Rozdziały w każdą niedzielę.

sobota, 20 września 2014

Rozdział 24

-  Czas wstawać, Tess- Do mojej świadomości dotarł spokojny głos Nathana, który położył się obok mnie. Jednak tak bardzo chciałam zostać jeszcze w łóżku, że zignorowałam chłopaka i wtuliłam się w poduszkę. Po wczorajszej, a raczej dzisiejszej nocy i długiej szczerej rozmowie, długo nie mogłam zmrużyć oka. Musiałam powtórnie wszystko przeanalizować i sobie pokładać. Sen przyszedł dopiero po piątej, więc nie miałam zamiaru wstawać. Nathan mnie delikatnie pocałował w ucho i szepnął- Jest prawie dwunasta, a o trzeciej jesteś umówiona z mamą.
Natychmiast otwarłam oczy. Niemożliwe, że jest już tak późno. Przecież trzeba zająć się Lou i spakować, i ogarnąć.
- Nie musisz się spieszyć, bo masz jeszcze trzy godziny.
- Jakim cudem tyle spałam?
- Wstałem wcześniej, zająłem się Luizą, teraz jakieś kreskówki ogląda, dzwoniła twoja mama i umówiła się z tobą na trzecią. Nie budziłem cię wcześniej, bo potrzebowałaś snu, a teraz przyniosłem ci śniadanie i muszę wracać do chłopaków- przez chwilę byłam  w szoku od nadmiaru informacji i dopiero buziak od Nathana na pożegnanie przywrócił mnie do rzeczywistości. Na szafce obok stała taca z gotowym śniadaniem. Herbatka, naleśniki z czekoladą i jogurt. I ja mam to tyle zjeść? To jakiś żart? Chociaż z drugiej strony tak apetycznie to wyglądało, że... nawet nie zauważyłam kiedy wszystko zniknęło. Starając się nie nadwyrężać bardzo kostki, powoli wstałam, zaścieliłam łóżko i przetransportowałam się do swojego pokoju. Wizyta w łazience i natychmiast poczułam się lepiej. Jeszcze się ubrać, trochę pomalować i czas zejść na dół.

- O, hej Sun- powitała mnie Lou łaskawie odrywając się telewizora. Bez pośpiechu doczłapałam się do kanapy i siadłam obok siostry.
- Tak w sumie  to  powinnaś się położyć i zaraz przyniosę ci kule i stabilizator-  Młoda wczuł się w rolę opiekunki. Prawie jak ja kilka tygodni temu.
- A te kule i reszta to skąd?
- Nie mam pojęcia, jak przyszłam to już były i  miałam ci je dać.  I nie wstawaj,  tylko się kładź.
- Dobra, nie panikuj. Przynieś mi telefon, znieś tacę, zrób herbatę i podaj coś przeciwbólowego- wyliczałam przełączając kanały. Jak na złość nie było nic ciekawego .  Lou zrobiła najpierw urażoną minę, ale nie miała wyboru.  Kiedy dostałam herbatę, spróbowałam sobie ułożyć plan rozmowy z mamą. Chociaż  nie miałam pojęcia jakie będzie jej stanowisko, wiedziałam co chcę jej powiedzieć. Miałam tylko nadzieję, że nagle nie okaże się, że chłopakom przeszkadza moja obecność, gdybym jednak została.
W międzyczasie Luiza przyniosła mi jeszcze laptop. Sprawdziłam, co nowego w świecie i z wyjątkiem mejla od Viki, reszta społeczeństwa  kompletnie się mną nie interesowała. Przyjaciółka, jak to ma w zwyczaju, napisała super długą wiadomość, w której najpierw mnie pocieszała, pytała się jak się czuję, szczegółowo opisała jak przebiegają dalej zawody  i stwierdziła, że wszystkie dziewczyny są zazdrosne, że wielka gwiazda- Nathan Sykes- pomógł mi po wypadku. Ogólnie cała wiadomość zdecydowanie poprawiła mi humor. Natychmiast zabrałam się za pisanie odpowiedzi. Tak wiele  myśli przepływało przez mój umysł, że chcąc je zapisać na raz, stworzyłam wyjątkowo chaotyczne coś, co dopiero po kilkukrotnym przeczytaniu i poprawkach, nadawało się do wysłania. Viky była przyzwyczajona do tego, ze często wysyłam jej dość pogmatwane mejle, których nawet nie sprawdzam, więc jeśli tamto odczytuje bez problemów to i z tym sobie poradzi.
- Gotowe- mruknęłam do siebie klikając "wyślij".
- Czyli jestem w samą porę- nagle obok mnie pojawił się Tom.  Ten to ma wyczucie.- Zbieraj się Sun.
-Ale gdzie?
- No jak to? Mam cię dostarczyć na spotkanie za 20 minut-mówił jakby to było oczywiste. Zerknęłam na zegarek. Rzeczywiście do rozmowy miałam  niecałe pół godziny. Najszybciej jak mogłam wstałam z kanapy i poszłam na piętro się trochę ogarnąć. W ekspresowym tempie się przebrałam, uczesałam i poprawiłam makijaż pakując jednocześnie torebkę. Jak się nie zabiję schodząc ze schodów będzie dobrze- pomyślałam, ale Parker czekał już przy barierce i uparł się, że mnie zniesie.
- Za uszkodzenia kręgosłupa  nie odpowiadam- poinformowałam gdy wsiadaliśmy do samochodu. 
-Wiesz, gdybyś jeszcze coś ważyła, to okej, ale jesteś chyba za lekka.
- Bez przesady. Nie mam niedowagi.
- W to nie wątpię... i nie sugeruję że jesteś gruba! -dodał szybko. Postanowiłam zmienić temat na mniej kłopotliwy i spytałam czemu mnie odwozi na spotkanie.  Dzięki temu przez resztę drogi miałam spokój i słuchałam paplaniny Toma. Okazało się, ze  jak rano Nath pojechał do chłopaków, przedstawił im jeszcze raz dokładnie swój pomysł, żebym i nich mieszkała. Nikt się nie sprzeciwiał, a dokładniej mówiąc ucieszyli się. I Sykes musiał jeszcze zostać  nadrobić wczorajszą nieobecność na spotkaniu z tancerzami, ale później ma się zjawić. 
- I jesteśmy na miejscu- Parker zaparkował na miejscu dla inwalidów  tuż przy wejściu do kawiarni.
- Nie powinieneś tu parkować- zwróciłam mu uwagę, kiedy pomagał mi wyjść.
- Biorąc pod uwagę twój stan...
-No ej! Mógłbyś odwieźć Lou do domu?
- Jasne. Ktoś tu po ciebie przyjedzie. Pa Sun.
- Papa Tom- pomachałam mu na pożegnanie i skierowałam się w stronę wejścia do kawiarni. Już z daleka dostrzegłam mamę w idealnie dopasowanym stroju i nowej fryzurze. Minę miała nieco przerażającą, jak zawsze gdy coś przeskrobałam z Młodą. W środku nie było tłoczno, a surowy wystrój sprawiał, że  czułam się  okropnie samotnie i nagle uświadomiłam sobie jak malutka jestem w obliczu całego świata. Czarno białe wnętrze z ciemnoczerwonymi dodatkami doskonale pasowały do surowego oblicza mamy. Do tego  cicha muzyka klasyczna w tle. W tamtej chwili najbardziej na świecie pragnęłam, żeby Nathan był obok mnie. Sama jego obecność wystarczyła, żebym poczuła się lepiej. Niestety on siedział z fankami a ja musiałam zmierzyć się z rozmową. Głęboki oddech i bez pośpiechu ruszyłam w stronę stolika mamy. Dopiero kiedy znalazłam się tuż obok, podniosła głowę.
 -Cześć mamo- przywitałam się cicho i usiadłam.
- Witaj skarbie. Co się stało?- zapytała patrząc na moją nogę.
- Wypadek przy tańczeniu. Zwykłe skręcenie. O czym chciałaś porozmawiać?
-  Jestem już po rozwodzie i jutro wracamy do Polski. Ponoć się nie zgadzasz na to.- odparła sucho.
- Nie chodzi o to ze się nie zgadzam tylko wolałabym zostać, bo tutaj mam przyjaciół, szkołę i w Londynie czuję się lepiej.
 - A co z Luizą? Ona też się buntuje?
- Ona też chciałaby zostać.
- Nie obchodzi mnie czego chce. Wraca ze mną do Polski. Wystarczy, ze już z tobą są problemy jak z domu uciekasz i dajesz jej zły przykład.
- Nieprawda- próbowałam zaprotestować.
- Nie przerywaj.  Ona wraca ze mną. Gdzie niby tutaj będziesz mieszkać? Szkołę możesz skończyć gdzie indziej.
- Szkołę chce tutaj już skończyć. Chłopaki powiedzieli, ze mogę mieszkać u nich, bo maja wolny pokój, a w wakacje poszukałabym pracy- moje własne słowa brzmiały dla mnie obco. Wcześniej wydawały mi się sensowne, ale podczas rozmowy jakby straciły swą moc.
- I niezależnie od tego, co powiem, nie chcesz wracać?
- Nie, chcę zostać.
- A gdzie jest Luiza?
- W domu.
- W takim razie- zrobiła krótką pauzę i podała mi kopertę- zrobisz z tym co zechcesz. Do zobaczenia kochanie- powiedziała i przytuliła mnie na pożegnanie po czym wyszła z kawiarni. Nawet nic  nie zamówiła.  Nagle poczułam wibracje w torebce. Wyjęłam telefon i zobaczyłam wiadomość od Nathana.

" Zaraz będę"

Nie chciałam sama otwierać koperty. Wolałam poczekać na Nathan, co nie trwało długo. Chłopak niemal wbiegł do środka i błyskawicznie znalazł się przy stoliku. Dał mi buziak na powitanie i zajął miejsce, gdzie kilka minut siedziała mama.
- Coś do picia dla państwa?- obok nas pojawił się kelner.
- Dwie herbaty poproszę i  szarlotkę.
 Zanim otrzymaliśmy zamówienie, Nathan opowiadał jak minął mu dzień, ponieważ ja nie byłam chętna do rozmowy. Wiedziałam jednak, że był bardzo ciekawy przebiegu rozmowy. Dopiero gdy się napiłam ciepłej herbaty (zdałam sobie wtedy sprawę, ze bardzo zmarzłam), była w stanie normalnie gadać z Nathanem.
- Więc, Tess, jak sobie poradziłaś?- zapytał a ja dokładanie przedstawiłam mu przebieg rozmowy.
- Na koniec dała mi to.
- I co jest  w środku?
- Jeszcze nie wiem- przyznałam cicho i  zajrzałam do koperty.  W środku znajdował się mój bilet na powrót i sporo gotówki. Wyjęłam bilet. Doczepiono do niego liścik:

" Zrobisz z nim co zechcesz. Niezelżenie od tego jaką decyzję podejmiesz i tak cię kocham Sun.
      Mama"

Po naszej rozmowie w ogóle się tego nie spodziewała. Mogłam sama dokonać wyboru co chcę zrobić dalej ze swoim życiem. O ile wczoraj byłam w stu procentach pewna, że chcę zostać, tak dzisiaj sama nie wiedziałam ma co się zdecydować. Przez tą krótką wiadomość zaczęłam mieć wątpliwości co do tego, którą drogę wybrać. Zrozumiałam też, że mama celowo się tak zachowywała podczas rozmowy. W ten sposób chciała mnie sprawdzić,  a tak naprawdę zależy jej na mnie.  Nawet nie zauważyłam kiedy po moim policzku spłynęła samotna łza. Podniosłam wzrok na Nathana. Wpatrywał się we mnie uważnie w napięciu oczekując mojej odpowiedzi.
- Co  teraz wybierasz Tess?- spytał cicho,  a ja miałam przez to ochotę się rozpłakać. Kocham go i nie chciałabym wyjeżdżać, ale nie wiem czy potrafię rozstać  się z Lou i mamą na długi bliżej  nieokreślony czas. Bałam się, że mój wybór może zranić bliską mi osobę, ale widząc błysk przerażenia w spojrzeniu Nathana, musiałam zmusić się podjęcia ostatecznej decyzji i wypowiedzenia jej na głos.

niedziela, 14 września 2014

Rozdział 23

Nie jest  mi łatwo pozwolić ci odejść...

Jak zwykle opiekuńczy pan Sykes nie pozwolił mi samodzielnie dojść do domu, ale uparł się, żeby mnie zanieść „bo tak będzie bezpieczniej”. Nie sprzeczałam się z nim, jedynie wywróciłam oczami. Zostałam  położona na wygodnej kanapie. Nagle coś sobie przypomniałam
- I tak muszę tam jeszcze wrócić po swoje rzeczy.
- Wcale nie. Wzięłam je, zanim poszłaś na występ- odezwała się Lou. W tym czasie Nath przyniósł z kuchni sok pomarańczowy i trzy szklanki.
- Chcecie coś zjeść? Pizza, kanapki, chińszczyzna, tosty? - zaczął wyliczać chłopak.
- Nath, naprawdę nie trzeba. I tak jest już późno- tja, jak zwykle w takich momentach moje ciało mnie zdradziło i zaburczało mi w brzuchu. Zażenowana spuściłam głowę.
- To może tosty- zaproponowała Lou i kiedy Sykes zniknął w kuchni, usiadła na podłodze opierając się o kanapę. - Sun, powiedz mi, co się tak naprawdę dzieje- niemal szeptała.
- Najpierw powiedz, co wiesz, będzie mi łatwiej- starałam się uniknąć odpowiedzi.  Dziewczyna westchnęła i zaczęła opowiadać smutnym głosem tak, że tylko ja ją słyszałam.
- Bo zapytałam się mamy czemu nie ma ciebie i taty, a ona powiedziała, że nocujesz u znajomych a  tata w pracy. Później spytałam czemu nigdzie nie ma jego rzeczy dlaczego się spieszy, bo cały dzień była zabiegana i  cały czas rozmawiał z jakimś panem Braunem. Nie chciała mi nic powiedzieć i jak po południu ten pan do niej przyszedł, podsłuchałam ich rozmowę. I mama powiedziała, że chce mieć ten rozwód jak najszybciej za sobą, i że tata nie powinien robić problemów bo nie jest naszym ojcem, i pojutrze i tak wracamy do Polski. Jak mama wyszła, spakowałam kilka rzeczy uciekłam do ciebie- skończyła mówić wtulając się we mnie. Na chwilę zapanowała między nami cisza przerywana odgłosami dochodzącymi z kuchni. Bałam się powiedzieć Młodej prawdy, bo nie wiedziałam jak zareaguje. Jednak z drugiej strony nie chciałam jej okłamywać, ponieważ jest bystra i sama się zorientuje, że coś jest nie tak.
- John nie jest naszym tatą, ale przez cały czas udawał, że jest. Kiedy się przeprowadziliśmy, zaczęło mu to przeszkadzać i chciał się uwolnić od naszej rodziny- mówiłam powoli, starannie dobierając słowa.
-Ale są małżeństwem z mamą i się kochają- zaprotestowała Luiza.
- Tak, są małżeństwem, ale się nie kochają. John kocha inną kobietę i chce mieszkać z nią. Wyprowadził się od nas. Z mamą chcą wziąć rozwód, żeby tego nie ciągnąć i tak będzie lepiej dla nas- przedstawiłam sytuację najjaśniej mogłam mając nadzieję, że Luiza to zrozumie i zaakceptuje. Przez moment analizowała wszystko, co powiedziałam, ale chyba coś ją jeszcze męczyło.
- To skoro wezmą rozwód to po co wracamy i kto jest w takim razie naszym tatą?- wyrzuciła z siebie uważnie się we mnie wpatrując. Zerknęłam szybko w stronę kuchni, ponieważ lada chwila mógł się pojawić Nathan.
- Mama chce wyjechać,  bo lepiej się czuje w Polsce a Londyn źle się jej kojarzy.
- A tata?- sama się nad tym nie zastanawiałam.
-... nie mam pojęcia- szepnęłam i przytuliłam Młodą. Nie długo trwałyśmy w takiej pozycji, ponieważ Nath przyszedł z tostami. Dzięki temu Lou mogła się skupić na czymś innym niż rozmyślanie o rodzinie. Jeśli mam być szczera, ona najbardziej na tym ucierpi.
Jedliśmy w milczeniu, a dokładniej mówiąc Luzia pochłonęła ponad połowę tostów, podczas gdy ja wciąż jadłam pierwszego. Nogą niemal nie ruszałam więc mniej bolała.  Atmosfera mnie dobijała.  Młodsza siostra, przed którą świat pokazał swoje brutalne oblicze, moja rzeczywistość wywróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i uczucie bezsilności sprawiały, że miałam ochotę płakać. Nie mogłam jednak pokazać  Lou, że mnie też to przerastało. Za kilkanaście godzin miałam się porozmawiać z mamą. Od tego zależało czy się pożegnam z Londynem czy jakimś cudem okaże się, że zostanę.
Było już późno i wydarzenia z dzisiejszego dnia odbijały się na Lou- zmęczona, po kolacji zrobiła się senna. Trzeba ją zaprowadzić do sypialni. Chciałam się podnieść i zaprowadzić Luizę do pokoju, ale jak zwykle Nath błyskawicznie przejrzał moje zamiary.
- To co, teraz do sypialni?- Czy ja  nic nie mogę zrobić sama? Lou tylko mruknęła coś co, miało oznaczać zgodę i w tym samym momencie poczułam jak pan Sykes mnie znowu podnosi,  a przez to moja kostka też wykonuje ruch. Cicho jęknęłam.
- Przepraszam, za chwilę będziesz na górze.

W pokoju wylądowałam na miękkim łóżku i cierpliwie czekałam aż chłopak wyjdzie, a Lou wróci z łazienki. Po krótkim dobranoc zamknął za sobą drzwi i w tym samym czasie wróciła Luizka. Korzystając z okazji jak najszybciej w miarę możliwości poszłam się umyć. Pewnie Nath nie pozwoliłby mi się ruszać ze skręconą kostką, ale ja potrzebowałam wziąć prysznic. Chociaż momentami ból był straszny, powtarzałam sobie, że  nie zacznę krzyczeć.  Pół godziny później wróciłam do sypialni. Sądziłam, że Młoda będzie spać, a tymczasem ona czekała na mnie.
- Czemu jeszcze nie śpisz?
- Nie mogę. Nie chcę żeby tak było-położyłam się obok siostry.
- W Polsce wszystko znasz. Pobyt tutaj możesz traktować jak długie wakacje i....
- Już nie o to chodzi. Nawet jeśli wrócimy, nie chcę na zawsze żegnać Londynu i w ogóle to wszystko jest nie fair- żaliła się. Długo ją pocieszałam i uspokajałam. Już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio tak poważnie rozmawiałyśmy. I chociaż Luzia spała, ja nie mogłam oddać się w objęcia Morfeusza. Nie potrafiłam, choćby na minutę,  przestać myśleć  o całej sprawie  i jeszcze dzisiejszy występ, który okazał się kompletną porażką. Byłam głupia, że chciałam wystąpić. Musiałam zająć się czymś innym. Zdecydowałam się na bardzo ryzykowne wyzwanie jakim było zejście do kuchni. Z pokoju wyszłam bez większych problemów. Dopiero na korytarzu poziom trudności wzrósł kilkukrotnie. Serce biło mi jak oszalałe. Jeden najmniejszy błąd może obudzić Nathana.  W dodatku noga zaczęła mnie znowu boleć.  Po prostu bosko. Jeszcze dwa kroki i dotrę do schodów. Nagle usłyszałam ciche skrzypnięcie. Jeśli to ja, nie ma się czego bać. Zamknęłam na chwilę oczy, żeby odpocząć.
-Sun?! Co tu robisz o tej porze?!-nie wiadomo skąd pojawił się przede mną Sykes. Zakryłam usta dłonią żeby nie krzyczeć, co nie znaczy że się nie wystraszyłam.
- Ja... No, chciałam zejść do kuchni- spuściłam głowę.
- Ze skręconą kostką? Oszalałaś?- cicho bulwersował się Sykes.
- Nie mogłam spać i po prostu...
- Chcesz może porozmawiać?- zapytał już spokojnym głosem. Nie odpowiedziałam.  Z jednej strony potrzebowałam go, ale nie miałam już dość zamęczania go swoimi sprawami Odkąd się zaczął rok szkolny, prawie non stop opowiadam tylko o problemach, które mnie przerastają. Chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął do swojej sypialni. Usiadłam wygodnie na łóżku opierając się o zagłówek, a Nathan zajął miejsce po lewej stronie.
- Nie wiem  od czego zacząć- wyznałam.
- Proponuję od początku- uśmiechnął się lekko. I tak  nie mam przed nim tajemnic, więc dokładnie przedstawiłam wszystkie wydarzenia z dzisiejszego dnia zaczynając od momentu, kiedy mama napisała, że wracamy do Polski. Pominęłam fragment o Dereku bo to już zupełnie inna historia.
- To dlatego Lou była dzisiaj taka przygnębiona- podsumował Nathan- A co się stało podczas występu?
- Najprościej mówiąc ten palant Derek posłużył się mną, żeby wygrać jakiś głupi zakład. Specjalnie udawał, że mu zależy, byleby tylko publicznie mnie upokorzyć. A skąd to wiem? Sam mi powiedział zanim odszedł do Belli- to mnie już przerosło. O ile wcześniej udawało mi się kontrolować emocje, teraz całkowicie się im poddałam i się rozkleiłam. Znowu pokazałam jaka jestem słaba. Nathan przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czubek głowy.
- Jestem beznadziejna- szepnęłam przez łzy.  Panująca dookoła cisza i spokój sprawiały, że poczułam potrzebę wyznania chłopakowi jeszcze jednej rzeczy. A może stałam się taka otwarta, ponieważ był środek nocy i wszytko wydawało się inne? W każdym razie.... - Jestem beznadziejnie beznadziejna, bo nie pierwszy zaufałam i dałam się wykorzystać, rozumiesz?
- Tess, nawet tak nie myśl. Jesteś wspaniałą- nie dałam mu skończyć.
- Czekaj, czy  ty właśnie powiedziałeś do mnie... Tess? - przerażona wpatrywałam się  w chłopaka. - Przecież nigdy Wam nie mówiłam i na konkursie też nikt nie wiedział, to skąd ty wiesz?- wpadłam w panikę. Jedynie w dzienniku i dokumentach widniało moje pełne imię, a na konkursie tylko nazwisko i pierwsza litera. Jeśli nikt nie znał imiena, to jakim cudem On nazwał mnie Tess?!
- Spokojnie- mocniej mnie przytulił- powiedz to co chciałaś wcześniej i ci wszytko wyjaśnię.  Obiecuję.-  niepewnie zaczęłam opowiadać mu o historii z Filipem. Zaczęłam i na tym się skończyło. Mówienie było  zbyt bolesne. Ledwie opisałam jak go poznałam,  jaki miał na mnie wpływ i wtedy wielka gula w gardle uniemożliwiła wyduszenie z siebie czegokolwiek więcej. Musiałam to powiedzieć Nathanowi, bo mu ufałam i uznałam, że powinien  to wiedzieć, ale nie potrafiłam.
- Ciiii.... Już dobrze. Nie musisz kończyć, bo już raz mi to opowiedziałaś-czy się przesłyszałam? Momentalnie zbladłam i znieruchomiałam. Przecież to niemożliwe.... Lekko się odsunęłam od chłopaka i popatrzyłam na niego pytająco. Chociaż panował mrok czułam, że jemu też  nie jest z tym łatwo.
- Pamiętasz wyjazd na mecz i twoje picie z Jay'em? Kiedy zabrałem cię do hotelu, nie chciałaś spać i opowiedziałaś mi o Filipie i przy okazji nazwałaś się Tess. Nie mówiłem ci o tym, bo nie sądziłem, że kiedykolwiek będziemy do tego wracać a poza tym rano nic nie pamiętałaś i nikomu nie mówiłem...
- Dziękuję- powiedziałam po chwili milczenia.- Dziękuję za to wszystko, co dla mnie robisz, bo bez ciebie nie dałabym sobie rady. Dziękuję, że nie powiedziałeś o tym nikomu i dziękuję, że jesteś zawsze wtedy kiedy cię potrzebuję- Nathan znowu przyciągnął mnie do siebie tak, że opierałam się jego klatkę piersiową. 
- Nie musisz mi dziękować. Robię to, bo jesteś wyjątkowa i mam nadzieję, że zawsze będę mógł ci pomagać.
- Ale pojutrze, a raczej jutro, wracam do Polski...- poczułam jak chłopak się napiął.
- Jak to?
- Mama tak chce. Tak będzie ponoć lepiej.
- A ty tego chcesz?- czego ja tak naprawdę chciałam? Znowu zacząć od nowa innej szkole czy próbować żyć sama w wielkim mieście? Wolę mieć blisko siebie chłopaków czy Viky i Filipa...
-...  Ja chyba wolałabym zostać tutaj, przez te kilka miesięcy za bardzo się z wami zżyłam, żeby  teraz to zakończyć. Nie poradziłabym sobie bez ciebie, bo.... - cię kocham?  W porę ugryzłam się w język. Dlaczego dopiero teraz, stojąc w obliczu sytuacji, gdzie mogę już na zawsze pożegnać się z Nathanem, uświadomiłam sobie coś takiego. Jaka ja jestem głupia!
- Jeśli nie chcesz wyjeżdżać, zostań...
- Ale to jest niemożliwe. Mam szkołę, nie mam gdzie mieszkać i musiałbym się jakoś utrzymywać... - zaczęłam wyliczać.
- To nie jest problem. Możesz mieszkać u nas. Tylko, proszę, zostań.-mówiąc niemal błagalnym głosem Nathan objął mnie w pasie jakbym miałam gdzieś odejść. - Myślisz, że łatwo mi to wszytko opuszczać?-  podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
-  Myślę, że nie, ale też nie jest  mi łatwo pozwolić ci odejść, ponieważ się  w tobie zakochałem, Tess, ale nie mam pojęcia jakie są twoje uczucia- powiedział cicho, a raczej wyszeptał. Nathan James Sykes właśnie wyznał mi miłość, a ja nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa.  Bez chwili zastanowienia złożyłam na jego ustach długi pocałunek.

- Czy teraz wiesz, co czuję? -spytałam? 

sobota, 6 września 2014

Rozdział 22

To wszytko wina tego kretyna

-Sun, pospiesz się! Zaraz występujecie- poganiała mnie Emma. Od wczoraj tak wiele się wydarzyło, że obecnie impreza była zaledwie mglistym wspomnieniem, jakby w ogóle nie miała miejsca. Wczesnym rankiem Max podwiózł mnie i Viky na halę, gdzie przygotowania szyły pełną parą. Do dziesiątej zjeżdżały się wszystkie grupy taneczne i znalezienie wolnego skrawka do ćwiczeń graniczyło  z cudem. Pod czujnym okiem Joanny porządnie się porozciągaliśmy i powtórzyliśmy wszystkie układy. Później była przerwa obiadowa, co według organizatorów było równoznaczne obdarowaniem każdego połową dużej pizzy i butelką coli. Widocznie ktoś rozsądny składał zamówienie i nie zdecydował się na sos czosnkowy. Nie, żebym go nie lubiła, bo do pizzy jest idealny, ale gdyby tyle osób naraz zjadło niezliczone ilości tego dodatku, to hala zamieniłaby się w jedną wielką komorę gazową. Po posiłku organizator zaprosił nas na trybuny i przedstawił krótko plan dnia. Do szesnastej mieliśmy czas dla siebie (mogliśmy  ćwiczyć, obijać się, albo wyjść na miasto), następnie każda para otrzyma numerek i pójdziemy do części pomieszczenia przeznaczonego na garderoby. Co ciekawsze do momentu występu nikt nie będzie wiedział kim są jurorzy, nawet nasi instruktorzy. Każda para po przedstawieniu układu od razu ma iść na trybuny i nie może wracać do garderoby. Czwane bestie z organizatorów.

-  Sun!!! Otwieraj te drzwi!!! – Do Emm dołączyła Cleo  i teraz obie próbowały mnie wyciągnąć z łazienki. Za piętnaście minut jest moja kolej, a ja od pół godziny tkwię zamknięta w kabinie i wciąż nie mogę uwierzyć w to, co przeczytałam. Mama najpierw napisała, że Luzika uciekła z domu, a chwilę później dodała, że po jutrze wracamy do Polski i nie ma dyskusji, bo jutro ma ostatnia sprawę rozwodową. Świetnie. Tyle czasu to przed nami ukrywali… Powrót do Polski oznaczał, że będę się musiała rozstać z tym, co pokochałam w Londynie. Co prawda jestem dorosła i mogłabym się z nią kłócić, że chcę zostać, ale tu pojawia się problem: nie miałabym gdzie mieszkać i nie miałabym środków na utrzymanie.
- Nie wystąpię! Rezygnuję!- krzyknęłam do dziewczyn.
- Sun, nie możesz się teraz poddać.  Pomyśl o tych wszystkich godzinach ćwiczeń, o tym jak bardzo zależało ci na wzięciu udziału…- dziewczyny nagle zamilkły i usłyszałam jak ktoś wbiega do środka. -…. I musisz wyjść, bo ktoś do ciebie przyszedł. Powoli otworzyłam drzwi i zobaczyłam wpatrujące się we mnie Emm i Cleo oraz trochę przerażoną Lou. Miała ze sobą plecak, a jej twarz była mokra od łez. Gdy mnie ujrzała, natychmiast podbiegła i rzuciła mi się na szyję.
- Luiza, co się stało? - zapytałam zaskoczona.
- Ty wiedziałaś. Wiedziałaś o mamie i tacie... znaczy się... szybko się poprawiła, chociaż doskonale ją rozumiałam. Jeśli nagle się dowiadujesz, że osoba, którą całe życie nazywało się tatą, jest zupełnie obcą osobą, to trudno jest nazywać go inaczej.   Nie odpowiedziałam, jedynie mocniej ją przytuliłam.
- Ja nie chcę wracać. Chcę tu zostać.
- Lou, przecież wiesz, że to jest niemożliwe. Musimy
- Nieprawda! Będziesz musiała zostać jeśli przejdziesz dalej. Wtedy nie wrócisz!
- Luizka, przecież szanse, że mi się uda są mniejsze, niż jeden procent- odparłam z rezygnacją.  Siostra popatrzyła na mnie uważnie.
- Jak zwykle w siebie nie wierzysz. Uda ci się i obiecaj, że dasz  z siebie wszystko.
-... Obiecuję, ale robię to tylko dla ciebie mała.
- To teraz leć na scenę, bo masz dwie minuty!!!
- Właśnie!- poparła Młodą Cleo. To spotkanie wprawiło mnie w niemałe zaskoczenie. Skąd w ogóle Lou się o tym dowiedziała i skąd wiedziała gdzie jestem? Mama się pewnie o nią martwiła i trzeba do niej zadzwonić. Większość uczestników myślała w tym momencie, czy dobrze wyglądają i czy pamiętają kroki, a ja stałam zestresowana, będąc w środku kłębkiem nerwów, a powodem tego nie był konkurs lecz rozpadająca się rodzina. I w dodatku nie miałam pojęcia gdzie jest Derek. Prowadzący już nas zapowiadał, a sama nie mogłam wyjść. Nerwowo rozejrzałam się dookoła. Chłopak zjawił się dosłownie w ostatniej chwili z potarganą fryzurą i śladem szminki na policzku? Pewnie mi się zdawało, bo stał w cieniu. Wyszliśmy z  uśmiechami na scenę. W pierwszej chwili nieco oślepiły mnie światła, którymi ktoś nieumiejętnie operował,  a później moją uwagę przykuły zapełnione niemal w trzech czwartych trybuny. Nie zdawałam sobie sprawy, że już tyle osób wystąpiło. Kątem oka spojrzałam na Dereka. W pełnym oświetleniu widziałam, że to na sto procent była szminka, a gdy chłopak dostrzegł, że mu się przyglądam, szybko wytarł policzek. Prowadzący nas przedstawił, a jury zaczęło zadawać pytania. Dopiero wtedy skupiłam się na oceniających. Jakaś pani ze szkoły tańca i choreograf, dalej gość od czegoś tam i całe The Wanted. Oni sobie żarty robią?! Doskonale wiedzieli o moim występie i nawet słowem nie pisnęli, że będą mnie oceniać. Gdy Jay dostrzegł moją minę wyrażającą zdezorientowanie pomieszane ze złością, szepnął coś do Toma i obaj mieli niezły ubaw. Max puścił mi oczko, Siva coś notował, a Nath uważnie mi się przyglądał. Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, pokazał kciuk do góry i nasz występ się zaczął. Z pierwszymi dźwiękami utworu stopniowo opadały ze mnie emocje i liczył się tylko taniec. Byłam z siebie dumna, bo nie pomyliłam kroków i nie poślizgnęłam się w najtrudniejszym dla mnie do opanowania momencie. Jednak, co  z tego, że się starałam, skoro Derek momentami gubił tempo, raz prawie zmiażdżył mi stopę i ominął jedno przejście. Na próbach był zupełnie inny, tańczył z uśmiechem i to on częściej poprawiał mnie niż ja jego, a dzisiaj było tak jakby mu zupełnie nie zależało. Została ostatnia figura. Jeśli się uda, mieliśmy szansę przejść dalej. Co ja gadałam. Musiało się udać. Dla Luizy. Obrót i za kilka sekund chłopak mnie złapie. Nigdy mnie upuścił więc się nie bałam. Derek był już w odpowiedniej pozycji, ja lekko podskoczyłam i za moment miałam poczuć jego dłonie na mojej tali. Nie! Coś ty zrobił? W ostatniej chwili się odsunął i cofnął ręce. Nawet nie miałam szans na jakiekolwiek złagodzenie upadku.  Bezwładnie upadłam na podłogę przerażona tym co się stało.  Przecież inaczej miało być. Ze łzami w oczach spojrzałam na chłopaka. Poczułam się jeszcze gorzej, gdy usłyszałam:
- Sorki, ale mam w  dupie ten konkurs,  a dzięki tobie wygrałem zakład i... warto było to zrobić- powiedział na tyle cicho, że tylko ja to usłyszałam. Nie oglądając się za siebie, zszedł ze sceny i natychmiast  doskoczyła do niego jakaś blondynka.... Moment! To Bella!!! Spróbowałam wstać, ale skończyło się to porażką. Nawet nie wiem kiedy pojawił się obok mnie Nath i zniósł mnie ze sceny. Czułam się okropnie. Bezsilność i świadomość, że zawiodłam siostrę prowokowały kolejne łzy. Wtuliłam się w ramię chłopaka.
- Świetnie zatańczyłaś, to wszytko wina tego kretyna- szepnął na pocieszenie.
- Ale to nie o to chodzi...- odparłam cicho. Nath zaniósł mnie od razu do lekarza. Przez cały czas, gdy doktor chwalił, że to cud, że tylko kostkę przy tym upadku skręciłam, Sykes siedział ze mną. Kiedy założono mi opatrunek, przetransportował mnie na trybuny i wrócił do jury. Siedząc sama, zdałam sobie sprawę jak kojąco działała na mnie jego obecność i jak bardzo pragnęłam, aby był wtedy obok mnie.  Po krótkiej i dość burzliwej naradzie (najbardziej było słychać Toma, który głośno przeciw czemuś protestował), pani ze szkoły tańca wydała werdykt.
- Oceniając ten występ od strony technicznej jako jury,  musimy brać pod uwagę całokształt. Pojawiło się nieco niedociągnięć, jednak jesteśmy pod wrażeniem całego układu. Niewątpliwie jest on trudny do wykonania jednak dobrze zatańczony przynosi wspaniałe efekty. Jako parze, wyszło to niewystarczająco dobrze, aby nas zachwycić, jednak gdybyśmy oceniali tancerzy osobno, dziewczyna spisała się znakomicie, natomiast jej partner chyba nie był zainteresowany występem. Scena, której świadkami byliśmy kilka minut  temu, skłoniła nas do podjęcia następującej decyzji, występ nie zostanie oceniony i nie będziemy go brać pod uwagę.
Na hali rozległy się szmery. Sama nie wiedziałam, co o tym myśleć. Jedyne było mi cholernie smutno, że zawiodłam Lou. O wilku mowa. Siostra podbiegła do mnie i natychmiast mnie przytuliła.
- Sun, spisałaś się znakomicie. A ten cały Derek to debil jakiego świat nie widział. Powinni go za to skazać na dożywocie i w ogóle uważam, że-  Młoda wpadła w słowotok.
- Ej, stop. Trzeba zadzwonić do mamy i powiedzieć, żeby się nie martwiła...
- Już to zrobiłam- oznajmiła z dumą Lou. Nie czekając na moją reakcję, kontynuowała- powiedziałam, że jestem  z tobą i wszytko w porządku. Ma się nie martwić, bo wracamy jutro popołudniu.
-Nie możesz nie wrócić na noc do domu.
-Mogę. Poza tym ty też nie wracasz. - Młoda dalej upierała się przy swoim. Starając się nie ruszać nogą, obejrzałyśmy kilka ostatnich występów.  Werdykt był taki, że do następnego etapu przeszły grupy z Francji, Niemiec, Hiszpanii i kilka z Wysp, ale nikt z Londynu. Szkoda. Jednak wszyscy mają zapewnione dwudniowe zwiedzanie Londynu. Wątpię, czy zobaczę się przez ten czas z Viky.
- Gotowa? - z rozmyślań wyrwał mnie głos Nathana.
- Na co?- spytałam zdezorientowana.
- Jedziemy do domu. Podejrzewam, że nie chcesz tu siedzieć- odparł chłopak. Trochę niezdarnie podniosłam się z ławki, a wtedy on wziął mnie na ręce.
- Dam radę iść sama- próbowałam zaprotestować.

- Wiem, że dasz radę, ale tak jest szybciej i bezpieczniej. I łatwiej  będzie nam się wydostać tylnym wyjściem, zanim fanki zorientują się, że mnie nie ma. Chodź Młoda- zwrócił się do Lou i w dość krótkim czasie przeniósł mnie samochodu. Kevin już czekał za kierownicą.

niedziela, 3 sierpnia 2014

OGŁOSZENIE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Niestety mam dla was złą wiadomość...muszę zawieść bloga na okres wakacyjny, z powodu barku weny i czasu mam nadzieje że mi wybaczycie.Postaram się jak najszybciej napisać kolejny. Do mojego drugiego bloga rozdziały będą dodawane normalnie ponieważ są one z lekkim wyprzedzeniem.
Jeszce raz przepraszam!!!!życzę  udanych wakacji i do zobaczenia w krótce.
Kocham was<3

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 21

I dlatego nagraj ten zakład

Obudziłam się dość wcześnie, jednak ręka Nathana spoczywająca na moim brzuchu, skutecznie uniemożliwiała mi opuszczenie łóżka. Za każdym razem, gdy próbowałam wstać, chłopak mocnej mnie do siebie przyciągał. Czułam jednak, że już się obudził.
- Naaathaaan- jęknęłam.
-Mhm?- zamruczał pozwalając przekręcić mi się na brzuch
- musimy wstać i trzeba Viky odebrać  z lotniska. Jest już po ósmej- dodałam ziewając.
- Za chwilkę-odparł. Jego głos o poranku był pop prostu cudowny. Niestety nie mogłam się nim długo zachwycać.  Westchnęłam i zdjęłam z siebie rękę chłopaka. Zbierając potrzebne rzeczy skierowałam się do łazienki. Nowością był dla mnie fakt, że po raz pierwszy od bardzo długiego czasu chciałam jeść od razu po przebudzeniu. Co ciekawsze dawno nie witałam nowego dnia  z tak dobrym humorem. Nath rzeczywiście ma na mnie dobry wpływ i przy nim czuję się lepiej. Gdy wróciłam do pokoju chłopak nadal leżał na łóżku i nie spieszył się ze wstawaniem. Popatrzyłam na niego z rozbawieniem. Włączyłam telefon i zeszłam do kuchni.
- O, cześć Sun!- przywitał mnie Loczek.
- Hej. Co tam dobrego robisz? - zajrzałam mu przez ramię.
- Najlepszą jajecznicę na świecie. Też chcesz?
- Jeszcze się pytasz?  Jasne. I może dla Sykesa trochę, bo za pół godziny jedziemy na lotnisko- odparłam nakrywając do stołu.
- Nie pozwalam- Jay spojrzał na mnie surowo, a ja posłałam mu pytające spojrzenie-Nie możesz wyjechać.
Kiedy to usłyszałam, roześmiałam się. Chłopak jednak nie wiedział o co mi chodzi. 
- Nie wyjeżdżam. Po prostu odbieramy z lotniska moją znajomą. 
- A ta torba? I że byłaś smutna? Wszyscy  sądziliśmy że...
- Nie, nie, nie. Torba, bo nocuję tutaj. A smutna, bo gorszy dzień miałam. I pilnuj jajecznicy- dodałam zalewając herbatę. Gdy Jay nałożył każdemu dość sporą porcję i zajęliśmy swoje miejsca, przyszedł zaspany Nath. Widząc jego niewyraźną minę, miałam małe wyrzuty sumienia, że to moja wina.
- Sykes, podpadłeś nam- zaczął Loczek.
- Niby jak?
- Nie zaprzeczyłeś, że Sun wyjeżdża.
- Kiedy?
- Wczoraj, wieczorem. 
- Sorry, nie zwróciłem uwagi.  A tak na marginesie jesteś Sun pewna, że tyle zjesz- spytał wesoło. Niestety w tym momencie zjadłam właśnie spory kęs, więc moja odpowiedź ograniczyła się energicznego kiwnięcia głową. Reszta posiłku minęła w wyjątkowo wesołej atmosferze. Byłam tak głodna, że skończyłam jeść jako pierwsza, co porządnie zaskoczyło Nathana. Jay nie ogarniał jego zachowania, gdyż nie został wtajemniczony w historię mojego zapominalstwa o jedzeniu.  Wróciłam jeszcze na chwilkę do pokoju po torebkę.
***
Rozumiem, że dojazd może zająć znacznie więcej czasu niż to było planowane, ale żeby godzinę szukać miejsca parkingowego to już lekka przesada. Jednak wyjechaliśmy z domu na tyle wcześniej, że w głównej hali lotniska znaleźliśmy punktualnie co do sekundy, równo z lądowaniem samolotu Viki. Wysłałam jej jeszcze smsa, że czekamy przy wyjściu w pobliżu toalet. Dlaczego tu? Wielka gwiazda, pan Sykes, musiał uregulować potrzeby fizjologiczne i stwierdził, że jeśli zostawi mnie w innym miejscu, to się zgubię. Chociaż może miał trochę racji. A co do innego lokalizacji, nie zamierzałam tak stać nie wiadomo ile i usiadłam na pobliskiej ławce skąd miałam doskonały widok. W międzyczasie zdążyłam przejrzeć nieodebrane połączenia. Znowu mama, jedno z obsługi klienta i jedno od Dereka. Natomiast jeśli chodzi o smsy, mama dalej próbuje nakłonić mnie do powrotu do domu. Odpisałam, że niedługo wrócę i żeby się nie martwiła. Gdy schowałam telefon, zauważyłam zmierzającą w moją stronę wściekłą Viky. Przestraszyłam się. 
- Nie cierpię Brytyjczyków!- zaczęła na powitanie i ze złością rzuciła swój bagaż na ziemię.
- Też się cieszę, że cię widzę- przytuliłam ją na powitanie, a dziewczyna odwzajemniła uścisk. - Cieszę się, że jesteś.
- Ja też się cieszę Sun. Załatwiłam  z Wielorybem i dopiero jutro o dziesiątej mam się stawić w hotelu. Julka ma moją drugą walizkę-powiedziała wciąż się przytulając.
- A co się stało, że byłaś taka niezadowolona?
- Bo kulturalnie idę sobie do ciebie, a tu nagle jakiś kretyn we mnie wbiega. Pomijając fakt, że był zdecydowanie wyższy, to upadłam na ziemię. Jakoś przebolałam fakt, że nie pomógł mi wstać tylko się na mnie dziwnie gapił. Najgorsze, że zdeptał torebkę i rozwalił nową obudowę na telefon- opowiadała z przejęciem. Co jak co, ale Viki jest wyjątkowo spokojną  osobą i bardzo rzadko się denerwuje. Nie zazdroszczę temu komuś, kto ją tak rozzłościł.
-  Kupię ci nową obudowę i ...
-  Trochę mi zeszło, ale nie chcący potrąciłem jakąś dziewczynę...- podbiegł do nas Nath, ale raptownie zamilkł widząc Viki. Dziewczyna piorunował go wzrokiem. Chyba się domyślałam, co się stało. Usta dziewczyny zacisnęły się w wąską kreskę, a zmieszanie Nathan wywołało uśmiech na mojej twarzy. Postanowiłam jakoś zainterweniować.
- Em.. Poznajcie się. Viky Nathan, Nathan Viky- podali sobie ręce.
- No to ten... przepraszam, naprawdę nie chciałem cię przewrócić- zaczął chłopak- Nic ci się nie stało?
- Mnie nie, ale mojemu telefonowi tak- odparła  z grymasem.
- Jeszcze raz bardzo przepraszam i może jakoś mogę naprawić szkody?- Nath chyba bardzo się przejął całą sytuacją. Natomiast ja wpadłam na genialny pomysł.
- Oczywiście, że to jakoś wynagrodzić. Jak Viky trochę odpocznie idziemy na zakupy i potrzebna nam będzie pomoc. Sądzę, że świetnie się nadajesz do tego zadania- wytłumaczyłam radośnie. Chłopaka najwidoczniej przerażała perspektywa spędzenia pół dnia w galerii, ale skoro nabroił, to musi być kara. Viky natomiast była zadowolona z pomysłu niemniej niż ja i złość na Sykesa powoli z niej ulatywała.
- To w takim razie jedziemy teraz do nas,  a później na imprezę, mam rację Sun?
- Jasne. Pomożesz nam wybrać coś fajnego na wieczór.
- Pomoc się przyda zwłaszcza tobie Sun- wtrąciła ze śmiechem Viky przypominając tym samym nasze wszystkie wspólne zakupy.
-Ej, już nie wybieram sukienek godzinami. 
***
- Jesteśmy- krzyknął na wejściu Nathan, co  w trybie natychmiastowym przywołało resztę The Wanted. 
- A kim jest nasz uroczy gość?- zainteresował się Max.
- Chłopaki, poznajcie Viky, moją najlepszą przyjaciółkę, z którą dzisiaj  zamierzam spędzić mile dzień i mam nadzieję, że do nas dołączycie.- powiedziałam na jednym wydechu. Chłopcy zaczęli się przedstawiać, robiąc przy tym śmieszne pozy. Kiedy już się ładnie zapoznali, zabrałam przyjaciółkę do mojego tymczasowego pokoju, a pozostali zaoferowali się, że przygotują coś pysznego do jedzenia. Jeśli to się nie skończy na zamówieniu pizzy, będę pod wrażeniem.
- Skoro jesteśmy już same...- zaczęłam z szerokim uśmiechem. 
- Możesz mi opowiedzieć co się działo przez ostatnie trzy dni, bo zupełnie nie miałyśmy kontaktu- dokończyła kładąc się na łóżku. Ja zajęłam miejsce na krześle na przeciwko niej. Viky to moja przyjaciółka i mówimy sobie wszytko. Nie ważne czego dotyczy sprawa, nie mamy przed sobą tajemnic. Wzięłam głęboki wdech oraz upewniwszy się, że drzwi są zamknięte i nikt nie podsłuchuje, zaczęłam opowiadać. Najpierw o genialnym planie Nathaha i pomocy TJ, reakcji blondi, a później o wizycie u Sykesa, pocałunku i o "rozmowie" w domu. Przy tym ostatnim się rozpłakałam i położyłam się obok dziewczyny. Viky zaczęła mnie pocieszać, aż nagle przerwała
- Czy mi się zdaje, czy ta poduszka pachnie męskimi perfumami?- jej mina była przekomiczna i parsknęłam śmiechem. Ta dziewczyna ma świetne wyczucie czasu.
- Nie, z twoim nosem jeszcze jest ok. Jakbyś nie przerywała, to wiedziałabyś nawet dlaczego tak pachnie- na co Viky zrobiła oburzoną minę, ale już grzecznie słuchała. Skończyłam opowiadać jej o swoim zniknięciu z domu i ponownej wizycie u The Wanted. Nie pominęłam też nocnego picia kakao i tego jak Nath ze mną usnął. Im bliżej końca historii, tym  większe zdziwienie się malowało na jej twarzy .
- Po prostu chłopak idealny- rozmarzyła się- ale i tak mi podpadł więc niech się spisze na zakupach- zachichotała.
- To skoro wiesz już jak się moje życie wywróciło, to mów, co  u ciebie- zachęciłam idąc do łazienki. Na szczęście nawet z pokoju nie musiałam wychodzić, więc usuwając oznaki płaczu w skupieniu słuchałam przyjaciółki. Na pozór zwykła licealistka, a w rzeczywistości  Viky naprawdę był zabiegana. Nie dość, że zajmuje się szkolną gazetką, to Wieloryb ( polonista zawdzięczający swój przydomek niepowtarzalnej sylwetce) kazał zrobić naprawdę sporo wywiadów o zdjęć. Viky poznała też fajnego chłopaka i prawie się w nim zakochała, gdy nagle nadarzała się okazja, żeby go lepiej poznać, a wtedy okazało się że jest on totalnym idiotą, który próbuje nadrabiać wyglądem. No nie źle.
Po godzinie wspólnych rozmów postanowiłyśmy zajrzeć do kuchni. Już w przedpokoju roznosił się aromatyczny zapach obiadu. Ciekawa byłam, co wykombinowali. W salonie Nath i Tom pochłonięci byli grą, natomiast Jay, Max i Siva zajmowali się gotowaniem. 
- Co dobrego macie? - spytała Viky przyglądając się bliżej poczynaniom chłopaków. 
- Spaghetti- odparł dumnie Max mieszając sos.
W tym samym czasie Jay kończył swój wegetariański sos bez mięsa, a Siva zajmował się makaronem.
- A długo jeszcze? Bo zgłodniałam trochę- dziewczyna jak zwykle bez ogródek mówiła co czuje. Czasem jej tego zazdrościłam.
- Oj Viky, jeszcze jakieś dwadzieścia minut. A w tym czasie proponuję poznać trochę naszego gościa- dodał znacznie głośniej. Wszyscy poszliśmy do pokoju i siadaliśmy w kółku, a Parker przyniósł butelkę. Szybko wytłumaczyłam przyjaciółce nieco zmodyfikowane zasady gry i przyszła kolej na pytania. Odniosłam wrażenie, że ją  wypytywali o większe banały niż mnie np. ulubiony kwiat, owoc, bajka, film. Żadnych pytań, gdzie musiałaby się nieco rozgadać. Jak na złość butelka mnie omijała. Szkoda, bo miałam już świetne pytanie.  Dopiero po kilkunastu minutach wypadła moja kolej. Niestety nadal nie mogłam "zaatakować" Viky, ponieważ po całym domu zaczął się roznosić okropny zapach spalenizny.
- Ktoś w ogóle obiadu pilnuje?- na moje słowa Jay i Siva zerwali się z miejsc i pobiegli sprawdzić sytuację. Nawet taki beznadziejny kucharz jak Viky, wiedział, że nie zje już tego spaghetti. 
- Przykro mi, ale musimy zmienić plany i zjeść coś innego, bo nasz obiad troszkę się...em...- Jay się zaciął. Viky wydała zsuszony jęk, a  Nathan z Tomem się roześmiali przybijając piątki. Dosłownie sekundę później rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Sykes jak gdyby nigdy nic poszedł otworzyć, a po chwili wrócił z triumfalną miną niosąc kilka pudełek pizzy .
- Co to ma być?!- zbulwersował się Max.- Wy od początku nie wierzyliście, że nam się uda, prawda?
- To był spisek- dorzucił Jay, ale nikt ich już nie słuchał, ponieważ wszyscy zajadaliśmy się pizzą. No, prawie wszyscy.
- A zamówiliście chociaż wegetariańską?- biedny Loczek wciąż szukał czegoś dla siebie.
- No jasne, że tak. Raczej nikt ci jej nie podwędził- powiedział z pełną buzią Parker.  Wtem usłyszałam ciche "upsi" po lewej stronie i z rozbawieniem spojrzałam na Viky. Chyba nie każdy jeszcze wiedział, że ona też nie toleruje mięsa.
-Jay, siadaj tutaj. Viky też jest wegetarianką- rozjaśniłam sytuację i skończyłam jeść na pół z Nathanem hawajską.
***
- Sun, ile ty sukienek zamierzasz jeszcze przymierzyć?- niecierpliwiła się Viky, kiedy po dwóch godzinach szukania odpowiedniego stroju nic sobie nie upatrzyłam.
- Po prostu muszę znaleźć coś, co będzie mi pasować- odparłam zrezygnowana i weszłam z przyjaciółką do kolejnego sklepu. Chwilowo nie było z nami Nathana, ponieważ poszedł odnieść resztę zakupów do samochodu. Chociaż to tylko cztery torby, i tak będzie mu wygodniej. Jak na razie wybrałam dla siebie sweter i spodnie, a Viky szpilki i torebkę. Przeglądając kolejne modele sukienek, natrafiłam na jedną, która mogłaby się nadawać na dzisiejszy wieczór, a kiedy dziewczyna zauważyła, że jednak coś wpadło mi w oko, natychmiast wysłała mnie do przymierzalni. Sama zabrała ze sobą dwie kreacje. Chociaż wcisnęłam się w strój bez problemu i całkiem fajnie w nim wyglądałam, nie byłam pewna czy brać. Poczekałam chwilkę, aż Viky też założy jedną z sukienek i wyszłam do przyjaciółki. Dopasowany krój i czarny kolor materiału sprawiały, że dziewczyna prezentowała się naprawdę świetnie.
- I jak?- spytałam niepewnie?
- Ty żartujesz? Kupuj tę sukienkę, bo wyglądasz w niej bosko. 
- Kto wygląda bosko, to nie będę wytykać palcem. Zastanowię się jeszcze. 
- Jak chcesz. Chyba nawet nie przymierzam tej drugiej i biorę tą, co mam na sobie- stwierdziła, mówiąc bardziej do siebie niż do mnie. Sukienka rzeczywiście mi się podobała, ale nie do końca byłam do niej przekonana. Po kilki minutach opuściłyśmy sklep, a Sykes, który czekał na nas na zewnątrz, od razu wziął od Viky torbę z zakupami.
- To już skończyłyście?- zdziwił się, gdy skręciłam w stronę wyjścia. 
-  Ja tak, ale Sun nie chce kupić takiej super sukienki, co gdzieś tam wisi- wskazała głową na wieszak, a Nath posłał mi pytające spojrzenie. 
- No okej, nie jest zła, ale nie jestem do niej przekonana. Może coś przekąsimy jeszcze?-zmieniłam temat.
- Czemu nie, tylko najpierw muszę odwiedzić toaletę- a chłopak dołączył się do tego stwierdzenia. Z westchnięciem opuściłam tę dwójkę zmierzając w stronę KFC. Po drodze natknęłam się jeszcze na sklep, gdzie mogłam kupić nową osłonkę dla Viky. Bez wahania  do niego wstąpiłam. Powiedziawszy sprzedawcy o jaki telefon mi chodzi, zostałam zasypana mnóstwem wzorów i modeli. Niemal wszystkie mi się bardzo podobały, ale trochę gonił mnie czas, więc szybko przejrzawszy cały asortyment zdecydowałam się na  biało- czarne etui w kształcie pandy. Dziewczyna uwielbia ten motyw. Mam nadzieję, że się spodoba. A KFC jakimś cudem trafiłam na kasę z dwuosobową kolejką. Gdy zamówiłam trzy b-smarty pojawili się Viky i Nathan. Oboje mieli szerokie uśmiechy na twarzach, czyli spodziewałam się między nimi rozejmu.
***
-Sun!? Gdzie masz szampon?! - krzyczała z łazienki Viky. Za dwie godziny wychodzimy na imprezę więc wypadałoby się zacząć szykować. 
- Obok żelu pod prysznic!- odparłam, chociaż pewnie było to już zbędne. Siedziałam na łóżku i zastanawiałam się co założyć. Pakując się w pośpiechu i nie zwracałam zbyt dużej uwagi na to jakie ubrania zabieram, dlatego miałam przed sobą dwie sukienki i nie mogłam się zdecydować. Jedna czerwona, dość wyzywająca, nie przekonywała mnie do siebie. Druga granatowa, bez pleców. Gdy zastanawiałam się nad dodatkami,  doszłam do wniosku, że lepiej będzie jeśli założę ciemniejszy strój. Ułożyłam wszytko na łóżku i w tym momencie wyszła z łazienki Viky. 
- Masz może suszarkę albo prostownicę?
- Niestety nie,  ale możesz zapytać Jay'a albo poszukać w łazience na dole. 
- A myślisz, że ktoś tam jest teraz?
- Chyba nie, a co?
- To zabieram rzeczy i jak będziesz gotowa, to przyjdź tam do mnie.- i tyle jej było. Z lekkim uśmiechem na twarzy wzięłam kilka potrzebnych rzeczy i poszłam pod prysznic. Nie siedziałam tam długo, ponieważ głowę myłam już rano. Kiedy wyszłam, doznałam małego szoku. Moja sukienka zniknęła, a na jej miejscu leżało duże ładne pudełko z wielką kokardą. Co jak co, ale nie spodziewałam się tego po Viky. Ciekawość zżerała mnie od środku. Powoli podniosłam wieczko,  a w środku zobaczyłam ... sukienkę, którą mierzyłam w galerii i dołączony do niej mały liścik. "Ta to ma pomysły" pomyślałam z uśmiechem, ale treść karteczki mnie zaskoczyła.

Obiecałem Ci doradzić w zakupach i nie wywiązałem się z umowy. Niestety nie widziałem jak świetnie wyglądasz w tej sukience, dlatego mam nadzieję, że zgodzisz się ją założyć na dzisiejszy wieczór.
                                                                              N.

Przeczytałam to jeszcze raz i jeszcze raz i wciąż byłam szoku. To nie Viky, tylko Nathan sprawił mi ten prezent. Nie przeczę, że mi się podobał, jednak nie mogłam tego przyjąć. Rozumiem, że jest zawsze dotrzymuje słowa, ale z tym trochę przesadził. Wzięłam sukienkę i dokładnie ją obejrzałam. Nagle drzwi się otworzyły i do pokoju wpadła Viky.
- Kiedy zdecydowałaś się ją kupić?
- Nie kupiłam jej- odparłam i podałam dziewczynie liścik. Ona też była tym zaskoczona, tak samo jak ja.
- Czemu się nie ubierasz? Za dwadzieścia minut wychodzimy- To już? Strasznie szybko zleciało. Popatrzyłam niepewnie na strój- Sun, na co czekasz? 
- Nie wiem czy to założyć...
-Ale bzdury wygadujesz. Oczywiście, że powinnaś... No, już. Streszczaj się i cię uczeszę.- ponaglała mnie Viky. Ostrożnie ubrałam się w sukienkę, a w połączeniu z boskim szpilkami od Naree było całkiem nieźle. Dziewczyna szybko zrobiła mi delikatnego koka, który w jej wykonaniu zawsze świetnie się sprawdzał. Do tego mocniejszy makijaż. 
- Teraz możesz się przejrzeć- zakomunikowała wesoło przyjaciółka. Odwróciłam się w stronę lustra. Efekt końcowy był po prosty zniewalający. Nie przypuszczałam, że mogę tak dobrze wyglądać w tej sukience. Uściskałam Viky i z wielkimi uśmiechami zeszłyśmy do salonu. Oczywiście tradycji stało się zadość i my, czyli dziewczyny, byłyśmy ostatnie. Chłopcy stali tyłem do schodów i gdyby Viky nie kichnęła, nawet nie zorientowaliby się, że przyszłyśmy.  
- Na zdrowie- odpowiedzieli automatycznie i zaczęli lustrować nas wzrokiem. Czułam się przez to troszkę niezręcznie. Spojrzałam na Sykesa, a kiedy dostrzegł mój wzrok, na jego twarz wkradł się mały uśmiech. Podeszłam do niego, a wtedy on szepnął mi do ucha
- Wyglądasz cudownie w tej kreacji, nawet lepiej niż sobie wyobrażałem.
- Dzięki, ale..
- Gołąbeczki, zbieramy się- przerwał nam Max. Po jego minie widziałam, że zrobił to z premedytacją. I co ciekawsze, zaczął o czymś gawędzić z Viky.
***
Przy stoliku czekały już na nas Naree i Kels. Dziewczyny ucieszyły się na nasz widok i natychmiast zostały czule powitane przez swoich chłopaków. Jeszcze nie zdążyliśmy się wygodnie rozsiąść, a kelner przyniósł zamówione przez Jay'a drinki. 
- Poznajcie się . Viky, Naree i Klesey. Kelsy i Naree, Viky- przedstawiłam je sobie.
- W takim razie na początek wypijamy za świetną zabawę- zaczął Jay. Po chwili Parker porwał swoją dziewczynę i ruszyli na parkiet. Siva szybko poszedł w jego ślady. Nawet Max i Viky zniknęli gdzieś w tłumie. 
- Zatańczymy? - spyta Nath. Zgodziłam się. Chłopak poprowadził mnie na środek sali. Był naprawdę świetnym tancerzem i nawet nie zauważyłam kiedy minął kilka dość szybkich kawałków. Miałam ochotę się napić. Zaczęliśmy kierować się w stronę stolika, ale Sykes złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. 
- Jeszcze ta piosenka i wracamy- powiedział. Przez sekundę zastanawiałam się "czemu", ale kiedy usłyszałam pierwsze dźwięki, już wiedziałam o co chodzi. Przytulaniec. Część osób opuściła parkiet, ale nadal było tłoczno. Uśmiechnęłam się do chłopaka i zarzuciłam ręce na jego szyję.
-  Mam nadzieję, że ci prezent ci się podoba.
- Jasne, że tak, ale zaskoczyłeś mnie nim. Dziękuję
- Taki miałem zamiar. W ogóle ślicznie wyglądasz
- Ale wiesz, że nie musiałeś
- Mhm- wymruczał wtulając się moje włosy. Dzięki moim cudownym butom byliśmy niemal równi.
- Jak mam ci podzięko...- nie skończyłam, ponieważ chłopak mnie pocałował. Widząc wesołe iskierki w jego oczach, odwzajemniłam pocałunek.
- Może być tak- dodał, gdy się oderwaliśmy od siebie. Ach, tak? Uśmiechnęłam się lekko. Skoro chce takiej zapłaty, to ją otrzyma. Tym razem ja go pocałowałam i przerwałam w chwili, gdy skończyła się piosenka. Wróciliśmy do stolika. Jay'a nie było, ale dostrzegłam go przy barze, gdzie podrywał jakąś laskę. Sivy i Naree też jeszcze nie było, albo lepiej powiedzieć " już nie było", bo przed chwilą się ulotnili. Jedynie Kels i Tom coś pili non stop okazując sobie czułości oraz Max i Viky, którzy raptownie zamilkli widząc mnie i Nathana. 
- Sun, Max nie pozwala mi pić!- zdenerwowała się dziewczyna. A to niespodzianka.
- Serio Max?
- Wypiła cztery drinki, a jutro ma nie mieć kaca- słysząc to, zaczęłam się śmiać. Nie znam osoby, która ma lepszą głowę do picia niż Viky. Chociaż ja szybko odpływam, nie mam kaca. A ona? Pije ile chce i dopiero w bardzo krytycznych sytuacjach budzi się z bólem głowy. Dziewczyna widząc zdezorientowanie Max, wyrwała mu z ręki szklankę. Z tryumfalną miną zaczęła pić drink, robiąc chłopakowi na złość.
- Zobaczymy, czy po piątym będziesz się tak trzymać- zastanawiał się George i wręczył jej kolejny napój. 
- To teraz idziemy tańczyć.
- Co jest z Maxem?- spytałam, kiedy ta dwójka zniknęła mi z pola widzenia.
- Po prostu bardzo polubił Viky i znalazł w niej bratnią duszę
- A on coś...
- Traktuje ją jak młodszą siostrę.  Jakby coś do niej miał, byłby inny. No i lepiej, że Max się zajmuje Viky a nie Jay
- W sumie racja- skończyłam swojego drinka i znów ruszyłam z Nathanem na parkiet. Tym razem nie tańczyłam tylko z nim i zaliczyłam kilka piosenek z Maxem, z Sivą, Jayem i jedną z Tomem. Kiedy wróciliśmy do stolika, Kaneswaran z Naree zmyli się do mieszkania dziewczyny, natomiast Jay urządził sobie niezłą popijawę z Maxem i Nathanem. Tom szybko do nich dołączył, a ja z Viką ze śmiechem obserwowałam ich zabawę.
-  Cieszę się, że masz tutaj takich super znajomych- zaczęła Viky.
- Ale i tak nie zastąpią ciebie. Tak w ogóle jak ci się podoba?
- Jest zajebiście no i ...
-Słońce moje kochane, pomóż nam- Max przypomniał sobie o naszej obecności.
- Co wymyśliliście?
- Bo się założyłem z BabyNathem, że do wtorku nie wytrzymacie bez buziaków,  a ten kretyn mi przeczy. I ja mówię, że zapomni i ja też, i dlatego nagraj ten zakład- poprosił trochę nieskładnie, co drugie słowo popijając. Gdybym nie wypiła wcześniej, pewnie byłabym w szoku, ale że alkohol robi swoje natychmiast poparłam Nathana, a Viky chyba wszystko nagrała.

____________________________________
Hej Miśki! Mam nadzieję, że Wam się podoba =)  Chcę Was poinformować, że prawdopodobnie w przyszłą niedzielę nie nie dodam rozdziału z powodów zdrowotnych. Tak na serio jestem  w sanatorium i nie mam tam warunków na pisanie. Mogę Wam natomiast obiecać, że kiedy już wrócę na stałe do domu ( za dwa tygodnie) to w tygodniu dorzucę zaległy rozdział =P 


niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział 20

Kakao pomaga zasnąć

Przed domem zauważyłam służbowy samochód taty. Przecież mama mówiła, że nie będzie go wcześniej niż za kilka dni. Chyba, że coś się stało… Przyspieszyłam kroku. Już wchodząc do środka słyszałam głośną kłótnię rodziców. Zaskoczona szybko skierowałam się do salonu, skąd dochodziły krzyki. Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Oni nigdy się tak nie zachowywali. Zawsze byli spokojni, czasem ich za to podziwiałam. A dzisiaj?
- Tess, dobrze, że już jesteś- zaczęła mama. Fakt, że zwróciła się do mnie pełnym imieniem zwiastował coś niedobrego. Ostatnio tak mówiła prawie rok temu, jak wróciłam z imprezy w dość opłakanym stanie. Jednak teraz nic nie zrobiłam…
- C-co się stało?- spytałam patrząc na twarze rodziców. Zero reakcji. Posłali sobie zawistne spojrzenia. Mama starała się unikać odpowiedzi, spoglądając na ojca.
- Może powiedziałabyś swojej córeczce po co ją do cholery tu ściągnęłaś. – zdenerwował się tata.
- To jej powiedz! Przyznaj się jak przez ostanie dwa lata mnie zdradzałeś sądząc, że ja tego nie widzę!  Śmiało, powiedz jej, że celowo zaaranżowałeś przeprowadzkę,  wmawiając mi, że w ten sposób chcesz skończyć z tamtą kobietą, a tak naprawdę zrobiłeś to tylko po to, żeby całkowici dociąć się od rodziny pod pretekstem durnych delegacji!!!-  mama porządnie się wkurzyła. Chociaż starała się ukryć, jak wielki ból sprawia jej mówienie tego wszystkiego, nie zdołała powstrzymać łez.
- Zwal teraz całą winę na mnie!
- Tato? Nie wierzyłam, w to co słyszałam. Wydawało mi się, że jesteśmy kochająco się rodziną, że takie rzeczy dzieją się tylko w tandetnych programach i że nas to nie spotka. Nigdy nie przypuszczałabym, że tata zrobiłby coś takiego…
- Nie nawyzywaj mnie w ten sposób Thereso. Nie jestem twoim ojcem. - odparł wrogim tonem . Zrobiło mi się słabo, ale nie dałam tego po sobie poznać. Delikatnie oparłam się o ścianę i posłałam w stronę mamy pytające spojrzenie.
- To prawda. Chcieliśmy… Chciałam ci powiedzieć o tym w innych okolicznościach, ale wyszło jak wyszło. W każdym razie Robert nie jest twoim ojcem. Rok po ślubie go zdradziłam. Później urodziłaś się ty- przerwała na chwilę, patrząc na mnie ze smutkiem. Jej słowa docierały do mnie z lekkim opóźnieniem, a każde kolejne zdanie powodowało, że w moich oczach pojawiały się łzy.- Robert wiedział o wszystkim, traktował cię jak własną córkę do momentu kiedy przestało mu całkowicie zależeć na rodzinie. Planowałam cię tylko poinformować, że bierzemy rozwód i przykro mi, że musiałaś słuchać naszej kłótni.
- Tobie jest przykro ?! Przez cały czas żyłam w kłamstwie! Oszukiwaliście mnie, a teraz mówisz jak gdyby nic takiego się nie stało, że jest ci przykro?
- Tess, kochanie…- mama chciała mnie uspokoić i przytulić. Gwałtownie się do niej odsunęłam.
- Nie, zostaw mnie!- krzyknęłam przez łzy i pobiegłam do swojego pokoju. Będąc na schodach, usłyszałam jeszcze  fragment rozmowy
- Jadę po Luizę. Za godzinę ma cię tu nie być i zabierz wszystkie swoje rzeczy!!!

 Kiedy znalazłam się w swoim pokoju, zamknęłam drzwi na klucz i zrezygnowana zsunęłam się po ścianie podkurczając nogi pod siebie. Łzy same cisnęły mi się do oczu, nie próbowałam ich nawet powstrzymać. Jak oni mogli mnie tak oszukiwać? Bo niby dzięki temu miało być lepiej? Czy oni naprawdę sądzili, że nigdy nie będą musieli powiedzieć mi prawdy? A ta… A człowiek, którego uważałam za ojca w jednej chwili kompletnie się mnie wyparł. Ponad osiemnaście lat traktował mnie jak córkę i był dla mnie tatą, a nagle nie chce mnie ze mną nic wspólnego? W dodatku przez kilkanaście miesięcy zdradzał mamę udając przed nami, że wszystko jest w porządku. Nie ma co, aktorzy z nich świetni.  Dopiero teraz, po przyjeździe do Anglii wszytko  zaczęło się psuć. Chociaż nie wiem, czy to jest dobre określenie.  Odkąd się przeprowadziliśmy, po prostu uwidoczniły się napięte relacje między rodzicami tzn. między mamą i Robertem. Z jednej strony to dobrze, że mama chce się od tego uwolnić, ale…. Najbardziej na tym ucierpi Lou. Szkoda mi jej.
Usłyszałam trzask drzwi. Podeszłam do okna i zauważyłam odjeżdżające auto. Zostałam sama w domu. W miejscu, które już zawsze będzie mi przypominać o dzisiejszej „rozmowie”. Nie chciałam widzieć się z mamą, kiedy wróci do domu. Nie zamierzałam słuchać wyjaśnień z jej strony. Nie miałam ochoty spędzać z nią czasu. Muszę sama przemyśleć to wszystko jeszcze raz na spokojnie, a jej obecność jedynie to utrudni. Niewiele myśląc wyjęłam z szafy średniej wielkości torbę podróżną i zaczęłam wrzucać do niej najpotrzebniejsze rzeczy, trochę ubrań. W łazience szybko poprawiłam swój wygląd, żeby nie odstraszać w autobusie ludzi i poszłam na przystanek autobusowy.

Niepewnie zapukałam do drzwi, zapominając, że miałam tego nie robić. Jednak wtedy to nie miało dla mnie żadnego znaczenia. W myślach wciąż słyszałam jedno zdanie „Nie jestem twoim ojcem”.
- Sun, co się stało?- otworzył mi Nath wyraźnie zaskoczony moim nagłym pojawieniem się.
- Mogę spać dzisiaj u was?- zapytałam z smutkiem.
- Jasne, chodź. W kuchni Jay robi pizzę- powiedział biorąc moją torbę. Chłopak skierował się na piętro,  a ja do Loczka. Rzeczywiście McGuiness miał na sobie zabawny fartuszek i kończył przygotowywać ciasto. Stojąc w wejściu, w ciszy obserwowałam jego poczynania. Ser i pieczarki  na jedną, a salami na drugą pizzę. Dopiero gdy wstawił obie blachy do piekarnika, zauważył moją osobę.
- Sun, jak ja cię dawno nie widziałem- podszedł mnie przytulić.
-Masz rację, godzina to bardzo długo- odparłam z uśmiechem.
- Oj, to się nie liczy. Tylko w drzwiach się minęliśmy.
- Właśnie!- do rozmowy wtrącił się Max. Zaraz po nim przyszedł Tom z Sivą. Rozsiedliśmy się w salonie oglądając przypadkowe programy. W pewnym momencie Parker przejął pilot i przełączył na jakąś nudną telenowelę, co spotkał się z ogólnym sprzeciwem.
- To tylko ostatni odcinek. Po prostu muszę to zobaczyć-bronił się dzielnie. Nikt go jednak nie słuchał- Chociaż pół godziny. Też was wciągnie. Teraz Pablo się wyprowadza z domu bo Karmen go zdradzała i ma dziecko z innym.

To krótkie streszczenie zainteresowało Maxa,  a mnie niestety zepsuło humor. Sytuacja znajoma, chociaż w firmie. Nie wierzę, że w moim życiu też doszło do czegoś tak niewiarygodnego. Pod pretekstem wizyty w toalecie opuściłam salon. Wszytko byłoby dobrze gdym niechcący nie wpadła na Nathana przy schodach. Chłopak złapał mnie ratując przed upadkiem, ale tym samym zauważył w moich oczach łzy. Bez słowa złapał mnie za rękę i zabrał do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku  opierając się o zagłówek i tuląc do siebie dużą mięciutką poduszkę. Natha zajął miejsce obok i tak samo jak dwie godziny wcześniej, nieco przeciągnął mnie  w swoją stronę, przytulając.
- Co się dzieje?- szepnął zamykając mnie w uścisku. Przyjemna woń jego perfum na moment odwróciła moją uwagę od całej sytuacji, ale nie powstrzymała płaczu. W ramionach Natha czułam się bezpiecznie. Zupełnie tak, jakby sama jego obecność spychała wszystkie problemy na dalszy plan. Zwlekałam z odpowiedzią. Nagle rozległo się pukaninie.
- Młody, oddawaj Sum, bo pizza gotowa- zakomunikował Jay i odszedł. Na te słowa mój brzuszek dał o znać o swoim istnieniu, jednak nigdzie nie chciałam iść. Sykes zaoferował, że przyniesie jedzenie. W tym czasie poszłam do łazienki i zmyłam nieco makijaż.  Gdy wróciłam, chłopak już siedział topił swoją porcję w ketchupie. Poszłam w jego ślady, jednak zdecydowałam się na znacznie mniejszą porcję przyprawy.
-Sun, jedz. Co jak co, ale Jay robi znakomitą pizzę- zachęcał mnie, kiedy niepewnie patrzyłam na talerz. Z uśmiechem zabrałam się konsumowanie i dziwo pizza była przepyszna.  Dobrze, że Nath wziął kilka kawałków i nie musiałam schodzić po dokładkę.
- Skoro już Cię nakarmiliśmy- zaczął chłopak z poważną miną, na co miałam ochotę się śmiać- to powiedz mi, skąd ta nagła decyzja o przeprowadzce.
- …
- Dobra, nie naciskam. Idziemy na dół?

***

Po maratonie filmowym, który trwał ponad sześć godzin, zmęczeni wróciliśmy do swoich pokoi. Tak właściwie, to reszta już dawno spała, a ja z Tomem postanowiłam posprzątać. Nie robiąc zbędnego hałasu pozbieraliśmy wszystkie papierki, puszki i opakowania po ciastkach. Później zmiotłam jeszcze podłogę  i zmyłam  szklanki. Tom odpadł kilka minut wcześniej. Po powrocie do sypialni zdecydowałam się na szybki prysznic, bo nie miałam już siły siedzieć dłużej w łazience. Przebrałam się w piżamkę i wskoczyłam do łóżka. Miałam nadzieję szybko zasnąć, ponieważ nie chciałam myśleć o tym, czego się dzisiaj dowiedziałam. Zamierzałam jeszcze ustawić budzik, ale gdy tylko odblokowałam ekran, doznałam lekkiego szoku. Prawie dwadzieścia nieodebranych połączeń od mamy i kilka smsów. Ostatni sprzed dziesięciu minut. Ważkie zawierały identyczną treść "Słońce gdzie jesteś? Martwimy się o ciebie, wracaj do domu". Teraz się martwią, ale kiedy niemal wykrzyczeli mi prosto w twarz, że "ojciec" nie chce mnie już znać, bo jestem efektem błędu popełnionego przez matkę, to wtedy nie interesowali się jak zareaguję. Mimo wszytko zrobiło mi się trochę szkoda mamy, więc odpisałam "Ze mną jest wszystko w porządku, nie martw się". Po wysłaniu wiadomości wyłączyłam urządzenie

Przez ten telefon wróciłam myślami do dzisiejszego popołudnia. Jeszcze raz starałam się przeanalizować całą sytuację, odtwarzając w myślach wszystkie wypowiedzi. Skuliłam się  do pozycji embrionalnej, a do oczu napłynęły mi łzy. Teraz z pewnością nie usnę. Sięgnęłam po chusteczkę, a kiedy wydmuchałam nos, najciszej jak umiałam zeszłam do kuchni. Zegar na ścianie wskazywał kilka minut po pierwszej.  Ciemność, zakłócona jedynie wpadającym przez okno światłem lamp, sprawiała, że dom wyglądał zupełnie inaczej. Brak głośnych śmiechów i wygłupów oraz nienaturalny dla tego miejsca spokój wraz z równomiernym tykaniem zegara działał na mnie usypiająco. Usiadłam przy wysepce kuchennej. Podparłam głowę rękami, ale za każdym razem gdy zamykałam oczy, powracał obraz kłócących  się rodziców. To było straszne. W pewnym momencie poczułam jak ktoś zakrywa mi usta dłonią. Przerażona odwróciłam się do tyłu, a kiedy zobaczyłam Nathana, pokazującego żebym nie krzyczała, zdjęłam jego rękę i z ulgą powoli wpuściłam powietrze.
-  Co ty tu robisz? - zapytał szeptem siadając naprzeciwko mnie. Spuściłam głowę,  a luźne kosmyki włosów zasłoniły moją twarz, chociaż to nie było konieczne ze względu na wszechobecną ciemność.
- Nie mogę spać- odparłam wymijająco. Przez moment czułam na sobie wzrok chłopaka, a po chwili wstał i zaczął coś gotować.
- Co robisz?
-Kakao. W sumie miałem na nie ochotę no i kakao pomaga zasnąć- wytłumaczył wesoło. Przebywanie z nim sam na sam przypomniało mi o naszym spotkaniu sprzed kilku godzin . Przez ten cały pocałunek nie byłam pewna czy nadal jesteśmy przyjaciółmi czy to coś więcej. Owszem, traktowałam Nathana jak prawdziwego przyjaciela, ponieważ mogłam mu zaufać i zawsze mi pomagał, ale w jego obecności czułam też, że nie muszę niczego obawiać, a to uczucie podczas całowania... Realnie jednak rzecz biorąc on może mieć każdą więc jakie są szanse, że zakochałby się we mnie? No właśnie...
- Proszę- postawił przede mną  gorące kakao wyrywając mnie z zamyślenia. Powoli piłam napój obserwując chłopaka, który był najwidoczniej nieświadomy mojego zachowania, gdyż nad czymś intensywnie  się zastanawiał. W takiej ciszy opróżniliśmy kubki.
- Wracamy?
-Um....Tak- odpowiedziałam, chociaż wcale nie miałam na to ochoty. Dlaczego? Powrót do sypialni wiązałby się z próbą zaśnięcia, a to z kolei przywołuje to, o czym tak bardzo nie chcę pamiętać. Przed pokojami zatrzymaliśmy się na chwilę.
- Dobranoc Sun.
- Nath, mógłbyś ze mną chwilę posiedzieć?- poprosiłam. Słowa same wypłynęły z moich ust zanim zdążyłam się nad nimi zastanowić. Mimo to chłopak bez słowa wszedł ze mną do środka. Pierwszy siadł na łóżku opierając się o ścianę, a ja umiejscowiłam się obok, układając głowę na  jego ramieniu.
- Jak byś czuł, gdybyś nagle dowiedział się, że twoja rodzina jest fikcją?
- Z pewnością byłoby mi ciężko, ale dlaczego o to pytasz?
- Bo właśnie dlatego wróciłam wtedy do domu- wyszeptałam. Zamrugałam szybko próbując powstrzymać łzy, ale to nic nie dało.  Chłopak patrzył na mnie zaskoczony. Zdławionym głosem próbowałam opowiadać dalej- Kiedy zadzwoniła mama, wiedziałam, że coś się stało. W domu już na wejściu  słyszałam kłótnię rodziców,  a oni nigdy się nie kłócą- podniosłam lekko głoś i zrobiłam przerwę, żeby odetchnąć. Nath mnie objął ramieniem i przytulił.
- Powiedzieli, że biorą rozwód. Niby coś normalnego, no nie? Ludzie cały czas się rozwodzą. Ale wiesz czemu to robią? Bo ponad dwa lata ojciec zdradzał mamę, a ona o tym wiedziała. Rozumiesz? Wiedziała. A przeprowadzkę ojciec  zrobił specjalnie. No i ostatnio przesadził, bo się od nas całkowicie już odsunął- rozpłakałam się na dobre. Nath tulił mnie do siebie, gładząc ręką moje włosy.
-Cii... Już dobrze. Moi rodzice też się rozwiedli. Po za tym masz nas, pomożemy ci - szeptał cicho do ucha. Kiedy się odrobinkę uspokoiłam, podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy.
- Ale ty nic nie rozumiesz. Osobą, którą uważałam za ojca wcale nim nie jest. A ja się urodziłam bo mama zdradziła go kilkanaście lat temu- powiedziałam na jednym wydechu. Chłopak przez chwilę analizował moje słowa.
-Sun... - otarł kciukami moje łzy.- Wiem, że teraz cierpisz z tego powodu i to z pewnością jest dla ciebie bardzo trudne, ale wiedz, że jesteś wspaniałą dziewczyną i ludzi nie interesuje to, kim są twoi rodzice. Ważne jest, kim ty jesteś. A jesteś naprawdę wyjątkowa, utalentowana, kochana...- zaczął wyliczać, a ja patrzyłam na niego zszokowana. Zaskoczył mnie. Chociaż z drugiej strony może tak mówić, żebym się uspokoiła. Taaa... Moja nieufność daje o sobie znać.
- Nie mów, że...
-Że jesteś cudowna?- uśmiechnął się delikatnie.- Uwierz mi, że nie kłamię. Jesteś dla mnie ważna i nie pozwolę, żebyś się zadręczała problemami- dodał cięższej całując mnie w czubek głowy. Nawet nie wiem kiedy z pozycji siedzącej zsunęłam się do leżącej. Nathan chciał chyba wstać, ale widząc moje przestraszone spojrzenie, powiedział:
- Nie bój się, zostanę jeśli chcesz. - skinęłam lekko, ale to wystarczyło, żeby chłopak z powrotem położył się obok mnie. Od razu położył rękę na moim brzuchu i wtulając twarz w moje włosy, szepnął:
- Dobranoc Sun.- Jego bliska obecność i szczere słowa poprawiły mi nastrój. Może rzeczywiście  nie powinnam brać tego do siebie? Skoro liczy się tylko to, jaka ja jestem, nie powinnam przejmować się ojcem ani tym, jak zachowała się mama. Czasu nie cofnę i nic nie zmienię. Muszę samodzielnie walczyć o swoje i nigdy się nie poddawać. Z takim postanowieniem zasnęłam.