horyzoncie zobaczyłem kelnerkę i szybko ją zawołałem. Natomiast nie dane mi było nic powiedzieć, bo Tom zaczął składać zamówienie.
- Jak się bawicie- przyszli Siva z Jay’em.
- Oj, dobrze, że jesteście. Zaraz wzniesiemy toast za wygraną i…
- Sprawdzimy jak mocną główkę ma nasza mała wegetrianinka- Loczek był już mocno pijany, ale nikt tego nie skomentował. Gdy dostaliśmy zamówienie Tom wzniósł toast. Nie mam pojęcia, co zamówił, ale było niezłe.
- Sun, nie pijesz- zdziwił się Siva.
- Nie no, oczywiście, że piję-wypiła całą zawartość kieliszka i lekko się skrzywiła. Ponownie zabrałem ją na parkiet.  Przetańczyliśmy razem chyba osiem piosenek, z małymi przerwami, gdy porywali ją chłopaki.
- Odbijany- zabrałem Sun Loczkowi, który w mgnieniu oka znalazł sobie kolejną partnerkę. Właśnie puścili wolniejszą piosenkę i większość par zeszła z parkietu.
- Podoba się wyjazd?
- Mhm- odparła opierając o mnie głowę.- Dziękuję, że mnie zabrałeś.
- Czyli się już nie gniewasz za drzwi?
- Na ciebie? Nie, dawno mi przeszło.
Piosenka się skończyła i odprowadziłem dziewczynę do stolika, a sam poszedłem do łazienki. Gdy wróciłem, miałem wrażenie, że nie było mnie przynajmniej godzinę. Loczek znalazł sobie towarzyszkę do picia- Sun. Zamówili chyba wszystkie możliwe drinki,  z czego jedną trzecią już wypili. I bawili się w ocenianie smaku. Do tego Siva udawał dyrygenta i razem z Tomem, który tańczył według jego wskazówek,  wydarli się na mnie, że przeszkadzam im w koncercie. Chyba za długa mnie nie było.
- Moon, wybieraj, co teraz.- zdecydował Loczek.
- Oj, John, jestem Sun. Co powiesz na te zielone- wskazała na szklanki, gdzie były  czerwone drinki.
- To na trzy. Dwa, raz, trzy- odliczył McGuiness i wypili.
- Siedem!- Krzyknęła dziewczyna.
- Osiem- wycenił Jay. Dopiero teraz mnie zauważył.- Nath, jak oceniasz?
Z jednej strony to było śmieszne, ale jak pomyślałem, w jakim stanie będą rano… Oj, niedobrze. Przecież, Sun myliła już imiona i kolory. Nawet równowagi nie mogła utrzymać.  Nie możemy odwieźć jej ledwo żywej do domu. Jak zwykle to ja musiałem ogarnąć całą sytuację.
- Dobra, wracamy już do hotelu!
- Jeszcze chwilka…
- NIE... W TEJ CHWILI WRACAMY.- Nikt jednak nie słuchał. Loczek, który kilka minut wcześniej pytał mnie o ocenę, teraz zaczął ignorować moją osobę. Tak samo jak Siva i Tom. Napisałem do Kevina, żeby po nas podjechał. Chociaż będzie z tego faktu bardzo niezadowolony, bo obiecaliśmy go nie budzić i kulturalnie się zachowywać, to niestety nie miał wyboru. Podstępem zwabiłem towarzystwo w stronę wyjścia- chłopaki uwierzyli, że na zewnątrz czeka na nich publiczność, a naszym pijaczkom obiecałem więcej kolorowych drinków. O ile Parker i Kaneswaran szli o własnych siłach, tak Jay ledwo stał podparty o ścianę. Biedaczysko. Tom pomógł go transportować, a Sun nawet nie była w stanie wstać. Wziąłem ją na ręce. Była lekko jak piórko. Kiedy ją podniosłem, od razu się we mnie wtuliła i zasnęła. Słodko wyglądała.
Przy wyjściu już na nas czekał Kevin. Trochę na nam zeszło, zanim się zapakowaliśmy do auta, ale się udało.

W hotelu chłopaki byli już na tyle zmęczeni, że po cichu Kevin przetransportował ich do pokoi, a ja zająłem się dziewczyną.  Gdy położyłem ją na łóżku, postanowiłem zdjąć jej buty i wyjść, ale wtedy się przebudziła.
- Nath… Która godzina?
- Jest już późno. Powinnaś spać Sun.- Myślałem, że mnie posłuchała, bo długo milczała, ale kiedy zgasiłem światło, powiedziała: A opowiesz mi bajkę na dobranoc? Bo nie usnę… Ja chcę bajkę na dobranoc!
No to się na dobre rozbudziła. Ale może by tak wykorzystać okazję? Czemu nie…
- Dobrze, ale pójdziesz  się najpierw przebrać w piżamkę.- Dziewczyna spojrzała na mnie jak na szaleńca, ale bardzo powoli poszła do łazienki zabierając rzeczy. Chyba jednak źle zrobiłem. Co, jeśli się wywróci? Czekałem na jakiś huk, ale nic nie usłyszałem. Po dziesięciu minutach śpiąca dziewczyna wróciła na łóżko, ale o bajce niestety nie zapomniała. Muszę, przyznać, że chociaż szybko traci koordynację, to jak na taką ilość alkoholu, którą wypiła, długo zachowuje świadomość.
- To o czym mi opowiesz?- usiadła na łóżku- Albo wiem. Ja ci opowiem bajkę.
- Ale to nie ja idę spać. Może się połóż?- pokręciła głową. Poczekała aż przysunę sobie krzesło i zaczęła opowiadać.
- Gotowy? Bo to będzie smutna bajka…  Dawno dawno temu żyła sobie dziewczynka, która miała jedną najlepszą przyjaciółkę i codziennie spędzały ze sobą duuużo czasu. Były dla siebie jak siostrzyczki. Kiedy były starsze, razem chodziły do szkoły, ale trafiły do różnych klas. Mimo to nie przestały się widywać. Pewnego dnia jedna z dziewczynek poznała pewnego chłopaka, który dla niej bardzo miły.- Zrobiła krótką pauzę. Chociaż trochę przekręcała niektóre wyrazy ze względu na ilość procentów we krwi, mówiła nadzwyczaj składnie. Spojrzała na mnie, a później odwróciła wzrok w stronę okna i kontynuowała.- Zakochała się. Po kilku tygodniach zostali parą. Jednak było kilka rzeczy, które ich różniło. On uwielbiał spędzać wieczory w klubie, a ona e tym czasie  była z przyjaciółką. Jej zależało na dobrych ocenach, a on olewał szkołę. Byli swoim przeciwieństwem, a jednak wydawało się, że tworzą doskonałą parę. W końcu dziewczyna mu uległa i poszła z nim do klubu. Zabawa była świetna, dopóki on nie przesadził z alkoholem. Namawiał ją, żeby też spróbowała. Posłuchała... Obudziła się u siebie w domu. Była sama, rodzina wyjechała na kilka dni  w odwiedziny do ciotki. Czuła dziwna pustkę… Znalazł liścik. Od chłopaka… Pisał, że dzięki temu, że ona tak długo nie chciała chodzić z nim do klubu, teraz ma większą satysfakcję… W szkole już z nią nie rozmawiał. Była dla niego nikim… Chciała to wytłumaczyć, ale gdy podeszła do niego na przerwie, rozmawiał z kolegą. Usłyszała: Nie wierzyłem, że ci się uda i stawiałem coraz więcej, zresztą jak wszyscy. A potem ten kolega dał mu kilka banknotów… Chłopak ją zauważył. Powiedział, że to dzięki niej i jej słabej głowie... Następnego dnia dowiedziała się, że to był zakład… Czy się z nią prześpi… Upił ją i wykorzystał. Tylko przyjaciółka poznała tę prawdę. Dla innych byli parą, która się pokłóciła i rozstała.

Czekałem na ciąg dalszy historii. Pojęcia nie miałem kiedy to wymyśliła, w dodatku będąc tak pijana. Myśląc, że to koniec, chciałem już wstać, ale zobaczyłem, że dziewczyna drży. Płakała. Od razu ją przytuliłem, mając nadzieję, że to pomoże.
- Ciii… To tylko bajka- próbowałem ją uspokoić, ale to nic nie pomagało.
- Nie… To nie jest zwykła bajka Nath.- Nic nie mówiłem.- Bo widzisz… Ta dziewczyna… nazywała się Tessa.
Oby nie mówiła tego, o czym myślę. Proszę! W napięciu czekałem na resztę wypowiedzi.
-A ta przyjaciółka… to Wiktoria… - powiedziała przez łzy. Czyli jednak. Sun ma na imię Tessa. Skąd wiem? Urządzając z nią pokój widziałem na kilku dyplomach ze szkoły. A w takim razie Wiktoria to Viki. I Pewnie dzisiejsza zabawa z Jay’em przypomniała jej tamto. Ciekawe ile będzie rano pamiętać z tej opowieści.  Siedziałem z nią dopóki zmęczona płaczem nie zasnęła. Wtedy położyłem ją na łóżku i poszedłem do siebie. Niestety, przez to, co powiedziała, długo nie mogłem zasnąć.


____________________________________
Już po egzaminach, majówka dobiega końca i do szkoły. Chociaż licealiści mają tydzień wolnego. Zazdroszczę im. Jednak trzeba być optymistą- wykorzystałam ten wolny czas i pomimo mnóstwa pracy domowej (nauczyciele w mojej szkole serca nie mają), zabrałam się za pisanie rozdziału. W pierwotnej wersji miał być o połowę krótszy i mniej szczegółowy, ale naszła mnie ochota na pisanie i wyszło coś takiego. Mam nadzieję, że się podoba. Następny rozdział już normalnie za tydzień. Jeszcze ta dzisiejsza pogoda, epoka lodowcowa normalnie, sprawia, że mam ochotę siedzieć w domu i nic nie robić. Najchętniej to zaszyłabym się u siebie w pokoju z dobrą książką, kakao i pysznymi ciastkami.