Rozdziały w każdą niedzielę.

niedziela, 14 września 2014

Rozdział 23

Nie jest  mi łatwo pozwolić ci odejść...

Jak zwykle opiekuńczy pan Sykes nie pozwolił mi samodzielnie dojść do domu, ale uparł się, żeby mnie zanieść „bo tak będzie bezpieczniej”. Nie sprzeczałam się z nim, jedynie wywróciłam oczami. Zostałam  położona na wygodnej kanapie. Nagle coś sobie przypomniałam
- I tak muszę tam jeszcze wrócić po swoje rzeczy.
- Wcale nie. Wzięłam je, zanim poszłaś na występ- odezwała się Lou. W tym czasie Nath przyniósł z kuchni sok pomarańczowy i trzy szklanki.
- Chcecie coś zjeść? Pizza, kanapki, chińszczyzna, tosty? - zaczął wyliczać chłopak.
- Nath, naprawdę nie trzeba. I tak jest już późno- tja, jak zwykle w takich momentach moje ciało mnie zdradziło i zaburczało mi w brzuchu. Zażenowana spuściłam głowę.
- To może tosty- zaproponowała Lou i kiedy Sykes zniknął w kuchni, usiadła na podłodze opierając się o kanapę. - Sun, powiedz mi, co się tak naprawdę dzieje- niemal szeptała.
- Najpierw powiedz, co wiesz, będzie mi łatwiej- starałam się uniknąć odpowiedzi.  Dziewczyna westchnęła i zaczęła opowiadać smutnym głosem tak, że tylko ja ją słyszałam.
- Bo zapytałam się mamy czemu nie ma ciebie i taty, a ona powiedziała, że nocujesz u znajomych a  tata w pracy. Później spytałam czemu nigdzie nie ma jego rzeczy dlaczego się spieszy, bo cały dzień była zabiegana i  cały czas rozmawiał z jakimś panem Braunem. Nie chciała mi nic powiedzieć i jak po południu ten pan do niej przyszedł, podsłuchałam ich rozmowę. I mama powiedziała, że chce mieć ten rozwód jak najszybciej za sobą, i że tata nie powinien robić problemów bo nie jest naszym ojcem, i pojutrze i tak wracamy do Polski. Jak mama wyszła, spakowałam kilka rzeczy uciekłam do ciebie- skończyła mówić wtulając się we mnie. Na chwilę zapanowała między nami cisza przerywana odgłosami dochodzącymi z kuchni. Bałam się powiedzieć Młodej prawdy, bo nie wiedziałam jak zareaguje. Jednak z drugiej strony nie chciałam jej okłamywać, ponieważ jest bystra i sama się zorientuje, że coś jest nie tak.
- John nie jest naszym tatą, ale przez cały czas udawał, że jest. Kiedy się przeprowadziliśmy, zaczęło mu to przeszkadzać i chciał się uwolnić od naszej rodziny- mówiłam powoli, starannie dobierając słowa.
-Ale są małżeństwem z mamą i się kochają- zaprotestowała Luiza.
- Tak, są małżeństwem, ale się nie kochają. John kocha inną kobietę i chce mieszkać z nią. Wyprowadził się od nas. Z mamą chcą wziąć rozwód, żeby tego nie ciągnąć i tak będzie lepiej dla nas- przedstawiłam sytuację najjaśniej mogłam mając nadzieję, że Luiza to zrozumie i zaakceptuje. Przez moment analizowała wszystko, co powiedziałam, ale chyba coś ją jeszcze męczyło.
- To skoro wezmą rozwód to po co wracamy i kto jest w takim razie naszym tatą?- wyrzuciła z siebie uważnie się we mnie wpatrując. Zerknęłam szybko w stronę kuchni, ponieważ lada chwila mógł się pojawić Nathan.
- Mama chce wyjechać,  bo lepiej się czuje w Polsce a Londyn źle się jej kojarzy.
- A tata?- sama się nad tym nie zastanawiałam.
-... nie mam pojęcia- szepnęłam i przytuliłam Młodą. Nie długo trwałyśmy w takiej pozycji, ponieważ Nath przyszedł z tostami. Dzięki temu Lou mogła się skupić na czymś innym niż rozmyślanie o rodzinie. Jeśli mam być szczera, ona najbardziej na tym ucierpi.
Jedliśmy w milczeniu, a dokładniej mówiąc Luzia pochłonęła ponad połowę tostów, podczas gdy ja wciąż jadłam pierwszego. Nogą niemal nie ruszałam więc mniej bolała.  Atmosfera mnie dobijała.  Młodsza siostra, przed którą świat pokazał swoje brutalne oblicze, moja rzeczywistość wywróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i uczucie bezsilności sprawiały, że miałam ochotę płakać. Nie mogłam jednak pokazać  Lou, że mnie też to przerastało. Za kilkanaście godzin miałam się porozmawiać z mamą. Od tego zależało czy się pożegnam z Londynem czy jakimś cudem okaże się, że zostanę.
Było już późno i wydarzenia z dzisiejszego dnia odbijały się na Lou- zmęczona, po kolacji zrobiła się senna. Trzeba ją zaprowadzić do sypialni. Chciałam się podnieść i zaprowadzić Luizę do pokoju, ale jak zwykle Nath błyskawicznie przejrzał moje zamiary.
- To co, teraz do sypialni?- Czy ja  nic nie mogę zrobić sama? Lou tylko mruknęła coś co, miało oznaczać zgodę i w tym samym momencie poczułam jak pan Sykes mnie znowu podnosi,  a przez to moja kostka też wykonuje ruch. Cicho jęknęłam.
- Przepraszam, za chwilę będziesz na górze.

W pokoju wylądowałam na miękkim łóżku i cierpliwie czekałam aż chłopak wyjdzie, a Lou wróci z łazienki. Po krótkim dobranoc zamknął za sobą drzwi i w tym samym czasie wróciła Luizka. Korzystając z okazji jak najszybciej w miarę możliwości poszłam się umyć. Pewnie Nath nie pozwoliłby mi się ruszać ze skręconą kostką, ale ja potrzebowałam wziąć prysznic. Chociaż momentami ból był straszny, powtarzałam sobie, że  nie zacznę krzyczeć.  Pół godziny później wróciłam do sypialni. Sądziłam, że Młoda będzie spać, a tymczasem ona czekała na mnie.
- Czemu jeszcze nie śpisz?
- Nie mogę. Nie chcę żeby tak było-położyłam się obok siostry.
- W Polsce wszystko znasz. Pobyt tutaj możesz traktować jak długie wakacje i....
- Już nie o to chodzi. Nawet jeśli wrócimy, nie chcę na zawsze żegnać Londynu i w ogóle to wszystko jest nie fair- żaliła się. Długo ją pocieszałam i uspokajałam. Już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio tak poważnie rozmawiałyśmy. I chociaż Luzia spała, ja nie mogłam oddać się w objęcia Morfeusza. Nie potrafiłam, choćby na minutę,  przestać myśleć  o całej sprawie  i jeszcze dzisiejszy występ, który okazał się kompletną porażką. Byłam głupia, że chciałam wystąpić. Musiałam zająć się czymś innym. Zdecydowałam się na bardzo ryzykowne wyzwanie jakim było zejście do kuchni. Z pokoju wyszłam bez większych problemów. Dopiero na korytarzu poziom trudności wzrósł kilkukrotnie. Serce biło mi jak oszalałe. Jeden najmniejszy błąd może obudzić Nathana.  W dodatku noga zaczęła mnie znowu boleć.  Po prostu bosko. Jeszcze dwa kroki i dotrę do schodów. Nagle usłyszałam ciche skrzypnięcie. Jeśli to ja, nie ma się czego bać. Zamknęłam na chwilę oczy, żeby odpocząć.
-Sun?! Co tu robisz o tej porze?!-nie wiadomo skąd pojawił się przede mną Sykes. Zakryłam usta dłonią żeby nie krzyczeć, co nie znaczy że się nie wystraszyłam.
- Ja... No, chciałam zejść do kuchni- spuściłam głowę.
- Ze skręconą kostką? Oszalałaś?- cicho bulwersował się Sykes.
- Nie mogłam spać i po prostu...
- Chcesz może porozmawiać?- zapytał już spokojnym głosem. Nie odpowiedziałam.  Z jednej strony potrzebowałam go, ale nie miałam już dość zamęczania go swoimi sprawami Odkąd się zaczął rok szkolny, prawie non stop opowiadam tylko o problemach, które mnie przerastają. Chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął do swojej sypialni. Usiadłam wygodnie na łóżku opierając się o zagłówek, a Nathan zajął miejsce po lewej stronie.
- Nie wiem  od czego zacząć- wyznałam.
- Proponuję od początku- uśmiechnął się lekko. I tak  nie mam przed nim tajemnic, więc dokładnie przedstawiłam wszystkie wydarzenia z dzisiejszego dnia zaczynając od momentu, kiedy mama napisała, że wracamy do Polski. Pominęłam fragment o Dereku bo to już zupełnie inna historia.
- To dlatego Lou była dzisiaj taka przygnębiona- podsumował Nathan- A co się stało podczas występu?
- Najprościej mówiąc ten palant Derek posłużył się mną, żeby wygrać jakiś głupi zakład. Specjalnie udawał, że mu zależy, byleby tylko publicznie mnie upokorzyć. A skąd to wiem? Sam mi powiedział zanim odszedł do Belli- to mnie już przerosło. O ile wcześniej udawało mi się kontrolować emocje, teraz całkowicie się im poddałam i się rozkleiłam. Znowu pokazałam jaka jestem słaba. Nathan przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czubek głowy.
- Jestem beznadziejna- szepnęłam przez łzy.  Panująca dookoła cisza i spokój sprawiały, że poczułam potrzebę wyznania chłopakowi jeszcze jednej rzeczy. A może stałam się taka otwarta, ponieważ był środek nocy i wszytko wydawało się inne? W każdym razie.... - Jestem beznadziejnie beznadziejna, bo nie pierwszy zaufałam i dałam się wykorzystać, rozumiesz?
- Tess, nawet tak nie myśl. Jesteś wspaniałą- nie dałam mu skończyć.
- Czekaj, czy  ty właśnie powiedziałeś do mnie... Tess? - przerażona wpatrywałam się  w chłopaka. - Przecież nigdy Wam nie mówiłam i na konkursie też nikt nie wiedział, to skąd ty wiesz?- wpadłam w panikę. Jedynie w dzienniku i dokumentach widniało moje pełne imię, a na konkursie tylko nazwisko i pierwsza litera. Jeśli nikt nie znał imiena, to jakim cudem On nazwał mnie Tess?!
- Spokojnie- mocniej mnie przytulił- powiedz to co chciałaś wcześniej i ci wszytko wyjaśnię.  Obiecuję.-  niepewnie zaczęłam opowiadać mu o historii z Filipem. Zaczęłam i na tym się skończyło. Mówienie było  zbyt bolesne. Ledwie opisałam jak go poznałam,  jaki miał na mnie wpływ i wtedy wielka gula w gardle uniemożliwiła wyduszenie z siebie czegokolwiek więcej. Musiałam to powiedzieć Nathanowi, bo mu ufałam i uznałam, że powinien  to wiedzieć, ale nie potrafiłam.
- Ciiii.... Już dobrze. Nie musisz kończyć, bo już raz mi to opowiedziałaś-czy się przesłyszałam? Momentalnie zbladłam i znieruchomiałam. Przecież to niemożliwe.... Lekko się odsunęłam od chłopaka i popatrzyłam na niego pytająco. Chociaż panował mrok czułam, że jemu też  nie jest z tym łatwo.
- Pamiętasz wyjazd na mecz i twoje picie z Jay'em? Kiedy zabrałem cię do hotelu, nie chciałaś spać i opowiedziałaś mi o Filipie i przy okazji nazwałaś się Tess. Nie mówiłem ci o tym, bo nie sądziłem, że kiedykolwiek będziemy do tego wracać a poza tym rano nic nie pamiętałaś i nikomu nie mówiłem...
- Dziękuję- powiedziałam po chwili milczenia.- Dziękuję za to wszystko, co dla mnie robisz, bo bez ciebie nie dałabym sobie rady. Dziękuję, że nie powiedziałeś o tym nikomu i dziękuję, że jesteś zawsze wtedy kiedy cię potrzebuję- Nathan znowu przyciągnął mnie do siebie tak, że opierałam się jego klatkę piersiową. 
- Nie musisz mi dziękować. Robię to, bo jesteś wyjątkowa i mam nadzieję, że zawsze będę mógł ci pomagać.
- Ale pojutrze, a raczej jutro, wracam do Polski...- poczułam jak chłopak się napiął.
- Jak to?
- Mama tak chce. Tak będzie ponoć lepiej.
- A ty tego chcesz?- czego ja tak naprawdę chciałam? Znowu zacząć od nowa innej szkole czy próbować żyć sama w wielkim mieście? Wolę mieć blisko siebie chłopaków czy Viky i Filipa...
-...  Ja chyba wolałabym zostać tutaj, przez te kilka miesięcy za bardzo się z wami zżyłam, żeby  teraz to zakończyć. Nie poradziłabym sobie bez ciebie, bo.... - cię kocham?  W porę ugryzłam się w język. Dlaczego dopiero teraz, stojąc w obliczu sytuacji, gdzie mogę już na zawsze pożegnać się z Nathanem, uświadomiłam sobie coś takiego. Jaka ja jestem głupia!
- Jeśli nie chcesz wyjeżdżać, zostań...
- Ale to jest niemożliwe. Mam szkołę, nie mam gdzie mieszkać i musiałbym się jakoś utrzymywać... - zaczęłam wyliczać.
- To nie jest problem. Możesz mieszkać u nas. Tylko, proszę, zostań.-mówiąc niemal błagalnym głosem Nathan objął mnie w pasie jakbym miałam gdzieś odejść. - Myślisz, że łatwo mi to wszytko opuszczać?-  podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
-  Myślę, że nie, ale też nie jest  mi łatwo pozwolić ci odejść, ponieważ się  w tobie zakochałem, Tess, ale nie mam pojęcia jakie są twoje uczucia- powiedział cicho, a raczej wyszeptał. Nathan James Sykes właśnie wyznał mi miłość, a ja nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa.  Bez chwili zastanowienia złożyłam na jego ustach długi pocałunek.

- Czy teraz wiesz, co czuję? -spytałam? 

2 komentarze:

  1. Dlaczego przerwałaś w takim momencie.... To tu dochodziło do najważniejszego a tu koniec. Uhhhhh to poprosimy rozdział znacznie szybciej i taki sweeeeeet :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, i coś się w nim dzieje...

    OdpowiedzUsuń