Rozdziały w każdą niedzielę.

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 10

Mówiłem ci już, że ślicznie wyglądasz?

*perspektywa Sun*
-Mamo! Gdzie są moje czarne szpilki?
- Nie wiem Słońce! Może pod łóżkiem?
- Racja! Znalazłam! - odkrzyknęłam do mamy, która była w salonie. Za dziesięć minut powinniśmy wychodzić  z domu, a ja dopiero zakładam buty. Jeśli uda nam się nie spóźnić na bankiet to będzie cud. Muszę tylko znaleźć torebkę i gotowe. Efekt końcowy nie jest taki zły.  Zeszłam  do przedpokoju spodziewając się zastać tam resztę rodziny, jednak się rozczarowałam- byłam pierwsza.  Po chwili przyszła mama, a tuż po niej Luiza. Czekałyśmy tylko na tatę. Spóźniająca się mama-to byłoby coś, ale tata? Przecież miał założyć jedynie garnitur. Ale kto potrafi zrozumieć mężczyzn? Na pewno nie ja. Nie mam pojęcia jak, jednak wyjechaliśmy punktualnie i na miejscu byliśmy równo na osiemnastą. Dobrze, że oficjalne rozpoczęcie uroczystości jest dopiero za pół godziny. Wchodząc zauważyłam że wiele osób, tak samo jak my, właśnie dotarło. Sala została ładnie przystrojona, ale bez przesady. W końcu to jest bankiet charytatywny, który ma na celu zebranie pieniędzy na dom dziecka. Z tego, co się orientuję, są tu prawie sami szefowie i inni ważni przedstawiciele większych firm w Londynie, ale oprócz nich jest także kilku gości specjalnych. Nie mam pojęcia kogo określono tym mianem, jednak podejrzewam, że będą mieć długie i nudne przemowy. W ogóle kiedy tata powiedział o zaproszeniu, byłam pewna, że dotyczy tylko jego i mamy, a tymczasem zostały zaproszone całe rodziny. To jednak nie zmienia faktu, iż w mojej opinii Luiza jest trochę za młoda na takie nudne bankiety. Teraz się gdzieś ulotniła i chyba rozmawia z jakąś dziewczyną z klubu. Chociaż jeden problem z głowy. 
-Tato, nie denerwuj się tak. Doskonale poradzisz sobie z tą przemową.
- Tak myślisz Sun?
-Oczywiście.-Odparłam, upewniając dzisiaj  tatę już po raz setny, że jest świetnie przygotowany do przemówienia. 
-Gray, jak dobrze cię widzieć- zawołał na powitanie jakiś facet oczywiście w garniturze.
-Lewis, co słychać?- ucieszył się tata, widząc wreszcie kogoś znajomego. Panowie rozpoczęli pogawędkę i jak przystało na ludzi kulturalnych, nastał moment, w którym tata zaczął nas przedstawiać.
-Sun, miło mi cię poznać. Derek naprawdę dużo o tobie opowiadał i to w samych superlatywach. 
- Miło mi- to jedyne, na co zdołałam powiedzieć. Właśnie poznałam ojca Dereka, a skoro zapraszane były całe rodziny, to jest szansa, że on też tutaj jest. Momentalnie zapragnęłam, żeby ten pan już sobie poszedł. Na szczęście ze sceny odezwał się organizator i wszystkie rozmowy ucichły, goście zebrali się pod sceną. Szczerze, to byłam mało zainteresowana przemowami dlatego stanęłam przy ścianie, skąd miałam dobry widok na scenę i jakbym stanęła na palcach to i o kulisy bym zahaczyła wzrokiem. Myśląc o tym, ile osób  będzie przemawiać i prezentować nudne statystyki, próbowałam się skupić na słowach mówiącego. 
-Cześć Sun! - Na dźwięk własnego imienia aż podskoczyłam wystraszona.
-Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć.
-Po prostu się zamyśliłam.-Odparłam zgodnie z prawdą. Zanim zdążyłam zareagować chłopak szybko pocałował mnie w policzek.
 - To na przeprosiny.
- Derek, już o tym rozmawialiśmy- westchnęłam.
- Wiem Sun, potraktuj to jako przyjacielski gest. Chcesz coś do picia?
-„Przed państwem wystąpi teraz pierwszy z naszych specjalnych gości, zespół THE WANTED"- Odezwał się prowadzący.
 -Jakbyś mógł, to poproszę sok pomarańczowy- powiedziałam do chłopaka, a całą moją uwagę poświęciłam temu, co działo się na scenie. Mimo wszystko to jest pierwszy raz kiedy widzę mój ulubiony zespól na żywo w dodatku podczas występu. Miałam ochotę skakać z radości, jednak ze względu na okoliczności powstrzymałam się. Tylko oczy mogły zdradzać to, co czułam (dlatego przed Viki nic się nie ukryje). Bądźmy realistami, kto będzie mi się teraz przyglądał?

 * perspektywa Nathana* 
Siedzieliśmy z chłopakami za sceną i czekaliśmy aż zapowiedzą nasz występ. Żałowałem tyko, że nie zaprosiłem Sun. Lekko zdenerwowany zacząłem chodzić po pomieszczeniu, chciałem przypomnieć sobie teksty piosenek, które śpiewamy, ale tu pojawił się problem. Nie znałem naszego dzisiejszego repertuaru.
- Chłopaki, co tak właściwie śpiewamy?
-Młody mówiłem ci to pięć minut temu! „Weakness” i  „I found you”! Zdenerwował się  Max. 
-Ok, zrozumiałem. Nie musisz tak krzyczeć.
- Sorry. I nie przejmuj się, że jej nie zaprosiłeś.
- Właśnie, a poza tym i tak nie mogliśmy zabrać osób towarzyszących- dorzucił Tom.
-No niby racja, ale…- sam już nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. Do występu zostały nam dwie minuty. Nie chcąc bezczynnie siedzieć, poszedłem w stronę wyjścia na scenę, poobserwować publiczność. Nic ciekawego. Sami biznesmeni w garniturach razem z żonami, niektórzy z całymi rodzinami. Mój wzrok zatrzymał się na dziewczynie przy ścianie.  Wyglądała jak Sun, ale czy to możliwe? Nie wierzę. Chociaż… Tak, to Sun! Patrzyła w moją stronę, jednak chyba mnie nie widziała. Ślicznie wyglądała. Na mojej twarzy zagościł uśmiech. Nagle pojawił się przy niej jakiś chłopak. Zaskoczył ją swoją obecnością, mimo to Sun była zadowolona. Znają się? Na to wygląda. Stop! Czy on ją właśnie pocałował? Sykes ogarnij się. „Przed państwem wystąpi teraz pierwszy z naszych specjalnych gości, zespół THE WANTED”- zapowiedział nas prowadzący.  Za moment  wychodzimy na scenę, a ja jestem zazdrosny o jakiegoś znajomego Sun. Niestety nie bardzo wierzę, że on jest tylko jej znajomym, albo to ja jestem już przewrażliwiony na tym punkcie. Dwa tygodnie byliśmy w trasie. Nie mogłem jej zabronić poznawania nowych ludzi.
Podczas „Weakness” próbowałem zapomnieć o swoich rozterkach, ale to nie było takie łatwe. Czułem się tak, jakby piosenka opisywała właśnie moją sytuację. Zostaliśmy nagrodzeni brawami, by po chwili zacząć „I found you”. Po twarzach zebranych widziałem, że utwór przypadł im do gustu. Kiedy nadeszła kolej na moją solówkę, chciałem zobaczyć Sun- czy się jej podoba. Jednak nie było jej tam, gdzie ostatnio. Rozejrzałem się po sali i odnalazłem ją obok Luizy, która jej coś szeptała do ucha. Gdy dziewczyna podniosła głowę, uśmiechnęła się do mnie.
Po występie Max wygłosił bardzo krótką przemowę (równe pięć zdań). Teraz mogliśmy zejść ze sceny i wmieszać się w tłum gości. Chłopaki zajęli się sobą a ja postanowiłem przywitać się z Sun. Skoro już mnie widziała to nie wypada jej teraz unikać. Gdy do niej podszedłem, była zajęta rozmową z Lou.
-Cześć dziewczyny.
-Cześć Nath- odpowiedziała Sun, a Luiza wypatrzyła gdzieś jakąś koleżankę i się ulotniła.
-Jak się podobał występ?
-Szczerze?-pokiwałem głową.- Pierwszy raz w życiu widziałam ulubiony zespół na  żywo. Byliście świetni.
-Sun, przyniosłem sok.
-Dzięki Derek- odpowiedziała.- Nath, to Derek, znajomy z klubu. Derek, to Nathan- szybko nas sobie przedstawiła, a my uścisnęliśmy sobie dłonie i chłopak odszedł, mówiąc, że nie będzie nam przeszkadzać. Czyli to tylko jej znajmy. Ufff... Dziewczyna nawet nie wie ile dla mnie znaczy to dopowiedzenie. „Znajomy z klubu” powtórzyłem sobie. Moment.
-Z jakiego klubu?- zapytałem nie kryjąc ciekawości.

*perspektywa Sun*
-Z jakiego klubu?- zapytał Nath, a ja dopiero teraz uświadomiłam sobie, ile się działo podczas jego nieobecności.
-Jeszcze ci nie powiedziałam. Zapisałam się do klubu zumby.
-Dlaczego akurat wybrałaś zumbę?
-Przed przyjazdem  razem z Viką uwielbiałyśmy chodzić na zajęcia i po przeprowadzce do Londynu nie chciałam z tego rezygnować.
- Jest jeszcze coś, co chciałabyś dalej kontynuować?
- To jakieś przesłuchanie?-zaśmiałam się.-Lubię piłkę nożną i myślę, że tutaj mogę lepiej rozwinąć tą pasję niż Polsce, bo tam raczej nie mam możliwości iść na mecz porządnej drużyny. A tak w ogóle to jak było w Niemczech?
- A powiem ci, że bardzo fajnie. Nie spodziewałem się, że mamy tam aż tylu fanów.
-Chyba fanek?
- Nie prawda. Był jeden chłopak. I udało mi się wysłać pocztówki.
- Wiem, widziałam tweeta. Dzięki.- odpowiedziałam i się uśmiechnęłam.
-Dla ciebie też coś przywiozłem.
-Nath, przecież nie musiałeś.- Byłam nieco zaskoczona.
-Wiem, ale chciałem- uśmiechnął się szeroko, a po chwili spoważniał i zapytał- Co robi Luiza?
Spojrzałam w kierunku, w którym patrzyła chłopak i zobaczyłam moją siostrę robiącą dziwną minę, jakby spotkała się twarzą w twarz z duchem. Chociaż to nie była jedna zjawa, ale pięć. Co oni tu robią? Na sali pojawiło się 1D. To będzie katastrofa.  Największa, jaką widział świat.
- Słucham? –zapytał chłopak, nie wiedząc, co mam na myśli. Czy ja na serio powiedziałam to na głos? Chyba tak. 
-Zaraz zobaczysz- odparłam i zaczęłam po ciche odliczanie.- Trzy- Lou się uświadomiła sobie, co widzi.- Dwa- bierze głęboki wdech.- Jeden- to już ledwie  wyszeptałam i schowałam się za Nathana. W tym momencie Luizka zaczęła krzyczeć na widok swojego najukochańszego zespołu.
-Zabierz mnie stąd- poprosiłam chłopaka.
-Ale to takie urocze. Mają taką wierną fankę- Jednak widząc moją nietęgą minę nic więcej nie mówił i zabrał mnie na zewnątrz. Jak na Anglię, było dosyć ciepło. Bezchmurne niebo, jasny księżyc niemal w pełni i  światło padające na trawnik z dużych okien sali. To wszystko wraz z delikatnym szumem wody w fontannie tworzyło niezwykłą atmosferę. Poza nami spacerowało jeszcze kilka par, ale obszar parku (o ile mogę tak nazwać to miejsce) był tak duży, że nikt nie wchodził sobie w drogę.
-Ładnie tutaj, prawda?- zapytał chłopak, przerywając panującą miedzy nami ciszę. „Ładnie? Tu jest jak bajce” pomyślałam, ale w odpowiedzi skinęłam jedynie głową.
-Mówiłem ci już, że ślicznie wyglądasz?
- Jeszcze nie- odparłam lekko się uśmiechając.
- Sun, wyglądasz cudownie i jesteś najładniejszą damą na tym bankiecie.- Powiedział Nath poważnym tonem. W tej chwili byłam wdzięczna za panujący półmrok, ponieważ zamaskował  moje rumieńce.
- Dziękuję. Nath?- zrobiłam krótką pauzę i spojrzałam na chłopaka.- Jak wygląda taki zwykły dzień w zespole, kiedy nie macie wolnego?
- Zazwyczaj wstajemy po siódmej, jemy śniadanie. Czasem w domu, a czasem w drodze na jakiś wywiad albo do programu śniadaniowego. Jeśli mamy coś zaplanowane w godzinach południowych to są spotkania w radiu. I kiedy pracujemy do obiadu, to reszta dnia jest wolna. A jeśli rano mamy czas, to znaczy, że mamy zajęte popołudnie. Jeśli na przykład nagrywamy nowy singiel to nierzadko spędzamy w studio cały dzień. Kevin pilnuje, żebyśmy się nie spóźniali i mieli chwilę wolnego na obiad.
- Rety, to musi bardzo męczące- przyznałam.
- I uwierz mi, czasami rzeczywiście tak jest. Na szczęście nasz manager pilnuje, żebyśmy się nie przepracowywali. Na przykład jutro dałabyś się wyciągnąć na spacer po południu?
I jak tu mu odmówić, skoro tak ładnie się uśmiecha. Trudno. Życie jest brutalne. Po południu mam zajęcia w klubie i przecież Nath będzie jeszcze chciał odpocząć po trasie. Dopiero wrócili, a od razu przyszli na bankiet.
-Przykro mi, ale mam zajęcia. – Po jego minie widziałam, że go zasmuciłam. Albo tylko mi się tak wydawało?
-Szkoda. Może innym razem.
-Może tak- dodałam już weselszym tonem i w tym momencie przeszedł po mnie mały dreszcz. Niestety Nath to zauważył.
- Wracajmy, bo się jeszcze rozchorujesz.
Na sali było zdecydowanie cieplej. Od razu zniknęła moja gęsia skórka. I nawet udało mi się ominąć występ 1D, bo chłopcy właśnie schodzili ze sceny i rozmawiali sobie z moją siostrą... Że co proszę?! Gadają z moją siostrą? Chyba coś ważnego się stało, gdy byłam  na spacerze.
- Sun, dlaczego Lou wskazuje na ciebie?- zapytała Nathan, a ja spojrzałam na Luizę. Rzeczywiście, pokazywała na mnie i coś tłumaczyła chłopakom. Cała grupka zaczęła zbliżać się w naszą stronę. Zerknęłam na Sykesa i szepnęłam: " Możesz mnie jeszcze raz stąd zabrać?", a się uśmiechnął i powiedział: „Przeżyjesz, zobaczysz”.
- Sun ominął cię świetny koncert- zaczęła Luzia-  i poznałam 1D, i opowiedziałam im o tobie.
- Bo nie mają nic lepszego do roboty, niż niańczenie dwunastolatki, proszę cię.- Może i byłam niemiła, ale nie lubię, kiedy moja kochana siostrzyczka mówi o mnie ludziom, których nie znam bądź nie lubię.
- Cześć Sykes- właśnie dołączył zespół.
- Cześć Styles- przywitał się Nath, jednak nie mógł już nic więcej powiedzieć (chociaż widać było, że coś zamierzał), bo Lou wkroczyła do akcji.
- To jest właśnie Sun.
- Cześć Sun- powiedziało równo całe 1D jak dzieci w przedszkolu i zaczęli się przedstawiać.
-Jak ci się podobał nasz koncert- zapytał z szerokim uśmiechem Harry.
- Oj, niestety byłam wtedy na spacerze i go nie widziałam- powiedziałam z udawanym smutkiem.
- Żałuj, był świetny.
- Nie bądź taki skromny Styles.- Wtrącił się Nath. Trzeba to już skończyć.
- Lou- zwróciłam się do siostry.
- Słucham Sun?- odpowiedział chłopak, a wszyscy wybuchli śmiechem. Mnie to jednak nie bawiło.
- Nie ty –westchnęłam.- Luzika gdzie są rodzice?
- Emmm… No byli gdzieś… O idą tu właśnie!
-My się będziemy zbierać, miło było poznać Sun- szybko powiedział Harry i cały zespół zniknął szybciej niż się pojawił. Kiedy przyszli rodzice, chłopaki byli już na drugim końcu sali.
-Dobry wieczór- przywitał się Nath.
-Witaj Nath- odpowiedziała moja mama, a tata dodał- Jak się bawicie?
-Przyjemny ten bankiet- przyznałam, ale Luizka też się musiała dorzucić swoje trzy grosze.
- Tu jest nudno i nie ma co robić ani z nikim porozmawiać.
Wymieniałam z Nathanem rozbawione spojrzenia, chociaż byłam zła na siostrę.
- Jak było 1D to jakoś nie narzekałaś.
- Ale ich już nie ma i chcę do domu- ogryzała się Młoda.
-Kochanie, jeszcze godzinka i się skończy- próbowała interweniować mama, jednak Lou nadal upierała się, że chce już wracać. Mamie zaczynało brakować argumentów, a siostra broniła się, że będzie zmęczona jutro w klubie. W końcu rodzice się poddali. Luzika zawsze musi postawić na swoim. Rozpieszczona małolata. Chciałam się pożegnać z Nathanem, ale ni stąd ni zowąd podbiegł do nas Jay.
- Przepraszam najmocniej, muszę porwać Młodego- wyglądał na przerażonego. Ciągnąc za sobą chłopaka, dodał jeszcze do niego-  Sorry, sytuacja awaryjna.
Nie wiem gdzie dokładnie poszli, ale wiem,  że jutro poważnie porozmawiam sobie z Lou. Z niezadowoloną miną, ruszyłam za rodziną w stronę wyjścia.

*perspektywa Nathana*
Rozmawiałem z państwem Gray, gdy nagle przybiegł do nas Loczek i powiedział:
- Przepraszam najmocniej. Muszę porwać Młodego. – jeszcze dodał-Sorry, sytuacja awaryjna. 
Nie miałem pojęcia co się stało, ale po minie Jay’a sądziłem, że to coś poważnego. Po chłopakach mogłem się spodziewać wszystkiego i właśnie to „wszystko” najbardziej mnie martwiło. Na drugim końcu sali zobaczyłem jednak resztę zespołu całą i zdrową.  Loczek zaczął się śmiać widząc moje zdezorientowanie.
- James ogarnij się!- chłopak podniósł ręce  w obronnym geście i przez śmiech zdołał tylko powiedzieć- Ich pytaj.
- O co chodzi?- starłem się mówić spokojnie.
- No bo- zaczął Max- chodzi o to, że nie chcieliśmy być niekulturalni i nie chcieliśmy ci przeszkadzać.
- Ale- kontynuował Tom- jak zapoznaliśmy się z gośćmi i pozwiedzaliśmy, to ciebie nadal nie było.
- A my nie chcieliśmy podsłuchiwać – dodał Siva.
- Tylko, że długo cię nie było, a umówienie się z dziewczyną nie powinno ci zająć kilku godzin- skończył Jay, który już się pozbył głupawki.
- Więc odpowiadaj: oni są razem? Byliście na spacerze? Umówiliście się?
- Nie, tak, nie.
- Tyle czasu  i się z nią nie umówiłeś?- nie dowierzał Max.
- Proponowałem spotkanie po południu, ale ma wtedy zajęcia.
- To było ją zaprosić do nas, a potem byś ją odwiózł na te zajęcia- stwierdził Tom, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Strzeliłem sobie facepalam’a. Dlaczego o tym nie pomyślałem? Why?
- Idź ją zaproś.-  Wyrwał mnie z zamyślenia Siva. 
- Jest już za późno- a widząc ich pytające spojrzenia, dodałem- Jej siostra uparła się, że chce wracać. Kiedy przyszedł Jay, oni wychodzili. Sun tu nie ma.

_______________________________________________________________
Rozdział wyszedł jakiś dłuższy (w Wordzie ponad stronę więcej niż normalnie). Taki prezent na Święta. Skoro już mowa o Wielkanocy, chciałabym Wam złożyć życzenia:


Radosnych Świąt Wielkanocnych,

dobrego odpoczynku, smacznego jajka,
szalonego i wyjątkowo mokrego 
Śmigusa Dyngusa
oraz samych słonecznych i spokojnych dni.




Na koniec ogłoszenia:
1.W przyszłym tygodniu prawdopodobnie nie będzie rozdziału, ponieważ są egzaminy gimnazjalne i w związku z tym będę miała małe-duże zdezorganizowanie (chyba właśnie powstało nowe słowo). 
2. Każdy kto czyta tego bloga, a jest tak dużym leniem jak ja i nie chce mu się komentować każdego posta, niech zrobi jeden wyjątek i da o sobie znać pod tym wpisem. Chciałabym się zorientować ile osób tutaj zagląda. 









niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 9

 Chcę żeby to była niespodzianka

*Perspektywa Jay'a*
Odkąd przylecieliśmy do Niemiec, Młody jest jakiś nieswój. Na początku myślałem, że to się trochę denerwuje koncertami, jak każdy z nas, ale to przechodzi po pierwszym występie, a graliśmy już pięć razy. Jeszcze ten jego długi spacer pierwszego dnia. Tłumaczył, że chce trochę się rozkoszować po podróży. Problem jest w tym, że był mało przekonujący. Trochę z chłopakami się o niego martwimy.  Każdą wolną chwilę spędza w dodatku na twitterze, a co ciekawe, nie nic nie dodaje

*Perspektywa Nathana*
 -Hej Nath!?-Odezwał się Tom.
- Co? – Z niechęcią  odpowiedziałem.
 - Młody, o czym tak myślisz? Przecież za 10 minut mamy wyjście na scenę, a ty siedzisz i gapisz się w ten telefon. Od początku trasy jesteś jakiś nieobecny.
- Co? Mówiłeś coś, czy to tylko wiatr?-  Spytałem się głupio. Miałem już dość ich ciągłych uwag na temat mojej osoby. Zignorowałem ich i dalej zajmowałem się przeglądaniem tt.
- Zbieraj się!- Wrzasnął mocno wkurzony Tom, po czym wyszedł z garderoby głośno trzaskając drzwiami.
-O co mu chodzi? Co on taki nabuzowany?- zapytałem Maxa. On zaczął się śmiać i też wyszedł. Zdałem sobie sprawę, że za chwilę zaczynamy koncert i tylko ja zostałem w garderobie. Zostawiłem telefon i udałem się w kierunku sceny. Gdy byłem już na miejscu, chłopaki coś szeptali, ale kiedy mnie zobaczyli, od razu umilkli.
- O co wam chodzi?- zapytałem nieco zdezorientowany.
-Nic....Tak sobie tu gadamy o... eee...różnych sprawach.- powiedział niepewnie Siva, ukradkiem spoglądając na Maxa.
- O jakie są te różne sprawy?- dalej dążyłem temat.
- Wchodzicie na scenę!!!- Krzyknął ktoś z obsługi. Chłopakom taki obrót sytuacji bardzo się podobał, mnie niekoniecznie.
- Ok, ale powiecie mi o co chodzi?
- Jasne, że powiemy, ale dopiero po koncercie, bo teraz nie ma czasu- inteligentnie odpowiedział mi Jay. Fakt, że jestem najmłodszy, nie jest równoznaczny z obowiązkiem traktowania mnie jak dziecko. Swoje zmartwienia musiałem na razie odłożyć na bok, co nie sprawiło mi większej trudności, ponieważ tuż po wyjściu na scenę, dałem się porwać muzyce.
Publiczność była wspaniała Nie przypuszczałem, że w Niemczech mamy aż tylu fanów. A to dopiero czwarty koncert. Dopiero przy piosence "Heart Vacancy", przypomniałem sobie, czym tak namiętnie się zajmowałem przed występem. Nim się obejrzałem, już schodziliśmy ze sceny. Czekało nas spotkanie z fankami za kulisami, rozdawanie autografów, wspólne zdjęcia, krótkie wymiany zdań fankami (bo rozmowami tego nazwać się nie dało). W pewnym. momencie myślałem, że to się nigdy nie skończy. Zaskoczyłem samego siebie tą myślą, bo zawsze takie spotkania sprawiły mi ogromną radość. Pozując do zdjęcia z jedną  z dziewczyn, dyskretnie zetknąłem na jej zegarek. Dwudziesta druga trzydzieści. Na całe szczęście to była już ostatnia osoba.
-Młody, jak bardzo jesteś zmęczony-zapytał mnie znienacka Max
-W skali od 1 do 10 to na 6.
-Jay, słyszysz? Nath ma jeszcze dużo energii! Nie musimy tego odkładać.
-To na co czekamy? zbieramy się do hotelu. Jutro  wywiad jest dopiero po południu- oznajmił uśmiechnięty Tom.

*W hotelu*
Kiedy dotarliśmy do hotelu i się d trochę odświeżyliśmy, Max zarządził spotkanie w jego pokoju. Wszedłem bez pukania.
- No wreszcie! ile można na ciebie czekać- zaatakował mnie na wejściu Tom.
- Nie narzekaj, bo nie ustalaliśmy dokładnej godziny.
- Może, ale za to, że jesteś ostatni, będziesz miał karę- spojrzałem na niego jak na wariata, jednak nic nie mówiąc, wygodne usiadłem na wolny fotelu.- Musisz zgadnąć, co przeniosłem.
-jedzenie?
-zimno...
-picie?
- cieplej...
- i raczej ni coca-cola. Alkohol?
-Gorąco!!!
- Ja wiem! Ja wiem!!! PIWOOOO!!!- wydarł się Max.- Ale dlaczego tylko pięć?
- Bo może nie słyszałeś jak Kevin kazał nam się dzisiaj przyzwoicie zachowywać- odparł z grymasem Tom.
- I ty się nim przejmujesz?- Max nie wierzył w to, co usłyszał.
- Oczywiście, a fakt że patroluje hol i niemal mnie złapał, i zaczął ze mną pogawędkę nie ma tu żadnego znaczenia.
- Hej, nie kłóćcie się!- krzyknął Jay- Zebraliśmy się tutaj z innego powodu.
Wszyscy spojrzeli na mnie przenikliwym wzrokiem. No niby jestem przyzwyczajony do takich sytuacji, kiedy obserwują mnie fanki. Jednak gdy na miejscu fanek są chłopaki z zespołu... Nie jest za wesoło. Postanowiłem przerwać te ciszę
- O co wam chodzi?
- Po pierwsze: odkąd wyjechaliśmy w trasę, siedzisz non stop z telefonem- zaczął Siva.
- Nie zajmujesz się zespołem.- dodał Max, kończąc już swoje piwo podczas gdy ja nawet nie zacząłem.
- Jesteś jakiś nieobecny- rzucił Tom.
- I nie wiemy co się dzieje- zakończył Jay.- Masz nam coś do powiedzenia?
- Ale wszystko jest ze mną OK!!!- byłem już tym zdenerwowany. Głupie zebranie, bo korzystam z telefonu. Niedługo zaczną się czepiać tego, że oddycham.  Gwałtownie wstałem i skierowałem się w stronę drzwi. Chciałem je otworzyć, ale nie mogłem.
- Tego szukasz?- zapytał Tom, machając mi przed nosem kluczykiem.
- Po prostu przyznaj się, że się zakochałeś Młody-  powiedział Max, zerkając na moją puszkę piwa.
- Ale ja się nie zakochałem. - zrezygnowany wróciłem na swoje miejsce.
- To odpowiedz, ale szczerze. Dlaczego siedzisz ciągle na tt?
-... Bo kogoś szukam, ale bezskutecznie.
-  Czy ten ktoś jest osobnikiem płci przeciwnej, poznanym niedługo przed wyjazdem i non stop o ty kimś myślisz?
-...
- Czyli mamy rację. Kto to jest?- drążył dalej temat Tom.
-… Sun.
- Kto?
- No taka dziewczyna, którą poznałem tydzień przed trasą. Jest ładna, wesoła, ma świetny  charakter, nie piszczy na nasz widok, jest naszą fanką…
- Uuuuu!!!! BabyNath się zakochał! – zaczęli się wydzierać.
-A nawet jeśli, to co? Zabronicie?!- miałem już serdecznie dość tego spotkania.
- Nie, po prostu musisz nam ją przedstawić po powrocie. Kojarzysz ten bankiet za dwa tygodnie? Zaproś ją!
- Niezły pomysł.- przyznałem Jay’owi rację.
- I zabierz na spacer, a  następnego dnia przedstawisz nam swoją dziewczynę.- rozmarzył się Jay
- Nie zapędzaj się Jay. Najpierw się musi zgodzić.- Sprowadziłem go na ziemię, chociaż szczerze pragnąłem, żeby Sun się zgodziła. Chłopaki nawet zaoferowali swoją pomoc i obiecali, że nie będą się wydurniać przy niej. Kiedy wróciłem do swojego pokoju, nie mogłem zasnąć. Ciągle myślałem o Sun. Nie mogłem doczekać się spotkania z nią. Gdy wrócimy do Londynu, pokażę jej całe miasto. Niezależnie od tego czy zechce zostać moją dziewczyną czy nie…

*perspektywa Sun- sobota*
- Sun, za godzinę po ciebie wpadnę- Derek umawiał się właśnie ze mną na kolejne wyjście. Szczerze mówiąc, te spacery po Londynie bardzo mi się podobały. Teraz znam już  miasto  niemal jak własną kieszeń i wiem gdzie można smacznie zjeść.  W dodatku, podczas tych wszystkich wędrówek bardzo dobrze poznałam Dereka, który okazał się niezwykle opiekuńczy, miły i świetnie zorganizowany. Dowiedziałam się też, że w przyszłości  chciałby zostać przewodnikiem. Myślę, że doskonale się do tego nadaje, ponieważ wspaniale potrafi zaplanować dzień, kiedy coś opowiada, to można go słuchać godzinami…
- Derek, wczorajsze zajęcia mnie wykończyły. Musimy dzisiaj wychodzić? – zapytałam z nadzieją, że chłopak zaprzeczy.
-Ale dzisiaj jest ostatni dzień naszego zwiedzania. Obiecuję, że nie będziemy dużo chodzić i uwierz mi, spodoba ci się.
- Okej, ale jeśli mnie wkręcasz, to wiedz, że marny twój los.- powiedziałam i się rozłączyłam. W ciągu tych kilku dni nauczyłam się jednej rzeczy: zawsze się ubieraj wygodnie. Założyłam szorty, mój ulubiony T-shirt i do tego trampki. Włosy uczesałam w kłosa. Ostatnio zakochałam się w tym warkoczu. Do spotkania zostało mi kilka minut, więc postanowiłam przespacerować się w stronę parku, skąd zawsze przyjeżdża Derek. Gdy mijałam przystanek autobusowy, obok mnie zatrzymał się czarny motor.
- Cześć, Sun. Ładnie wyglądasz- powiedział na powitanie.
- Dzięki. To gdzie mnie porywasz?
- Najpierw idziemy do kina. Tylko powiedz mi jeszcze, jakie filmy lubisz.
- Nie przepadam za komediami. Na horror też nie mam ochoty. Może jakieś kino akcji?- odparłam zakładając kask.
- Jak sobie życzysz.
Po piętnastu minutach dotarliśmy na miejsce. Umówiliśmy się, że ja kupuję popcorn i colę, a chłopak bilety. Czekając w kolejce, prześledziłam dzisiejszy repertuar. Za kilka minut miała się rozpocząć premiera… filmu akcji. To tłumaczyło, dlaczego dzisiaj są takie tłumy i dlaczego wybraliśmy się do kina. Kiedy wreszcie dostałam, co chciałam, wyłapałam w tłumie Dereka i poszliśmy na salę. Oczywiście nie obyło się bez pół godziny nudnych reklam. Tak często się powtarzały, że niektóre z nich znałam na pamięć. Rety… Co się dzieje na tym świecie.

- I jak podobał ci się film?- zapytał chłopak, gdy wychodziliśmy z kina.
- Szczerze? Dawno nie oglądałam tak dobrego filmu. Świetny wybór.
- Obyś miała zawsze tak dobry humor. Teraz zabieram cię w jeszcze jedno miejsce i dzisiaj jesteś już wolna. Uprzedzam: idziemy tam pieszo. – moja mina momentalnie zrzedła. Jednak szybko się uśmiechnęłam i spacerowaliśmy  pomału w stronę rzeki. Po pięciu minutach znaleźliśmy się w miejscu, które przypominało trochę opuszczony i zaniedbany park, nie było w pobliżu ulicy, a szum samochodów ucichł. Jedynie słyszałam przepływającą w pobliżu wodę. Nagle się zatrzymaliśmy.
- To już tutaj?
-Jeszcze nie, ale chcę żeby to była niespodzianka, dlatego zawiąże ci oczy.- powiedział Derek wyjmując z kieszeni chusteczkę. Pozwoliłam mu zasłonić mi oczy, a kiedy upewnił się, że nic nie widzę, złapał mnie za rękę.
- Gotowa?
- Chyba tak- odparłam niepewnie. Nagle poczułam jak moje stopy odrywają się od ziemi. W pierwszej chwili się przestraszyłam. Miałam wrażanie, że teraz idziemy bardzo długo, a to wrażenie było spotęgowane przez panującą dookoła ciszę. Nie chciałam psuć tego nastroju, więc nic nie mówiłam. Po kilku minutach chłopak delikatnie postawił mnie na ziemi i zdjął mi opaskę. Gdy otworzyłam oczy, nie wierzyłam w to co widzę. Byliśmy nad rzeką, w pobliżu stał jakiś stary magazyn, który na pierwszy rzut oka wydawał się dawno opuszczony, jednak po dokładniejszych oględzinach, można było zauważyć, że niedawno był odnawiany. Trawa dookoła została skoszona i ogólnie miejsce było bardzo zadbane. W oddali było widać słońce chylące się ku zachodowi.
- Jak ci się podoba?
- Tu jest cudownie! Możemy poczekać na zachód słońca?
- Jeśli tylko chcesz, to oczywiście. Pójdę po koc.- powiedział Derek i skierował się w stronę magazynu. Kiedy wrócił i rozkładał koc, ja nadal stałam w tym samym miejscu i przyglądałam się rzece.
- Sun, chodź na koc.- Posłusznie usiadłam obok chłopaka. – Wiesz, że bardzo lubię to miejsce? Zawsze tu przychodzę pomyśleć i odpocząć. Często się też spotykamy tu ze znajomymi i robimy ogniska. Dlatego okolica jest tak zadbana. W magazynie mamy kilka sof, stół i nawet małą kuchenkę, ale nikt jej nie używa. Trzymamy tam też dwa namioty.
- Łał,  Cieszę się, że mnie tu przyprowadziłeś. – powiedziałam spojrzałam na chłopaka. On odwzajemnił moje spojrzenie i mnie delikatnie pocałował.
- Sun- zaczął, patrząc mi w oczy- Czy zostaniesz moją dziewczyną?
Kompletnie mnie zaskoczył tym pytaniem. Jednak kiedy przypomniałam sobie te wszystkie wspólnie spędzone chwile i to, co wtedy czułam, wiedziałam już  co odpowiedzieć.



niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 8

Nie wszystko da się opowiedzieć

-Myśl Sun, myśl. W co się ubierzesz?- czy ja gadam sama do siebie. Nie, jeszcze tak źle to ze mną nie jest. To przez ten pośpiech. Po rozmowie z Derekiem zasiedziałam się przed telewizorem, a potem próbowałam nauczyć się grać  czegoś na gitarze, ale okazało się,  że jeszcze nie daję sobie rady. Kiedy schodząc do kuchni zerknęłam na zegarek, nie wierzyłam własnym oczom. Do spotkania z w parku została mi równa godzina. Wzięłam szybki prysznic i aktualnie kończę suszyć włosy, a mój strój nadal nie jest skompletowany. Skoro ma być wygodne to założę chyba szorty. Chociaż nie, jeansy będą lepsze- jest popołudnie i robi się chłodno. A bluzka? Hmmm... Może by tak....Wiem już! Z trampkami świetnie będzie wyglądać. Skończyłam układać włosy i szybko założyłam  odpowiednie ubrania, lekki makijaż i gotowe. Zostało mi jeszcze dziesięć minut, czyli w parku powinnam być punktualnie. Zabrałam telefon i  bez  pośpiechu wyszłam z domu.  Gdy doszłam na miejsce, chłopak już na mnie czekał.
- Cześć Derek, przepraszam za spóźnienie.
- Hej Sun nie przepraszaj, bo jesteś punktualnie co do sekundy.
- Łał, to dobrze. - zaczęliśmy pomalutku spacerować.
- Od jak dawna jesteś w Londynie?
- Wczoraj było równo dwa tygodnie, ale nadal nie znam miasta. -przyznałam szczerze- A ty od kiedy tu mieszkasz?
- No ze mną jest trochę ciekawa sprawa. Sama zauważyłaś, mój akcent. -Patrzyłam na niego w oczekiwaniu na dalszą cześć opowieści-Urodziłem się Birmingham, ale moja matka pochodzi z Polski. Od małego uczono mnie polskiego. Kiedy miałem trzynaście lat, rodzice się rozwiedli i ja wyjechałem z mamą do Polski. Do Londynu przyjechałem ponad rok temu i mieszkam teraz z ojcem.
Zaskoczył mnie tym. Opowiadać historię życia komuś, kogo ledwo co zna. Ja bym nie była w stanie tak się otworzyć. Z zamyślenia wyrwał mnie głos chłopaka.
-Ziemia do Sun-pomachał mi ręką przed oczami- a jak jest z tobą?
-Zdecydowanie nudnej. Przeprowadziliśmy się, bo rodzice zmienili pracę. To wszystko.
Właśnie okrążyliśmy park.
- Mówiłaś, że nie znasz jeszcze miasta, ale jakoś w to nie wierzę.  Chociaż odrobinę musiałaś już zwiedzić. –pokręciłam przecząco głową. Derek się roześmiał.
- Nie wierzę, nic a nic nie widziałaś?
- Nic a nic- Powtórzyłam
- Zamierzałem pokazać ci ciekawsze miejsca w mieście, ale w takiej sytuacji zaczniemy od podstaw.  Chodź.- złapał mnie za rękę i poprowadził stronę wyjścia z parku. Pierwsze, co zobaczyłam to wspaniały motor. Duży, czarny... Marzenie. Kiedy tak podziwiałam to cudeńko, Derek najzwyczajniej w świecie do niego podszedł i złożył kask.
- Sun, na co czekasz. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że się boisz.- spojrzał na mnie z rozbawieniem i posłał mi jeden ze swoich magicznych uśmiechów.
- Ja miałabym się bać? Nigdy, uwielbiam motory.- Również założyłam kask i usiadłam za chłopakiem. Kiedy objęłam go w pasie, ruszyliśmy. Przemierzając kolejne ulice Londynu zastanawiałam się, gdzie jedziemy.

*Perspektywa Dereka*
Jechaliśmy spokojnie, chociaż dookoła mijało nas mnóstwo samochodów. Kiedy zdecydowałem się dzisiaj na przejażdżkę motorem, trochę się obawiałem, że Sun jest jedną z tych dziewczyn, które boją się takich sprzętów. Na szczęście się myliłem. Na jej twarzy malował się szczery uśmiech, gdy zobaczyła mojego GS'a adventure. Ciekawe tylko czy za trzy miesiące też się będzie tak cieszyć. Może jestem wredny, ale taka już moja natura. Zaproponowałem jej zwiedzanie Londynu. Miasto znam jak własną kieszeń i  dodatkowo fakt, że zamierzam zostać przewodnikiem i lubię historię, ułatwia mi to zadanie. Po chwil namysłu postanowiłem pokazać Sun miasto z zupełnie innej strony. Bez żadnych muzeów, Big Benów i London Eye'ow. Zaprowadzę ją do miejsc, o których wielu miastowych nie wie, chociaż mieszkają tu od urodzenia.
Po dziesięciu minutach dotarliśmy do pierwszego punktu postoju. Pomimo upału, podczas jazdy Sun trochę zmarzła. Punkt dla mnie.
- Gdzie jesteśmy?- zapytała z ciekawością.
- To jest nasz pierwszy przystanek i właśnie znajdujemy się przed najstarszą kawiarnią w Londynie.
- Naprawdę najstarszą?
- Najstarszą którą obecnie funkcjonuje. Chodźmy do środka- zaproponowałem i przepuściłem ją w drzwiach. Wnętrze, mimo wielu nowoczesnych elementów, nadal zachowało specyficzny klimat ubiegłego stulecia. Usiedliśmy przy  stoliku obok okna od strony małego ogródka na tyłach budynku. Dziewczyna była nieświadoma, jakie miejsce wybrała. Podeszła do nas kelnerka prosząc o zamówienie.
- Czy mogę już przyjąć państwa zamówienie?
- Tak, poproszę dwa razy cappuccino i szarlotkę- odpowiedziałem szybko, nawet nie patrząc do karty.
 Kiedy dziewczyna odeszła, powiedziałem
-Mają tutaj najlepszą szarlotkę w całej Brytanii. A poza tym wiesz, jakie miejsce wybrałaś?
-Chyba jedno z wielu wolnych, chociaż podejrzewam że masz na myśli coś innego.
-Właśnie siedzimy przy stoliku, gdzie Beatlesi napisali jedną  ze swoich piosenek. W ’62 przyjechali do Londynu na przesłuchania, ale wytwórnia nie podpisała z nimi kontraktu.  Jak nie wierzysz, to spójrz w lewo.- Sun Odwróciła głowę w stronę lady, a na ścianie, obok kasy znajdowała się olbrzymią czarno-biało fotografia przedstawiająca legendarny zespół w skupieniu pochylony właśnie nad naszym stoliki. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech. Podobało jej się, czułem to. Gdy dostaliśmy nasze zamówienie, zaczęliśmy rozmawiać o naszych zainteresowaniach. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek spotkam dziewczynę, którą interesuje się zarówno muzyką, tańcem i motoryzacją jednocześnie. Większość czasu poświeciliśmy na dyskusję o tym, czy kolor ma wpływ na atrakcyjność sprzętu. Motor to motor. Liczy sprawność. Dziewczyna jednak uparcie twierdziła swoje.  Dawno z nikim tak swobodnienie nie gadałem. Jednak na dzisiaj zaplanowałem jeszcze dwa inne miejsca, więc musieliśmy się zbierać. Najpierw była kwiaciarnia, również jedna z najstarszych w mieście. Miejsce to zasługiwało na szczególną uwagę, ponieważ w dniu urodzin bądź imienin, osoba którą kupuje bukiet dla jubilata, płaci połowę ceny a w dodatku kwiaty są tak ułożone, że tworzą napis "sto lat". Dzisiaj akurat pracowała moja stara znajoma, która krótko przedstawiła kilka ciekawych faktów z historii kwiaciarni. W sumie za to też jej płacą. Ostatnim miejscem, jakie chciałem dzisiaj pokazać Sun, był most. Niby nic niezwykłego, ale o tej porze widok był jak z bajki. Dziewczyna była zachwycona. W jej oczach pojawiły się wesołe iskierki. Kiedy tak podziwiała Londyn o zachodzie słońca, nie mogłem się powstrzymać, i zrobiłem jej zdjęcie.  Chyba niczego nie zauważyła. Przynajmniej mam taką nadzieję.
- Derek, tu jest cudownie. Cieszę się, że mnie tu zabrałeś. Dziękuje.
- Nie dziękuj, bo to dopiero początek podboju Londynu.  Jutro zabiorę cię w jeszcze ciekawsze miejsca. I będzie jedno muzeum.- powiedziałem powoli. Na chwilę zapanowała między nami cisza. Jedynie przerywał ją szum wody. Miałem już mówić, żebyśmy wracali, ale kątem oka zauważyłem jak po Sun Przeszedł lekki dreszcz.
- Zmarzłaś, wracajmy już.
-Nie jest mi zimno- próbowała się uśmiechnąć, ale nie bardzo jej wyszło. Ja sobie kitu wciskać nie dam.
- Wkładaj i nie marudź-powiedziałem, podając jej swoją bluzę. Dziewczyna spojrzała na mnie wzrokiem mówiącym "przecież nie jest zimno", jednak bez protestu założyła bluzę, w którą od razu się wtuliła. Ubranie było na nią zdecydowane za duże, przez co wydawała się być jeszcze drobniejsze niż w rzeczywistości. 
- Dziękuje.
- Nie ma za co. Jak się rozchorujesz, to komu pokaże miasto?
- Oj, opowiedziałbyś mi.
- Nie wszystko da się opowiedzieć.- odrzekłem i złapałem Sun delikatnie za rękę. Nie zabrała dłoni, więc lekko wzmocnił uścisk i poszliśmy w stronę motoru. Sun uśmiechała się, chociaż było to ledwo widoczne, ponieważ zdążyło się już ściemnić.

Kiedy dojechaliśmy do parku zapytałem gdzie mieszka, żeby ją odwieźć do domu. Niestety nie chciała mi powiedzieć.
- Jest już ciemno, więc lepiej żebyś cała wróciła do domu.
- Ale mam stąd naprawdę dwa kroki.
- To zrobimy tak, ty idziesz, a ja za tobą jadę i pilnuję cię.- powiedziałem zadowolony z własnego pomysłu. Sun westchnęła.
- No dobrze możesz mnie odwieźć.- Rzuciła zrezygnowanym tonem i podała mi adres. Po dwóch minutach byliśmy na miejscu.
Miałem już wracać, ale dziewczyna mnie zatrzymała.
 - Derek, czekaj. Bluza.- podała mi ubranie. Widziałem jak Sun się uśmiecha. Ślicznie. Ma takie ładne usta...  Biorąc bluzę, niby przypadkowo chwyciłem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie. Zanim się zorientowała, o co chodzi, zdążyłem ją delikatnie pocałować.
- W takim razie bądź jutro gotowa o dziesiątej. do Zobaczenia Sun- nie czekając na odpowiedź, odjechałem.

*perspektywa Sun*
- Pa Derek- odpowiedziałam nadal zaskoczona tym, co się stało. Prawie była dziesiąta, więc kiedy weszłam do domu, nieco się zdziwiłam nie widząc rodziców. W salonie Lou oglądała jakąś komedię. Nawet nie zauważyła, że wróciłam. Dosiadłam się do niej.
- Młoda, gdzie są rodzice?
-Pojechali jakieś dwie godziny temu na zakupy, ale przed chwilą dzwonili, że jest korek, bo jakiś wypadek był i może za pół godziny będą z powrotem. – odpowiedziała ziewając.
- A jak na treningu?- zapytałam.
- Fajnie, zaczynamy nowy układ i jak zdążymy się go perfekcyjnie nauczyć to weźmiemy udział w konkursie. Nawet dłużej dzisiaj ćwiczyłyśmy i trochę jestem zmęczona.- Znowu zaczęła ziewać.
- To nie siedź tutaj, tylko idź spać, a ja poczekam na rodziców.
- Jasne- powiedziała i powoli poszła do swojego pokoju. Ja przyniosłam sobie jeszcze laptop i szybko zalogowałam się na skype’a. Jest już późno, ale może Viki będzie dostępna. I … jest!
- Hej Viki!- wyszczerzyłam się do kamerki.
- Masz szczęście, bo jeszcze minuta i by mnie nie było. Opowiadaj , jak na zumbie?
- Nie było dzisiaj zajęć- powiedziałam robiąc smutną minkę. Chyba mi uwierzyła.- Ale… spotkałam się z Derekiem.
- Wiesz co? Tak mnie wkręcać… Nieładnie Sun.
- Oj, znasz mnie. W każdym razie pokazał mi kilka bardzo fajnych miejsc w mieście. I wiesz, że ma motor?
-Serio? Czyli punkt dla niego. Ile byliście na tym spotkaniu?
- Tak jakoś od siedemnastej i chwilę temu wróciłam.
- I co o nim myślisz?- powiedziała walcząc z ziewaniem. Nie ma to jak rozmowa o tej porze z kimś, kto kocha spać.
- Derek jest bardzo fajny i miły, i mamy podobne zainteresowania, i dobrze nam się rozmawia, i mnie pocałował…
- Powtórz!
- No pocałował mnie. I jutro idziemy na „dalszy podbój Londynu” jak to powiedział.
- To zadzwoń jutro wieczorem, albo w środę rano, bo ja już śpięęęę- zaczęła ziewać.
-Jasne, widzę. Śpij, a jak będziesz w miarę normalnie funkcjonować, to pogadamy. Pa Viki.
-Dobranoc Sun.

___________________________
-Historia z kawiarnią jest zmyślona, żeby nie było