Rozdziały w każdą niedzielę.

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 21

I dlatego nagraj ten zakład

Obudziłam się dość wcześnie, jednak ręka Nathana spoczywająca na moim brzuchu, skutecznie uniemożliwiała mi opuszczenie łóżka. Za każdym razem, gdy próbowałam wstać, chłopak mocnej mnie do siebie przyciągał. Czułam jednak, że już się obudził.
- Naaathaaan- jęknęłam.
-Mhm?- zamruczał pozwalając przekręcić mi się na brzuch
- musimy wstać i trzeba Viky odebrać  z lotniska. Jest już po ósmej- dodałam ziewając.
- Za chwilkę-odparł. Jego głos o poranku był pop prostu cudowny. Niestety nie mogłam się nim długo zachwycać.  Westchnęłam i zdjęłam z siebie rękę chłopaka. Zbierając potrzebne rzeczy skierowałam się do łazienki. Nowością był dla mnie fakt, że po raz pierwszy od bardzo długiego czasu chciałam jeść od razu po przebudzeniu. Co ciekawsze dawno nie witałam nowego dnia  z tak dobrym humorem. Nath rzeczywiście ma na mnie dobry wpływ i przy nim czuję się lepiej. Gdy wróciłam do pokoju chłopak nadal leżał na łóżku i nie spieszył się ze wstawaniem. Popatrzyłam na niego z rozbawieniem. Włączyłam telefon i zeszłam do kuchni.
- O, cześć Sun!- przywitał mnie Loczek.
- Hej. Co tam dobrego robisz? - zajrzałam mu przez ramię.
- Najlepszą jajecznicę na świecie. Też chcesz?
- Jeszcze się pytasz?  Jasne. I może dla Sykesa trochę, bo za pół godziny jedziemy na lotnisko- odparłam nakrywając do stołu.
- Nie pozwalam- Jay spojrzał na mnie surowo, a ja posłałam mu pytające spojrzenie-Nie możesz wyjechać.
Kiedy to usłyszałam, roześmiałam się. Chłopak jednak nie wiedział o co mi chodzi. 
- Nie wyjeżdżam. Po prostu odbieramy z lotniska moją znajomą. 
- A ta torba? I że byłaś smutna? Wszyscy  sądziliśmy że...
- Nie, nie, nie. Torba, bo nocuję tutaj. A smutna, bo gorszy dzień miałam. I pilnuj jajecznicy- dodałam zalewając herbatę. Gdy Jay nałożył każdemu dość sporą porcję i zajęliśmy swoje miejsca, przyszedł zaspany Nath. Widząc jego niewyraźną minę, miałam małe wyrzuty sumienia, że to moja wina.
- Sykes, podpadłeś nam- zaczął Loczek.
- Niby jak?
- Nie zaprzeczyłeś, że Sun wyjeżdża.
- Kiedy?
- Wczoraj, wieczorem. 
- Sorry, nie zwróciłem uwagi.  A tak na marginesie jesteś Sun pewna, że tyle zjesz- spytał wesoło. Niestety w tym momencie zjadłam właśnie spory kęs, więc moja odpowiedź ograniczyła się energicznego kiwnięcia głową. Reszta posiłku minęła w wyjątkowo wesołej atmosferze. Byłam tak głodna, że skończyłam jeść jako pierwsza, co porządnie zaskoczyło Nathana. Jay nie ogarniał jego zachowania, gdyż nie został wtajemniczony w historię mojego zapominalstwa o jedzeniu.  Wróciłam jeszcze na chwilkę do pokoju po torebkę.
***
Rozumiem, że dojazd może zająć znacznie więcej czasu niż to było planowane, ale żeby godzinę szukać miejsca parkingowego to już lekka przesada. Jednak wyjechaliśmy z domu na tyle wcześniej, że w głównej hali lotniska znaleźliśmy punktualnie co do sekundy, równo z lądowaniem samolotu Viki. Wysłałam jej jeszcze smsa, że czekamy przy wyjściu w pobliżu toalet. Dlaczego tu? Wielka gwiazda, pan Sykes, musiał uregulować potrzeby fizjologiczne i stwierdził, że jeśli zostawi mnie w innym miejscu, to się zgubię. Chociaż może miał trochę racji. A co do innego lokalizacji, nie zamierzałam tak stać nie wiadomo ile i usiadłam na pobliskiej ławce skąd miałam doskonały widok. W międzyczasie zdążyłam przejrzeć nieodebrane połączenia. Znowu mama, jedno z obsługi klienta i jedno od Dereka. Natomiast jeśli chodzi o smsy, mama dalej próbuje nakłonić mnie do powrotu do domu. Odpisałam, że niedługo wrócę i żeby się nie martwiła. Gdy schowałam telefon, zauważyłam zmierzającą w moją stronę wściekłą Viky. Przestraszyłam się. 
- Nie cierpię Brytyjczyków!- zaczęła na powitanie i ze złością rzuciła swój bagaż na ziemię.
- Też się cieszę, że cię widzę- przytuliłam ją na powitanie, a dziewczyna odwzajemniła uścisk. - Cieszę się, że jesteś.
- Ja też się cieszę Sun. Załatwiłam  z Wielorybem i dopiero jutro o dziesiątej mam się stawić w hotelu. Julka ma moją drugą walizkę-powiedziała wciąż się przytulając.
- A co się stało, że byłaś taka niezadowolona?
- Bo kulturalnie idę sobie do ciebie, a tu nagle jakiś kretyn we mnie wbiega. Pomijając fakt, że był zdecydowanie wyższy, to upadłam na ziemię. Jakoś przebolałam fakt, że nie pomógł mi wstać tylko się na mnie dziwnie gapił. Najgorsze, że zdeptał torebkę i rozwalił nową obudowę na telefon- opowiadała z przejęciem. Co jak co, ale Viki jest wyjątkowo spokojną  osobą i bardzo rzadko się denerwuje. Nie zazdroszczę temu komuś, kto ją tak rozzłościł.
-  Kupię ci nową obudowę i ...
-  Trochę mi zeszło, ale nie chcący potrąciłem jakąś dziewczynę...- podbiegł do nas Nath, ale raptownie zamilkł widząc Viki. Dziewczyna piorunował go wzrokiem. Chyba się domyślałam, co się stało. Usta dziewczyny zacisnęły się w wąską kreskę, a zmieszanie Nathan wywołało uśmiech na mojej twarzy. Postanowiłam jakoś zainterweniować.
- Em.. Poznajcie się. Viky Nathan, Nathan Viky- podali sobie ręce.
- No to ten... przepraszam, naprawdę nie chciałem cię przewrócić- zaczął chłopak- Nic ci się nie stało?
- Mnie nie, ale mojemu telefonowi tak- odparła  z grymasem.
- Jeszcze raz bardzo przepraszam i może jakoś mogę naprawić szkody?- Nath chyba bardzo się przejął całą sytuacją. Natomiast ja wpadłam na genialny pomysł.
- Oczywiście, że to jakoś wynagrodzić. Jak Viky trochę odpocznie idziemy na zakupy i potrzebna nam będzie pomoc. Sądzę, że świetnie się nadajesz do tego zadania- wytłumaczyłam radośnie. Chłopaka najwidoczniej przerażała perspektywa spędzenia pół dnia w galerii, ale skoro nabroił, to musi być kara. Viky natomiast była zadowolona z pomysłu niemniej niż ja i złość na Sykesa powoli z niej ulatywała.
- To w takim razie jedziemy teraz do nas,  a później na imprezę, mam rację Sun?
- Jasne. Pomożesz nam wybrać coś fajnego na wieczór.
- Pomoc się przyda zwłaszcza tobie Sun- wtrąciła ze śmiechem Viky przypominając tym samym nasze wszystkie wspólne zakupy.
-Ej, już nie wybieram sukienek godzinami. 
***
- Jesteśmy- krzyknął na wejściu Nathan, co  w trybie natychmiastowym przywołało resztę The Wanted. 
- A kim jest nasz uroczy gość?- zainteresował się Max.
- Chłopaki, poznajcie Viky, moją najlepszą przyjaciółkę, z którą dzisiaj  zamierzam spędzić mile dzień i mam nadzieję, że do nas dołączycie.- powiedziałam na jednym wydechu. Chłopcy zaczęli się przedstawiać, robiąc przy tym śmieszne pozy. Kiedy już się ładnie zapoznali, zabrałam przyjaciółkę do mojego tymczasowego pokoju, a pozostali zaoferowali się, że przygotują coś pysznego do jedzenia. Jeśli to się nie skończy na zamówieniu pizzy, będę pod wrażeniem.
- Skoro jesteśmy już same...- zaczęłam z szerokim uśmiechem. 
- Możesz mi opowiedzieć co się działo przez ostatnie trzy dni, bo zupełnie nie miałyśmy kontaktu- dokończyła kładąc się na łóżku. Ja zajęłam miejsce na krześle na przeciwko niej. Viky to moja przyjaciółka i mówimy sobie wszytko. Nie ważne czego dotyczy sprawa, nie mamy przed sobą tajemnic. Wzięłam głęboki wdech oraz upewniwszy się, że drzwi są zamknięte i nikt nie podsłuchuje, zaczęłam opowiadać. Najpierw o genialnym planie Nathaha i pomocy TJ, reakcji blondi, a później o wizycie u Sykesa, pocałunku i o "rozmowie" w domu. Przy tym ostatnim się rozpłakałam i położyłam się obok dziewczyny. Viky zaczęła mnie pocieszać, aż nagle przerwała
- Czy mi się zdaje, czy ta poduszka pachnie męskimi perfumami?- jej mina była przekomiczna i parsknęłam śmiechem. Ta dziewczyna ma świetne wyczucie czasu.
- Nie, z twoim nosem jeszcze jest ok. Jakbyś nie przerywała, to wiedziałabyś nawet dlaczego tak pachnie- na co Viky zrobiła oburzoną minę, ale już grzecznie słuchała. Skończyłam opowiadać jej o swoim zniknięciu z domu i ponownej wizycie u The Wanted. Nie pominęłam też nocnego picia kakao i tego jak Nath ze mną usnął. Im bliżej końca historii, tym  większe zdziwienie się malowało na jej twarzy .
- Po prostu chłopak idealny- rozmarzyła się- ale i tak mi podpadł więc niech się spisze na zakupach- zachichotała.
- To skoro wiesz już jak się moje życie wywróciło, to mów, co  u ciebie- zachęciłam idąc do łazienki. Na szczęście nawet z pokoju nie musiałam wychodzić, więc usuwając oznaki płaczu w skupieniu słuchałam przyjaciółki. Na pozór zwykła licealistka, a w rzeczywistości  Viky naprawdę był zabiegana. Nie dość, że zajmuje się szkolną gazetką, to Wieloryb ( polonista zawdzięczający swój przydomek niepowtarzalnej sylwetce) kazał zrobić naprawdę sporo wywiadów o zdjęć. Viky poznała też fajnego chłopaka i prawie się w nim zakochała, gdy nagle nadarzała się okazja, żeby go lepiej poznać, a wtedy okazało się że jest on totalnym idiotą, który próbuje nadrabiać wyglądem. No nie źle.
Po godzinie wspólnych rozmów postanowiłyśmy zajrzeć do kuchni. Już w przedpokoju roznosił się aromatyczny zapach obiadu. Ciekawa byłam, co wykombinowali. W salonie Nath i Tom pochłonięci byli grą, natomiast Jay, Max i Siva zajmowali się gotowaniem. 
- Co dobrego macie? - spytała Viky przyglądając się bliżej poczynaniom chłopaków. 
- Spaghetti- odparł dumnie Max mieszając sos.
W tym samym czasie Jay kończył swój wegetariański sos bez mięsa, a Siva zajmował się makaronem.
- A długo jeszcze? Bo zgłodniałam trochę- dziewczyna jak zwykle bez ogródek mówiła co czuje. Czasem jej tego zazdrościłam.
- Oj Viky, jeszcze jakieś dwadzieścia minut. A w tym czasie proponuję poznać trochę naszego gościa- dodał znacznie głośniej. Wszyscy poszliśmy do pokoju i siadaliśmy w kółku, a Parker przyniósł butelkę. Szybko wytłumaczyłam przyjaciółce nieco zmodyfikowane zasady gry i przyszła kolej na pytania. Odniosłam wrażenie, że ją  wypytywali o większe banały niż mnie np. ulubiony kwiat, owoc, bajka, film. Żadnych pytań, gdzie musiałaby się nieco rozgadać. Jak na złość butelka mnie omijała. Szkoda, bo miałam już świetne pytanie.  Dopiero po kilkunastu minutach wypadła moja kolej. Niestety nadal nie mogłam "zaatakować" Viky, ponieważ po całym domu zaczął się roznosić okropny zapach spalenizny.
- Ktoś w ogóle obiadu pilnuje?- na moje słowa Jay i Siva zerwali się z miejsc i pobiegli sprawdzić sytuację. Nawet taki beznadziejny kucharz jak Viky, wiedział, że nie zje już tego spaghetti. 
- Przykro mi, ale musimy zmienić plany i zjeść coś innego, bo nasz obiad troszkę się...em...- Jay się zaciął. Viky wydała zsuszony jęk, a  Nathan z Tomem się roześmiali przybijając piątki. Dosłownie sekundę później rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Sykes jak gdyby nigdy nic poszedł otworzyć, a po chwili wrócił z triumfalną miną niosąc kilka pudełek pizzy .
- Co to ma być?!- zbulwersował się Max.- Wy od początku nie wierzyliście, że nam się uda, prawda?
- To był spisek- dorzucił Jay, ale nikt ich już nie słuchał, ponieważ wszyscy zajadaliśmy się pizzą. No, prawie wszyscy.
- A zamówiliście chociaż wegetariańską?- biedny Loczek wciąż szukał czegoś dla siebie.
- No jasne, że tak. Raczej nikt ci jej nie podwędził- powiedział z pełną buzią Parker.  Wtem usłyszałam ciche "upsi" po lewej stronie i z rozbawieniem spojrzałam na Viky. Chyba nie każdy jeszcze wiedział, że ona też nie toleruje mięsa.
-Jay, siadaj tutaj. Viky też jest wegetarianką- rozjaśniłam sytuację i skończyłam jeść na pół z Nathanem hawajską.
***
- Sun, ile ty sukienek zamierzasz jeszcze przymierzyć?- niecierpliwiła się Viky, kiedy po dwóch godzinach szukania odpowiedniego stroju nic sobie nie upatrzyłam.
- Po prostu muszę znaleźć coś, co będzie mi pasować- odparłam zrezygnowana i weszłam z przyjaciółką do kolejnego sklepu. Chwilowo nie było z nami Nathana, ponieważ poszedł odnieść resztę zakupów do samochodu. Chociaż to tylko cztery torby, i tak będzie mu wygodniej. Jak na razie wybrałam dla siebie sweter i spodnie, a Viky szpilki i torebkę. Przeglądając kolejne modele sukienek, natrafiłam na jedną, która mogłaby się nadawać na dzisiejszy wieczór, a kiedy dziewczyna zauważyła, że jednak coś wpadło mi w oko, natychmiast wysłała mnie do przymierzalni. Sama zabrała ze sobą dwie kreacje. Chociaż wcisnęłam się w strój bez problemu i całkiem fajnie w nim wyglądałam, nie byłam pewna czy brać. Poczekałam chwilkę, aż Viky też założy jedną z sukienek i wyszłam do przyjaciółki. Dopasowany krój i czarny kolor materiału sprawiały, że dziewczyna prezentowała się naprawdę świetnie.
- I jak?- spytałam niepewnie?
- Ty żartujesz? Kupuj tę sukienkę, bo wyglądasz w niej bosko. 
- Kto wygląda bosko, to nie będę wytykać palcem. Zastanowię się jeszcze. 
- Jak chcesz. Chyba nawet nie przymierzam tej drugiej i biorę tą, co mam na sobie- stwierdziła, mówiąc bardziej do siebie niż do mnie. Sukienka rzeczywiście mi się podobała, ale nie do końca byłam do niej przekonana. Po kilki minutach opuściłyśmy sklep, a Sykes, który czekał na nas na zewnątrz, od razu wziął od Viky torbę z zakupami.
- To już skończyłyście?- zdziwił się, gdy skręciłam w stronę wyjścia. 
-  Ja tak, ale Sun nie chce kupić takiej super sukienki, co gdzieś tam wisi- wskazała głową na wieszak, a Nath posłał mi pytające spojrzenie. 
- No okej, nie jest zła, ale nie jestem do niej przekonana. Może coś przekąsimy jeszcze?-zmieniłam temat.
- Czemu nie, tylko najpierw muszę odwiedzić toaletę- a chłopak dołączył się do tego stwierdzenia. Z westchnięciem opuściłam tę dwójkę zmierzając w stronę KFC. Po drodze natknęłam się jeszcze na sklep, gdzie mogłam kupić nową osłonkę dla Viky. Bez wahania  do niego wstąpiłam. Powiedziawszy sprzedawcy o jaki telefon mi chodzi, zostałam zasypana mnóstwem wzorów i modeli. Niemal wszystkie mi się bardzo podobały, ale trochę gonił mnie czas, więc szybko przejrzawszy cały asortyment zdecydowałam się na  biało- czarne etui w kształcie pandy. Dziewczyna uwielbia ten motyw. Mam nadzieję, że się spodoba. A KFC jakimś cudem trafiłam na kasę z dwuosobową kolejką. Gdy zamówiłam trzy b-smarty pojawili się Viky i Nathan. Oboje mieli szerokie uśmiechy na twarzach, czyli spodziewałam się między nimi rozejmu.
***
-Sun!? Gdzie masz szampon?! - krzyczała z łazienki Viky. Za dwie godziny wychodzimy na imprezę więc wypadałoby się zacząć szykować. 
- Obok żelu pod prysznic!- odparłam, chociaż pewnie było to już zbędne. Siedziałam na łóżku i zastanawiałam się co założyć. Pakując się w pośpiechu i nie zwracałam zbyt dużej uwagi na to jakie ubrania zabieram, dlatego miałam przed sobą dwie sukienki i nie mogłam się zdecydować. Jedna czerwona, dość wyzywająca, nie przekonywała mnie do siebie. Druga granatowa, bez pleców. Gdy zastanawiałam się nad dodatkami,  doszłam do wniosku, że lepiej będzie jeśli założę ciemniejszy strój. Ułożyłam wszytko na łóżku i w tym momencie wyszła z łazienki Viky. 
- Masz może suszarkę albo prostownicę?
- Niestety nie,  ale możesz zapytać Jay'a albo poszukać w łazience na dole. 
- A myślisz, że ktoś tam jest teraz?
- Chyba nie, a co?
- To zabieram rzeczy i jak będziesz gotowa, to przyjdź tam do mnie.- i tyle jej było. Z lekkim uśmiechem na twarzy wzięłam kilka potrzebnych rzeczy i poszłam pod prysznic. Nie siedziałam tam długo, ponieważ głowę myłam już rano. Kiedy wyszłam, doznałam małego szoku. Moja sukienka zniknęła, a na jej miejscu leżało duże ładne pudełko z wielką kokardą. Co jak co, ale nie spodziewałam się tego po Viky. Ciekawość zżerała mnie od środku. Powoli podniosłam wieczko,  a w środku zobaczyłam ... sukienkę, którą mierzyłam w galerii i dołączony do niej mały liścik. "Ta to ma pomysły" pomyślałam z uśmiechem, ale treść karteczki mnie zaskoczyła.

Obiecałem Ci doradzić w zakupach i nie wywiązałem się z umowy. Niestety nie widziałem jak świetnie wyglądasz w tej sukience, dlatego mam nadzieję, że zgodzisz się ją założyć na dzisiejszy wieczór.
                                                                              N.

Przeczytałam to jeszcze raz i jeszcze raz i wciąż byłam szoku. To nie Viky, tylko Nathan sprawił mi ten prezent. Nie przeczę, że mi się podobał, jednak nie mogłam tego przyjąć. Rozumiem, że jest zawsze dotrzymuje słowa, ale z tym trochę przesadził. Wzięłam sukienkę i dokładnie ją obejrzałam. Nagle drzwi się otworzyły i do pokoju wpadła Viky.
- Kiedy zdecydowałaś się ją kupić?
- Nie kupiłam jej- odparłam i podałam dziewczynie liścik. Ona też była tym zaskoczona, tak samo jak ja.
- Czemu się nie ubierasz? Za dwadzieścia minut wychodzimy- To już? Strasznie szybko zleciało. Popatrzyłam niepewnie na strój- Sun, na co czekasz? 
- Nie wiem czy to założyć...
-Ale bzdury wygadujesz. Oczywiście, że powinnaś... No, już. Streszczaj się i cię uczeszę.- ponaglała mnie Viky. Ostrożnie ubrałam się w sukienkę, a w połączeniu z boskim szpilkami od Naree było całkiem nieźle. Dziewczyna szybko zrobiła mi delikatnego koka, który w jej wykonaniu zawsze świetnie się sprawdzał. Do tego mocniejszy makijaż. 
- Teraz możesz się przejrzeć- zakomunikowała wesoło przyjaciółka. Odwróciłam się w stronę lustra. Efekt końcowy był po prosty zniewalający. Nie przypuszczałam, że mogę tak dobrze wyglądać w tej sukience. Uściskałam Viky i z wielkimi uśmiechami zeszłyśmy do salonu. Oczywiście tradycji stało się zadość i my, czyli dziewczyny, byłyśmy ostatnie. Chłopcy stali tyłem do schodów i gdyby Viky nie kichnęła, nawet nie zorientowaliby się, że przyszłyśmy.  
- Na zdrowie- odpowiedzieli automatycznie i zaczęli lustrować nas wzrokiem. Czułam się przez to troszkę niezręcznie. Spojrzałam na Sykesa, a kiedy dostrzegł mój wzrok, na jego twarz wkradł się mały uśmiech. Podeszłam do niego, a wtedy on szepnął mi do ucha
- Wyglądasz cudownie w tej kreacji, nawet lepiej niż sobie wyobrażałem.
- Dzięki, ale..
- Gołąbeczki, zbieramy się- przerwał nam Max. Po jego minie widziałam, że zrobił to z premedytacją. I co ciekawsze, zaczął o czymś gawędzić z Viky.
***
Przy stoliku czekały już na nas Naree i Kels. Dziewczyny ucieszyły się na nasz widok i natychmiast zostały czule powitane przez swoich chłopaków. Jeszcze nie zdążyliśmy się wygodnie rozsiąść, a kelner przyniósł zamówione przez Jay'a drinki. 
- Poznajcie się . Viky, Naree i Klesey. Kelsy i Naree, Viky- przedstawiłam je sobie.
- W takim razie na początek wypijamy za świetną zabawę- zaczął Jay. Po chwili Parker porwał swoją dziewczynę i ruszyli na parkiet. Siva szybko poszedł w jego ślady. Nawet Max i Viky zniknęli gdzieś w tłumie. 
- Zatańczymy? - spyta Nath. Zgodziłam się. Chłopak poprowadził mnie na środek sali. Był naprawdę świetnym tancerzem i nawet nie zauważyłam kiedy minął kilka dość szybkich kawałków. Miałam ochotę się napić. Zaczęliśmy kierować się w stronę stolika, ale Sykes złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. 
- Jeszcze ta piosenka i wracamy- powiedział. Przez sekundę zastanawiałam się "czemu", ale kiedy usłyszałam pierwsze dźwięki, już wiedziałam o co chodzi. Przytulaniec. Część osób opuściła parkiet, ale nadal było tłoczno. Uśmiechnęłam się do chłopaka i zarzuciłam ręce na jego szyję.
-  Mam nadzieję, że ci prezent ci się podoba.
- Jasne, że tak, ale zaskoczyłeś mnie nim. Dziękuję
- Taki miałem zamiar. W ogóle ślicznie wyglądasz
- Ale wiesz, że nie musiałeś
- Mhm- wymruczał wtulając się moje włosy. Dzięki moim cudownym butom byliśmy niemal równi.
- Jak mam ci podzięko...- nie skończyłam, ponieważ chłopak mnie pocałował. Widząc wesołe iskierki w jego oczach, odwzajemniłam pocałunek.
- Może być tak- dodał, gdy się oderwaliśmy od siebie. Ach, tak? Uśmiechnęłam się lekko. Skoro chce takiej zapłaty, to ją otrzyma. Tym razem ja go pocałowałam i przerwałam w chwili, gdy skończyła się piosenka. Wróciliśmy do stolika. Jay'a nie było, ale dostrzegłam go przy barze, gdzie podrywał jakąś laskę. Sivy i Naree też jeszcze nie było, albo lepiej powiedzieć " już nie było", bo przed chwilą się ulotnili. Jedynie Kels i Tom coś pili non stop okazując sobie czułości oraz Max i Viky, którzy raptownie zamilkli widząc mnie i Nathana. 
- Sun, Max nie pozwala mi pić!- zdenerwowała się dziewczyna. A to niespodzianka.
- Serio Max?
- Wypiła cztery drinki, a jutro ma nie mieć kaca- słysząc to, zaczęłam się śmiać. Nie znam osoby, która ma lepszą głowę do picia niż Viky. Chociaż ja szybko odpływam, nie mam kaca. A ona? Pije ile chce i dopiero w bardzo krytycznych sytuacjach budzi się z bólem głowy. Dziewczyna widząc zdezorientowanie Max, wyrwała mu z ręki szklankę. Z tryumfalną miną zaczęła pić drink, robiąc chłopakowi na złość.
- Zobaczymy, czy po piątym będziesz się tak trzymać- zastanawiał się George i wręczył jej kolejny napój. 
- To teraz idziemy tańczyć.
- Co jest z Maxem?- spytałam, kiedy ta dwójka zniknęła mi z pola widzenia.
- Po prostu bardzo polubił Viky i znalazł w niej bratnią duszę
- A on coś...
- Traktuje ją jak młodszą siostrę.  Jakby coś do niej miał, byłby inny. No i lepiej, że Max się zajmuje Viky a nie Jay
- W sumie racja- skończyłam swojego drinka i znów ruszyłam z Nathanem na parkiet. Tym razem nie tańczyłam tylko z nim i zaliczyłam kilka piosenek z Maxem, z Sivą, Jayem i jedną z Tomem. Kiedy wróciliśmy do stolika, Kaneswaran z Naree zmyli się do mieszkania dziewczyny, natomiast Jay urządził sobie niezłą popijawę z Maxem i Nathanem. Tom szybko do nich dołączył, a ja z Viką ze śmiechem obserwowałam ich zabawę.
-  Cieszę się, że masz tutaj takich super znajomych- zaczęła Viky.
- Ale i tak nie zastąpią ciebie. Tak w ogóle jak ci się podoba?
- Jest zajebiście no i ...
-Słońce moje kochane, pomóż nam- Max przypomniał sobie o naszej obecności.
- Co wymyśliliście?
- Bo się założyłem z BabyNathem, że do wtorku nie wytrzymacie bez buziaków,  a ten kretyn mi przeczy. I ja mówię, że zapomni i ja też, i dlatego nagraj ten zakład- poprosił trochę nieskładnie, co drugie słowo popijając. Gdybym nie wypiła wcześniej, pewnie byłabym w szoku, ale że alkohol robi swoje natychmiast poparłam Nathana, a Viky chyba wszystko nagrała.

____________________________________
Hej Miśki! Mam nadzieję, że Wam się podoba =)  Chcę Was poinformować, że prawdopodobnie w przyszłą niedzielę nie nie dodam rozdziału z powodów zdrowotnych. Tak na serio jestem  w sanatorium i nie mam tam warunków na pisanie. Mogę Wam natomiast obiecać, że kiedy już wrócę na stałe do domu ( za dwa tygodnie) to w tygodniu dorzucę zaległy rozdział =P 


niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział 20

Kakao pomaga zasnąć

Przed domem zauważyłam służbowy samochód taty. Przecież mama mówiła, że nie będzie go wcześniej niż za kilka dni. Chyba, że coś się stało… Przyspieszyłam kroku. Już wchodząc do środka słyszałam głośną kłótnię rodziców. Zaskoczona szybko skierowałam się do salonu, skąd dochodziły krzyki. Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Oni nigdy się tak nie zachowywali. Zawsze byli spokojni, czasem ich za to podziwiałam. A dzisiaj?
- Tess, dobrze, że już jesteś- zaczęła mama. Fakt, że zwróciła się do mnie pełnym imieniem zwiastował coś niedobrego. Ostatnio tak mówiła prawie rok temu, jak wróciłam z imprezy w dość opłakanym stanie. Jednak teraz nic nie zrobiłam…
- C-co się stało?- spytałam patrząc na twarze rodziców. Zero reakcji. Posłali sobie zawistne spojrzenia. Mama starała się unikać odpowiedzi, spoglądając na ojca.
- Może powiedziałabyś swojej córeczce po co ją do cholery tu ściągnęłaś. – zdenerwował się tata.
- To jej powiedz! Przyznaj się jak przez ostanie dwa lata mnie zdradzałeś sądząc, że ja tego nie widzę!  Śmiało, powiedz jej, że celowo zaaranżowałeś przeprowadzkę,  wmawiając mi, że w ten sposób chcesz skończyć z tamtą kobietą, a tak naprawdę zrobiłeś to tylko po to, żeby całkowici dociąć się od rodziny pod pretekstem durnych delegacji!!!-  mama porządnie się wkurzyła. Chociaż starała się ukryć, jak wielki ból sprawia jej mówienie tego wszystkiego, nie zdołała powstrzymać łez.
- Zwal teraz całą winę na mnie!
- Tato? Nie wierzyłam, w to co słyszałam. Wydawało mi się, że jesteśmy kochająco się rodziną, że takie rzeczy dzieją się tylko w tandetnych programach i że nas to nie spotka. Nigdy nie przypuszczałabym, że tata zrobiłby coś takiego…
- Nie nawyzywaj mnie w ten sposób Thereso. Nie jestem twoim ojcem. - odparł wrogim tonem . Zrobiło mi się słabo, ale nie dałam tego po sobie poznać. Delikatnie oparłam się o ścianę i posłałam w stronę mamy pytające spojrzenie.
- To prawda. Chcieliśmy… Chciałam ci powiedzieć o tym w innych okolicznościach, ale wyszło jak wyszło. W każdym razie Robert nie jest twoim ojcem. Rok po ślubie go zdradziłam. Później urodziłaś się ty- przerwała na chwilę, patrząc na mnie ze smutkiem. Jej słowa docierały do mnie z lekkim opóźnieniem, a każde kolejne zdanie powodowało, że w moich oczach pojawiały się łzy.- Robert wiedział o wszystkim, traktował cię jak własną córkę do momentu kiedy przestało mu całkowicie zależeć na rodzinie. Planowałam cię tylko poinformować, że bierzemy rozwód i przykro mi, że musiałaś słuchać naszej kłótni.
- Tobie jest przykro ?! Przez cały czas żyłam w kłamstwie! Oszukiwaliście mnie, a teraz mówisz jak gdyby nic takiego się nie stało, że jest ci przykro?
- Tess, kochanie…- mama chciała mnie uspokoić i przytulić. Gwałtownie się do niej odsunęłam.
- Nie, zostaw mnie!- krzyknęłam przez łzy i pobiegłam do swojego pokoju. Będąc na schodach, usłyszałam jeszcze  fragment rozmowy
- Jadę po Luizę. Za godzinę ma cię tu nie być i zabierz wszystkie swoje rzeczy!!!

 Kiedy znalazłam się w swoim pokoju, zamknęłam drzwi na klucz i zrezygnowana zsunęłam się po ścianie podkurczając nogi pod siebie. Łzy same cisnęły mi się do oczu, nie próbowałam ich nawet powstrzymać. Jak oni mogli mnie tak oszukiwać? Bo niby dzięki temu miało być lepiej? Czy oni naprawdę sądzili, że nigdy nie będą musieli powiedzieć mi prawdy? A ta… A człowiek, którego uważałam za ojca w jednej chwili kompletnie się mnie wyparł. Ponad osiemnaście lat traktował mnie jak córkę i był dla mnie tatą, a nagle nie chce mnie ze mną nic wspólnego? W dodatku przez kilkanaście miesięcy zdradzał mamę udając przed nami, że wszystko jest w porządku. Nie ma co, aktorzy z nich świetni.  Dopiero teraz, po przyjeździe do Anglii wszytko  zaczęło się psuć. Chociaż nie wiem, czy to jest dobre określenie.  Odkąd się przeprowadziliśmy, po prostu uwidoczniły się napięte relacje między rodzicami tzn. między mamą i Robertem. Z jednej strony to dobrze, że mama chce się od tego uwolnić, ale…. Najbardziej na tym ucierpi Lou. Szkoda mi jej.
Usłyszałam trzask drzwi. Podeszłam do okna i zauważyłam odjeżdżające auto. Zostałam sama w domu. W miejscu, które już zawsze będzie mi przypominać o dzisiejszej „rozmowie”. Nie chciałam widzieć się z mamą, kiedy wróci do domu. Nie zamierzałam słuchać wyjaśnień z jej strony. Nie miałam ochoty spędzać z nią czasu. Muszę sama przemyśleć to wszystko jeszcze raz na spokojnie, a jej obecność jedynie to utrudni. Niewiele myśląc wyjęłam z szafy średniej wielkości torbę podróżną i zaczęłam wrzucać do niej najpotrzebniejsze rzeczy, trochę ubrań. W łazience szybko poprawiłam swój wygląd, żeby nie odstraszać w autobusie ludzi i poszłam na przystanek autobusowy.

Niepewnie zapukałam do drzwi, zapominając, że miałam tego nie robić. Jednak wtedy to nie miało dla mnie żadnego znaczenia. W myślach wciąż słyszałam jedno zdanie „Nie jestem twoim ojcem”.
- Sun, co się stało?- otworzył mi Nath wyraźnie zaskoczony moim nagłym pojawieniem się.
- Mogę spać dzisiaj u was?- zapytałam z smutkiem.
- Jasne, chodź. W kuchni Jay robi pizzę- powiedział biorąc moją torbę. Chłopak skierował się na piętro,  a ja do Loczka. Rzeczywiście McGuiness miał na sobie zabawny fartuszek i kończył przygotowywać ciasto. Stojąc w wejściu, w ciszy obserwowałam jego poczynania. Ser i pieczarki  na jedną, a salami na drugą pizzę. Dopiero gdy wstawił obie blachy do piekarnika, zauważył moją osobę.
- Sun, jak ja cię dawno nie widziałem- podszedł mnie przytulić.
-Masz rację, godzina to bardzo długo- odparłam z uśmiechem.
- Oj, to się nie liczy. Tylko w drzwiach się minęliśmy.
- Właśnie!- do rozmowy wtrącił się Max. Zaraz po nim przyszedł Tom z Sivą. Rozsiedliśmy się w salonie oglądając przypadkowe programy. W pewnym momencie Parker przejął pilot i przełączył na jakąś nudną telenowelę, co spotkał się z ogólnym sprzeciwem.
- To tylko ostatni odcinek. Po prostu muszę to zobaczyć-bronił się dzielnie. Nikt go jednak nie słuchał- Chociaż pół godziny. Też was wciągnie. Teraz Pablo się wyprowadza z domu bo Karmen go zdradzała i ma dziecko z innym.

To krótkie streszczenie zainteresowało Maxa,  a mnie niestety zepsuło humor. Sytuacja znajoma, chociaż w firmie. Nie wierzę, że w moim życiu też doszło do czegoś tak niewiarygodnego. Pod pretekstem wizyty w toalecie opuściłam salon. Wszytko byłoby dobrze gdym niechcący nie wpadła na Nathana przy schodach. Chłopak złapał mnie ratując przed upadkiem, ale tym samym zauważył w moich oczach łzy. Bez słowa złapał mnie za rękę i zabrał do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku  opierając się o zagłówek i tuląc do siebie dużą mięciutką poduszkę. Natha zajął miejsce obok i tak samo jak dwie godziny wcześniej, nieco przeciągnął mnie  w swoją stronę, przytulając.
- Co się dzieje?- szepnął zamykając mnie w uścisku. Przyjemna woń jego perfum na moment odwróciła moją uwagę od całej sytuacji, ale nie powstrzymała płaczu. W ramionach Natha czułam się bezpiecznie. Zupełnie tak, jakby sama jego obecność spychała wszystkie problemy na dalszy plan. Zwlekałam z odpowiedzią. Nagle rozległo się pukaninie.
- Młody, oddawaj Sum, bo pizza gotowa- zakomunikował Jay i odszedł. Na te słowa mój brzuszek dał o znać o swoim istnieniu, jednak nigdzie nie chciałam iść. Sykes zaoferował, że przyniesie jedzenie. W tym czasie poszłam do łazienki i zmyłam nieco makijaż.  Gdy wróciłam, chłopak już siedział topił swoją porcję w ketchupie. Poszłam w jego ślady, jednak zdecydowałam się na znacznie mniejszą porcję przyprawy.
-Sun, jedz. Co jak co, ale Jay robi znakomitą pizzę- zachęcał mnie, kiedy niepewnie patrzyłam na talerz. Z uśmiechem zabrałam się konsumowanie i dziwo pizza była przepyszna.  Dobrze, że Nath wziął kilka kawałków i nie musiałam schodzić po dokładkę.
- Skoro już Cię nakarmiliśmy- zaczął chłopak z poważną miną, na co miałam ochotę się śmiać- to powiedz mi, skąd ta nagła decyzja o przeprowadzce.
- …
- Dobra, nie naciskam. Idziemy na dół?

***

Po maratonie filmowym, który trwał ponad sześć godzin, zmęczeni wróciliśmy do swoich pokoi. Tak właściwie, to reszta już dawno spała, a ja z Tomem postanowiłam posprzątać. Nie robiąc zbędnego hałasu pozbieraliśmy wszystkie papierki, puszki i opakowania po ciastkach. Później zmiotłam jeszcze podłogę  i zmyłam  szklanki. Tom odpadł kilka minut wcześniej. Po powrocie do sypialni zdecydowałam się na szybki prysznic, bo nie miałam już siły siedzieć dłużej w łazience. Przebrałam się w piżamkę i wskoczyłam do łóżka. Miałam nadzieję szybko zasnąć, ponieważ nie chciałam myśleć o tym, czego się dzisiaj dowiedziałam. Zamierzałam jeszcze ustawić budzik, ale gdy tylko odblokowałam ekran, doznałam lekkiego szoku. Prawie dwadzieścia nieodebranych połączeń od mamy i kilka smsów. Ostatni sprzed dziesięciu minut. Ważkie zawierały identyczną treść "Słońce gdzie jesteś? Martwimy się o ciebie, wracaj do domu". Teraz się martwią, ale kiedy niemal wykrzyczeli mi prosto w twarz, że "ojciec" nie chce mnie już znać, bo jestem efektem błędu popełnionego przez matkę, to wtedy nie interesowali się jak zareaguję. Mimo wszytko zrobiło mi się trochę szkoda mamy, więc odpisałam "Ze mną jest wszystko w porządku, nie martw się". Po wysłaniu wiadomości wyłączyłam urządzenie

Przez ten telefon wróciłam myślami do dzisiejszego popołudnia. Jeszcze raz starałam się przeanalizować całą sytuację, odtwarzając w myślach wszystkie wypowiedzi. Skuliłam się  do pozycji embrionalnej, a do oczu napłynęły mi łzy. Teraz z pewnością nie usnę. Sięgnęłam po chusteczkę, a kiedy wydmuchałam nos, najciszej jak umiałam zeszłam do kuchni. Zegar na ścianie wskazywał kilka minut po pierwszej.  Ciemność, zakłócona jedynie wpadającym przez okno światłem lamp, sprawiała, że dom wyglądał zupełnie inaczej. Brak głośnych śmiechów i wygłupów oraz nienaturalny dla tego miejsca spokój wraz z równomiernym tykaniem zegara działał na mnie usypiająco. Usiadłam przy wysepce kuchennej. Podparłam głowę rękami, ale za każdym razem gdy zamykałam oczy, powracał obraz kłócących  się rodziców. To było straszne. W pewnym momencie poczułam jak ktoś zakrywa mi usta dłonią. Przerażona odwróciłam się do tyłu, a kiedy zobaczyłam Nathana, pokazującego żebym nie krzyczała, zdjęłam jego rękę i z ulgą powoli wpuściłam powietrze.
-  Co ty tu robisz? - zapytał szeptem siadając naprzeciwko mnie. Spuściłam głowę,  a luźne kosmyki włosów zasłoniły moją twarz, chociaż to nie było konieczne ze względu na wszechobecną ciemność.
- Nie mogę spać- odparłam wymijająco. Przez moment czułam na sobie wzrok chłopaka, a po chwili wstał i zaczął coś gotować.
- Co robisz?
-Kakao. W sumie miałem na nie ochotę no i kakao pomaga zasnąć- wytłumaczył wesoło. Przebywanie z nim sam na sam przypomniało mi o naszym spotkaniu sprzed kilku godzin . Przez ten cały pocałunek nie byłam pewna czy nadal jesteśmy przyjaciółmi czy to coś więcej. Owszem, traktowałam Nathana jak prawdziwego przyjaciela, ponieważ mogłam mu zaufać i zawsze mi pomagał, ale w jego obecności czułam też, że nie muszę niczego obawiać, a to uczucie podczas całowania... Realnie jednak rzecz biorąc on może mieć każdą więc jakie są szanse, że zakochałby się we mnie? No właśnie...
- Proszę- postawił przede mną  gorące kakao wyrywając mnie z zamyślenia. Powoli piłam napój obserwując chłopaka, który był najwidoczniej nieświadomy mojego zachowania, gdyż nad czymś intensywnie  się zastanawiał. W takiej ciszy opróżniliśmy kubki.
- Wracamy?
-Um....Tak- odpowiedziałam, chociaż wcale nie miałam na to ochoty. Dlaczego? Powrót do sypialni wiązałby się z próbą zaśnięcia, a to z kolei przywołuje to, o czym tak bardzo nie chcę pamiętać. Przed pokojami zatrzymaliśmy się na chwilę.
- Dobranoc Sun.
- Nath, mógłbyś ze mną chwilę posiedzieć?- poprosiłam. Słowa same wypłynęły z moich ust zanim zdążyłam się nad nimi zastanowić. Mimo to chłopak bez słowa wszedł ze mną do środka. Pierwszy siadł na łóżku opierając się o ścianę, a ja umiejscowiłam się obok, układając głowę na  jego ramieniu.
- Jak byś czuł, gdybyś nagle dowiedział się, że twoja rodzina jest fikcją?
- Z pewnością byłoby mi ciężko, ale dlaczego o to pytasz?
- Bo właśnie dlatego wróciłam wtedy do domu- wyszeptałam. Zamrugałam szybko próbując powstrzymać łzy, ale to nic nie dało.  Chłopak patrzył na mnie zaskoczony. Zdławionym głosem próbowałam opowiadać dalej- Kiedy zadzwoniła mama, wiedziałam, że coś się stało. W domu już na wejściu  słyszałam kłótnię rodziców,  a oni nigdy się nie kłócą- podniosłam lekko głoś i zrobiłam przerwę, żeby odetchnąć. Nath mnie objął ramieniem i przytulił.
- Powiedzieli, że biorą rozwód. Niby coś normalnego, no nie? Ludzie cały czas się rozwodzą. Ale wiesz czemu to robią? Bo ponad dwa lata ojciec zdradzał mamę, a ona o tym wiedziała. Rozumiesz? Wiedziała. A przeprowadzkę ojciec  zrobił specjalnie. No i ostatnio przesadził, bo się od nas całkowicie już odsunął- rozpłakałam się na dobre. Nath tulił mnie do siebie, gładząc ręką moje włosy.
-Cii... Już dobrze. Moi rodzice też się rozwiedli. Po za tym masz nas, pomożemy ci - szeptał cicho do ucha. Kiedy się odrobinkę uspokoiłam, podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy.
- Ale ty nic nie rozumiesz. Osobą, którą uważałam za ojca wcale nim nie jest. A ja się urodziłam bo mama zdradziła go kilkanaście lat temu- powiedziałam na jednym wydechu. Chłopak przez chwilę analizował moje słowa.
-Sun... - otarł kciukami moje łzy.- Wiem, że teraz cierpisz z tego powodu i to z pewnością jest dla ciebie bardzo trudne, ale wiedz, że jesteś wspaniałą dziewczyną i ludzi nie interesuje to, kim są twoi rodzice. Ważne jest, kim ty jesteś. A jesteś naprawdę wyjątkowa, utalentowana, kochana...- zaczął wyliczać, a ja patrzyłam na niego zszokowana. Zaskoczył mnie. Chociaż z drugiej strony może tak mówić, żebym się uspokoiła. Taaa... Moja nieufność daje o sobie znać.
- Nie mów, że...
-Że jesteś cudowna?- uśmiechnął się delikatnie.- Uwierz mi, że nie kłamię. Jesteś dla mnie ważna i nie pozwolę, żebyś się zadręczała problemami- dodał cięższej całując mnie w czubek głowy. Nawet nie wiem kiedy z pozycji siedzącej zsunęłam się do leżącej. Nathan chciał chyba wstać, ale widząc moje przestraszone spojrzenie, powiedział:
- Nie bój się, zostanę jeśli chcesz. - skinęłam lekko, ale to wystarczyło, żeby chłopak z powrotem położył się obok mnie. Od razu położył rękę na moim brzuchu i wtulając twarz w moje włosy, szepnął:
- Dobranoc Sun.- Jego bliska obecność i szczere słowa poprawiły mi nastrój. Może rzeczywiście  nie powinnam brać tego do siebie? Skoro liczy się tylko to, jaka ja jestem, nie powinnam przejmować się ojcem ani tym, jak zachowała się mama. Czasu nie cofnę i nic nie zmienię. Muszę samodzielnie walczyć o swoje i nigdy się nie poddawać. Z takim postanowieniem zasnęłam.