Jasne jak słońce
Spałam sobie w najlepsze kiedy do moich uszu
zaczęły dochodzić jakieś dźwięki. Moment, to muzyka 1D!
- Luizka
wyłącz to coś!- krzyknęłam zła i nakryłam głowę kołderką.
- Nie!!!
- Lou, jest
środek nocy i ktoś może chce jeszcze spać!- odkrzyknęłam już mocno
zdenerwowana. Ściszyła. Chociaż tyle. Dzień się nawet nie zaczął, a pewna
directionerka zdążyła mi popsuć humor.
Odwróciłam się w stronę ściany i zasnęłam. Moja drzemka nie trwała jednak
długo, bo ktoś zaczął pukać do drzwi. Postanowiłam to zignorować i tym razem
włożyłam głowę pod poduszkę. Stukanie się powtórzyło, ale teraz było bardziej
natarczywe.
-Lou, daj mi
spać i wyłącz to głupie 1D bo uszy puchną- powiedziałam mocno wkurzona, bo z
pokoju obok dobiegły dźwięki muzyki. Oczywiście siostra mnie nie posłuchała i
weszła do mojego pokoju. "Spadówka" to było jedyne, co zdążyłam
rzucić i jeszcze mocnej odkryłam się kołderką, którą Lou zaczęła ze mnie
ściągać. Siłowałam się z nią trochę, ale po chwili poczułam, że przegrywam.
Skąd ten dzieciak ma tyle siły? Odwróciłam się i otworzyłam oczy. Momentalnie
zerwałam się do pozycji siedzącej.
- Co robisz
w moim pokoju o świcie?- zaskoczona zapytałam
Nathana. Tak, właśnie jego zobaczyłam.
- Po
pierwsze to może "cześć, miło cię widzieć." Po drugie: znowu nazywasz
mnie Lou. Po trzecie obiecałem wczoraj Viki zaprowadzić cię do ludzi, cokolwiek
to znaczy, więc próbuję to zrobić. Po czwarte jest po dwunastej, a nie środek
nocy. Po piąte masz fajna koszulkę.- wyliczał na palcach, a na koniec się
uśmiechnął. Muszę przyznać, że ma rzeczywiście bardzo ładny uśmiech. W tym
samym czasie ja próbowałam się rozbudzić
i skojarzyć fakty. Dopiero teraz sobie uświadomiłam, że mam na sobie bluzkę z
napisem "The Wanted".
- Dzięki,
jak chcesz mam taką drugą, a dzisiaj przyjdzie reszta zestawu.
- Serio? Po
co ci dwa komplety?
- To prezent
dla Viki, który zamówiłam w dwóch częściach- i właśnie teraz do mnie dotarło,
co się stało.- Cholera! Muszę zadzwonić do Viki! Włącz laptopa i łap ją na
Skype‘e, a ja idę się ogarnąć- powiedziałam zbierając z walizki ubrania i
kierując się do WŁASNEJ łazienki. Może i nie jest bardzo duża i ma prysznic
(nie wannę), ale dla mnie to w zupełności wystarcza. I w dodatku nie muszę wychodzić
na korytarz. Szybko się odświeżyłam, ubrałam i po trzydziestu minutach wróciłam
do pokoju. Cały czas zastanawiałam się, po co Nathan przyszedł znowu do mojego
domu. Bo nie wierzę, że tylko dlatego, bo mnie lubi i ma zobowiązanie wobec
Viki. Byłam zdziwiona, kiedy zamiast Nathana i mojego laptopa zobaczyłam jakąś
kartkę na łóżku (czytaj: materacu). Wzięłam ją szybko do ręki.
Sun, pojechałam z Luzią
na zakupy. Tato w pracy. Wrócimy o 17.00. Masz do tego czasu zejść do kuchni i
coś zjeść. Mam
A z drugiej
strony był dopisek:
Jestem z laptopem w biblioteczce. Twoja mama wyszła jak brałaś prysznic. Ja też zmykam, bo właśnie wychodzisz z łazienki.
Jestem z laptopem w biblioteczce. Twoja mama wyszła jak brałaś prysznic. Ja też zmykam, bo właśnie wychodzisz z łazienki.
Nathan
W biblioteczce?
Jakiej znowu biblioteczne? Przecież w domu nic takiego nie my, a przynajmniej
tak mi się zdaje, bo od razu po przyjedzie poszłam do swojego pokoju i nie wychodziłam
z niego… Teraz sytuacja jest wyjątkowa. Zeszłam na dół, prosto do salonu. Nawet
nie wiedziałam, że mamy taras i taką wielką plazmę na ścianie Nieźle, ale ja
mam szukać biblioteki. Otworzyłam pierwsze drzwi, które znalazłam. Pudło.
Trafiłam do łazienki. Później przeszłam do jadalni i kuchni, a stamtąd weszłam
do drugiej łazienki, trochę mniejszej niż ta pierwsza. Znalazłam na dole jeszcze coś w stylu
garderobo-schowka i jakiś gabinet- pewnie rodziców, bo w Polsce mieli podobny. Jeszcze raz dokładnie przeszukałam parter i
przy okazji zwiedziłam trochę dom. Nie sądziłam, że będzie taki fajny. Ale to
nie zmienia faktu, że nie znalazłam tej głupiej biblioteczki. Pewnie Nathan
sobie że mnie żartuje każąc mi szukać czegoś, czego nie ma. Nieco zawiedziona postanowiłam wrócić do
swojego pokoju. I tu się pojawia kolejny suprise. Drzwi są zamknięte. Mam już
tego dość.
-Nathan!!!
Oddawaj mi laptopa i klucz do mojego pokoju! -krzyknęłam porządnie
wkurzona. Kiedy z pokoju obok wyszedł
sprawca całego zamieszania, myślałam, go rozszarpię.
- Przecież
mówiłem, że jestem w bibliotece, więc o co chodzi?
-Później ci
wytłumaczę- powiedziałam szybko i pobiegłam do laptopa. Oby Viki była dostępna.
Jest! Natychmiast do nie zadzwoniłam.
- Hej Vika,
mam do ciebie sprawę.
- Sun, ja
pierwsza. PO CO ZAMAWIASZ COŚ NA ADRES Z KTÓREGO NIE KORZYSTASZ!?- Ups. Spóźniam
się.
-Wybacz, ale
wiesz w jakim byłam stanie i proszę cię, mogłabyś to odebrać, ale nie
otwierać?- oczy kota ze Shreka, ten chwyt zawsze działa.
- No... już
to zrobiłam. Jak chcesz mogę ci to wysłać albo przywiozę dopiero na święta.
- Na świętą
i nie wykręcisz się już od przyjazdu tutaj.
- A tak w
ogóle kiedy zmieniłaś wystrój pokoju?- zapytała z ciekawością.
- Nie
zmieniałam nic, tylko KTOŚ- wyraźnie
zaakcentowałam to słowo- mnie do tego
zmusił i wkrótce za to zginie.
- Już lubię
tego kogoś, a nawet wiem kto to jest-powiedziała wybuchając śmiechem. Nie
wiedziałam o co chodzi, więc spojrzałam za siebie. Zobaczyłam Nathana, który
trzymał kartkę z napisem "Ja nie
chce ginąć :-( "Też się roześmiałam.
- No to
widzę, że już jesteś zadowolona z przeprowadzki. Nie przeszkadzam wam, pa Sun!- Nawet nie
zdążyłam jej odpowiedzieć, bo się wylogowała.
-To teraz
idziemy na śniadanie, a raczej obiad- powiedział Nath patrząc na zegarek- i
wytłumaczysz mi wreszcie parę rzeczy. Jasne Sun?
- Jasne jak słońce-
powiedziałam nadal się śmiejąc. Zeszliśmy do kuchni. Nie byłam jeszcze bardzo
głodna, a miałam ochotę na coś smażonego, czyli na naleśniki. Będą idealne na obiado-śniadanie.
Nathan chciał mi pomóc, ale jedyne na co mu pozwoliłam, to szukanie dżemów w
lodówce. Nie był tym zbyt zadowolony, jednak wolał to niż całkowite nic nierobienie.
Kiedy skoczyłam smażenie, nakryłam dla nas do stołu i zaczęliśmy jeść.
- Teraz mi
wytłumacz… hm…
- Co takiego?-
przerwałam, bo chyba nie mógł się zdecydować od czego zacząć.
- Wszystko.-
odpowiedział zadowolony.
- Ale
wszystko wszystko?
- No tak, do
siedemnastej mamy duuużooo czasu.
Westchnęłam. Nie chciałam już do tego wracać, ale jeśli
tego nie zrobię, to on nie da mi spokoju. Z drugiej strony czułam, że mogę mu
zaufać. I to było najgorsze. Raz już zawiodłam się na takim przeczuciu i gdyby
nie Viki, nie pozbierałabym się. Trudno zaryzykuję. Zaczęłam od tego kim jest
dla mnie Viki. Później opowiedziałam o tym, jakie było moje życie w Polsce, o
znajomych, o szkole i zmubie. Opowiedziała też o moich urodzinach, o wyjedzie i
o tym, co robiłam tutaj przez te cztery dni. Wytłumaczyłam dlaczego nie mogłam
znaleźć biblioteki (dzisiaj pierwszy raz wyszłam ze swojego pokoju), dlaczego
jest u mnie tyle kartonów, szafki są
puste i łóżko nieskręcone.
Nathan
słuchał wszystkiego bardzo uważnie, momentami śmiał się z mojego zachowania. Na
koniec powiedział
- To skoro coś
obiecałem Viki, to bierzemy się do pracy. Zaczynamy od rozpakowana twoich
rzeczy.
Zgodziłam się.
Włączyliśmy przy tym muzykę i mieliśmy świetną zabawę. Z ubraniami
poszło dość szybko (ale to dlatego, że ja układałam). Nathan zajął się książkami i
innymi rzeczami. Dla siebie postawiłam
zostawić pudło, w którym były najcenniejsze dla mnie przedmioty. Oczywiście
miały wartość sentymentalną. Wspólne zdjęcia z Viką, albumy, inne
drobiazgi schowałam do dużej szuflady w
komodzie. Po siedemnastej wrócili rodzice
a ja pożegnałam się z Nathanem. Nie mówiłam im o zmianach w moim pokoju. Jeszcze
nie pora. Dzisiejszy dzień mogę zaliczyć do udanych. Viki miała jednak rację
(jak zwykle), że życie tutaj będzie fajną przygodą. Gdyby tydzień temu ktoś mi
powiedział, że będę jadła śniadanie i urządzała pokój z członkiem ulubionego
zespołu, wyśmiałabym go. A dzisiaj? Przecież to było prawdą. Chciałabym się
jeszcze spotkać z Nathanem, ale nawet nie zapytałam czy przyjdzie.
__________________________________________
I jest rozdział 2, który dedykuję isie =)
☼ ☼ ☼ ☼
Za niecałe dwa tygodnie są urodziny Viki z tej okazji ukaże się specjalny wpis. Pytanie: czy chcecie rozdział czy jakiś imagin? Odpowiedzi piszcie w komentarzach =)