Nie jest mi łatwo pozwolić ci odejść...
Jak zwykle
opiekuńczy pan Sykes nie pozwolił mi samodzielnie dojść do domu, ale uparł się,
żeby mnie zanieść „bo tak będzie bezpieczniej”. Nie sprzeczałam się z nim,
jedynie wywróciłam oczami. Zostałam
położona na wygodnej kanapie. Nagle coś sobie przypomniałam
- I tak
muszę tam jeszcze wrócić po swoje rzeczy.
- Wcale nie.
Wzięłam je, zanim poszłaś na występ- odezwała się Lou. W tym czasie Nath
przyniósł z kuchni sok pomarańczowy i trzy szklanki.
- Chcecie
coś zjeść? Pizza, kanapki, chińszczyzna, tosty? - zaczął wyliczać chłopak.
- Nath,
naprawdę nie trzeba. I tak jest już późno- tja, jak zwykle w takich momentach
moje ciało mnie zdradziło i zaburczało mi w brzuchu. Zażenowana spuściłam
głowę.
- To może
tosty- zaproponowała Lou i kiedy Sykes zniknął w kuchni, usiadła na podłodze opierając
się o kanapę. - Sun, powiedz mi, co się tak naprawdę dzieje- niemal szeptała.
- Najpierw
powiedz, co wiesz, będzie mi łatwiej- starałam się uniknąć odpowiedzi. Dziewczyna westchnęła i zaczęła opowiadać
smutnym głosem tak, że tylko ja ją słyszałam.
- Bo
zapytałam się mamy czemu nie ma ciebie i taty, a ona powiedziała, że nocujesz u
znajomych a tata w pracy. Później
spytałam czemu nigdzie nie ma jego rzeczy dlaczego się spieszy, bo cały dzień
była zabiegana i cały czas rozmawiał z
jakimś panem Braunem. Nie chciała mi nic powiedzieć i jak po południu ten pan
do niej przyszedł, podsłuchałam ich rozmowę. I mama powiedziała, że chce mieć
ten rozwód jak najszybciej za sobą, i że tata nie powinien robić problemów bo
nie jest naszym ojcem, i pojutrze i tak wracamy do Polski. Jak mama wyszła,
spakowałam kilka rzeczy uciekłam do ciebie- skończyła mówić wtulając się we
mnie. Na chwilę zapanowała między nami cisza przerywana odgłosami dochodzącymi
z kuchni. Bałam się powiedzieć Młodej prawdy, bo nie wiedziałam jak zareaguje.
Jednak z drugiej strony nie chciałam jej okłamywać, ponieważ jest bystra i sama
się zorientuje, że coś jest nie tak.
- John nie
jest naszym tatą, ale przez cały czas udawał, że jest. Kiedy się
przeprowadziliśmy, zaczęło mu to przeszkadzać i chciał się uwolnić od naszej
rodziny- mówiłam powoli, starannie dobierając słowa.
-Ale są
małżeństwem z mamą i się kochają- zaprotestowała Luiza.
- Tak, są
małżeństwem, ale się nie kochają. John kocha inną kobietę i chce mieszkać z nią.
Wyprowadził się od nas. Z mamą chcą wziąć rozwód, żeby tego nie ciągnąć i tak
będzie lepiej dla nas- przedstawiłam sytuację najjaśniej mogłam mając nadzieję,
że Luiza to zrozumie i zaakceptuje. Przez moment analizowała wszystko, co
powiedziałam, ale chyba coś ją jeszcze męczyło.
- To skoro
wezmą rozwód to po co wracamy i kto jest w takim razie naszym tatą?- wyrzuciła
z siebie uważnie się we mnie wpatrując. Zerknęłam szybko w stronę kuchni,
ponieważ lada chwila mógł się pojawić Nathan.
- Mama chce
wyjechać, bo lepiej się czuje w Polsce a
Londyn źle się jej kojarzy.
- A tata?-
sama się nad tym nie zastanawiałam.
-... nie mam
pojęcia- szepnęłam i przytuliłam Młodą. Nie długo trwałyśmy w takiej pozycji,
ponieważ Nath przyszedł z tostami. Dzięki temu Lou mogła się skupić na czymś
innym niż rozmyślanie o rodzinie. Jeśli mam być szczera, ona najbardziej na tym
ucierpi.
Jedliśmy w
milczeniu, a dokładniej mówiąc Luzia pochłonęła ponad połowę tostów, podczas
gdy ja wciąż jadłam pierwszego. Nogą niemal nie ruszałam więc mniej
bolała. Atmosfera mnie dobijała. Młodsza siostra, przed którą świat pokazał
swoje brutalne oblicze, moja rzeczywistość wywróciła się o sto osiemdziesiąt
stopni i uczucie bezsilności sprawiały, że miałam ochotę płakać. Nie mogłam
jednak pokazać Lou, że mnie też to
przerastało. Za kilkanaście godzin miałam się porozmawiać z mamą. Od tego
zależało czy się pożegnam z Londynem czy jakimś cudem okaże się, że zostanę.
Było już
późno i wydarzenia z dzisiejszego dnia odbijały się na Lou- zmęczona, po
kolacji zrobiła się senna. Trzeba ją zaprowadzić do sypialni. Chciałam się
podnieść i zaprowadzić Luizę do pokoju, ale jak zwykle Nath błyskawicznie
przejrzał moje zamiary.
- To co,
teraz do sypialni?- Czy ja nic nie mogę
zrobić sama? Lou tylko mruknęła coś co, miało oznaczać zgodę i w tym samym
momencie poczułam jak pan Sykes mnie znowu podnosi, a przez to moja kostka też wykonuje ruch.
Cicho jęknęłam.
-
Przepraszam, za chwilę będziesz na górze.
W pokoju
wylądowałam na miękkim łóżku i cierpliwie czekałam aż chłopak wyjdzie, a Lou
wróci z łazienki. Po krótkim dobranoc zamknął za sobą drzwi i w tym samym
czasie wróciła Luizka. Korzystając z okazji jak najszybciej w miarę możliwości
poszłam się umyć. Pewnie Nath nie pozwoliłby mi się ruszać ze skręconą kostką,
ale ja potrzebowałam wziąć prysznic. Chociaż momentami ból był straszny,
powtarzałam sobie, że nie zacznę
krzyczeć. Pół godziny później wróciłam do
sypialni. Sądziłam, że Młoda będzie spać, a tymczasem ona czekała na mnie.
- Czemu
jeszcze nie śpisz?
- Nie mogę.
Nie chcę żeby tak było-położyłam się obok siostry.
- W Polsce
wszystko znasz. Pobyt tutaj możesz traktować jak długie wakacje i....
- Już nie o
to chodzi. Nawet jeśli wrócimy, nie chcę na zawsze żegnać Londynu i w ogóle to
wszystko jest nie fair- żaliła się. Długo ją pocieszałam i uspokajałam. Już
nawet nie pamiętam kiedy ostatnio tak poważnie rozmawiałyśmy. I chociaż Luzia
spała, ja nie mogłam oddać się w objęcia Morfeusza. Nie potrafiłam, choćby na
minutę, przestać myśleć o całej sprawie i jeszcze dzisiejszy występ, który okazał się
kompletną porażką. Byłam głupia, że chciałam wystąpić. Musiałam zająć się czymś
innym. Zdecydowałam się na bardzo ryzykowne wyzwanie jakim było zejście do
kuchni. Z pokoju wyszłam bez większych problemów. Dopiero na korytarzu poziom
trudności wzrósł kilkukrotnie. Serce biło mi jak oszalałe. Jeden najmniejszy
błąd może obudzić Nathana. W dodatku
noga zaczęła mnie znowu boleć. Po prostu
bosko. Jeszcze dwa kroki i dotrę do schodów. Nagle usłyszałam ciche
skrzypnięcie. Jeśli to ja, nie ma się czego bać. Zamknęłam na chwilę oczy, żeby
odpocząć.
-Sun?! Co tu
robisz o tej porze?!-nie wiadomo skąd pojawił się przede mną Sykes. Zakryłam
usta dłonią żeby nie krzyczeć, co nie znaczy że się nie wystraszyłam.
- Ja... No,
chciałam zejść do kuchni- spuściłam głowę.
- Ze
skręconą kostką? Oszalałaś?- cicho bulwersował się Sykes.
- Nie mogłam
spać i po prostu...
- Chcesz
może porozmawiać?- zapytał już spokojnym głosem. Nie odpowiedziałam. Z jednej strony potrzebowałam go, ale nie
miałam już dość zamęczania go swoimi sprawami Odkąd się zaczął rok szkolny,
prawie non stop opowiadam tylko o problemach, które mnie przerastają. Chłopak
złapał mnie za rękę i pociągnął do swojej sypialni. Usiadłam wygodnie na łóżku
opierając się o zagłówek, a Nathan zajął miejsce po lewej stronie.
- Nie
wiem od czego zacząć- wyznałam.
- Proponuję
od początku- uśmiechnął się lekko. I tak
nie mam przed nim tajemnic, więc dokładnie przedstawiłam wszystkie
wydarzenia z dzisiejszego dnia zaczynając od momentu, kiedy mama napisała, że
wracamy do Polski. Pominęłam fragment o Dereku bo to już zupełnie inna
historia.
- To dlatego
Lou była dzisiaj taka przygnębiona- podsumował Nathan- A co się stało podczas
występu?
-
Najprościej mówiąc ten palant Derek posłużył się mną, żeby wygrać jakiś głupi
zakład. Specjalnie udawał, że mu zależy, byleby tylko publicznie mnie
upokorzyć. A skąd to wiem? Sam mi powiedział zanim odszedł do Belli- to mnie
już przerosło. O ile wcześniej udawało mi się kontrolować emocje, teraz
całkowicie się im poddałam i się rozkleiłam. Znowu pokazałam jaka jestem słaba.
Nathan przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czubek głowy.
- Jestem
beznadziejna- szepnęłam przez łzy.
Panująca dookoła cisza i spokój sprawiały, że poczułam potrzebę wyznania
chłopakowi jeszcze jednej rzeczy. A może stałam się taka otwarta, ponieważ był
środek nocy i wszytko wydawało się inne? W każdym razie.... - Jestem
beznadziejnie beznadziejna, bo nie pierwszy zaufałam i dałam się wykorzystać, rozumiesz?
- Tess,
nawet tak nie myśl. Jesteś wspaniałą- nie dałam mu skończyć.
- Czekaj,
czy ty właśnie powiedziałeś do mnie...
Tess? - przerażona wpatrywałam się w
chłopaka. - Przecież nigdy Wam nie mówiłam i na konkursie też nikt nie
wiedział, to skąd ty wiesz?- wpadłam w panikę. Jedynie w dzienniku i
dokumentach widniało moje pełne imię, a na konkursie tylko nazwisko i pierwsza
litera. Jeśli nikt nie znał imiena, to jakim cudem On nazwał mnie Tess?!
- Spokojnie-
mocniej mnie przytulił- powiedz to co chciałaś wcześniej i ci wszytko
wyjaśnię. Obiecuję.- niepewnie zaczęłam opowiadać mu o historii z
Filipem. Zaczęłam i na tym się skończyło. Mówienie było zbyt bolesne. Ledwie opisałam jak go
poznałam, jaki miał na mnie wpływ i
wtedy wielka gula w gardle uniemożliwiła wyduszenie z siebie czegokolwiek
więcej. Musiałam to powiedzieć Nathanowi, bo mu ufałam i uznałam, że
powinien to wiedzieć, ale nie
potrafiłam.
- Ciiii....
Już dobrze. Nie musisz kończyć, bo już raz mi to opowiedziałaś-czy się
przesłyszałam? Momentalnie zbladłam i znieruchomiałam. Przecież to
niemożliwe.... Lekko się odsunęłam od chłopaka i popatrzyłam na niego pytająco.
Chociaż panował mrok czułam, że jemu też
nie jest z tym łatwo.
- Pamiętasz
wyjazd na mecz i twoje picie z Jay'em? Kiedy zabrałem cię do hotelu, nie
chciałaś spać i opowiedziałaś mi o Filipie i przy okazji nazwałaś się Tess. Nie
mówiłem ci o tym, bo nie sądziłem, że kiedykolwiek będziemy do tego wracać a
poza tym rano nic nie pamiętałaś i nikomu nie mówiłem...
- Dziękuję-
powiedziałam po chwili milczenia.- Dziękuję za to wszystko, co dla mnie robisz,
bo bez ciebie nie dałabym sobie rady. Dziękuję, że nie powiedziałeś o tym
nikomu i dziękuję, że jesteś zawsze wtedy kiedy cię potrzebuję- Nathan znowu
przyciągnął mnie do siebie tak, że opierałam się jego klatkę piersiową.
- Nie musisz
mi dziękować. Robię to, bo jesteś wyjątkowa i mam nadzieję, że zawsze będę mógł
ci pomagać.
- Ale
pojutrze, a raczej jutro, wracam do Polski...- poczułam jak chłopak się napiął.
- Jak to?
- Mama tak chce.
Tak będzie ponoć lepiej.
- A ty tego
chcesz?- czego ja tak naprawdę chciałam? Znowu zacząć od nowa innej szkole czy
próbować żyć sama w wielkim mieście? Wolę mieć blisko siebie chłopaków czy Viky
i Filipa...
-... Ja chyba wolałabym zostać tutaj, przez te
kilka miesięcy za bardzo się z wami zżyłam, żeby teraz to zakończyć. Nie poradziłabym sobie
bez ciebie, bo.... - cię kocham? W porę
ugryzłam się w język. Dlaczego dopiero teraz, stojąc w obliczu sytuacji, gdzie
mogę już na zawsze pożegnać się z Nathanem, uświadomiłam sobie coś takiego.
Jaka ja jestem głupia!
- Jeśli nie
chcesz wyjeżdżać, zostań...
- Ale to
jest niemożliwe. Mam szkołę, nie mam gdzie mieszkać i musiałbym się jakoś
utrzymywać... - zaczęłam wyliczać.
- To nie
jest problem. Możesz mieszkać u nas. Tylko, proszę, zostań.-mówiąc niemal
błagalnym głosem Nathan objął mnie w pasie jakbym miałam gdzieś odejść. -
Myślisz, że łatwo mi to wszytko opuszczać?-
podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
- Myślę, że nie, ale też nie jest mi łatwo
pozwolić ci odejść, ponieważ się w tobie
zakochałem, Tess, ale nie mam pojęcia jakie są twoje uczucia- powiedział cicho,
a raczej wyszeptał. Nathan James Sykes właśnie wyznał mi miłość, a ja nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa. Bez chwili zastanowienia złożyłam na jego
ustach długi pocałunek.
- Czy teraz
wiesz, co czuję? -spytałam?
Dlaczego przerwałaś w takim momencie.... To tu dochodziło do najważniejszego a tu koniec. Uhhhhh to poprosimy rozdział znacznie szybciej i taki sweeeeeet :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, i coś się w nim dzieje...
OdpowiedzUsuń