Rozdziały w każdą niedzielę.

niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział 20

Kakao pomaga zasnąć

Przed domem zauważyłam służbowy samochód taty. Przecież mama mówiła, że nie będzie go wcześniej niż za kilka dni. Chyba, że coś się stało… Przyspieszyłam kroku. Już wchodząc do środka słyszałam głośną kłótnię rodziców. Zaskoczona szybko skierowałam się do salonu, skąd dochodziły krzyki. Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Oni nigdy się tak nie zachowywali. Zawsze byli spokojni, czasem ich za to podziwiałam. A dzisiaj?
- Tess, dobrze, że już jesteś- zaczęła mama. Fakt, że zwróciła się do mnie pełnym imieniem zwiastował coś niedobrego. Ostatnio tak mówiła prawie rok temu, jak wróciłam z imprezy w dość opłakanym stanie. Jednak teraz nic nie zrobiłam…
- C-co się stało?- spytałam patrząc na twarze rodziców. Zero reakcji. Posłali sobie zawistne spojrzenia. Mama starała się unikać odpowiedzi, spoglądając na ojca.
- Może powiedziałabyś swojej córeczce po co ją do cholery tu ściągnęłaś. – zdenerwował się tata.
- To jej powiedz! Przyznaj się jak przez ostanie dwa lata mnie zdradzałeś sądząc, że ja tego nie widzę!  Śmiało, powiedz jej, że celowo zaaranżowałeś przeprowadzkę,  wmawiając mi, że w ten sposób chcesz skończyć z tamtą kobietą, a tak naprawdę zrobiłeś to tylko po to, żeby całkowici dociąć się od rodziny pod pretekstem durnych delegacji!!!-  mama porządnie się wkurzyła. Chociaż starała się ukryć, jak wielki ból sprawia jej mówienie tego wszystkiego, nie zdołała powstrzymać łez.
- Zwal teraz całą winę na mnie!
- Tato? Nie wierzyłam, w to co słyszałam. Wydawało mi się, że jesteśmy kochająco się rodziną, że takie rzeczy dzieją się tylko w tandetnych programach i że nas to nie spotka. Nigdy nie przypuszczałabym, że tata zrobiłby coś takiego…
- Nie nawyzywaj mnie w ten sposób Thereso. Nie jestem twoim ojcem. - odparł wrogim tonem . Zrobiło mi się słabo, ale nie dałam tego po sobie poznać. Delikatnie oparłam się o ścianę i posłałam w stronę mamy pytające spojrzenie.
- To prawda. Chcieliśmy… Chciałam ci powiedzieć o tym w innych okolicznościach, ale wyszło jak wyszło. W każdym razie Robert nie jest twoim ojcem. Rok po ślubie go zdradziłam. Później urodziłaś się ty- przerwała na chwilę, patrząc na mnie ze smutkiem. Jej słowa docierały do mnie z lekkim opóźnieniem, a każde kolejne zdanie powodowało, że w moich oczach pojawiały się łzy.- Robert wiedział o wszystkim, traktował cię jak własną córkę do momentu kiedy przestało mu całkowicie zależeć na rodzinie. Planowałam cię tylko poinformować, że bierzemy rozwód i przykro mi, że musiałaś słuchać naszej kłótni.
- Tobie jest przykro ?! Przez cały czas żyłam w kłamstwie! Oszukiwaliście mnie, a teraz mówisz jak gdyby nic takiego się nie stało, że jest ci przykro?
- Tess, kochanie…- mama chciała mnie uspokoić i przytulić. Gwałtownie się do niej odsunęłam.
- Nie, zostaw mnie!- krzyknęłam przez łzy i pobiegłam do swojego pokoju. Będąc na schodach, usłyszałam jeszcze  fragment rozmowy
- Jadę po Luizę. Za godzinę ma cię tu nie być i zabierz wszystkie swoje rzeczy!!!

 Kiedy znalazłam się w swoim pokoju, zamknęłam drzwi na klucz i zrezygnowana zsunęłam się po ścianie podkurczając nogi pod siebie. Łzy same cisnęły mi się do oczu, nie próbowałam ich nawet powstrzymać. Jak oni mogli mnie tak oszukiwać? Bo niby dzięki temu miało być lepiej? Czy oni naprawdę sądzili, że nigdy nie będą musieli powiedzieć mi prawdy? A ta… A człowiek, którego uważałam za ojca w jednej chwili kompletnie się mnie wyparł. Ponad osiemnaście lat traktował mnie jak córkę i był dla mnie tatą, a nagle nie chce mnie ze mną nic wspólnego? W dodatku przez kilkanaście miesięcy zdradzał mamę udając przed nami, że wszystko jest w porządku. Nie ma co, aktorzy z nich świetni.  Dopiero teraz, po przyjeździe do Anglii wszytko  zaczęło się psuć. Chociaż nie wiem, czy to jest dobre określenie.  Odkąd się przeprowadziliśmy, po prostu uwidoczniły się napięte relacje między rodzicami tzn. między mamą i Robertem. Z jednej strony to dobrze, że mama chce się od tego uwolnić, ale…. Najbardziej na tym ucierpi Lou. Szkoda mi jej.
Usłyszałam trzask drzwi. Podeszłam do okna i zauważyłam odjeżdżające auto. Zostałam sama w domu. W miejscu, które już zawsze będzie mi przypominać o dzisiejszej „rozmowie”. Nie chciałam widzieć się z mamą, kiedy wróci do domu. Nie zamierzałam słuchać wyjaśnień z jej strony. Nie miałam ochoty spędzać z nią czasu. Muszę sama przemyśleć to wszystko jeszcze raz na spokojnie, a jej obecność jedynie to utrudni. Niewiele myśląc wyjęłam z szafy średniej wielkości torbę podróżną i zaczęłam wrzucać do niej najpotrzebniejsze rzeczy, trochę ubrań. W łazience szybko poprawiłam swój wygląd, żeby nie odstraszać w autobusie ludzi i poszłam na przystanek autobusowy.

Niepewnie zapukałam do drzwi, zapominając, że miałam tego nie robić. Jednak wtedy to nie miało dla mnie żadnego znaczenia. W myślach wciąż słyszałam jedno zdanie „Nie jestem twoim ojcem”.
- Sun, co się stało?- otworzył mi Nath wyraźnie zaskoczony moim nagłym pojawieniem się.
- Mogę spać dzisiaj u was?- zapytałam z smutkiem.
- Jasne, chodź. W kuchni Jay robi pizzę- powiedział biorąc moją torbę. Chłopak skierował się na piętro,  a ja do Loczka. Rzeczywiście McGuiness miał na sobie zabawny fartuszek i kończył przygotowywać ciasto. Stojąc w wejściu, w ciszy obserwowałam jego poczynania. Ser i pieczarki  na jedną, a salami na drugą pizzę. Dopiero gdy wstawił obie blachy do piekarnika, zauważył moją osobę.
- Sun, jak ja cię dawno nie widziałem- podszedł mnie przytulić.
-Masz rację, godzina to bardzo długo- odparłam z uśmiechem.
- Oj, to się nie liczy. Tylko w drzwiach się minęliśmy.
- Właśnie!- do rozmowy wtrącił się Max. Zaraz po nim przyszedł Tom z Sivą. Rozsiedliśmy się w salonie oglądając przypadkowe programy. W pewnym momencie Parker przejął pilot i przełączył na jakąś nudną telenowelę, co spotkał się z ogólnym sprzeciwem.
- To tylko ostatni odcinek. Po prostu muszę to zobaczyć-bronił się dzielnie. Nikt go jednak nie słuchał- Chociaż pół godziny. Też was wciągnie. Teraz Pablo się wyprowadza z domu bo Karmen go zdradzała i ma dziecko z innym.

To krótkie streszczenie zainteresowało Maxa,  a mnie niestety zepsuło humor. Sytuacja znajoma, chociaż w firmie. Nie wierzę, że w moim życiu też doszło do czegoś tak niewiarygodnego. Pod pretekstem wizyty w toalecie opuściłam salon. Wszytko byłoby dobrze gdym niechcący nie wpadła na Nathana przy schodach. Chłopak złapał mnie ratując przed upadkiem, ale tym samym zauważył w moich oczach łzy. Bez słowa złapał mnie za rękę i zabrał do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku  opierając się o zagłówek i tuląc do siebie dużą mięciutką poduszkę. Natha zajął miejsce obok i tak samo jak dwie godziny wcześniej, nieco przeciągnął mnie  w swoją stronę, przytulając.
- Co się dzieje?- szepnął zamykając mnie w uścisku. Przyjemna woń jego perfum na moment odwróciła moją uwagę od całej sytuacji, ale nie powstrzymała płaczu. W ramionach Natha czułam się bezpiecznie. Zupełnie tak, jakby sama jego obecność spychała wszystkie problemy na dalszy plan. Zwlekałam z odpowiedzią. Nagle rozległo się pukaninie.
- Młody, oddawaj Sum, bo pizza gotowa- zakomunikował Jay i odszedł. Na te słowa mój brzuszek dał o znać o swoim istnieniu, jednak nigdzie nie chciałam iść. Sykes zaoferował, że przyniesie jedzenie. W tym czasie poszłam do łazienki i zmyłam nieco makijaż.  Gdy wróciłam, chłopak już siedział topił swoją porcję w ketchupie. Poszłam w jego ślady, jednak zdecydowałam się na znacznie mniejszą porcję przyprawy.
-Sun, jedz. Co jak co, ale Jay robi znakomitą pizzę- zachęcał mnie, kiedy niepewnie patrzyłam na talerz. Z uśmiechem zabrałam się konsumowanie i dziwo pizza była przepyszna.  Dobrze, że Nath wziął kilka kawałków i nie musiałam schodzić po dokładkę.
- Skoro już Cię nakarmiliśmy- zaczął chłopak z poważną miną, na co miałam ochotę się śmiać- to powiedz mi, skąd ta nagła decyzja o przeprowadzce.
- …
- Dobra, nie naciskam. Idziemy na dół?

***

Po maratonie filmowym, który trwał ponad sześć godzin, zmęczeni wróciliśmy do swoich pokoi. Tak właściwie, to reszta już dawno spała, a ja z Tomem postanowiłam posprzątać. Nie robiąc zbędnego hałasu pozbieraliśmy wszystkie papierki, puszki i opakowania po ciastkach. Później zmiotłam jeszcze podłogę  i zmyłam  szklanki. Tom odpadł kilka minut wcześniej. Po powrocie do sypialni zdecydowałam się na szybki prysznic, bo nie miałam już siły siedzieć dłużej w łazience. Przebrałam się w piżamkę i wskoczyłam do łóżka. Miałam nadzieję szybko zasnąć, ponieważ nie chciałam myśleć o tym, czego się dzisiaj dowiedziałam. Zamierzałam jeszcze ustawić budzik, ale gdy tylko odblokowałam ekran, doznałam lekkiego szoku. Prawie dwadzieścia nieodebranych połączeń od mamy i kilka smsów. Ostatni sprzed dziesięciu minut. Ważkie zawierały identyczną treść "Słońce gdzie jesteś? Martwimy się o ciebie, wracaj do domu". Teraz się martwią, ale kiedy niemal wykrzyczeli mi prosto w twarz, że "ojciec" nie chce mnie już znać, bo jestem efektem błędu popełnionego przez matkę, to wtedy nie interesowali się jak zareaguję. Mimo wszytko zrobiło mi się trochę szkoda mamy, więc odpisałam "Ze mną jest wszystko w porządku, nie martw się". Po wysłaniu wiadomości wyłączyłam urządzenie

Przez ten telefon wróciłam myślami do dzisiejszego popołudnia. Jeszcze raz starałam się przeanalizować całą sytuację, odtwarzając w myślach wszystkie wypowiedzi. Skuliłam się  do pozycji embrionalnej, a do oczu napłynęły mi łzy. Teraz z pewnością nie usnę. Sięgnęłam po chusteczkę, a kiedy wydmuchałam nos, najciszej jak umiałam zeszłam do kuchni. Zegar na ścianie wskazywał kilka minut po pierwszej.  Ciemność, zakłócona jedynie wpadającym przez okno światłem lamp, sprawiała, że dom wyglądał zupełnie inaczej. Brak głośnych śmiechów i wygłupów oraz nienaturalny dla tego miejsca spokój wraz z równomiernym tykaniem zegara działał na mnie usypiająco. Usiadłam przy wysepce kuchennej. Podparłam głowę rękami, ale za każdym razem gdy zamykałam oczy, powracał obraz kłócących  się rodziców. To było straszne. W pewnym momencie poczułam jak ktoś zakrywa mi usta dłonią. Przerażona odwróciłam się do tyłu, a kiedy zobaczyłam Nathana, pokazującego żebym nie krzyczała, zdjęłam jego rękę i z ulgą powoli wpuściłam powietrze.
-  Co ty tu robisz? - zapytał szeptem siadając naprzeciwko mnie. Spuściłam głowę,  a luźne kosmyki włosów zasłoniły moją twarz, chociaż to nie było konieczne ze względu na wszechobecną ciemność.
- Nie mogę spać- odparłam wymijająco. Przez moment czułam na sobie wzrok chłopaka, a po chwili wstał i zaczął coś gotować.
- Co robisz?
-Kakao. W sumie miałem na nie ochotę no i kakao pomaga zasnąć- wytłumaczył wesoło. Przebywanie z nim sam na sam przypomniało mi o naszym spotkaniu sprzed kilku godzin . Przez ten cały pocałunek nie byłam pewna czy nadal jesteśmy przyjaciółmi czy to coś więcej. Owszem, traktowałam Nathana jak prawdziwego przyjaciela, ponieważ mogłam mu zaufać i zawsze mi pomagał, ale w jego obecności czułam też, że nie muszę niczego obawiać, a to uczucie podczas całowania... Realnie jednak rzecz biorąc on może mieć każdą więc jakie są szanse, że zakochałby się we mnie? No właśnie...
- Proszę- postawił przede mną  gorące kakao wyrywając mnie z zamyślenia. Powoli piłam napój obserwując chłopaka, który był najwidoczniej nieświadomy mojego zachowania, gdyż nad czymś intensywnie  się zastanawiał. W takiej ciszy opróżniliśmy kubki.
- Wracamy?
-Um....Tak- odpowiedziałam, chociaż wcale nie miałam na to ochoty. Dlaczego? Powrót do sypialni wiązałby się z próbą zaśnięcia, a to z kolei przywołuje to, o czym tak bardzo nie chcę pamiętać. Przed pokojami zatrzymaliśmy się na chwilę.
- Dobranoc Sun.
- Nath, mógłbyś ze mną chwilę posiedzieć?- poprosiłam. Słowa same wypłynęły z moich ust zanim zdążyłam się nad nimi zastanowić. Mimo to chłopak bez słowa wszedł ze mną do środka. Pierwszy siadł na łóżku opierając się o ścianę, a ja umiejscowiłam się obok, układając głowę na  jego ramieniu.
- Jak byś czuł, gdybyś nagle dowiedział się, że twoja rodzina jest fikcją?
- Z pewnością byłoby mi ciężko, ale dlaczego o to pytasz?
- Bo właśnie dlatego wróciłam wtedy do domu- wyszeptałam. Zamrugałam szybko próbując powstrzymać łzy, ale to nic nie dało.  Chłopak patrzył na mnie zaskoczony. Zdławionym głosem próbowałam opowiadać dalej- Kiedy zadzwoniła mama, wiedziałam, że coś się stało. W domu już na wejściu  słyszałam kłótnię rodziców,  a oni nigdy się nie kłócą- podniosłam lekko głoś i zrobiłam przerwę, żeby odetchnąć. Nath mnie objął ramieniem i przytulił.
- Powiedzieli, że biorą rozwód. Niby coś normalnego, no nie? Ludzie cały czas się rozwodzą. Ale wiesz czemu to robią? Bo ponad dwa lata ojciec zdradzał mamę, a ona o tym wiedziała. Rozumiesz? Wiedziała. A przeprowadzkę ojciec  zrobił specjalnie. No i ostatnio przesadził, bo się od nas całkowicie już odsunął- rozpłakałam się na dobre. Nath tulił mnie do siebie, gładząc ręką moje włosy.
-Cii... Już dobrze. Moi rodzice też się rozwiedli. Po za tym masz nas, pomożemy ci - szeptał cicho do ucha. Kiedy się odrobinkę uspokoiłam, podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy.
- Ale ty nic nie rozumiesz. Osobą, którą uważałam za ojca wcale nim nie jest. A ja się urodziłam bo mama zdradziła go kilkanaście lat temu- powiedziałam na jednym wydechu. Chłopak przez chwilę analizował moje słowa.
-Sun... - otarł kciukami moje łzy.- Wiem, że teraz cierpisz z tego powodu i to z pewnością jest dla ciebie bardzo trudne, ale wiedz, że jesteś wspaniałą dziewczyną i ludzi nie interesuje to, kim są twoi rodzice. Ważne jest, kim ty jesteś. A jesteś naprawdę wyjątkowa, utalentowana, kochana...- zaczął wyliczać, a ja patrzyłam na niego zszokowana. Zaskoczył mnie. Chociaż z drugiej strony może tak mówić, żebym się uspokoiła. Taaa... Moja nieufność daje o sobie znać.
- Nie mów, że...
-Że jesteś cudowna?- uśmiechnął się delikatnie.- Uwierz mi, że nie kłamię. Jesteś dla mnie ważna i nie pozwolę, żebyś się zadręczała problemami- dodał cięższej całując mnie w czubek głowy. Nawet nie wiem kiedy z pozycji siedzącej zsunęłam się do leżącej. Nathan chciał chyba wstać, ale widząc moje przestraszone spojrzenie, powiedział:
- Nie bój się, zostanę jeśli chcesz. - skinęłam lekko, ale to wystarczyło, żeby chłopak z powrotem położył się obok mnie. Od razu położył rękę na moim brzuchu i wtulając twarz w moje włosy, szepnął:
- Dobranoc Sun.- Jego bliska obecność i szczere słowa poprawiły mi nastrój. Może rzeczywiście  nie powinnam brać tego do siebie? Skoro liczy się tylko to, jaka ja jestem, nie powinnam przejmować się ojcem ani tym, jak zachowała się mama. Czasu nie cofnę i nic nie zmienię. Muszę samodzielnie walczyć o swoje i nigdy się nie poddawać. Z takim postanowieniem zasnęłam.

2 komentarze: