Rozdziały w każdą niedzielę.

sobota, 20 września 2014

Rozdział 24

-  Czas wstawać, Tess- Do mojej świadomości dotarł spokojny głos Nathana, który położył się obok mnie. Jednak tak bardzo chciałam zostać jeszcze w łóżku, że zignorowałam chłopaka i wtuliłam się w poduszkę. Po wczorajszej, a raczej dzisiejszej nocy i długiej szczerej rozmowie, długo nie mogłam zmrużyć oka. Musiałam powtórnie wszystko przeanalizować i sobie pokładać. Sen przyszedł dopiero po piątej, więc nie miałam zamiaru wstawać. Nathan mnie delikatnie pocałował w ucho i szepnął- Jest prawie dwunasta, a o trzeciej jesteś umówiona z mamą.
Natychmiast otwarłam oczy. Niemożliwe, że jest już tak późno. Przecież trzeba zająć się Lou i spakować, i ogarnąć.
- Nie musisz się spieszyć, bo masz jeszcze trzy godziny.
- Jakim cudem tyle spałam?
- Wstałem wcześniej, zająłem się Luizą, teraz jakieś kreskówki ogląda, dzwoniła twoja mama i umówiła się z tobą na trzecią. Nie budziłem cię wcześniej, bo potrzebowałaś snu, a teraz przyniosłem ci śniadanie i muszę wracać do chłopaków- przez chwilę byłam  w szoku od nadmiaru informacji i dopiero buziak od Nathana na pożegnanie przywrócił mnie do rzeczywistości. Na szafce obok stała taca z gotowym śniadaniem. Herbatka, naleśniki z czekoladą i jogurt. I ja mam to tyle zjeść? To jakiś żart? Chociaż z drugiej strony tak apetycznie to wyglądało, że... nawet nie zauważyłam kiedy wszystko zniknęło. Starając się nie nadwyrężać bardzo kostki, powoli wstałam, zaścieliłam łóżko i przetransportowałam się do swojego pokoju. Wizyta w łazience i natychmiast poczułam się lepiej. Jeszcze się ubrać, trochę pomalować i czas zejść na dół.

- O, hej Sun- powitała mnie Lou łaskawie odrywając się telewizora. Bez pośpiechu doczłapałam się do kanapy i siadłam obok siostry.
- Tak w sumie  to  powinnaś się położyć i zaraz przyniosę ci kule i stabilizator-  Młoda wczuł się w rolę opiekunki. Prawie jak ja kilka tygodni temu.
- A te kule i reszta to skąd?
- Nie mam pojęcia, jak przyszłam to już były i  miałam ci je dać.  I nie wstawaj,  tylko się kładź.
- Dobra, nie panikuj. Przynieś mi telefon, znieś tacę, zrób herbatę i podaj coś przeciwbólowego- wyliczałam przełączając kanały. Jak na złość nie było nic ciekawego .  Lou zrobiła najpierw urażoną minę, ale nie miała wyboru.  Kiedy dostałam herbatę, spróbowałam sobie ułożyć plan rozmowy z mamą. Chociaż  nie miałam pojęcia jakie będzie jej stanowisko, wiedziałam co chcę jej powiedzieć. Miałam tylko nadzieję, że nagle nie okaże się, że chłopakom przeszkadza moja obecność, gdybym jednak została.
W międzyczasie Luiza przyniosła mi jeszcze laptop. Sprawdziłam, co nowego w świecie i z wyjątkiem mejla od Viki, reszta społeczeństwa  kompletnie się mną nie interesowała. Przyjaciółka, jak to ma w zwyczaju, napisała super długą wiadomość, w której najpierw mnie pocieszała, pytała się jak się czuję, szczegółowo opisała jak przebiegają dalej zawody  i stwierdziła, że wszystkie dziewczyny są zazdrosne, że wielka gwiazda- Nathan Sykes- pomógł mi po wypadku. Ogólnie cała wiadomość zdecydowanie poprawiła mi humor. Natychmiast zabrałam się za pisanie odpowiedzi. Tak wiele  myśli przepływało przez mój umysł, że chcąc je zapisać na raz, stworzyłam wyjątkowo chaotyczne coś, co dopiero po kilkukrotnym przeczytaniu i poprawkach, nadawało się do wysłania. Viky była przyzwyczajona do tego, ze często wysyłam jej dość pogmatwane mejle, których nawet nie sprawdzam, więc jeśli tamto odczytuje bez problemów to i z tym sobie poradzi.
- Gotowe- mruknęłam do siebie klikając "wyślij".
- Czyli jestem w samą porę- nagle obok mnie pojawił się Tom.  Ten to ma wyczucie.- Zbieraj się Sun.
-Ale gdzie?
- No jak to? Mam cię dostarczyć na spotkanie za 20 minut-mówił jakby to było oczywiste. Zerknęłam na zegarek. Rzeczywiście do rozmowy miałam  niecałe pół godziny. Najszybciej jak mogłam wstałam z kanapy i poszłam na piętro się trochę ogarnąć. W ekspresowym tempie się przebrałam, uczesałam i poprawiłam makijaż pakując jednocześnie torebkę. Jak się nie zabiję schodząc ze schodów będzie dobrze- pomyślałam, ale Parker czekał już przy barierce i uparł się, że mnie zniesie.
- Za uszkodzenia kręgosłupa  nie odpowiadam- poinformowałam gdy wsiadaliśmy do samochodu. 
-Wiesz, gdybyś jeszcze coś ważyła, to okej, ale jesteś chyba za lekka.
- Bez przesady. Nie mam niedowagi.
- W to nie wątpię... i nie sugeruję że jesteś gruba! -dodał szybko. Postanowiłam zmienić temat na mniej kłopotliwy i spytałam czemu mnie odwozi na spotkanie.  Dzięki temu przez resztę drogi miałam spokój i słuchałam paplaniny Toma. Okazało się, ze  jak rano Nath pojechał do chłopaków, przedstawił im jeszcze raz dokładnie swój pomysł, żebym i nich mieszkała. Nikt się nie sprzeciwiał, a dokładniej mówiąc ucieszyli się. I Sykes musiał jeszcze zostać  nadrobić wczorajszą nieobecność na spotkaniu z tancerzami, ale później ma się zjawić. 
- I jesteśmy na miejscu- Parker zaparkował na miejscu dla inwalidów  tuż przy wejściu do kawiarni.
- Nie powinieneś tu parkować- zwróciłam mu uwagę, kiedy pomagał mi wyjść.
- Biorąc pod uwagę twój stan...
-No ej! Mógłbyś odwieźć Lou do domu?
- Jasne. Ktoś tu po ciebie przyjedzie. Pa Sun.
- Papa Tom- pomachałam mu na pożegnanie i skierowałam się w stronę wejścia do kawiarni. Już z daleka dostrzegłam mamę w idealnie dopasowanym stroju i nowej fryzurze. Minę miała nieco przerażającą, jak zawsze gdy coś przeskrobałam z Młodą. W środku nie było tłoczno, a surowy wystrój sprawiał, że  czułam się  okropnie samotnie i nagle uświadomiłam sobie jak malutka jestem w obliczu całego świata. Czarno białe wnętrze z ciemnoczerwonymi dodatkami doskonale pasowały do surowego oblicza mamy. Do tego  cicha muzyka klasyczna w tle. W tamtej chwili najbardziej na świecie pragnęłam, żeby Nathan był obok mnie. Sama jego obecność wystarczyła, żebym poczuła się lepiej. Niestety on siedział z fankami a ja musiałam zmierzyć się z rozmową. Głęboki oddech i bez pośpiechu ruszyłam w stronę stolika mamy. Dopiero kiedy znalazłam się tuż obok, podniosła głowę.
 -Cześć mamo- przywitałam się cicho i usiadłam.
- Witaj skarbie. Co się stało?- zapytała patrząc na moją nogę.
- Wypadek przy tańczeniu. Zwykłe skręcenie. O czym chciałaś porozmawiać?
-  Jestem już po rozwodzie i jutro wracamy do Polski. Ponoć się nie zgadzasz na to.- odparła sucho.
- Nie chodzi o to ze się nie zgadzam tylko wolałabym zostać, bo tutaj mam przyjaciół, szkołę i w Londynie czuję się lepiej.
 - A co z Luizą? Ona też się buntuje?
- Ona też chciałaby zostać.
- Nie obchodzi mnie czego chce. Wraca ze mną do Polski. Wystarczy, ze już z tobą są problemy jak z domu uciekasz i dajesz jej zły przykład.
- Nieprawda- próbowałam zaprotestować.
- Nie przerywaj.  Ona wraca ze mną. Gdzie niby tutaj będziesz mieszkać? Szkołę możesz skończyć gdzie indziej.
- Szkołę chce tutaj już skończyć. Chłopaki powiedzieli, ze mogę mieszkać u nich, bo maja wolny pokój, a w wakacje poszukałabym pracy- moje własne słowa brzmiały dla mnie obco. Wcześniej wydawały mi się sensowne, ale podczas rozmowy jakby straciły swą moc.
- I niezależnie od tego, co powiem, nie chcesz wracać?
- Nie, chcę zostać.
- A gdzie jest Luiza?
- W domu.
- W takim razie- zrobiła krótką pauzę i podała mi kopertę- zrobisz z tym co zechcesz. Do zobaczenia kochanie- powiedziała i przytuliła mnie na pożegnanie po czym wyszła z kawiarni. Nawet nic  nie zamówiła.  Nagle poczułam wibracje w torebce. Wyjęłam telefon i zobaczyłam wiadomość od Nathana.

" Zaraz będę"

Nie chciałam sama otwierać koperty. Wolałam poczekać na Nathan, co nie trwało długo. Chłopak niemal wbiegł do środka i błyskawicznie znalazł się przy stoliku. Dał mi buziak na powitanie i zajął miejsce, gdzie kilka minut siedziała mama.
- Coś do picia dla państwa?- obok nas pojawił się kelner.
- Dwie herbaty poproszę i  szarlotkę.
 Zanim otrzymaliśmy zamówienie, Nathan opowiadał jak minął mu dzień, ponieważ ja nie byłam chętna do rozmowy. Wiedziałam jednak, że był bardzo ciekawy przebiegu rozmowy. Dopiero gdy się napiłam ciepłej herbaty (zdałam sobie wtedy sprawę, ze bardzo zmarzłam), była w stanie normalnie gadać z Nathanem.
- Więc, Tess, jak sobie poradziłaś?- zapytał a ja dokładanie przedstawiłam mu przebieg rozmowy.
- Na koniec dała mi to.
- I co jest  w środku?
- Jeszcze nie wiem- przyznałam cicho i  zajrzałam do koperty.  W środku znajdował się mój bilet na powrót i sporo gotówki. Wyjęłam bilet. Doczepiono do niego liścik:

" Zrobisz z nim co zechcesz. Niezelżenie od tego jaką decyzję podejmiesz i tak cię kocham Sun.
      Mama"

Po naszej rozmowie w ogóle się tego nie spodziewała. Mogłam sama dokonać wyboru co chcę zrobić dalej ze swoim życiem. O ile wczoraj byłam w stu procentach pewna, że chcę zostać, tak dzisiaj sama nie wiedziałam ma co się zdecydować. Przez tą krótką wiadomość zaczęłam mieć wątpliwości co do tego, którą drogę wybrać. Zrozumiałam też, że mama celowo się tak zachowywała podczas rozmowy. W ten sposób chciała mnie sprawdzić,  a tak naprawdę zależy jej na mnie.  Nawet nie zauważyłam kiedy po moim policzku spłynęła samotna łza. Podniosłam wzrok na Nathana. Wpatrywał się we mnie uważnie w napięciu oczekując mojej odpowiedzi.
- Co  teraz wybierasz Tess?- spytał cicho,  a ja miałam przez to ochotę się rozpłakać. Kocham go i nie chciałabym wyjeżdżać, ale nie wiem czy potrafię rozstać  się z Lou i mamą na długi bliżej  nieokreślony czas. Bałam się, że mój wybór może zranić bliską mi osobę, ale widząc błysk przerażenia w spojrzeniu Nathana, musiałam zmusić się podjęcia ostatecznej decyzji i wypowiedzenia jej na głos.

niedziela, 14 września 2014

Rozdział 23

Nie jest  mi łatwo pozwolić ci odejść...

Jak zwykle opiekuńczy pan Sykes nie pozwolił mi samodzielnie dojść do domu, ale uparł się, żeby mnie zanieść „bo tak będzie bezpieczniej”. Nie sprzeczałam się z nim, jedynie wywróciłam oczami. Zostałam  położona na wygodnej kanapie. Nagle coś sobie przypomniałam
- I tak muszę tam jeszcze wrócić po swoje rzeczy.
- Wcale nie. Wzięłam je, zanim poszłaś na występ- odezwała się Lou. W tym czasie Nath przyniósł z kuchni sok pomarańczowy i trzy szklanki.
- Chcecie coś zjeść? Pizza, kanapki, chińszczyzna, tosty? - zaczął wyliczać chłopak.
- Nath, naprawdę nie trzeba. I tak jest już późno- tja, jak zwykle w takich momentach moje ciało mnie zdradziło i zaburczało mi w brzuchu. Zażenowana spuściłam głowę.
- To może tosty- zaproponowała Lou i kiedy Sykes zniknął w kuchni, usiadła na podłodze opierając się o kanapę. - Sun, powiedz mi, co się tak naprawdę dzieje- niemal szeptała.
- Najpierw powiedz, co wiesz, będzie mi łatwiej- starałam się uniknąć odpowiedzi.  Dziewczyna westchnęła i zaczęła opowiadać smutnym głosem tak, że tylko ja ją słyszałam.
- Bo zapytałam się mamy czemu nie ma ciebie i taty, a ona powiedziała, że nocujesz u znajomych a  tata w pracy. Później spytałam czemu nigdzie nie ma jego rzeczy dlaczego się spieszy, bo cały dzień była zabiegana i  cały czas rozmawiał z jakimś panem Braunem. Nie chciała mi nic powiedzieć i jak po południu ten pan do niej przyszedł, podsłuchałam ich rozmowę. I mama powiedziała, że chce mieć ten rozwód jak najszybciej za sobą, i że tata nie powinien robić problemów bo nie jest naszym ojcem, i pojutrze i tak wracamy do Polski. Jak mama wyszła, spakowałam kilka rzeczy uciekłam do ciebie- skończyła mówić wtulając się we mnie. Na chwilę zapanowała między nami cisza przerywana odgłosami dochodzącymi z kuchni. Bałam się powiedzieć Młodej prawdy, bo nie wiedziałam jak zareaguje. Jednak z drugiej strony nie chciałam jej okłamywać, ponieważ jest bystra i sama się zorientuje, że coś jest nie tak.
- John nie jest naszym tatą, ale przez cały czas udawał, że jest. Kiedy się przeprowadziliśmy, zaczęło mu to przeszkadzać i chciał się uwolnić od naszej rodziny- mówiłam powoli, starannie dobierając słowa.
-Ale są małżeństwem z mamą i się kochają- zaprotestowała Luiza.
- Tak, są małżeństwem, ale się nie kochają. John kocha inną kobietę i chce mieszkać z nią. Wyprowadził się od nas. Z mamą chcą wziąć rozwód, żeby tego nie ciągnąć i tak będzie lepiej dla nas- przedstawiłam sytuację najjaśniej mogłam mając nadzieję, że Luiza to zrozumie i zaakceptuje. Przez moment analizowała wszystko, co powiedziałam, ale chyba coś ją jeszcze męczyło.
- To skoro wezmą rozwód to po co wracamy i kto jest w takim razie naszym tatą?- wyrzuciła z siebie uważnie się we mnie wpatrując. Zerknęłam szybko w stronę kuchni, ponieważ lada chwila mógł się pojawić Nathan.
- Mama chce wyjechać,  bo lepiej się czuje w Polsce a Londyn źle się jej kojarzy.
- A tata?- sama się nad tym nie zastanawiałam.
-... nie mam pojęcia- szepnęłam i przytuliłam Młodą. Nie długo trwałyśmy w takiej pozycji, ponieważ Nath przyszedł z tostami. Dzięki temu Lou mogła się skupić na czymś innym niż rozmyślanie o rodzinie. Jeśli mam być szczera, ona najbardziej na tym ucierpi.
Jedliśmy w milczeniu, a dokładniej mówiąc Luzia pochłonęła ponad połowę tostów, podczas gdy ja wciąż jadłam pierwszego. Nogą niemal nie ruszałam więc mniej bolała.  Atmosfera mnie dobijała.  Młodsza siostra, przed którą świat pokazał swoje brutalne oblicze, moja rzeczywistość wywróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i uczucie bezsilności sprawiały, że miałam ochotę płakać. Nie mogłam jednak pokazać  Lou, że mnie też to przerastało. Za kilkanaście godzin miałam się porozmawiać z mamą. Od tego zależało czy się pożegnam z Londynem czy jakimś cudem okaże się, że zostanę.
Było już późno i wydarzenia z dzisiejszego dnia odbijały się na Lou- zmęczona, po kolacji zrobiła się senna. Trzeba ją zaprowadzić do sypialni. Chciałam się podnieść i zaprowadzić Luizę do pokoju, ale jak zwykle Nath błyskawicznie przejrzał moje zamiary.
- To co, teraz do sypialni?- Czy ja  nic nie mogę zrobić sama? Lou tylko mruknęła coś co, miało oznaczać zgodę i w tym samym momencie poczułam jak pan Sykes mnie znowu podnosi,  a przez to moja kostka też wykonuje ruch. Cicho jęknęłam.
- Przepraszam, za chwilę będziesz na górze.

W pokoju wylądowałam na miękkim łóżku i cierpliwie czekałam aż chłopak wyjdzie, a Lou wróci z łazienki. Po krótkim dobranoc zamknął za sobą drzwi i w tym samym czasie wróciła Luizka. Korzystając z okazji jak najszybciej w miarę możliwości poszłam się umyć. Pewnie Nath nie pozwoliłby mi się ruszać ze skręconą kostką, ale ja potrzebowałam wziąć prysznic. Chociaż momentami ból był straszny, powtarzałam sobie, że  nie zacznę krzyczeć.  Pół godziny później wróciłam do sypialni. Sądziłam, że Młoda będzie spać, a tymczasem ona czekała na mnie.
- Czemu jeszcze nie śpisz?
- Nie mogę. Nie chcę żeby tak było-położyłam się obok siostry.
- W Polsce wszystko znasz. Pobyt tutaj możesz traktować jak długie wakacje i....
- Już nie o to chodzi. Nawet jeśli wrócimy, nie chcę na zawsze żegnać Londynu i w ogóle to wszystko jest nie fair- żaliła się. Długo ją pocieszałam i uspokajałam. Już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio tak poważnie rozmawiałyśmy. I chociaż Luzia spała, ja nie mogłam oddać się w objęcia Morfeusza. Nie potrafiłam, choćby na minutę,  przestać myśleć  o całej sprawie  i jeszcze dzisiejszy występ, który okazał się kompletną porażką. Byłam głupia, że chciałam wystąpić. Musiałam zająć się czymś innym. Zdecydowałam się na bardzo ryzykowne wyzwanie jakim było zejście do kuchni. Z pokoju wyszłam bez większych problemów. Dopiero na korytarzu poziom trudności wzrósł kilkukrotnie. Serce biło mi jak oszalałe. Jeden najmniejszy błąd może obudzić Nathana.  W dodatku noga zaczęła mnie znowu boleć.  Po prostu bosko. Jeszcze dwa kroki i dotrę do schodów. Nagle usłyszałam ciche skrzypnięcie. Jeśli to ja, nie ma się czego bać. Zamknęłam na chwilę oczy, żeby odpocząć.
-Sun?! Co tu robisz o tej porze?!-nie wiadomo skąd pojawił się przede mną Sykes. Zakryłam usta dłonią żeby nie krzyczeć, co nie znaczy że się nie wystraszyłam.
- Ja... No, chciałam zejść do kuchni- spuściłam głowę.
- Ze skręconą kostką? Oszalałaś?- cicho bulwersował się Sykes.
- Nie mogłam spać i po prostu...
- Chcesz może porozmawiać?- zapytał już spokojnym głosem. Nie odpowiedziałam.  Z jednej strony potrzebowałam go, ale nie miałam już dość zamęczania go swoimi sprawami Odkąd się zaczął rok szkolny, prawie non stop opowiadam tylko o problemach, które mnie przerastają. Chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął do swojej sypialni. Usiadłam wygodnie na łóżku opierając się o zagłówek, a Nathan zajął miejsce po lewej stronie.
- Nie wiem  od czego zacząć- wyznałam.
- Proponuję od początku- uśmiechnął się lekko. I tak  nie mam przed nim tajemnic, więc dokładnie przedstawiłam wszystkie wydarzenia z dzisiejszego dnia zaczynając od momentu, kiedy mama napisała, że wracamy do Polski. Pominęłam fragment o Dereku bo to już zupełnie inna historia.
- To dlatego Lou była dzisiaj taka przygnębiona- podsumował Nathan- A co się stało podczas występu?
- Najprościej mówiąc ten palant Derek posłużył się mną, żeby wygrać jakiś głupi zakład. Specjalnie udawał, że mu zależy, byleby tylko publicznie mnie upokorzyć. A skąd to wiem? Sam mi powiedział zanim odszedł do Belli- to mnie już przerosło. O ile wcześniej udawało mi się kontrolować emocje, teraz całkowicie się im poddałam i się rozkleiłam. Znowu pokazałam jaka jestem słaba. Nathan przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czubek głowy.
- Jestem beznadziejna- szepnęłam przez łzy.  Panująca dookoła cisza i spokój sprawiały, że poczułam potrzebę wyznania chłopakowi jeszcze jednej rzeczy. A może stałam się taka otwarta, ponieważ był środek nocy i wszytko wydawało się inne? W każdym razie.... - Jestem beznadziejnie beznadziejna, bo nie pierwszy zaufałam i dałam się wykorzystać, rozumiesz?
- Tess, nawet tak nie myśl. Jesteś wspaniałą- nie dałam mu skończyć.
- Czekaj, czy  ty właśnie powiedziałeś do mnie... Tess? - przerażona wpatrywałam się  w chłopaka. - Przecież nigdy Wam nie mówiłam i na konkursie też nikt nie wiedział, to skąd ty wiesz?- wpadłam w panikę. Jedynie w dzienniku i dokumentach widniało moje pełne imię, a na konkursie tylko nazwisko i pierwsza litera. Jeśli nikt nie znał imiena, to jakim cudem On nazwał mnie Tess?!
- Spokojnie- mocniej mnie przytulił- powiedz to co chciałaś wcześniej i ci wszytko wyjaśnię.  Obiecuję.-  niepewnie zaczęłam opowiadać mu o historii z Filipem. Zaczęłam i na tym się skończyło. Mówienie było  zbyt bolesne. Ledwie opisałam jak go poznałam,  jaki miał na mnie wpływ i wtedy wielka gula w gardle uniemożliwiła wyduszenie z siebie czegokolwiek więcej. Musiałam to powiedzieć Nathanowi, bo mu ufałam i uznałam, że powinien  to wiedzieć, ale nie potrafiłam.
- Ciiii.... Już dobrze. Nie musisz kończyć, bo już raz mi to opowiedziałaś-czy się przesłyszałam? Momentalnie zbladłam i znieruchomiałam. Przecież to niemożliwe.... Lekko się odsunęłam od chłopaka i popatrzyłam na niego pytająco. Chociaż panował mrok czułam, że jemu też  nie jest z tym łatwo.
- Pamiętasz wyjazd na mecz i twoje picie z Jay'em? Kiedy zabrałem cię do hotelu, nie chciałaś spać i opowiedziałaś mi o Filipie i przy okazji nazwałaś się Tess. Nie mówiłem ci o tym, bo nie sądziłem, że kiedykolwiek będziemy do tego wracać a poza tym rano nic nie pamiętałaś i nikomu nie mówiłem...
- Dziękuję- powiedziałam po chwili milczenia.- Dziękuję za to wszystko, co dla mnie robisz, bo bez ciebie nie dałabym sobie rady. Dziękuję, że nie powiedziałeś o tym nikomu i dziękuję, że jesteś zawsze wtedy kiedy cię potrzebuję- Nathan znowu przyciągnął mnie do siebie tak, że opierałam się jego klatkę piersiową. 
- Nie musisz mi dziękować. Robię to, bo jesteś wyjątkowa i mam nadzieję, że zawsze będę mógł ci pomagać.
- Ale pojutrze, a raczej jutro, wracam do Polski...- poczułam jak chłopak się napiął.
- Jak to?
- Mama tak chce. Tak będzie ponoć lepiej.
- A ty tego chcesz?- czego ja tak naprawdę chciałam? Znowu zacząć od nowa innej szkole czy próbować żyć sama w wielkim mieście? Wolę mieć blisko siebie chłopaków czy Viky i Filipa...
-...  Ja chyba wolałabym zostać tutaj, przez te kilka miesięcy za bardzo się z wami zżyłam, żeby  teraz to zakończyć. Nie poradziłabym sobie bez ciebie, bo.... - cię kocham?  W porę ugryzłam się w język. Dlaczego dopiero teraz, stojąc w obliczu sytuacji, gdzie mogę już na zawsze pożegnać się z Nathanem, uświadomiłam sobie coś takiego. Jaka ja jestem głupia!
- Jeśli nie chcesz wyjeżdżać, zostań...
- Ale to jest niemożliwe. Mam szkołę, nie mam gdzie mieszkać i musiałbym się jakoś utrzymywać... - zaczęłam wyliczać.
- To nie jest problem. Możesz mieszkać u nas. Tylko, proszę, zostań.-mówiąc niemal błagalnym głosem Nathan objął mnie w pasie jakbym miałam gdzieś odejść. - Myślisz, że łatwo mi to wszytko opuszczać?-  podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
-  Myślę, że nie, ale też nie jest  mi łatwo pozwolić ci odejść, ponieważ się  w tobie zakochałem, Tess, ale nie mam pojęcia jakie są twoje uczucia- powiedział cicho, a raczej wyszeptał. Nathan James Sykes właśnie wyznał mi miłość, a ja nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa.  Bez chwili zastanowienia złożyłam na jego ustach długi pocałunek.

- Czy teraz wiesz, co czuję? -spytałam? 

sobota, 6 września 2014

Rozdział 22

To wszytko wina tego kretyna

-Sun, pospiesz się! Zaraz występujecie- poganiała mnie Emma. Od wczoraj tak wiele się wydarzyło, że obecnie impreza była zaledwie mglistym wspomnieniem, jakby w ogóle nie miała miejsca. Wczesnym rankiem Max podwiózł mnie i Viky na halę, gdzie przygotowania szyły pełną parą. Do dziesiątej zjeżdżały się wszystkie grupy taneczne i znalezienie wolnego skrawka do ćwiczeń graniczyło  z cudem. Pod czujnym okiem Joanny porządnie się porozciągaliśmy i powtórzyliśmy wszystkie układy. Później była przerwa obiadowa, co według organizatorów było równoznaczne obdarowaniem każdego połową dużej pizzy i butelką coli. Widocznie ktoś rozsądny składał zamówienie i nie zdecydował się na sos czosnkowy. Nie, żebym go nie lubiła, bo do pizzy jest idealny, ale gdyby tyle osób naraz zjadło niezliczone ilości tego dodatku, to hala zamieniłaby się w jedną wielką komorę gazową. Po posiłku organizator zaprosił nas na trybuny i przedstawił krótko plan dnia. Do szesnastej mieliśmy czas dla siebie (mogliśmy  ćwiczyć, obijać się, albo wyjść na miasto), następnie każda para otrzyma numerek i pójdziemy do części pomieszczenia przeznaczonego na garderoby. Co ciekawsze do momentu występu nikt nie będzie wiedział kim są jurorzy, nawet nasi instruktorzy. Każda para po przedstawieniu układu od razu ma iść na trybuny i nie może wracać do garderoby. Czwane bestie z organizatorów.

-  Sun!!! Otwieraj te drzwi!!! – Do Emm dołączyła Cleo  i teraz obie próbowały mnie wyciągnąć z łazienki. Za piętnaście minut jest moja kolej, a ja od pół godziny tkwię zamknięta w kabinie i wciąż nie mogę uwierzyć w to, co przeczytałam. Mama najpierw napisała, że Luzika uciekła z domu, a chwilę później dodała, że po jutrze wracamy do Polski i nie ma dyskusji, bo jutro ma ostatnia sprawę rozwodową. Świetnie. Tyle czasu to przed nami ukrywali… Powrót do Polski oznaczał, że będę się musiała rozstać z tym, co pokochałam w Londynie. Co prawda jestem dorosła i mogłabym się z nią kłócić, że chcę zostać, ale tu pojawia się problem: nie miałabym gdzie mieszkać i nie miałabym środków na utrzymanie.
- Nie wystąpię! Rezygnuję!- krzyknęłam do dziewczyn.
- Sun, nie możesz się teraz poddać.  Pomyśl o tych wszystkich godzinach ćwiczeń, o tym jak bardzo zależało ci na wzięciu udziału…- dziewczyny nagle zamilkły i usłyszałam jak ktoś wbiega do środka. -…. I musisz wyjść, bo ktoś do ciebie przyszedł. Powoli otworzyłam drzwi i zobaczyłam wpatrujące się we mnie Emm i Cleo oraz trochę przerażoną Lou. Miała ze sobą plecak, a jej twarz była mokra od łez. Gdy mnie ujrzała, natychmiast podbiegła i rzuciła mi się na szyję.
- Luiza, co się stało? - zapytałam zaskoczona.
- Ty wiedziałaś. Wiedziałaś o mamie i tacie... znaczy się... szybko się poprawiła, chociaż doskonale ją rozumiałam. Jeśli nagle się dowiadujesz, że osoba, którą całe życie nazywało się tatą, jest zupełnie obcą osobą, to trudno jest nazywać go inaczej.   Nie odpowiedziałam, jedynie mocniej ją przytuliłam.
- Ja nie chcę wracać. Chcę tu zostać.
- Lou, przecież wiesz, że to jest niemożliwe. Musimy
- Nieprawda! Będziesz musiała zostać jeśli przejdziesz dalej. Wtedy nie wrócisz!
- Luizka, przecież szanse, że mi się uda są mniejsze, niż jeden procent- odparłam z rezygnacją.  Siostra popatrzyła na mnie uważnie.
- Jak zwykle w siebie nie wierzysz. Uda ci się i obiecaj, że dasz  z siebie wszystko.
-... Obiecuję, ale robię to tylko dla ciebie mała.
- To teraz leć na scenę, bo masz dwie minuty!!!
- Właśnie!- poparła Młodą Cleo. To spotkanie wprawiło mnie w niemałe zaskoczenie. Skąd w ogóle Lou się o tym dowiedziała i skąd wiedziała gdzie jestem? Mama się pewnie o nią martwiła i trzeba do niej zadzwonić. Większość uczestników myślała w tym momencie, czy dobrze wyglądają i czy pamiętają kroki, a ja stałam zestresowana, będąc w środku kłębkiem nerwów, a powodem tego nie był konkurs lecz rozpadająca się rodzina. I w dodatku nie miałam pojęcia gdzie jest Derek. Prowadzący już nas zapowiadał, a sama nie mogłam wyjść. Nerwowo rozejrzałam się dookoła. Chłopak zjawił się dosłownie w ostatniej chwili z potarganą fryzurą i śladem szminki na policzku? Pewnie mi się zdawało, bo stał w cieniu. Wyszliśmy z  uśmiechami na scenę. W pierwszej chwili nieco oślepiły mnie światła, którymi ktoś nieumiejętnie operował,  a później moją uwagę przykuły zapełnione niemal w trzech czwartych trybuny. Nie zdawałam sobie sprawy, że już tyle osób wystąpiło. Kątem oka spojrzałam na Dereka. W pełnym oświetleniu widziałam, że to na sto procent była szminka, a gdy chłopak dostrzegł, że mu się przyglądam, szybko wytarł policzek. Prowadzący nas przedstawił, a jury zaczęło zadawać pytania. Dopiero wtedy skupiłam się na oceniających. Jakaś pani ze szkoły tańca i choreograf, dalej gość od czegoś tam i całe The Wanted. Oni sobie żarty robią?! Doskonale wiedzieli o moim występie i nawet słowem nie pisnęli, że będą mnie oceniać. Gdy Jay dostrzegł moją minę wyrażającą zdezorientowanie pomieszane ze złością, szepnął coś do Toma i obaj mieli niezły ubaw. Max puścił mi oczko, Siva coś notował, a Nath uważnie mi się przyglądał. Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, pokazał kciuk do góry i nasz występ się zaczął. Z pierwszymi dźwiękami utworu stopniowo opadały ze mnie emocje i liczył się tylko taniec. Byłam z siebie dumna, bo nie pomyliłam kroków i nie poślizgnęłam się w najtrudniejszym dla mnie do opanowania momencie. Jednak, co  z tego, że się starałam, skoro Derek momentami gubił tempo, raz prawie zmiażdżył mi stopę i ominął jedno przejście. Na próbach był zupełnie inny, tańczył z uśmiechem i to on częściej poprawiał mnie niż ja jego, a dzisiaj było tak jakby mu zupełnie nie zależało. Została ostatnia figura. Jeśli się uda, mieliśmy szansę przejść dalej. Co ja gadałam. Musiało się udać. Dla Luizy. Obrót i za kilka sekund chłopak mnie złapie. Nigdy mnie upuścił więc się nie bałam. Derek był już w odpowiedniej pozycji, ja lekko podskoczyłam i za moment miałam poczuć jego dłonie na mojej tali. Nie! Coś ty zrobił? W ostatniej chwili się odsunął i cofnął ręce. Nawet nie miałam szans na jakiekolwiek złagodzenie upadku.  Bezwładnie upadłam na podłogę przerażona tym co się stało.  Przecież inaczej miało być. Ze łzami w oczach spojrzałam na chłopaka. Poczułam się jeszcze gorzej, gdy usłyszałam:
- Sorki, ale mam w  dupie ten konkurs,  a dzięki tobie wygrałem zakład i... warto było to zrobić- powiedział na tyle cicho, że tylko ja to usłyszałam. Nie oglądając się za siebie, zszedł ze sceny i natychmiast  doskoczyła do niego jakaś blondynka.... Moment! To Bella!!! Spróbowałam wstać, ale skończyło się to porażką. Nawet nie wiem kiedy pojawił się obok mnie Nath i zniósł mnie ze sceny. Czułam się okropnie. Bezsilność i świadomość, że zawiodłam siostrę prowokowały kolejne łzy. Wtuliłam się w ramię chłopaka.
- Świetnie zatańczyłaś, to wszytko wina tego kretyna- szepnął na pocieszenie.
- Ale to nie o to chodzi...- odparłam cicho. Nath zaniósł mnie od razu do lekarza. Przez cały czas, gdy doktor chwalił, że to cud, że tylko kostkę przy tym upadku skręciłam, Sykes siedział ze mną. Kiedy założono mi opatrunek, przetransportował mnie na trybuny i wrócił do jury. Siedząc sama, zdałam sobie sprawę jak kojąco działała na mnie jego obecność i jak bardzo pragnęłam, aby był wtedy obok mnie.  Po krótkiej i dość burzliwej naradzie (najbardziej było słychać Toma, który głośno przeciw czemuś protestował), pani ze szkoły tańca wydała werdykt.
- Oceniając ten występ od strony technicznej jako jury,  musimy brać pod uwagę całokształt. Pojawiło się nieco niedociągnięć, jednak jesteśmy pod wrażeniem całego układu. Niewątpliwie jest on trudny do wykonania jednak dobrze zatańczony przynosi wspaniałe efekty. Jako parze, wyszło to niewystarczająco dobrze, aby nas zachwycić, jednak gdybyśmy oceniali tancerzy osobno, dziewczyna spisała się znakomicie, natomiast jej partner chyba nie był zainteresowany występem. Scena, której świadkami byliśmy kilka minut  temu, skłoniła nas do podjęcia następującej decyzji, występ nie zostanie oceniony i nie będziemy go brać pod uwagę.
Na hali rozległy się szmery. Sama nie wiedziałam, co o tym myśleć. Jedyne było mi cholernie smutno, że zawiodłam Lou. O wilku mowa. Siostra podbiegła do mnie i natychmiast mnie przytuliła.
- Sun, spisałaś się znakomicie. A ten cały Derek to debil jakiego świat nie widział. Powinni go za to skazać na dożywocie i w ogóle uważam, że-  Młoda wpadła w słowotok.
- Ej, stop. Trzeba zadzwonić do mamy i powiedzieć, żeby się nie martwiła...
- Już to zrobiłam- oznajmiła z dumą Lou. Nie czekając na moją reakcję, kontynuowała- powiedziałam, że jestem  z tobą i wszytko w porządku. Ma się nie martwić, bo wracamy jutro popołudniu.
-Nie możesz nie wrócić na noc do domu.
-Mogę. Poza tym ty też nie wracasz. - Młoda dalej upierała się przy swoim. Starając się nie ruszać nogą, obejrzałyśmy kilka ostatnich występów.  Werdykt był taki, że do następnego etapu przeszły grupy z Francji, Niemiec, Hiszpanii i kilka z Wysp, ale nikt z Londynu. Szkoda. Jednak wszyscy mają zapewnione dwudniowe zwiedzanie Londynu. Wątpię, czy zobaczę się przez ten czas z Viky.
- Gotowa? - z rozmyślań wyrwał mnie głos Nathana.
- Na co?- spytałam zdezorientowana.
- Jedziemy do domu. Podejrzewam, że nie chcesz tu siedzieć- odparł chłopak. Trochę niezdarnie podniosłam się z ławki, a wtedy on wziął mnie na ręce.
- Dam radę iść sama- próbowałam zaprotestować.

- Wiem, że dasz radę, ale tak jest szybciej i bezpieczniej. I łatwiej  będzie nam się wydostać tylnym wyjściem, zanim fanki zorientują się, że mnie nie ma. Chodź Młoda- zwrócił się do Lou i w dość krótkim czasie przeniósł mnie samochodu. Kevin już czekał za kierownicą.